„Tak bowiem Bóg umiłował świat,
że Syna swego Jednorodzonego dał, aby każdy, kto w Niego wierzy, nie zginął,
ale miał życie wieczne. Albowiem Bóg nie posłał swego Syna na świat po to, aby
świat potępił, ale po to, by świat został przez Niego zbawiony.”
J 3,16-17
Modląc się na różańcu do Krwi Chrystusa, zanurzyłam się całą sobą
w głębię modlitwy, którą wypowiadają rozbiegane w recytacji usta, ale… Czy
czuje serce?!... Przyszły mi wówczas do głowy obrazy niezwykle wyraźne dla
ludzkich zmysłów, a przez to realne i z wszech stron mnie ogarniające niezwykłą
wyrazistością scen przedstawionych jakby na płótnach celebrowanych dzieł
kreślonych każdym wymawianym przeze mnie słowem. Zobaczyłam w nich człowieka
powtarzającego rozbieganymi wargami za pamięcią słowa modlitwy, a w niej
ujrzałam tego samego człowieka, ale w roli nie osoby modlącej się, a podmiotu
znajdującego się w relacjach z Bogiem oraz wrastającego własnymi stopami w
ślady stóp Samego Pana Jezusa.
Ileż nas samych jest w modlitwie? – czy kiedykolwiek się nad tym
pochyliłeś w (chociażby krótkiej) refleksji?
Nie trzeba przecież powtarzać do znudzenia zapamiętanych,
przyswojonych słów, których dźwięk zatraca, w momencie narastającej monotonii,
sens. Modlitwa to nie tylko deklaracja wypowiedziana na głos, ale przede
wszystkim dzień podporządkowywany tej właśnie deklaracji.
Co ujrzałam?...
TAJEMNICA I
PAN PRZELAŁ KREW W CZASIE OBRZEZANIA.
„Gdy nadszedł dzień ósmy i należało obrzezać Dziecię, nadano Mu
imię Jezus.”
Obrzezanie nie jest niczym innym, jak potwierdzeniem przymierza
zawartego pomiędzy Bogiem a Abrahamem. W Kościele Katolickim sakramentem
potwierdzającym owe przymierze i będącym następstwem obrzezania jest chrzest,
podczas którego każdy z nas otrzymał imię. To obrzęd nawrócenia i oczyszczenia
z grzechów, sprawowany na polecenie samego jego założyciela Jezusa Chrystusa
oraz świadczący o tym, iż zostaliśmy wybrani przez Boga i jednocześnie powołani
do świętości. Doświadczyliśmy więc niebanalnego zaszczytu bycia na miejscu Syna
Człowieczego, który z oddaniem i wdzięcznością, pokorą i posłuszeństwem przyjął
Ojcowskie ramiona – powołanie.
Czy potrafimy i my to doceniać?
TAJEMNICA II
PAN PRZELAŁ KREW, MODLĄC SIĘ W OGRÓJCU
„Pogrążony w udręce jeszcze usilniej się modlił, a Jego pot stał
się jako gęste krople Krwi sączące się na ziemię”
Modlimy się na co dzień. Wypowiadamy słowa pacierzy nierzadko w
biegu i bezmyślnie. Uczestniczymy w Eucharystii, ale zdarza się, że jakby obok
i tylko fizycznie obecni, choć w obliczu trudności związanych z pandemią wielu
też nadużywa dyspensy od nabożeństwa, usprawiedliwiając potrzebę wygody i lenistwa
warunkami towarzyszącej nam sytuacji, bo przecież ktoś czy coś nas rozgrzesza,
a w chwilach życiowego kryzysu błagamy, by ominęła nas tragedia, by Bóg
oszczędził nam łez, by uwolnił od zmartwień i kłopotów, by nie pozwolił nam
cierpieć. I choć stajemy na miejscu Jezusa, nie tylko nie umiemy Mu dorównać,
ale nawet nie chcemy, nie staramy się zaszczuci lękiem przed utratą wygody i
komfortu naszej pielęgnowanej do przesady codzienności.
Iluż z nas, przygniecionych przygnębiającą i bezwzględną wobec
naszej bezradności rzeczywistością, potrafi powiedzieć za Jezusem: „Ojcze,
jeśli chcesz, zabierz ode Mnie ten kielich! Jednak nie moja wola, lecz Twoja
niech się stanie!” (Łk 22,42) Iluż z nas potrafi zaufać Bogu z wiarą,
bezgranicznie? Iluż z nas jest w stanie z dziecięcą naiwnością oddać Ojcu
Wszechmogącemu władzę sprawczą, by kształtował nasze życie według przede
wszystkim własnej woli?
TAJEMNICA III
PAN PRZELAŁ KREW W CZASIE BICZOWANIA
„Wówczas uwolnił im Barabasza, a Jezusa kazał ubiczować i wydał
na ukrzyżowanie.”
Swobodnie wypowiadamy, że „wierzymy w Boga Ojca wszechmogącego,
Stworzyciela nieba i ziemi, wszystkich rzeczy widzialnych i niewidzialnych, i w
jednego Pana Jezusa Chrystusa, Syna Bożego Jednorodzonego…”, swobodnie
recytujemy: „Ojcze nasz, któryś jest w niebie, święć się imię Twoje; przyjdź
królestwo Twoje; bądź wola Twoja jako w niebie tak i na ziemi…”, a mimo to
lekkomyślnie i bez wahania wybieramy w życiu Barabasza – to, co nas zabija i
niszczy, biczując Pana naszego rzemieniami naszych myśli, mowy, uczynków i
zaniedbań, a obojętnością skazując Go na ukrzyżowanie. Odrzucamy Syna
Człowieczego. Wypuszczamy z niewoli zło, które nas trawi i zżera, które jest
śmiercią i potępieniem. Korzystamy z uciech doczesnego życia, bo tak nam po
prostu wygodnie. Naturą żądz i pychy sięgamy po bicz, i raz po raz chłostaniem
rozcinamy ciało milczącego, pokornie cierpiącego Chrystusa, z miłością
przyjmującego na siebie naszą złość, nienawiść, gniew, wrogość, mściwość i
zawiść, agresję…
Iluż z nas, zranionych przez bliźniego, potrafi zrezygnować z
zemsty i odejść od osoby sprawiającej nam przykrość czy traktującej nas w
potworny, krzywdzący sposób? Iluż z nas próbuje w tak bolesnych momentach
pokornie przyjąć na siebie pogardę, jaką jesteśmy karmieni przez innych, by choć
trochę upodobnić się do biczowanego Chrystusa?
TAJEMNICA IV
PAN PRZELAŁ KREW W CZASIE CIERNIEM KORONOWANIA
„Ubrali Go w purpurę i uplótłszy wieniec z cierni włożyli Mu na
głowę i zaczęli Go pozdrawiać: Witaj
Królu Żydowski!.”
Mówimy, że jesteśmy chrześcijanami, dziećmi Bożymi. Przyjmujemy
za oczywiste, iż Bóg jest naszym Panem, ale na co dzień traktujemy Króla Nieba
i Ziemi w lekceważący, zuchwały sposób niczym kumpla z sąsiedztwa. W ogóle nie
liczymy się z Jego wolą, uczuciami, pozycją i oczekiwaniami. Wobec Boga
zachowujemy się nierzadko tak, jak wobec nic nieznaczącego stworzenia, co
rażąco widoczne jest chociażby w sposobie przyjmowania Komunii Świętej, pozbawionym
szacunku, a nasączonym przesadną swobodą, ignorancją, pychą a w obliczu
pandemii (covid-19) strachem przed zarażeniem się i chorobą mogącą zakończyć
się śmiercią, jakby spożycie Ciała i Krwi Jezusa Chrystusa było konsumpcją
trucizny na siłę rozdawanej przez kapłana podporządkowanego (coraz mniej
modnej) tradycji liturgicznej. Bagatelizujemy majestat Stworzyciela Nieba i
Ziemi. Degradujemy Chrystusa do pozycji równego lub podporządkowanego nam
człowieka. Z tego też powodu grzeszymy i z lekkością, bez zastanowienia oraz
jakichkolwiek wyrzutów sumienia czerpiemy z grzechu czysto zmysłową przyjemność,
uzurpując sobie prawo do odpuszczenia nam wszelkich win z tytułu nadużywanego
miłosierdzia. A kiedy pojawia się ostrzeżenie w zapisie Dziesięciu Przykazań,
zarzucamy na ramiona Jezusa purpurę ludzkiego szyderstwa i ludzkiej
bezczelności, wkładamy na skronie Chrystusa cierń naszej pogardy i w tonie
ironicznego upomnienia przeszytego przerażająco pustym śmiechem: „Weź, nie
żartuj” zdajemy się pozdrawiać Boga słowami: „Witaj Królu Żydowski!”.
Iluż z nas naprawdę widzi w Synu Człowieczym Pana i Króla? Iluż
z nas ma w sercach bojaźń Bożą? Czy pielęgnujemy w sobie dary Ducha Świętego,
czy raczej utraciliśmy wszystko dziurawymi kieszeniami nieopuszczającego nas
egoizmu?
TAJEMNICA V
PAN PRZELAŁ KREW NA DRODZE KRZYŻOWEJ
„A On, sam dźwigając krzyż, wszedł na miejsce zwane Miejscem
Czaszki, które po hebrajsku nazywa się Golgota.”
Nierzadko słyszę z ust chrześcijan, że cierpienie nie ma żadnego
znaczenia, że można się pozbyć bólu i umęczenia, zwracając się z tą prośbą do
Boga jak do dobrej wróżki spełniającej wszystkie adresowane do niej życzenia.
Żyjemy więc w przekonaniu posiadania przywilejów zagwarantowanych immunitetem
religijnym. W końcu już był taki jeden, który za nas wycierpiał – to wystarczy.
Nie dostrzegamy więc i nie czujemy potrzeby współuczestniczenia w Męce Pańskiej
poprzez naszą obecność w Kościele, na Eucharystii czy podczas Drogi Krzyżowej.
To wszystko przecież już było. To wszystko minęło. O tym można poczytać, siedząc
wygodnie w domu przy kubku świeżo parzonej kawy lub herbaty, a poza tym On da
radę, bo w końcu jest Synem Boga. Dał radę wtedy – da radę i teraz. Co to dla
Niego taki krzyż?! A poza tym – zgodził się i sam chciał. Nikt Go o to nie
prosił i nikt niczego nie oczekiwał, i nikt do niczego Go nie zmuszał.
A czy kiedykolwiek ktokolwiek z nas pomyślał, że cierpienie jest
konsekwencją naszych grzechów i że gdyby nie Jezus, dźwigający na własnych
ramionach nasze winy, zostalibyśmy przygnieceni, zmiażdżeni ciężarem duchowego
brudu – cierpielibyśmy zdecydowanie bardziej niż teraz nam się zdarza? Czy
kiedykolwiek staraliśmy się odczytać osobiste tragedie jako niszczenie pychy,
mogącej nas zabić, będąc pompowaną powodzeniami i sukcesami, życiem bez bólu i
potknięć? Czy kiedykolwiek w Drodze Krzyżowej spojrzeliśmy na Jezusa jak na
Szymona z Cyreny, który nam pomaga nieść nasz krzyż na nasze Miejsce Czaszki?
TAJEMNICA VI
PAN PRZELAŁ KREW PRZY UKRZYŻOWANIU
„Około godziny dziewiątej Jezus zawołał donośnym głosem: Boże mój, Boże mój czemuś mnie opuścił?!.”
Ukrzyżowaliśmy sobie figurkę Jezusa i ozdobiliśmy sobie ścianę
lub ubogaciliśmy gromadzone na strychu przedmioty drzemiące pod kocem pajęczyn,
pod którym chowamy przed gośćmi symbol naszej… wiary?! Na co dzień mijamy
wiszący w pokoju krzyż, nierzadko, obojętnie, krzątając się przy domowych
obowiązkach. Często czujemy się opuszczeni i samotnie, nie unosząc wzroku na
Tego, który rzeczywiście był i jest porzucony oraz odizolowany, jakby
niepotrzebny i nieproszony, a przyjęty z przymusu czysto sentymentalnego, bo
rodzinnie w nas wytworzonego. Zdaje się więc, że z tego zdobiącego ścianę
krzyża lub wepchniętego w rupiecie przyziemnego dorobku Pan Jezus woła nas po
imieniu: „… czemuś mnie opuścił?! … czemuś mnie opuściła?!”
Jak często dostrzegasz w codziennym życiu obecność Chrystusa?
Czy potrafisz dostrzec w przyziemnych obowiązkach i przyjemnościach
prawdziwego, towarzyszącego ci zawsze oraz wszędzie Boga?
TAJEMNICA VII
PAN PRZELAŁ KREW I WODĘ PRZY OTWARCIU BOKU WŁÓCZNIĄ
„Lecz kiedy podeszli do Jezusa i zobaczyli, że już umarł, nie
łamali Mu goleni, tylko jeden z żołnierzy włócznią przebił Mu bok i natychmiast
wypłynęła woda, i krew.”
Grzech jest jak włócznia, którą przebijamy bok ukrzyżowanego Chrystusa,
sprawdzając ponadczasowość Jego wszechmocy i zbawiennego wpływu miłosierdzia, jakiego
nadużywamy, traktując wszelkie przewinienia jako nieistotne potknięcia. Obmywamy
się w strumieniach Wody i Krwi wytryskających z Serca Jezusowego strumieniami łask
oraz błogosławieństw, bardzo często marnowanych i zaniedbywanych, trwonionych na
zaspokajanie osobistych zachcianek według własnych kaprysów.
Jak często weryfikujemy wydarzenia minionego dnia, czyniąc przed
snem bezwstydnie szczery rachunek sumienia? Jak bardzo staramy się być lepszymi
od siebie samych, jakimi byliśmy wczoraj?
Niech będzie zawsze błogosławiony i uwielbiony Jezus Chrystus w naszych
myślach, słowach, czynach i staraniach, który nas Krwią swoją odkupił.
Niech będzie zawsze błogosławiony i uwielbiony Jezus Chrystus w naszych
myślach, słowach, czynach i staraniach, który nas Krwią swoją uwolnił.
Niech będzie zawsze błogosławiony i uwielbiony Jezus Chrystus w naszych
myślach, słowach, czynach i staraniach, który nas Krwią swoją uświęcił.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz