„Kiedy
zbliżał się do Jerycha, jakiś niewidomy siedział i żebrał. Gdy usłyszał, że
tłum przeciąga, dowiadywał się, co się dzieje. Powiedzieli mu, że Jezus z
Nazaretu przechodzi. Wtedy zaczął wołać: „Jezusie, Synu Dawida, ulituj się nade
mną!” Ci, co szli na przedzie, nastawali na niego, żeby umilkł. Lecz on jeszcze
głośniej wołał: „Jezusie, Synu Dawida, ulituj się nade mną”! Jezus przystanął i
kazał przyprowadzić go do siebie. A, gdy się zbliżył, zapytał go: „Co chcesz,
abym ci uczynił?” Odpowiedział: Panie, żebym przejrzał. Jezus mu odrzekł:
„Przejrzyj, twoja wiara cię uzdrowiła.” Natychmiast przejrzał i szedł za Nim,
wielbiąc Boga. Także cały lud, który to widział, oddał chwałę Bogu.”
(Łk 8,35-43)
Jestem niczym ślepiec
żebrzący na ulicach Jerycha. Całym ciałem i duszą czuję żywą obecność Boga w
moim codziennym podróżowaniu z przystanku minuty do celu godziny czy miesiąca,
a w konsekwencji kolejnego roku odmierzanej wskazówkami zegara doczesności.
Czuję Go bardzo wyraźnie i namacalnie. Dzięki Bożej obecności nie tracę miłości
i szacunku do wszelkiego stworzenia. Dzięki Bożej obecności w mojej codziennej
tułaczce z dnia na dzień szlakiem pogrążonej we śnie nocy nie odczuwam żalu z
powodu przemijania czy kruchości życia doczesnego, nie zadręczam się
niepowodzeniami i nie upadam na kolana rezygnacji pod ciężarem nieszczęść lub
trudności, chorób czy cierpień, z jakimi każdemu człowiekowi przychodzi się
zmierzać na ringu rozgrywającej się teraźniejszości. Całym ciałem i duszą
czuję, że Ojciec Wszechmogący wiernie mi towarzyszy w każdych momentach, we
wszystkich sytuacjach, przyglądając się mi bardzo uważnie i obserwując pierwsze
kroki stawiane przeze mnie w debiutach nowych wydarzeń oraz etapy mojego
dorastania i wzrastania, moje wzloty i upadki, których niestety bywa znacznie
więcej w moim dojrzewaniu duchowym niż powodów do Ojcowskiej dumy oraz
zadowolenia. Czuję żywą obecność Boga w moim codziennym podróżowaniu. Czuję
również jego zapach – zapach wiatru, który jest świeży i piękny, doprawiony aromatem
nadziei, kojący i delikatny, a jednocześnie niezwykle trudny do opisania.
Słyszę odgłos Jego kroków, szelest Jego szaty, szept i barwę głosu, ale… Go nie
widzę jako człowieka stojącego przede mną twarzą w twarz, oko w oko, nie widzę
Jego Oblicza, którym mogła się rozkoszować chociażby św. Faustyna, dlatego
niczym ślepiec z Jerycha „słyszę, że tłum przeciąga i że w każdej sekundzie doczesnego
zgiełku ludzkich ścieżek Jezus z Nazaretu przechodzi” przez zwykłą codzienność
wtopiony w lud.
Kocham towarzystwo
Boga. Kocham być z Nim i w Nim. Kocham chwile, w których u boku samotności z
kubkiem świeżo zaparzonej kawy siedzę z Panem Bogiem przy wspólnym stole… Ciało
i dusza rozpływają się w Miłości, w rozkoszy cudownego, nieziemskiego
szczęścia, a ja rozpływam się w błogim milczeniu, delektując się ciszą, smakiem
kawy i podziwiając piękno Bożego dzieła, rozpościerającego się przede mną
panoramą obrazu, odrysowanego w szybie a ozdobionego ramami balkonowych okien…
Nie ma nic wspanialszego nad te wspólnie z Ojcem Niebieskim spędzone chwile,
nad tę żywą obecność Pana w jakże banalnych, a świętych dla mnie momentach
ludzkiego życia.
Kocham rozmawiać z
Panem Bogiem. Nie ma bowiem na świecie bardziej cierpliwego, pokornego,
wyrozumiałego i chłonnego słuchacza jak Ojciec Niebieski. Powierzam Mu swoje
zmartwienia, troski, radości. Opowiadam o osobistych spostrzeżeniach, o
marzeniach i pragnieniach, o pasjach i zamiłowaniach. Dzielę się z Nim
najwstydliwszymi tajemnicami duszy i słabościami ciała. Powierzam Mu całą siebie
i wszystkich tych, którzy najbardziej potrzebują Jego Miłosierdzia. Mówię
również o wątpliwościach, które mnie zadręczają. Pytam, w jaki sposób w danej
sytuacji wobec konkretnego człowieka by postąpił?, jakby się zachował?!...
Pytam, jakie ma zdanie na temat wydarzeń czy ustaleń rozgrywających się na
scenie politycznej czy społecznej?, co Mu się podoba, a co jest niemile przez
Niego widziane?... A, On – chociaż doskonale zna wszystkie moje rozterki oraz
radości, chociaż zna mnie lepiej niż ja samą siebie kiedykolwiek będę w stanie
poznać – cierpliwie słucha, wysłuchuje, a później odpowiada Słowem Pisma
Świętego.
Nie chciałabym
rozczarować Ojca Niebieskiego czy Go zranić i to nie dlatego!, że się boję Boga
– Jego Sprawiedliwości w osądzie moich myśli, uczynków czy zaniedbania, ale
dlatego, że Go szczerze kocham. Z tego właśnie powodu – z powodu Miłości pragnę
być spełnieniem Jego woli a nie namiastką własnych decyzji i wyborów. W owym
więc celu, kiedy „słyszę, że tłum przeciąga a Jezus przechodzi” ulicami ludzkiej
codzienności, ruszam i idę za Nim, by chłonąć jak najwięcej z głoszonego Słowa,
z przekazywanej Nauki, by prawdziwie być dzieckiem Króla, ale… często „ci,
którzy idą na przedzie, nastawają na mnie, żebym zamilkła”, jakbym była
niegodna być uczennicą Pana, jakby znali mnie lepiej niż Sam Jezus Chrystus,
jakby dzięki owej znajomości posiadali prawo podejmowania decyzji w Imię Syna
Bożego.
Nie poddaję się jednak
i wchodzę w tłum, uparcie przeciskając się do przodu w kierunku Pasterza i
wołając za Nim: „Jezusie, Synu Dawida, ulituj się nade mną!”. Wiem bowiem, że
nikt i nic nie jest w stanie poprowadzić mnie Drogą Zbawienia do Królestwa
Niebieskiego przed Oblicze Boga jak Sam Chrystus. Z Nim mogę wszystko. Bez
Niego zaś nie jestem w stanie uczynić nic, bo bez Niego jestem po prostu niczym.
Idę więc uparcie za Chrystusem. Upadam. Wstaję i idę za Nim, wołając
niestrudzenie: „Jezusie, Synu Dawida, ulituj się nade mną!”. Ludzie mnie ganią,
krytykują, kuksańcami odsuwają w bok, budząc we mnie wątpliwości wobec samej
siebie, zmuszając do przemyśleń, oceniając moje serce, które tak naprawdę widzi
i zna jedynie Bóg. Upadam w poczuciu nędzy i marności, odczuwając coraz większy
i coraz bardziej zachłanny głód Miłości, więc podnoszę się i zawzięcie ruszam do
przodu za Zbawicielem, krzycząc błagalnie: „Jezusie, Synu Dawida, ulituj się nade
mną!”.
Cały czas duchowo się umacniam
i rozwijam, dojrzewając w wierze. Pragnę mieć serce ukształtowane na wzór serca
Jezusa. Pragnę mieć oczy, w których ludzie będą mogli zobaczyć przenikliwe spojrzenie
Boga. Pragnę przejrzeć, więc nieudolnie i nędznie, ale uparcie przeciskam się przez
tłum, wołając błagalnie: „Jezusie, Synu Dawida, ulituj się nade mną!”.