poniedziałek, 2 lipca 2018

ŚMIERĆ


„Gdy Jezus zobaczył tłum dokoła siebie, kazał odpłynąć na drugą stronę. A przystąpił pewien uczony w Piśmie i rzekł do Niego: Nauczycielu, pójdę za Tobą, dokądkolwiek się udasz. Jezus mu odpowiedział: Lisy mają nory, a ptaki podniebne – gniazda, lecz Syn Człowieczy nie ma miejsca, gdzie by głowę mógł położyć. Ktoś inny z uczniów rzekł do Niego: Panie, pozwól mi- najpierw pójść i pogrzebać mojego ojca. Lecz Jezus mu odpowiedział: Pójdź za Mną, a zostaw umarłym grzebanie ich umarłych.”
(Mt 8,18-22)

Bardzo często zwracamy uwagę na rzeczy czysto ludzkie, przyziemne, doczesne, a dla Boga nic nie znaczące. Zachowujemy tradycję i zasady pielęgnowane w społeczności z pokolenia na pokolenie. Poddajemy się regułom i oczekiwaniom, ukształtowanym przez przodków, a nie potrafimy w żaden sposób wiernie i mądrze skoncentrować się na wartościach istotnych i ponadczasowych, bo pochodzących od Boga i będących odzwierciedleniem woli Pana. Często nawet wyrażamy przekonanie, że to, co w naszym mniemaniu jest słuszne i co idealnie niemal dopasowane do społecznych żądań oraz oczekiwań, jest równocześnie miłe Ojcu Niebieskiemu. Wydaje nam się, iż Bóg pragnie w nas widzieć człowieka pokornego i oddanego drugiemu człowiekowi, gdy tymczasem Stworzyciel nieba i ziemi, wszystkich rzeczy widzialnych i niewidzialnych, wymaga od nas całkowitego posłuszeństwa wobec Jego woli, całkowitego zaangażowania w Miłość poprzez ofiarowanie Mu naszego serca, dlatego ustami Jezusa Chrystusa zachęca nas, byśmy „poszli za Nim”, porzucając wszystko, co ziemskie i doczesne, odrywając się od społecznego szablonu i grawitacji społecznych żądań czy nakazów niczym ptak, który z lekkością wzbija się do lotu, szybuje na przestrzeni wolności z podmuchem wiatru w piórach, nawołuje nas do „pójścia za Nim i do pozostawienia umarłym obowiązku grzebania umarłych”…
Mimo to, świadomie lub nieświadomie, wybieramy codzienne trwanie w sidłach ciernistego krzewu, zadającego jedynie ból i cierpienie, skazującego nas na poczucie samotności i oplatającego ciała oraz dusze nieustannie rosnącymi wyrzutami sumienia i to nie wobec Boga, odrzucanego krnąbrnością nieposłuszeństwa, a wobec społeczności, jakiej oczekiwaniom nie udaje nam się sprostać.
Po śmierci mojego ojca grono bliższych i dalszych znajomych, a nawet obcych nam ludzi, aktywnie żyło i zadręczało się szukaniem zgorszeń, które wyławiano z głębokiej analizy przebiegu ceremonii pogrzebowej, odstającej w niektórych punktach ogólnie przyjętego szablonu poprawności ostatniego pożegnania. To, co dla wielu było niezwykle ważne i karygodne z tytułu pominięcia lub zaniedbania, dla mnie – dzięki Bogu – stanowiło banał i nic nieznaczący element całej istoty śmierci. Dociekanie powodu, z którego to zmarły nie został pochowany na cmentarzu w miejscowości, związanej z jego narodzinami, dzieciństwem i młodością czy w ogóle z większym w przedziale czasowym przebiegiem jego ziemskiego życia, spędzało sen z powiek licznych badaczy jakże dla nich poważnej sprawy. Pretensjonalne usprawiedliwianie własnej nieobecności na ceremonii pogrzebowej zakłócało spokój ust wielu oburzonych odległością miejsca pochówku. Oskarżania związane z barkiem czarnego koloru w codziennych strojach, noszonych przez członków rodziny zmarłego, wrzały zgorszeniem i bezwzględną krytyką, niszcząc pokój dusz zadręczanych sprawami (wydaje mi się) dla Boga najmniej istotnymi a dla umarłych, bo zakorzenionych w doczesności, niezwykle ważnymi.
„Pójdź za Mną” – prosi Jezus, więc zdecydowanie idę za Nim, potykając się i przewracając, obdzierając kolana kalekich nóg, niekiedy nie rozumiejąc, ale ufając i dzięki temu pokonując upadki, a tym samym zrywając się niekiedy do lotu niczym ptak, by w przestrzeni wolności poczuć podmuch wiatru – tchnienie Ducha Świętego. Z powodu też tego pragnienia dla mnie w ceremonii pogrzebowej mojego ojca najważniejsza i bezcenna była modlitwa, którą wypraszaliśmy z oddaniem i wiarą miejsce w Królestwie Niebieskim dla duszy żegnanego ojca; dla mnie skarbem nad skarbami była garstka ludzi szczerze złączonych z Bogiem w akcie owej modlitwy; dla mnie wspaniałym miejscem spoczynku dla nieżyjącego już ciała była święta ziemia i to bez względu na jej miejsce położenia w kartograficznym splocie południków oraz równików; dla mnie najpiękniejszym doświadczeniem we wspomnianej ceremonii była Eucharystia – spotkanie z Panem twarzą w twarz, oko w oko.
To wszystko, związane z życiem wiecznym, było celem mojej obecności. To wszystko też jest sensem mojej żałoby. Uważam bowiem, że nie czarny strój a pragnienie serca i tym samym zaangażowanie człowieka w modlitwę, wypraszającą duszom Boże Miłosierdzie i łaskę zbawienia, winno być szatą codzienności, naznaczonej rozstaniem czy tęsknotą.
„Pójdź za Mną” – prosi cię Jezus. „Zostaw więc umarłym grzebanie ich umarłych” i chwyć za różaniec, by pacierzem prosić o Królestwo Niebieskie dla cierpiących w czyśćcu dusz. Nie zadręczaj się zagadnieniami absolutnie nieistotnymi i banalnymi w Bożych oczach, jak strój i trumna, w których ciało zmarłego zostały pochowane, jak ilość osób, gdyż większość potrafi wystąpić jedynie w roli obserwatora i recenzenta, jak ilość kwiatów czy kunszt florystycznych zdolności widoczny w splecionych wieńcach, jak kolor żałoby… Myślę, że dla Ojca Niebieskiego najcenniejsze jest trwanie żywych w modlitewnym czuwaniu i trosce o zbawienie duszy, o wyproszenie jej Miłosierdzia i miejsca w Królestwie Niebieskim, o piękne życie wieczne. „Zostaw więc umarłym grzebanie ich umarłych”, by śmierć żegnanej osoby nie okazała się w rzeczywistości również twoją śmiercią. Zostaw oprawę rzeczy banalnych i nieistotnych a skoncentruj się na Bogu oraz na tym, co Jemu jest miłe i przez Niego upragnione; po prostu „pójdź za Jezusem”. Ludzie bowiem otwarci szczerym, ufnym sercem na Ojca Niebieskiego widzą świat innymi oczami. Z powodu owej łaski wiary rzeczy bezcenne dla społeczeństwa stają się nic nieznaczącymi elementami doczesnego bytu – stają się bakterią śmierci. Ciało osoby oddanej Bogu i Jemu służącej patrzy bowiem na świat oczami duszy, nie korzystając już ze zmysłu wzroku. Ciało osoby prawdziwie rozkochanej w Panu i obdarzonej przez Ojca Niebieskiego łaską wiary garnie się do życia wiecznego, odrywa się od ziemi i doczesności jak ptak wzbijający się do lotu, z którego perspektywy świat wygląda zupełnie inaczej, stając się małym, niewiele znaczącym punktem na mapie wszelkiego stworzenia i przede wszystkim woli Bożej, wskazującej drogę do Domu.
„Pójdź za Mną” – prosi Jezus – „i zostaw umarłym grzebanie ich umarłych” – zachęca; więc…
Na co czekać? Czyż nie warto zrezygnować ze śmierci, by móc rozkoszować się wiecznie pięknym, dobrym jak chleb życiem? Czyż nie warto oderwać się od ziemi, by z lotu wolnego ptaka, unoszącego się w przestrzeni szczęścia na skrzydłach Ducha Świętego, ujrzeć świat z innej, bo namaszczonej mądrością perspektywy? Czy celem i sensem ludzkiego życia, odmierzanego wskazówkami zegara, winna być śmierć, czy wieczność pozwalająca cieszyć się Miłością?
„Pójdź za Mną” – prosi Jezus, więc idę. Dołącz i ty. Zostaw umarłych. Nie szarp ich ciał roztrząsaniem dydaktycznych dociekań rzeczy nieistotnych a związanych jedynie ze śmiercią. Zatroszcz się o ich dusze. Zatroszcz się o swoją duszę.
„Pójdź za Mną” – prosi Jezus…


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz