czwartek, 28 czerwca 2018

ŚLEPIEC


„Kiedy zbliżał się do Jerycha, jakiś niewidomy siedział i żebrał. Gdy usłyszał, że tłum przeciąga, dowiadywał się, co się dzieje. Powiedzieli mu, że Jezus z Nazaretu przechodzi. Wtedy zaczął wołać: „Jezusie, Synu Dawida, ulituj się nade mną!” Ci, co szli na przedzie, nastawali na niego, żeby umilkł. Lecz on jeszcze głośniej wołał: „Jezusie, Synu Dawida, ulituj się nade mną”! Jezus przystanął i kazał przyprowadzić go do siebie. A, gdy się zbliżył, zapytał go: „Co chcesz, abym ci uczynił?” Odpowiedział: Panie, żebym przejrzał. Jezus mu odrzekł: „Przejrzyj, twoja wiara cię uzdrowiła.” Natychmiast przejrzał i szedł za Nim, wielbiąc Boga. Także cały lud, który to widział, oddał chwałę Bogu.”
(Łk 8,35-43)

Jestem niczym ślepiec żebrzący na ulicach Jerycha. Całym ciałem i duszą czuję żywą obecność Boga w moim codziennym podróżowaniu z przystanku minuty do celu godziny czy miesiąca, a w konsekwencji kolejnego roku odmierzanej wskazówkami zegara doczesności. Czuję Go bardzo wyraźnie i namacalnie. Dzięki Bożej obecności nie tracę miłości i szacunku do wszelkiego stworzenia. Dzięki Bożej obecności w mojej codziennej tułaczce z dnia na dzień szlakiem pogrążonej we śnie nocy nie odczuwam żalu z powodu przemijania czy kruchości życia doczesnego, nie zadręczam się niepowodzeniami i nie upadam na kolana rezygnacji pod ciężarem nieszczęść lub trudności, chorób czy cierpień, z jakimi każdemu człowiekowi przychodzi się zmierzać na ringu rozgrywającej się teraźniejszości. Całym ciałem i duszą czuję, że Ojciec Wszechmogący wiernie mi towarzyszy w każdych momentach, we wszystkich sytuacjach, przyglądając się mi bardzo uważnie i obserwując pierwsze kroki stawiane przeze mnie w debiutach nowych wydarzeń oraz etapy mojego dorastania i wzrastania, moje wzloty i upadki, których niestety bywa znacznie więcej w moim dojrzewaniu duchowym niż powodów do Ojcowskiej dumy oraz zadowolenia. Czuję żywą obecność Boga w moim codziennym podróżowaniu. Czuję również jego zapach – zapach wiatru, który jest świeży i piękny, doprawiony aromatem nadziei, kojący i delikatny, a jednocześnie niezwykle trudny do opisania. Słyszę odgłos Jego kroków, szelest Jego szaty, szept i barwę głosu, ale… Go nie widzę jako człowieka stojącego przede mną twarzą w twarz, oko w oko, nie widzę Jego Oblicza, którym mogła się rozkoszować chociażby św. Faustyna, dlatego niczym ślepiec z Jerycha „słyszę, że tłum przeciąga i że w każdej sekundzie doczesnego zgiełku ludzkich ścieżek Jezus z Nazaretu przechodzi” przez zwykłą codzienność wtopiony w lud.
Kocham towarzystwo Boga. Kocham być z Nim i w Nim. Kocham chwile, w których u boku samotności z kubkiem świeżo zaparzonej kawy siedzę z Panem Bogiem przy wspólnym stole… Ciało i dusza rozpływają się w Miłości, w rozkoszy cudownego, nieziemskiego szczęścia, a ja rozpływam się w błogim milczeniu, delektując się ciszą, smakiem kawy i podziwiając piękno Bożego dzieła, rozpościerającego się przede mną panoramą obrazu, odrysowanego w szybie a ozdobionego ramami balkonowych okien… Nie ma nic wspanialszego nad te wspólnie z Ojcem Niebieskim spędzone chwile, nad tę żywą obecność Pana w jakże banalnych, a świętych dla mnie momentach ludzkiego życia.
Kocham rozmawiać z Panem Bogiem. Nie ma bowiem na świecie bardziej cierpliwego, pokornego, wyrozumiałego i chłonnego słuchacza jak Ojciec Niebieski. Powierzam Mu swoje zmartwienia, troski, radości. Opowiadam o osobistych spostrzeżeniach, o marzeniach i pragnieniach, o pasjach i zamiłowaniach. Dzielę się z Nim najwstydliwszymi tajemnicami duszy i słabościami ciała. Powierzam Mu całą siebie i wszystkich tych, którzy najbardziej potrzebują Jego Miłosierdzia. Mówię również o wątpliwościach, które mnie zadręczają. Pytam, w jaki sposób w danej sytuacji wobec konkretnego człowieka by postąpił?, jakby się zachował?!... Pytam, jakie ma zdanie na temat wydarzeń czy ustaleń rozgrywających się na scenie politycznej czy społecznej?, co Mu się podoba, a co jest niemile przez Niego widziane?... A, On – chociaż doskonale zna wszystkie moje rozterki oraz radości, chociaż zna mnie lepiej niż ja samą siebie kiedykolwiek będę w stanie poznać – cierpliwie słucha, wysłuchuje, a później odpowiada Słowem Pisma Świętego.
Nie chciałabym rozczarować Ojca Niebieskiego czy Go zranić i to nie dlatego!, że się boję Boga – Jego Sprawiedliwości w osądzie moich myśli, uczynków czy zaniedbania, ale dlatego, że Go szczerze kocham. Z tego właśnie powodu – z powodu Miłości pragnę być spełnieniem Jego woli a nie namiastką własnych decyzji i wyborów. W owym więc celu, kiedy „słyszę, że tłum przeciąga a Jezus przechodzi” ulicami ludzkiej codzienności, ruszam i idę za Nim, by chłonąć jak najwięcej z głoszonego Słowa, z przekazywanej Nauki, by prawdziwie być dzieckiem Króla, ale… często „ci, którzy idą na przedzie, nastawają na mnie, żebym zamilkła”, jakbym była niegodna być uczennicą Pana, jakby znali mnie lepiej niż Sam Jezus Chrystus, jakby dzięki owej znajomości posiadali prawo podejmowania decyzji w Imię Syna Bożego.
Nie poddaję się jednak i wchodzę w tłum, uparcie przeciskając się do przodu w kierunku Pasterza i wołając za Nim: „Jezusie, Synu Dawida, ulituj się nade mną!”. Wiem bowiem, że nikt i nic nie jest w stanie poprowadzić mnie Drogą Zbawienia do Królestwa Niebieskiego przed Oblicze Boga jak Sam Chrystus. Z Nim mogę wszystko. Bez Niego zaś nie jestem w stanie uczynić nic, bo bez Niego jestem po prostu niczym. Idę więc uparcie za Chrystusem. Upadam. Wstaję i idę za Nim, wołając niestrudzenie: „Jezusie, Synu Dawida, ulituj się nade mną!”. Ludzie mnie ganią, krytykują, kuksańcami odsuwają w bok, budząc we mnie wątpliwości wobec samej siebie, zmuszając do przemyśleń, oceniając moje serce, które tak naprawdę widzi i zna jedynie Bóg. Upadam w poczuciu nędzy i marności, odczuwając coraz większy i coraz bardziej zachłanny głód Miłości, więc podnoszę się i zawzięcie ruszam do przodu za Zbawicielem, krzycząc błagalnie: „Jezusie, Synu Dawida, ulituj się nade mną!”.
Cały czas duchowo się umacniam i rozwijam, dojrzewając w wierze. Pragnę mieć serce ukształtowane na wzór serca Jezusa. Pragnę mieć oczy, w których ludzie będą mogli zobaczyć przenikliwe spojrzenie Boga. Pragnę przejrzeć, więc nieudolnie i nędznie, ale uparcie przeciskam się przez tłum, wołając błagalnie: „Jezusie, Synu Dawida, ulituj się nade mną!”.





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz