„Papież zakazał sprawowania liturgii przedsoborowej w kościołach parafialnych. Kościół oraz kapłana, który ma sprawować liturgię, ma wyznaczać biskup. Ordynariusz ma upewnić się, że grupy, które zwracają się z wnioskiem o zgodę na odprawienie mszy w liturgii przedsoborowej nie podważają reformy liturgii i nauczania papieży. Franciszek zakazał biskupom wydawania pozwoleń na powstawanie nowych takich grup.
Papież Franciszek napisał list do biskupów, w którym wyjaśnił swoje stanowisko. Ocenił, że dobra wola i wyrozumiałość jego poprzedników zostały wykorzystane do zwiększania dystansu, pogłębiania różnic, hamowania Kościoła na jego drodze oraz do narażania na ryzyko podziałów.
Papież dodał, że jest zasmucony „instrumentalnym wykorzystywaniem” Mszału Rzymskiego z 1962 roku.”
www.rp.pl/kosciol/art16511-papiez-franciszek-ogranicza-mozliwosc-odprawiania-mszy-trydenckiej (16.07.2021; 18:45)
Wiele sformułowań razi mnie w wyżej przytoczonym fragmencie artykułu przedstawiającego uzasadnienie papieża Franciszka, dotyczące zakazu sprawowania Mszy Trydenckiej, która ponoć przyczynia się „do zwiększania dystansu, pogłębiania różnic, hamowania Kościoła na jego drodze oraz do narażania na ryzyko podziałów”. Rażą mnie również wyliczone obawy autora wspomnianego uzasadnienia wprowadzonego zakazu, które są formą niedopowiedzeń budzących zdumienie, niezrozumienie poruszonego tematu oraz delikatny niepokój. Po pierwsze – Do zwiększenia jakiego dystansu przyczyniają się Msze Trydenckie? Po drugie – O jakich różnicach mowa? Po trzecie – Kościół jest hamowany przez Msze Trydenckie na jego drodze do… Czego?!… Upadku i klęski czy wzrostu i… Do czego?! Po czwarte – O jakim ryzyku podziałów mowa?
Skupiając się na sensie sformułowań, którymi posłużył się papież Franciszek w uzasadnieniu swej nieodwracalnej (?) decyzji, odnoszę wrażenie, że wyliczone przez Głowę Kościoła Katolickiego obawy są w dużej mierze (świadomie lub nieświadomie) realizowane przez niego samego wprowadzonym zakazem odprawiania Mszy Trydenckiej oraz głoszonym poglądem wywierającym jednak wpływ na charakter chrześcijańskiego życia duchowego katolików z całego świata. W owym uzasadnieniu Suweren Państwa Watykańskiego zaznacza, że „ordynariusz ma upewnić się, że grupy, które zwracają się z wnioskiem o zgodę na odprawienie mszy w liturgii przedsoborowej nie podważają reformy liturgii i nauczania papieży”. Zawsze trwałam wiernie w przekonaniu, iż obowiązkiem Kościoła jest żyć według Nauki Chrystusa oraz woli Ojca Wszechmogącego, bo to właśnie Jezus jest Drogą, Prawdą i Życiem. Zawsze trwałam w przekonaniu, że Biskup Rzymu jest osobą odpowiedzialną za wierne kształtowanie chrześcijańskiej codzienności katolików, będącej ucieleśnieniem Słowa Bożego. Zawsze trwałam w przekonaniu, iż Kościół winien stać na straży życia chrześcijańskiego prowadzonego według Nauki Jezusa, nie zaś (tylko) według wytycznych, będących treścią „nauczania papieży”, które mogą (nie muszą, ale mogą!) okazać się nadinterpretacją Słowa Bożego a tym samym efektem „nieuctwa lub niedbalstwa kapłanów, nie potrafiących wytyczyć ludziom drogi do zbawienia, z tytułu czego będą odpowiedzialni przed Bogiem za dusze, które zginęły, gdy znajdowały się pod ich pieczą” (św. Tomasz z Akwinu). Dziwi mnie zatem powoływanie się papieża Franciszka na autorytet Głów Kościoła Katolickiego, nie zaś na autorytet Trójcy Świętej. Owe przewartościowanie, nie ukrywam, wzbudza we mnie niepokój, niszcząc zaufanie do Piotra naszych czasów. Wspomniana nieufność rośnie również z powodu nieustannego powoływania się Suwerena Państwa Watykańskiego na konieczność przeprowadzenia reform Kościoła, co (w moim skromnym odczuciu) brzmi niepokojąco, bo czy Bóg – Chrystus - Kościół potrzebuje edukacji i resocjalizacji, poprawy i naprawy w celu lepszego, sprawniejszego funkcjonowania?!…
W obliczu pontyfikatu papieża Franciszka – jego wygłaszanych poglądów, podejmowanych decyzji, działań – nie potrafię pozbyć się wrażenia, że obecny Biskup Rzymu wznosi Kościół na fundamentach osobistych wizji i wyobrażeń, aspiracji i pragnień, w czym Nauka Chrystusa jest jedynie cegiełką wkomponowaną w szereg ludzkich potrzeb, przez co Kościół staje się bardziej człowiekiem niż Bogiem. Przyczyną rodzącego się we mnie niepokoju, związanego z Piotrem naszych czasów, jest chociażby nadgorliwa troska Suwerena Państwa Watykańskiego o jedność… Kogo lub czego?!… Kościoła czy ludzi w ogóle bez względu na ich religię i wyznanie?!… Sam Biskup Rzymu nadmienia bowiem w uzasadnieniu zakazu odprawiania Mszy Trydenckiej, że „dobra wola i wyrozumiałość jego poprzedników zostały wykorzystane do zwiększania dystansu, pogłębiania różnic (...) oraz do narażania na ryzyko podziałów”. W związku z powyższym dostrzegam w papieżu Franciszku niebezpiecznie zapowiadającą się nadgorliwość i przesadną troskę o stworzenie jedności,… chyba raczej populacji ludzkiej, bo przecież wśród katolików podziały były od zawsze i różnice towarzyszyły wyznawcom Trójcy Świętej w chrześcijańskiej wspólnocie od wieków, co może w konsekwencji zaowocować pychą.
Czyżby papież Franciszek próbował naprawić to, co Jezus Chrystus „zniszczył”, „przynosząc na ziemię nie pokój, a miecz, oraz, przychodząc, poróżnił syna z ojcem, córkę z matką, synową z teściową”, zaznaczając stanowczo, że „kto kocha ojca lub matkę bardziej niż Jego, nie jest Go godzien” (Mt 10,35-37)?! Czyżby papież Franciszek nie mógł pogodzić się z podziałami i różnicami, będącymi efektem oraz owocem wiary?! Czyżby nie potrafił zaakceptować i przyjąć z pokorą, że Sam Bóg oczekuje od nas katolików poświęcenia wszystkiego, łącznie z sobą samymi, w imię Miłości ukrzyżowanej za nas dla naszego zbawienia? Czyżby nie był w stanie pogodzić się z podziałami i różnicami, wynikającymi z wymogu, który przed chrześcijanami stawia Sam Chrystus, mówiąc: „Kto przychodzi do Mnie, a nie ma w nienawiści swojego ojca i matki, żony i dzieci, braci i sióstr, nadto i siebie samego, nie może być moim uczniem” (Łk 14,26)?
Nie da się pogodzić świata doczesnego z życiem wiecznym, jak nie da się zjednoczyć w jedną, zgodną rodzinę wszystkich ludzi. Wyżej przytoczona wypowiedź Jezusa Chrystusa jest tego najlepszym potwierdzeniem. Nie chodzi w owej wypowiedzi o nienawiść i gniew, agresję czy wojnę, ale o wybór. Doczesność bowiem rządzi się zupełnie innymi celami i przywilejami, zmierzając do zaspokojenia potrzeb przyziemnych przemijającej codzienności, zaś wieczność uwarunkowana jest wymogami będącymi obowiązkiem życia według woli Boga Ojca, nie zaś zgodnie z zachciankami człowieka. Ów kontrast jest już sam w sobie przyczyną różnic i podziałów. Wśród ludzi będą bowiem ci, którzy wybrali i umiłowali sobie świat doczesny, i są w nim mocno zakorzenieni, więc będą podporządkowani prawu ustalonemu przez człowieka, oraz ci, którzy wybrali nieśmiertelność i pragną życia wiecznego, więc będą robić wszystko, by na zbawienie oraz Królestwo Niebieskie sobie zasłużyć, choć i w gronie oddanych Bogu będą ci o wierze wielkości ziarenka gorczycy, i ci raczkujący w obcowaniu z Panem i jeszcze nie potrafiący mieć w nienawiści wszystkich a także wszystkiego wraz z sobą w imię Miłości – Jezusa Chrystusa, więc… jakich podziałów i różnic obawia się papież Franciszek?!… Jakich dystansów wolałby uniknąć i wobec kogo lub czego?!…
Współczesny nam Proboszcz Świata wyznaje również, iż „jest zasmucony „instrumentalnym wykorzystywaniem” Mszału Rzymskiego z 1962 roku” – instrumentalnym!, czyli jakim?!… Czy chodziło papieżowi o język łaciński, w którym odprawiane jest nabożeństwo i który jest językiem obcym dla zgromadzonych w świątyni wiernych? Jeśli tak, to ciekawa jestem stosunku Biskupa Rzymu do słów wypowiadanych w ojczystej mowie, stanowiącej sens (?!) Mszy Świętej. Czyż w obliczu (zwłaszcza) problemów z covid-19 lub w obliczu „niedouczenia kapłana i zaniedbań jakich dopuszcza się ksiądz” język rodzimy, w którym w poszczególnych państwach odprawiane są nabożeństwa dla wiernych, by zgromadzeni w kościołach chrześcijanie mogli aktywnie i czynnie brać udział w modlitwie, nie jest formą instrumentalnego traktowania Mszału Rzymskiego i lekceważenia powagi liturgii? Czy uczestniczący w modlitwie ludzie, posługujący się rodzimą mową, też nie traktują wspomnianej modlitwy i liturgii instrumentalnie? Iluż z nas, wychodząc ze świątyni, chociażby po niedzielnej Mszy Świętej, zna temat lektur oraz przeczytanej przez kapłana Ewangelii czy wygłoszonego przez księdza kazania, choć odprawiający nabożeństwo duchowny posługiwał się ojczystym dla nas językiem? Iluż z nas posługuje się słowami, których znaczenia nie zna lub których sens bagatelizuje, dopuszczając się (nierzadko zupełnie nieświadomie) świętokradztwa i tym samym tworząc dystans między sobą a Bogiem? Kto więc i kiedy instrumentalnie wykorzystuje Mszał Rzymski? Kto i kiedy instrumentalnie traktuje modlitwę?
Najpierw uznajemy przed Bogiem, że jesteśmy grzeszni, po czym, zagłębiając się w modlitwę odprawianego nabożeństwa, pogrążamy się w grzechu, bluźnimy i dopuszczamy się świętokradztwa, tworząc dystans między nami a Zbawicielem. Wyznajemy bowiem wiarę, bezmyślnie recytując: „Wierzę w Boga Ojca wszechmogącego”, a następnie, przed Komunią Świętą, swym postępowaniem zaprzeczamy wypowiedzianym słowom, wyciągając z torebek i kieszeni buteleczki z płynem do dezynfekcji rąk, które szorujemy i pedantycznie myjemy, wcierając w skórę dłoni alkohol mający uchronić nas przed covid-19, a więc przed wirusem odpornym na wszechmoc Boga Ojca. Później, przed przyjęciem Ciała i Krwi Jezusa Chrystusa, pochylamy się w pokorze (?) i recytujemy: „Panie nie jestem godny/godna, abyś przyszedł do mnie, ale powiedź tylko słowo, a będzie uzdrowiona dusza moja”, i znowu dopuszczamy się świętokradztwa i grzeszymy, i czynem zaprzeczamy modlitwie wypowiedzianej przez nasze usta, odsuwając się od naszego Pana i tworząc dystans. Podchodzimy bowiem do Komunii Świętej w strachu przez zarażeniem się covid-19, wątpiąc w moc Słowa wypowiedzianego przez Boga, która jest w stanie uzdrowić naszą duszę ważniejszą od ciała, do którego jesteśmy bardziej przywiązani niż do ducha, a tym samym bardziej zakorzenieni w doczesności niż w szczerej i prawdziwej wierze, co świadczy jednocześnie o naszej niezdolności posiadania w nienawiści siebie samych dla Miłości Ukrzyżowanej – Chrystusa. Zatem… Czy w takiej sytuacji to nie my wszyscy na co dzień traktujemy instrumentalnie liturgię i instrumentalnie wykorzystujemy Mszał Rzymski uczestnicząc w ceremonii nie do końca przez nas zrozumiałej i powierzchownie przez to przeżywanej?! Czyż owym brakiem świadomego wypowiadania słów modlitwy, mającej być aktem szczerego wyznania, nie dopuszczamy się świętokradztwa, nie tworzymy dystansu między sobą a Bogiem, stając się obcymi Panu naszemu i z Niego czyniąc kogoś obcego? Czy bezmyślnym, wyuczonym i mechanicznie odtwarzanym posługiwaniem się rodzimą mową podczas nabożeństwa nie pogłębiamy różnic oraz podziałów, narażając tym samym Kościół, jako nas ludzi, na kompletne zniszczenie i śmierć?!
„Dobra wola i wyrozumiałość poprzedników papieża Franciszka (nie!) zostały wykorzystane do zwiększania dystansu, pogłębiania różnic, hamowania Kościoła na jego drodze oraz do narażania na ryzyko podziałów”, jak twierdzi obecny Biskup Rzymu. To ludzie po prostu nie są przygotowani na dojrzałe i świadome obcowanie z Panem i Ojcem Wszechmogącym, dlatego nie ma wielkiego znaczenia w jakim języku (np.) odprawiane jest nabożeństwo, bo większość dusz zgromadzonych w kościele osób jest po prostu uśpiona, nieaktywna, niedouczona i zaniedbana, a tym samym ignorująca sens wypowiadanych automatycznie i posłusznie słów pozbawionych wartości. To z tego właśnie powodu powstaje ogromny, (niebawem?!) niemożliwy do przeskoczenia dystans pomiędzy człowiekiem a Bogiem, Bogiem a człowiekiem. „Mszał Rzymski z 1962 roku (nie!) jest też wykorzystywany instrumentalnie” jak twierdzi papież Franciszek. Smutek powinien go ogarnąć, że Mszał Rzymski często bywa tak traktowany przez znaczą część księży i wiernych uczestniczących w nabożeństwie. Problemem bowiem nie jest Msza Trydencka, a „niedouczenie (pewnej grupy) księży i niedbałość kapłańska” o ludzi, w których nie zaszczepiono wiary, nadziei i miłości w pełnym tych słów znaczeniu. Reformy wymaga nie Kościół, bo Kościół to Bóg, a sposób przekazywania wiernym Nauki Jezusa Chrystusa.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz