piątek, 17 września 2021

STARE WINO

„Faryzeusze i uczeni w Piśmie rzekli do Jezusa: „Uczniowie Jana dużo poszczą i modły odprawiają, podobnie też uczniowie faryzeuszów; natomiast Twoi jedzą i piją.”. A Jezus rzekł do nich: „Czy możecie nakłonić gości weselnych do postu, dopóki pan młody jest z nimi? Lecz przyjdzie czas, kiedy zabiorą im pana młodego, i wtedy, w owe dni, będą pościli.”. Opowiedział im też przypowieść: „Nikt nie przyszywa do starego ubrania jako łaty tego, co oderwie od nowego; w przeciwnym razie i nowe podrze, i łata z nowego nie nada się do starego. Nikt też młodego wina nie wlewa do starych bukłaków; w przeciwnym razie młode wino rozerwie bukłaki, i samo wycieknie, i bukłaki przepadną. Lecz młode wino należy wlewać do nowych bukłaków. Kto się napił starego, nie chce potem młodego – mówi bowiem: „Stare jest lepsze.”.”

(Łk 5,33-39)

Na stronie internetowej czasopisma „Newsweek” znalazłam artykuł opublikowany 26 listopada 2013 roku o godzinie 13:35, a w nim przytoczone słowa wypowiedzi papieża Franciszka twierdzącego, iż „woli Kościół zraniony i brudny, który wychodzi na ulice, od Kościoła zatroskanego o swą centralną rolę, która zamyka się w plątaninie obsesji i procedur”… W adhortacji apostolskiej natomiast ojca świętego Francjiszka pt. „Gaudete et exsultate. O powołaniu do świętości w świecie współczesnym.” natrafiłam zaś na treść, w moim odczuciu, całkowicie sprzeczną lub co najmniej pozbawioną spójności albo zrozumienia w korespondencji z wyżej przytoczoną wypowiedzią. We wspomnianej adhortacji papież napisał bowiem, że „Pan chce od nas wszystkiego, a to, co oferuje, to życie prawdziwe, szczęście, dla którego zostaliśmy stworzeni. Chce, abyśmy byli świętymi i nie oczekuje, że zadowolimy się życiem przeciętnym, rozwodnionym, pustym. Istotnie, powołanie do świętości na różne sposoby jest obecne na kartach Biblii już od pierwszych jej stron. Pan zaproponował je Abrahamowi w następujący sposób: Żyj ze Mną w zależności i bez skazy (Rdz 17,1).”

Jakże zatem Słowa Pisma Świętego wypowiedziane ustami Boga: „Żyj ze Mną w zależności i bez skazy” mają się do słów ojca świętego Franciszka wyznającego odważnie, że „woli Kościół zraniony i brudny, który wychodzi na ulice, od Kościoła zatroskanego o swoją centralną rolę, która zamyka się w plątaninie obsesji i procedur”?!

Aby zrozumieć ową rażącą (dla mnie przynajmniej sprzeczność) trzeba uchwycić sens i wartość niezwykle istotnych elementów, odpowiadając sobie na podstawowe i zasadnicze pytanie:

Co to jest Kościół? Kim lub czym jest Kościół? Kim lub czym Kościół jest dla mnie, a kim lub czym Kościół jest dla samego papieża Franciszka?!

W „Katechizmie Kościoła Katolickiego”, dokładnie w paragrafie trzecim dziewiątego artykułu dotyczącego wyznanie wiary chrześcijańskiej, znajdziemy następującą definicję:

„Kościół jest jeden ze względu na swoje źródło: „Największym wzorem i zasadą tego misterium jest jedność w Trójcy Osób jednego Boga Ojca i Syna w Duchu Świętym”. Kościół jest jeden ze względu na swego Założyciela: „Syn wcielony, Książę pokoju, przez swój krzyż pojednał wszystkich ludzi z Bogiem, przywracając jedność wszystkich w jednym Ludzie i jednym Ciele”. Kościół jest jeden ze względu na swoją „duszę”: „Duch Święty, który mieszka w wierzących oraz napełnia Kościół i kieruje nim, sprawił ową cudowną komunię wiernych i tak głęboko jednoczy wszystkich w Chrystusie, że jest zasadą jedności Kościoła”. Jedność więc należy do istoty Kościoła:

O zdumiewająca tajemnico! Jest jeden Ojciec wszechświata, jest jeden Logos wszechświata, a także jeden Duch Święty, wszędzie ten sam; jest także jedna dziewica, która stała się matką, i chętnie nazywam ją Kościołem.”

Zatem!: jeśli Kościół to przede wszystkim Bóg, czyli TEN Nieomylny, Wszechmocny, Idealny i Nieskazitelny, oraz my – wierni w Nim i przez Niego powołani a także przez Niego wybrani (J 15,16), to: dlaczego mielibyśmy się godzić na Kościół zraniony i brudny, ale wychodzący na ulicę?!... i: o jakim zamykaniu się Kościoła w plątaninie obsesji i procedur mówi papież Franciszek?!...

Oczywiście, jeśli oddzielimy ludzi od Trójcy Świętej i skupimy się wyłącznie na wyznawcach wiary chrześcijańskiej jako autorytetach tworzących, jak również będących Kościołem, wówczas z pewnością będziemy mieli formę Wieży Babel – konstrukcję nietrwałą, kruchą, nieodporną, ułomną, niezrozumiałą, chaotycznie chwiejącą się niczym olbrzym na glinianych nóżkach, zamkniętą w plątaninie przyziemnych praw, procedur, zasad służących jedynie autorytetowi hierarchii dostojników urzędowych owej instytucji, ale na pewno nie Bogu. Jeśli natomiast skupimy się na tym, że Kościół to Trójca Święta, a w Niej i przez Nią to także my, wówczas oczywistym i bezsprzecznym staje się fakt, iż mamy obowiązek przede wszystkim służyć Panu i mamy obowiązek „zamykać się w plątaninie obsesji (?!) i procedur”, a więc Przykazań i Nauk Jezusa Chrystusa, których winniśmy przestrzegać, wypełniając w ten sposób wolę Ojca Wszechmogącego i tym samym „żyć z Nim w zależności oraz bez skazy” dbając o świętość, do jakiej zostaliśmy przecież powołani, o czym wspomina papież Franciszek w wyżej wymienionej adhortacji apostolskiej. Zatem nie możemy godzić się na Kościół „zraniony i brudny”. Jeżeli wybierzemy tego rodzaju formę Kościoła, wówczas skazujemy siebie samych na życie pozbawione zależności z Bogiem oraz przestajemy być bez skazy. Mam wrażenie, że owe preferowanie ułomnego, zranionego i brudnego Kościoła ze względu na przede wszystkim bycie na ulicy, staje się już bardziej krnąbrnym i buńczucznym wypełnianiem woli człowieka, nie zaś Ojca Wszechmogącego.

Czyżby nie zachęcano nas – wiernych do posłuszeństwa i pokory wobec czasów oraz potrzeb współczesnego świata bardziej niż wobec Ducha Świętego?!

Papież Franciszek wspomina często o konieczności przeprowadzenia reformy Kościoła. Mówi o tym, że istnieje wielka potrzeba „odzyskania oryginalnej świeżości Ewangelii” poprzez szukanie „nowych dróg i kreatywnych metod głoszenia” Dobrej Nowiny. Zaznacza, iż „nie można więzić Jezusa w nudnych sakramentach”…

A we mnie mimowolnie pojawiają się następujące pytania, nakłaniające mnie, a wręcz zmuszające do następujących refleksji:

Czy Ewangelia traci swą oryginalną świeżość z upływem czasu?! Czy przemijanie okrada Dobrą Nowinę z owej świeżości, czyniąc z niej słowo cuchnące przestarzałą stęchlizną, zawilgocone grzybem braku aktualności i żywotności?! Czy rzeczywiście historia zapisująca się na kartach dziejów ludzkości pozbawia Ewangelii ponadczasowości i nieśmiertelności?! Czyż Dobra Nowina i całe Pismo Święte nie są same w sobie ową oryginalną świeżością?! Czy faktycznie Jezus potrzebuje reklamy i czy możemy w ogóle wspominać o nudzie, mówiąc o Chrystusie i sakramentach jako formie przymierza zawieranego przez Boga z człowiekiem oraz przez człowieka z Bogiem?! Czy Kościół – Bóg potrzebują reformy, a więc „nowych dróg oraz kreatywnych metod” by móc znaleźć swe zaszczytne miejsce w sercu człowieka?!

Papież Franciszek wspomniał na początku pontyfikatu, że „chce postawić w centrum Kościoła Chrystusa” (vaticannews.va 13 marca 2021 godzina 12:50), ale…

Co to znaczy?

Dla mnie Chrystus to Kościół i wszyscy ci, których On wybrał. Bycie w Kościele to życie Jezusem, bycie z Jezusem, to codzienność budowana według woli Boga zapisanej w Przykazaniach oraz przekazanej w Naukach Mesjasza – w Ewangelii. Radością dla mnie samą w sobie jest już fakt, iż zostałam przez Niego wybrana i powołana do świętości, dlatego też nie czuję potrzeby szukania „nowych dróg czy kreatywnych metod” głoszenia Dobrej Nowiny, którą to winna jestem głosić przykładem swojego życia tu i teraz. Z tego właśnie powodu pragnę żyć w zależności z Bogiem i bez skazy. Mam świadomość, iż jestem jeszcze młodym winem dojrzewającym w nowych bukłakach, że jeszcze się uczę i dorastam, że mogę być w błędzie, ale!:

kiedy patrzę na nabożeństwa przypominające teatrum i widowiskowe spektakle czy dyscoteki, w których człowiek zaspokaja osobiste potrzeby bycia szczęśliwym; kiedy widzę obecność Pachamamy w Watykanie sprzeniewierzającą się pierwszemu z Dziesięciu Przykazań; kiedy osaczona jestem dyspensami od Mszy świętej z powodu pandemii; kiedy odbiera mi się możliwość przyjęcia sakramentów z tytułu covid-19 w trosce o moje doczesne życie oraz ciało, a w niedbałości o duszę; kiedy widzę mycie rąk przed przyjęciem Ciała i Krwi Jezusa, traktowanych niczym zaraza, choć Pismo Święte zapewnia, że Chrystus uzdrawia (Łk 8,40-48; J 9,1-11) i wskrzesza (Mk 5,35-42); kiedy słyszę, że ludzi niewypełniających woli Boga Ojca nazywa się braćmi wbrew Słowom wypowiedzianym przez Samego Mesjasza (Mk 3,33); kiedy jestem świadkiem nadużywania Bożego Miłosierdzia poprzez całkowite odrzucenie lub ignorowanie i bagatelizowanie Bożej Sprawiedliwości, CIERPIĘ i nieustannie zastanawiam się nad kierunkiem, w którym to wszystko zmierza.

Nie wiem, czy wszystko to, co się dzieje w Kościele i zmienia Kościół jest dobre oraz miłe Ojcu Wszechmogącemu. Nie wiem, bo nie jestem nikim szczególnym. Mam jednak wrażenie, że to, co mnie osacza i spotyka jest, niestety, formą „zadowalania się życiem przeciętnym, rozwodnionym, pustym”, pozbawionym bojaźni Bożej. Mam wrażenie, że Trójca Święta staje się coraz bardziej osobą dobrego, wyrozumiałego kumpla, kogoś równego nam – śmiertelnikom. Mam również wrażenie, że usilnie próbujemy wlać młode wino do starych bukłaków, zapominając, iż „młode wino rozerwie bukłaki, i samo wycieknie, i bukłaki przepadną”, co potwierdza modernizm katolicki, który na przełomie XIX i XX wieku zniszczył wiarę w ludziach odzwierciedloną pustką w kościołach katolickich i powierzchownością wiedzy religijnej oraz codzienności będącej raczej zaspokajaniem własnych potrzeb i spełnianiem własnej woli niż dbaniem o bycie dobrym drzewem rodzącym dobre owoce (Łk 6,43-45).

Czyż nie kontynuujemy (świadomie lub nie) i nie pielęgnujemy owego filozoficznego charakteru modernizmu katolickiego, bardziej dbając o człowieka niż o Boga?

Starym winem jest Trójca Święta w Piśmie Świętym, a więc w Kościele będącym Chrystusem i powołanymi oraz wybranymi przez Jezusa a żyjącymi Słowem, które nigdy nie jest i nie będzie pozbawione oryginalnej świeżości, i sakramentami, w żaden sposób nie kojarzącymi się z czymś nudnym. Bóg nie potrzebuje reformy. Ludzie potrzebują nawrócenia i pracy nad sobą, ciężkiej pracy nad sobą, by karmić się Prawdą, iść Drogą do Życia – by naśladować Mesjasza.

Jestem tym, który „napił się starego wina i który z tego właśnie powodu nie chce młodego – mówiąc bowiem: Stare jest lepsze”, który Bogu dziękuje za nielicznych, ale żywo obecnych kapłanów, ceniących sobie również zdecydowanie bardziej stare wino od młodego, bo to WINO to Bóg Ojciec i Syn i Duch Święty – to Kościół.





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz