„Faryzeusze
i uczeni w Piśmie rzekli do Jezusa: „Uczniowie Jana dużo poszczą i modły
odprawiają, podobnie też uczniowie faryzeuszów; natomiast Twoi jedzą i piją.”.
A Jezus rzekł do nich: „Czy możecie nakłonić gości weselnych do postu, dopóki
pan młody jest z nimi? Lecz przyjdzie czas, kiedy zabiorą im pana młodego, i
wtedy, w owe dni, będą pościli.”. Opowiedział im też przypowieść: „Nikt nie
przyszywa do starego ubrania jako łaty tego, co oderwie od nowego; w przeciwnym
razie i nowe podrze, i łata z nowego nie nada się do starego. Nikt też młodego
wina nie wlewa do starych bukłaków; w przeciwnym razie młode wino rozerwie
bukłaki, i samo wycieknie, i bukłaki przepadną. Lecz młode wino należy wlewać
do nowych bukłaków. Kto się napił starego, nie chce potem młodego – mówi
bowiem: „Stare jest lepsze.”.”
(Łk
5,33-39)
Na stronie internetowej czasopisma
„Newsweek” znalazłam artykuł opublikowany 26 listopada 2013 roku o godzinie
13:35, a w nim przytoczone słowa wypowiedzi papieża Franciszka twierdzącego, iż
„woli Kościół zraniony i brudny, który wychodzi na ulice, od Kościoła
zatroskanego o swą centralną rolę, która zamyka się w plątaninie obsesji i
procedur”… W adhortacji apostolskiej natomiast ojca świętego Francjiszka pt.
„Gaudete et exsultate. O powołaniu do świętości w świecie współczesnym.”
natrafiłam zaś na treść, w moim odczuciu, całkowicie sprzeczną lub co najmniej
pozbawioną spójności albo zrozumienia w korespondencji z wyżej przytoczoną
wypowiedzią. We wspomnianej adhortacji papież napisał bowiem, że „Pan chce od
nas wszystkiego, a to, co oferuje, to życie prawdziwe, szczęście, dla którego zostaliśmy
stworzeni. Chce, abyśmy byli świętymi i nie oczekuje, że zadowolimy się życiem
przeciętnym, rozwodnionym, pustym. Istotnie, powołanie do świętości na różne
sposoby jest obecne na kartach Biblii już od pierwszych jej stron. Pan
zaproponował je Abrahamowi w następujący sposób: Żyj ze Mną w zależności i bez
skazy (Rdz 17,1).”
Jakże zatem Słowa Pisma Świętego
wypowiedziane ustami Boga: „Żyj ze Mną w zależności i bez skazy” mają się do słów ojca świętego Franciszka wyznającego
odważnie, że „woli Kościół zraniony i brudny, który wychodzi na ulice, od
Kościoła zatroskanego o swoją centralną rolę, która zamyka się w plątaninie
obsesji i procedur”?!
Aby zrozumieć ową rażącą (dla mnie
przynajmniej sprzeczność) trzeba uchwycić sens i wartość niezwykle istotnych
elementów, odpowiadając sobie na podstawowe i zasadnicze pytanie:
Co to jest Kościół? Kim lub czym jest
Kościół? Kim lub czym Kościół jest dla mnie, a kim lub czym Kościół jest dla
samego papieża Franciszka?!
W „Katechizmie Kościoła Katolickiego”,
dokładnie w paragrafie trzecim dziewiątego artykułu dotyczącego wyznanie wiary
chrześcijańskiej, znajdziemy następującą definicję:
„Kościół jest jeden ze względu na swoje
źródło: „Największym wzorem i zasadą tego misterium jest jedność w Trójcy Osób
jednego Boga Ojca i Syna w Duchu Świętym”. Kościół jest jeden ze względu na
swego Założyciela: „Syn wcielony, Książę pokoju, przez swój krzyż pojednał
wszystkich ludzi z Bogiem, przywracając jedność wszystkich w jednym Ludzie i
jednym Ciele”. Kościół jest jeden ze względu na swoją „duszę”: „Duch Święty,
który mieszka w wierzących oraz napełnia Kościół i kieruje nim, sprawił ową
cudowną komunię wiernych i tak głęboko jednoczy wszystkich w Chrystusie, że
jest zasadą jedności Kościoła”. Jedność więc należy do istoty Kościoła:
O zdumiewająca tajemnico! Jest jeden
Ojciec wszechświata, jest jeden Logos wszechświata, a także jeden Duch Święty,
wszędzie ten sam; jest także jedna dziewica, która stała się matką, i chętnie
nazywam ją Kościołem.”
Zatem!: jeśli Kościół to przede
wszystkim Bóg, czyli TEN Nieomylny, Wszechmocny, Idealny i Nieskazitelny, oraz
my – wierni w Nim i przez Niego powołani a także przez Niego wybrani (J 15,16),
to: dlaczego mielibyśmy się godzić na Kościół zraniony i brudny, ale wychodzący
na ulicę?!... i: o jakim zamykaniu się Kościoła w plątaninie obsesji i procedur
mówi papież Franciszek?!...
Oczywiście, jeśli oddzielimy ludzi od
Trójcy Świętej i skupimy się wyłącznie na wyznawcach wiary chrześcijańskiej
jako autorytetach tworzących, jak również będących Kościołem, wówczas z
pewnością będziemy mieli formę Wieży Babel – konstrukcję nietrwałą, kruchą,
nieodporną, ułomną, niezrozumiałą, chaotycznie chwiejącą się niczym olbrzym na
glinianych nóżkach, zamkniętą w plątaninie przyziemnych praw, procedur, zasad
służących jedynie autorytetowi hierarchii dostojników urzędowych owej
instytucji, ale na pewno nie Bogu. Jeśli natomiast skupimy się na tym, że Kościół
to Trójca Święta, a w Niej i przez Nią to także my, wówczas oczywistym i
bezsprzecznym staje się fakt, iż mamy obowiązek przede wszystkim służyć Panu i
mamy obowiązek „zamykać się w plątaninie obsesji (?!) i procedur”, a więc
Przykazań i Nauk Jezusa Chrystusa, których winniśmy przestrzegać, wypełniając w
ten sposób wolę Ojca Wszechmogącego i tym samym „żyć z Nim w zależności oraz
bez skazy” dbając o świętość, do jakiej zostaliśmy przecież powołani, o czym
wspomina papież Franciszek w wyżej wymienionej adhortacji apostolskiej. Zatem
nie możemy godzić się na Kościół „zraniony i brudny”. Jeżeli wybierzemy tego
rodzaju formę Kościoła, wówczas skazujemy siebie samych na życie pozbawione
zależności z Bogiem oraz przestajemy być bez skazy. Mam wrażenie, że owe preferowanie
ułomnego, zranionego i brudnego Kościoła ze względu na przede wszystkim bycie
na ulicy, staje się już bardziej krnąbrnym i buńczucznym wypełnianiem woli
człowieka, nie zaś Ojca Wszechmogącego.
Czyżby nie zachęcano nas – wiernych do
posłuszeństwa i pokory wobec czasów oraz potrzeb współczesnego świata bardziej
niż wobec Ducha Świętego?!
Papież Franciszek wspomina często o
konieczności przeprowadzenia reformy Kościoła. Mówi o tym, że istnieje wielka
potrzeba „odzyskania oryginalnej świeżości Ewangelii” poprzez szukanie „nowych
dróg i kreatywnych metod głoszenia” Dobrej Nowiny. Zaznacza, iż „nie można
więzić Jezusa w nudnych sakramentach”…
A we mnie mimowolnie pojawiają się
następujące pytania, nakłaniające mnie, a wręcz zmuszające do następujących
refleksji:
Czy Ewangelia traci swą oryginalną
świeżość z upływem czasu?! Czy przemijanie okrada Dobrą Nowinę z owej
świeżości, czyniąc z niej słowo cuchnące przestarzałą stęchlizną, zawilgocone
grzybem braku aktualności i żywotności?! Czy rzeczywiście historia zapisująca
się na kartach dziejów ludzkości pozbawia Ewangelii ponadczasowości i
nieśmiertelności?! Czyż Dobra Nowina i całe Pismo Święte nie są same w sobie
ową oryginalną świeżością?! Czy faktycznie Jezus potrzebuje reklamy i czy
możemy w ogóle wspominać o nudzie, mówiąc o Chrystusie i sakramentach jako
formie przymierza zawieranego przez Boga z człowiekiem oraz przez człowieka z
Bogiem?! Czy Kościół – Bóg potrzebują reformy, a więc „nowych dróg oraz
kreatywnych metod” by móc znaleźć swe zaszczytne miejsce w sercu człowieka?!
Papież Franciszek wspomniał na początku
pontyfikatu, że „chce postawić w centrum Kościoła Chrystusa” (vaticannews.va 13
marca 2021 godzina 12:50), ale…
Co to znaczy?
Dla mnie Chrystus to Kościół i wszyscy
ci, których On wybrał. Bycie w Kościele to życie Jezusem, bycie z Jezusem, to
codzienność budowana według woli Boga zapisanej w Przykazaniach oraz
przekazanej w Naukach Mesjasza – w Ewangelii. Radością dla mnie samą w sobie
jest już fakt, iż zostałam przez Niego wybrana i powołana do świętości, dlatego
też nie czuję potrzeby szukania „nowych dróg czy kreatywnych metod” głoszenia
Dobrej Nowiny, którą to winna jestem głosić przykładem swojego życia tu i teraz.
Z tego właśnie powodu pragnę żyć w zależności z Bogiem i bez skazy. Mam świadomość,
iż jestem jeszcze młodym winem dojrzewającym w nowych bukłakach, że jeszcze się
uczę i dorastam, że mogę być w błędzie, ale!:
kiedy patrzę na nabożeństwa
przypominające teatrum i widowiskowe spektakle czy dyscoteki, w których
człowiek zaspokaja osobiste potrzeby bycia szczęśliwym; kiedy widzę obecność
Pachamamy w Watykanie sprzeniewierzającą się pierwszemu z Dziesięciu Przykazań;
kiedy osaczona jestem dyspensami od Mszy świętej z powodu pandemii; kiedy
odbiera mi się możliwość przyjęcia sakramentów z tytułu covid-19 w trosce o
moje doczesne życie oraz ciało, a w niedbałości o duszę; kiedy widzę mycie rąk
przed przyjęciem Ciała i Krwi Jezusa, traktowanych niczym zaraza, choć Pismo
Święte zapewnia, że Chrystus uzdrawia (Łk 8,40-48; J 9,1-11) i wskrzesza (Mk
5,35-42); kiedy słyszę, że ludzi niewypełniających woli Boga Ojca nazywa się
braćmi wbrew Słowom wypowiedzianym przez Samego Mesjasza (Mk 3,33); kiedy
jestem świadkiem nadużywania Bożego Miłosierdzia poprzez całkowite odrzucenie lub
ignorowanie i bagatelizowanie Bożej Sprawiedliwości, CIERPIĘ i nieustannie
zastanawiam się nad kierunkiem, w którym to wszystko zmierza.
Nie wiem, czy wszystko to, co się dzieje
w Kościele i zmienia Kościół jest dobre oraz miłe Ojcu Wszechmogącemu. Nie
wiem, bo nie jestem nikim szczególnym. Mam jednak wrażenie, że to, co mnie
osacza i spotyka jest, niestety, formą „zadowalania się życiem przeciętnym,
rozwodnionym, pustym”, pozbawionym bojaźni Bożej. Mam wrażenie, że Trójca
Święta staje się coraz bardziej osobą dobrego, wyrozumiałego kumpla, kogoś
równego nam – śmiertelnikom. Mam również wrażenie, że usilnie próbujemy wlać
młode wino do starych bukłaków, zapominając, iż „młode wino rozerwie bukłaki, i
samo wycieknie, i bukłaki przepadną”, co potwierdza modernizm katolicki, który
na przełomie XIX i XX wieku zniszczył wiarę w ludziach odzwierciedloną pustką w
kościołach katolickich i powierzchownością wiedzy religijnej oraz codzienności
będącej raczej zaspokajaniem własnych potrzeb i spełnianiem własnej woli niż
dbaniem o bycie dobrym drzewem rodzącym dobre owoce (Łk 6,43-45).
Czyż nie kontynuujemy (świadomie lub
nie) i nie pielęgnujemy owego filozoficznego charakteru modernizmu
katolickiego, bardziej dbając o człowieka niż o Boga?
Starym winem jest Trójca Święta w Piśmie
Świętym, a więc w Kościele będącym Chrystusem i powołanymi oraz wybranymi przez
Jezusa a żyjącymi Słowem, które nigdy nie jest i nie będzie pozbawione
oryginalnej świeżości, i sakramentami, w żaden sposób nie kojarzącymi się z
czymś nudnym. Bóg nie potrzebuje reformy. Ludzie potrzebują nawrócenia i pracy
nad sobą, ciężkiej pracy nad sobą, by karmić się Prawdą, iść Drogą do Życia –
by naśladować Mesjasza.
Jestem tym, który „napił się starego wina
i który z tego właśnie powodu nie chce młodego – mówiąc bowiem: Stare jest lepsze”,
który Bogu dziękuje za nielicznych, ale żywo obecnych kapłanów, ceniących sobie
również zdecydowanie bardziej stare wino od młodego, bo to WINO to Bóg Ojciec i
Syn i Duch Święty – to Kościół.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz