„Gdy
Jezus zobaczył tłum dokoła siebie, kazał odpłynąć na drugą stronę. A przystąpił
pewien uczony w Piśmie i rzekł do Niego: Nauczycielu, pójdę za Tobą,
dokądkolwiek się udasz. Jezus mu odpowiedział: Lisy mają nory, a ptaki
podniebne – gniazda, lecz Syn Człowieczy nie ma miejsca, gdzie by głowę mógł
położyć. Ktoś inny z uczniów rzekł do Niego: Panie, pozwól mi- najpierw pójść i
pogrzebać mojego ojca. Lecz Jezus mu odpowiedział: Pójdź za Mną, a zostaw
umarłym grzebanie ich umarłych.”
(Mt 8,18-22)
Bardzo często zwracamy
uwagę na rzeczy czysto ludzkie, przyziemne, doczesne, a dla Boga nic nie
znaczące. Zachowujemy tradycję i zasady pielęgnowane w społeczności z pokolenia
na pokolenie. Poddajemy się regułom i oczekiwaniom, ukształtowanym przez
przodków, a nie potrafimy w żaden sposób wiernie i mądrze skoncentrować się na
wartościach istotnych i ponadczasowych, bo pochodzących od Boga i będących
odzwierciedleniem woli Pana. Często nawet wyrażamy przekonanie, że to, co w
naszym mniemaniu jest słuszne i co idealnie niemal dopasowane do społecznych
żądań oraz oczekiwań, jest równocześnie miłe Ojcu Niebieskiemu. Wydaje nam się,
iż Bóg pragnie w nas widzieć człowieka pokornego i oddanego drugiemu
człowiekowi, gdy tymczasem Stworzyciel nieba i ziemi, wszystkich rzeczy
widzialnych i niewidzialnych, wymaga od nas całkowitego posłuszeństwa wobec
Jego woli, całkowitego zaangażowania w Miłość poprzez ofiarowanie Mu naszego
serca, dlatego ustami Jezusa Chrystusa zachęca nas, byśmy „poszli za Nim”,
porzucając wszystko, co ziemskie i doczesne, odrywając się od społecznego
szablonu i grawitacji społecznych żądań czy nakazów niczym ptak, który z
lekkością wzbija się do lotu, szybuje na przestrzeni wolności z podmuchem
wiatru w piórach, nawołuje nas do „pójścia za Nim i do pozostawienia umarłym obowiązku
grzebania umarłych”…
Mimo to, świadomie lub
nieświadomie, wybieramy codzienne trwanie w sidłach ciernistego krzewu,
zadającego jedynie ból i cierpienie, skazującego nas na poczucie samotności i
oplatającego ciała oraz dusze nieustannie rosnącymi wyrzutami sumienia i to nie
wobec Boga, odrzucanego krnąbrnością nieposłuszeństwa, a wobec społeczności,
jakiej oczekiwaniom nie udaje nam się sprostać.
Po śmierci mojego ojca
grono bliższych i dalszych znajomych, a nawet obcych nam ludzi, aktywnie żyło i
zadręczało się szukaniem zgorszeń, które wyławiano z głębokiej analizy
przebiegu ceremonii pogrzebowej, odstającej w niektórych punktach ogólnie
przyjętego szablonu poprawności ostatniego pożegnania. To, co dla wielu było
niezwykle ważne i karygodne z tytułu pominięcia lub zaniedbania, dla mnie –
dzięki Bogu – stanowiło banał i nic nieznaczący element całej istoty śmierci.
Dociekanie powodu, z którego to zmarły nie został pochowany na cmentarzu w
miejscowości, związanej z jego narodzinami, dzieciństwem i młodością czy w
ogóle z większym w przedziale czasowym przebiegiem jego ziemskiego życia,
spędzało sen z powiek licznych badaczy jakże dla nich poważnej sprawy.
Pretensjonalne usprawiedliwianie własnej nieobecności na ceremonii pogrzebowej
zakłócało spokój ust wielu oburzonych odległością miejsca pochówku. Oskarżania
związane z barkiem czarnego koloru w codziennych strojach, noszonych przez
członków rodziny zmarłego, wrzały zgorszeniem i bezwzględną krytyką, niszcząc
pokój dusz zadręczanych sprawami (wydaje mi się) dla Boga najmniej istotnymi a
dla umarłych, bo zakorzenionych w doczesności, niezwykle ważnymi.
„Pójdź za Mną” – prosi
Jezus, więc zdecydowanie idę za Nim, potykając się i przewracając, obdzierając
kolana kalekich nóg, niekiedy nie rozumiejąc, ale ufając i dzięki temu pokonując
upadki, a tym samym zrywając się niekiedy do lotu niczym ptak, by w przestrzeni
wolności poczuć podmuch wiatru – tchnienie Ducha Świętego. Z powodu też tego
pragnienia dla mnie w ceremonii pogrzebowej mojego ojca najważniejsza i
bezcenna była modlitwa, którą wypraszaliśmy z oddaniem i wiarą miejsce w
Królestwie Niebieskim dla duszy żegnanego ojca; dla mnie skarbem nad skarbami
była garstka ludzi szczerze złączonych z Bogiem w akcie owej modlitwy; dla mnie
wspaniałym miejscem spoczynku dla nieżyjącego już ciała była święta ziemia i to
bez względu na jej miejsce położenia w kartograficznym splocie południków oraz
równików; dla mnie najpiękniejszym doświadczeniem we wspomnianej ceremonii była
Eucharystia – spotkanie z Panem twarzą w twarz, oko w oko.
To wszystko, związane z
życiem wiecznym, było celem mojej obecności. To wszystko też jest sensem mojej
żałoby. Uważam bowiem, że nie czarny strój a pragnienie serca i tym samym
zaangażowanie człowieka w modlitwę, wypraszającą duszom Boże Miłosierdzie i
łaskę zbawienia, winno być szatą codzienności, naznaczonej rozstaniem czy
tęsknotą.
„Pójdź za Mną” – prosi
cię Jezus. „Zostaw więc umarłym grzebanie ich umarłych” i chwyć za różaniec, by
pacierzem prosić o Królestwo Niebieskie dla cierpiących w czyśćcu dusz. Nie
zadręczaj się zagadnieniami absolutnie nieistotnymi i banalnymi w Bożych
oczach, jak strój i trumna, w których ciało zmarłego zostały pochowane, jak
ilość osób, gdyż większość potrafi wystąpić jedynie w roli obserwatora i
recenzenta, jak ilość kwiatów czy kunszt florystycznych zdolności widoczny w splecionych
wieńcach, jak kolor żałoby… Myślę, że dla Ojca Niebieskiego najcenniejsze jest
trwanie żywych w modlitewnym czuwaniu i trosce o zbawienie duszy, o wyproszenie
jej Miłosierdzia i miejsca w Królestwie Niebieskim, o piękne życie wieczne. „Zostaw
więc umarłym grzebanie ich umarłych”, by śmierć żegnanej osoby nie okazała się w
rzeczywistości również twoją śmiercią. Zostaw oprawę rzeczy banalnych i nieistotnych
a skoncentruj się na Bogu oraz na tym, co Jemu jest miłe i przez Niego upragnione;
po prostu „pójdź za Jezusem”. Ludzie bowiem otwarci szczerym, ufnym sercem na Ojca
Niebieskiego widzą świat innymi oczami. Z powodu owej łaski wiary rzeczy bezcenne
dla społeczeństwa stają się nic nieznaczącymi elementami doczesnego bytu – stają
się bakterią śmierci. Ciało osoby oddanej Bogu i Jemu służącej patrzy bowiem na
świat oczami duszy, nie korzystając już ze zmysłu wzroku. Ciało osoby prawdziwie
rozkochanej w Panu i obdarzonej przez Ojca Niebieskiego łaską wiary garnie się do
życia wiecznego, odrywa się od ziemi i doczesności jak ptak wzbijający się do lotu,
z którego perspektywy świat wygląda zupełnie inaczej, stając się małym, niewiele
znaczącym punktem na mapie wszelkiego stworzenia i przede wszystkim woli Bożej,
wskazującej drogę do Domu.
„Pójdź za Mną” – prosi Jezus
– „i zostaw umarłym grzebanie ich umarłych” – zachęca; więc…
Na co czekać? Czyż nie warto
zrezygnować ze śmierci, by móc rozkoszować się wiecznie pięknym, dobrym jak chleb
życiem? Czyż nie warto oderwać się od ziemi, by z lotu wolnego ptaka, unoszącego
się w przestrzeni szczęścia na skrzydłach Ducha Świętego, ujrzeć świat z innej,
bo namaszczonej mądrością perspektywy? Czy celem i sensem ludzkiego życia, odmierzanego
wskazówkami zegara, winna być śmierć, czy wieczność pozwalająca cieszyć się Miłością?
„Pójdź za Mną” – prosi Jezus,
więc idę. Dołącz i ty. Zostaw umarłych. Nie szarp ich ciał roztrząsaniem dydaktycznych
dociekań rzeczy nieistotnych a związanych jedynie ze śmiercią. Zatroszcz się o ich
dusze. Zatroszcz się o swoją duszę.
„Pójdź za Mną” – prosi Jezus…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz