piątek, 16 października 2020

DYSPENSA

„A po tych wydarzeniach Bóg wystawił Abrahama na próbę. Rzekł do niego: „Abrahamie”, a gdy ten odpowiedział: „Oto jestem” – powiedział: „Weź swego syna jedynego, którego miłujesz, Izaaka, idź do kraju Moria i tam złóż go w ofierze na jednym z pagórków, jakie ci wskażę.”. Nazajutrz rano Abraham osiodłał swego osła, zabrał ze sobą dwóch swych ludzi i syna Izaaka, narąbał drzewa do spalenia ofiary i ruszył w drogę do miejscowości, o której mu Bóg powiedział. Na trzeci dzień Abraham, spojrzawszy, dostrzegł z daleka ową miejscowość. I wtedy rzekł do swych sług: „Zostańcie tu z osłem, ja zaś i chłopiec pójdziemy tam, aby oddać pokłon Bogu, a potem wrócimy do was.”. Abraham, zabrawszy drwa do spalenia ofiary, włożył je na syna swego Izaaka, wziął do ręki ogień i nóż, po czym obaj się oddalili. Izaak odezwał się do swego ojca Abrahama: „Ojcze mój!”. A gdy ten rzekł: „Oto jestem, mój synu” – zapytał: „Oto ogień i drwa, a gdzież jest jagnię na całopalenie?”. Abraham odpowiedział: „Bóg upatrzy sobie jagnię na całopalenia, synu mój.”. I szli obydwaj dalej. A, gdy przyszli na to miejsce, które Bóg wskazał, Abraham zbudował tam ołtarz, ułożył na nim drwa i związawszy syna swego Izaaka, położył go na tych drwach na ołtarzu. Potem Abraham sięgnął ręką po nóż, aby zabić swego syna. Ale wtedy Anioł Pański zawołał do niego z nieba i rzekł: „Abrahamie, Abrahamie!”. A on odrzekł: „Oto jestem.”. [Anioł] powiedział mu: „Nie podnoś ręki na chłopca i nie czyń mu nic złego! Teraz poznałem, że boisz się Boga, bo nie odmówiłeś Mi nawet twego jedynego syna.”. Abraham, obejrzawszy się poza siebie, spostrzegł barana uwikłanego rogami w zaroślach. Poszedł więc, wziął barana i złożył w ofierze całopalnej zamiast swego syna.”

(Rdz 22,1-13)

W czasie ciemności, w której błądziła moja wychowana w wierze katolickiej dusza, ale jeszcze nie nawrócona i nie znająca Boga, a usilnie starająca się zdemaskować Stwórcę Nieba i Ziemi jako bezwzględnego tyrana oraz dyktatora, nienawidziłam wyżej przytoczonego fragmentu Starego Testamentu, (w moim przekonaniu) ukazującego Ojca Niebieskiego niczym egoistycznego, skoncentrowanego tylko i wyłącznie na sobie potwora zachłannego na ludzką miłość, żądającego owej miłości nawet kosztem krwi niewinnie przelanej w celu zaspokojenia potrzeb egocentrycznej natury Pana wszelkiego stworzenia. Nie umiałam wówczas pojąć, jak można było narażać Abrahama na tak okrutne cierpienia. Nie byłam w stanie zrozumieć Bożego zamiaru, bo… niby czemu ma służyć owa opisana wyżej próba?!... Jakim potworem trzeba być, aby ofiarowanego Abrahamowi upragnionego i tęsknotą wymodlonego syna, zażądać później w ofierze całopalnej?!... To było dla mnie nie do pomyślenia. Widziałam wówczas Boga jako Pana Nieba i Ziemi pozbawionego empatii oraz wrażliwości, a żądnego bezwzględnego i bezwarunkowego poświęcenia się człowieka, nawet!, kosztem jego cierpienia.

Dziś przez pryzmat owej biblijnej sceny – owego wydarzenia widzę obraz współczesnego świata i… serce mi pęka z rozpaczy.

Bóg jest początkiem i końcem, dlatego doskonale zna przyczyny oraz wynikające z nich skutki – zna przyszłość w całej jej bezwstydnej nagości. W związku z tym w momencie spotkania z Abrahamem doskonale wiedział, jak będzie wyglądał świat w XXI wieku; już wówczas nas widział i znał intencje naszych serc. Owa świadomość pozwala mi spojrzeć na wyżej przywołaną scenę w zupełnie inny sposób, a mianowicie pozwala mi współuczestniczyć w wydarzeniu rozgrywającym się w kraju Moria w wymiarze obecnych czasów rozpowszechnionej medialnie pandemii i jej niszczycielskich skutków zabijających bardziej ducha niż ciało. Mam zatem wrażenie, że Pan Bóg posłużył się wówczas Abrahamem, by nam współczesnym z XXI wieku wskazać odpowiedni kierunek prawidłowej drogi, by uświadomić nam prawdziwy obowiązek chrześcijański, będący zaufaniem i poddaniem się woli Ojca poprzez zawierzenie Mu swojego życia. W świetle obecnych wydarzeń próba, jakiej został poddany Abraham, była tak naprawdę ponadczasowym Głosem Boga, zaadresowanym do ludzi z okresu 2020 roku – to depesza do chrześcijan, którzy w strachu przed koronawirusem opuszczają kościoły, lekceważą Eucharystię, bagatelizują sakramenty, profanują Ciało i Krew Chrystusa, uciekają od swego Stwórcy w popłochu i panice w celu ratowania życia doczesnego, nawet!, kosztem życia wiecznego, będącego przecież znacznie cenniejszym darem dla człowieka. W osobie Abrahama Pan Nieba i Ziemi odsłania model Swego dziecka, jaki pragnie ujrzeć w nas samych. Bóg chce byśmy nie tylko wierzyli w Jego istnienie, ale byśmy Mu zaufali, byśmy – wbrew zastraszeniom i zaszczuciom, trudnościom i zagrożeniom – wiernie przy Nim trwali, a wówczas On ocali nas od nieszczęścia wirusowej zarazy, jak od płomieni całopalenia ocalił Izaaka i od zbrodni synobójstwa ocalił Abrahama. Pan Nieba i Ziemi pragnie naszej wiary, ale i miłości, naszej szczerej i bogobojnej modlitwy, będącej owocem zaufania i oddania – zawierzenia się Stwórcy, naszego szacunku i czci, tymczasem… nie tylko politycy, ale i niektórzy kapłani (niestety w przerażającej liczebności zwartych szeregów) depczą relacje człowieka z jego Ojcem, poddańczo „oddając Cezarowi to, co należy do Cezara”, a odrzucając i grabiąc, niszcząc i profanując to, co należy do Boga (Mk 12,13-17). Dziś Pan Nieba i Ziemi zwraca się do Swych apostołów imieniem Abrahama, na co ci odpowiadają jednogłośnie: „Oto jestem”, ale!, gdy poznają charakter próby chrześcijańskiej wiary współczesnych synów i córek, jakiej w XXI wieku należy się poddać, stojąc przed ołtarzem jako paleniskiem ofiary składanej z życia doczesnego, uciekają z kraju Moria – opuszczają kościoły, zamykają świątynie kluczem dyspens od Mszy Świętych, rozbijają trzody i przeganiają owce PRECZ!, skazując je na duchowe spustoszenie i powolne umieranie, które w przeciwieństwie do śmierci ciała, kończy się zazwyczaj znacznie tragiczniej, bo nieodwracalnie – potępieńczą śmiercią duszy poprzez eutanazję wiary, gasnącej pod wpływem odrętwienia i znieczulicy wobec grzechu, ułaskawienia rozgrzeszającego wszystkich ze wszystkiego tłumaczeniem, opisującym obecną pandemię koronawirusa. Dziś kapłan winien być Abrahamem, który prowadzi przed ołtarz swych parafian, będących Izaakiem. Dziś ksiądz winien być Abrahamem, który wbrew ludzkiemu rozsądkowi i ludzkim „mądrościom” ma obowiązek wypełniać przede wszystkim wolę Boga, a nie Cezara, nawet!, jeśli miałby świadomość, że nabożeństwo odprawiane w obecności wiernych spragnionych Chrystusa może okazać się ofiarą życia doczesnego złożonego na ołtarzu całopalenia w kraju Moria. Brak posłuszeństwa kapłanów wobec Boga zabije w ludzkich sercach wiarę. Chrześcijanie dziś bowiem są poddawani eutanazji duchowej. Sieje się w ich duszach lęk przed koronawirusem, a niszczy się w nich szacunek do Boga – bojaźń Bożą jako jeden z darów Ducha Świętego. Dziś tak trudno spotkać w księdzu Abrahama… Dziś bowiem człowiek spragniony sakramentów, Eucharystii – Chrystusa bardzo często spotyka się z odrzuceniem, zalakowanym pieczęcią: „covid-19”… Dziś odbiera mi się prawo podejmowania decyzji. Obecnie kapłan wyrywa mi wolę obcowania z Bogiem w myśl ratowania mojego życia doczesnego.

Jakie to humanitarne!

Pragnę jednak życia wiecznego bardziej niż osaczającej, wchłaniającej mnie doczesności, która niczym smoła oblepia moje ciało, wdziera się do wnętrza i zakleszcza się wokół mojej duszy niczym śmiercionośny pancerz. Pragnę Boga. Jeśli miałabym umierać, to jak chrześcijanka, a nie jak pies z „kagańcem” na twarzy, z gnojem w sercu, w domu jak pod płotem, bo bez sakramentów, bez Eucharystii i bez Chrystusa, którego Ciało jest dziś dawkowane niczym porcje zarazy.

Jakim prawem „duszpasterz” odbiera mi prawo życia według własnego sumienia, nakazującego mi wypełnianie woli Ojca?! Jakim prawem wmawia się mi troskę o moje życie doczesne, które odrzucam w Imię Zbawienia i Życia Wiecznego?!

Iluż jest dziś kapłanów, panicznie bojących się covid-19, a nie odczuwających trwogi przed Bogiem, traktowanym przez nich w sposób pobłażliwy, lekceważący, karygodny i haniebny na skutek nadużywania Ojcowskiego Miłosierdzia. Iluż to księży podczas ceremonii Mszy Świętej bardziej celebruje higienę własnych rąk niż Samego Jezusa. Iluż to duchownych, podając Komunię Świętą, nie wypowiada słów: „Ciało Chrystusa” i zabrania wiernym wzdychania choćby szeptem odpowiedzi „Amen”, tłumacząc wprowadzone zakazy zagrożeniem wydychanego podczas artykulacji powietrza, którego strumień przenosi koronawirus nawet przez materiał, z jakiego wykonana jest maseczka zasłaniająca twarz parafianina. Iluż „duszpasterzy” odpowiedzialnie i szczerze według powołania prowadzi powierzone im przez Boga trzody do Królestwa Niebieskiego, a nie do otchłani piekielnej. Iluż księży odmawia starym lub młody, chorym (i to niekoniecznie na covid-19!) ostatniej posługi – spowiedzi i Komunii Świętej, bojąc się kontaktu z być może już umierającym człowiekiem i tłumacząc swe kapłańskie zaniedbania „troską” o pacjenta. Iluż księży postawę chrześcijan, zawierzających się całkowicie Bogu mimo panującej pandemii, nazywa głupotą, co miało miejsce chociażby w medialnej nagonce na o. Daniela Galusa, opowiadającego się po stronie wiary, a nie sanepidu. Iluż kapłanów nakazuje owcom powierzonej im trzody posługiwać się darem rozumu, jako daru otrzymanego od Stwórcy, a przecież…

Patrząc rozumowo i rozsądnie na Abrahama, winniśmy go zlinczować za brak rodzicielskiej odwagi i ojcowskiej miłości, bo przecież jego poddanie się woli Boga było (według logiki podarowanego nam przez Stwórcę intelektu) istnym aktem totalnej głupoty, jakim dziś byłaby wierność Chrystusowi w Eucharystii. Według owej zachęty do korzystania z umiejętności rozumu, jaki posiadamy, Abraham miał prawo sprzeciwić się swemu Panu i walczyć o życie doczesne Izaaka – jedynego, upragnionego, umiłowanego i wymodlonego syna, jak chociażby dziś walczą o życie doczesne współczesnych chrześcijan „duszpasterze” troszczący się o przyziemne bezpieczeństwo naszych ciał. W myśl wspomnianej zachęty do korzystania ze zdolności intelektualnych człowieka, należy śmiało i po ludzku orzec: „Abraham był głupcem!”. Zgodnie zatem z logiką naszego rozumowania i rozsądku winniśmy unikać duchownych, w których powołaniu i postawie ujrzymy Abrahama, a Bogu powinniśmy dziękować za kapłanów, którzy w przeciwieństwie do starotestamentowego bohatera, dzielnie walczą z koronawirusem, ale i z Samym Panem Nieba i Ziemi o nasze chrześcijańskie, bezpieczne i wygodne życie doczesne.

Gdzie podziała się wiara we Wszechmoc Boga?! Gdzie podziała się wiara w Chrystusa – Życie Wieczne?! Czyżby Bóg był tylko pierwszoplanowym bohaterem Pisma Świętego, które czyta się dzieciom od czasu do czasu dla… przyjemności płynącej ze sztuki słowa?! Kim jest zatem Ten, w Imię Którego wypędza się złe duchy?! Czym jest woda święcona, wykorzystywana w egzorcyzmach, w uwolnieniach i w uzdrowieniach, w oczyszczaniach miejsc, a zakazywana w kościołach?!...

Gdy 15 października 2020 roku usłyszałam o wprowadzeniu przez arcybiskupa Grzegorza Rysia dyspensy od Mszy Świętej, ogarnął mnie żałobny smutek i nagle ujrzałam przed sobą Abrahama w towarzystwie jego syna Izaaka, stojących na wskazanym przez Boga pagórku przed ołtarzem z drewnem przygotowanym na złożenie ofiary całopalnej i pomyślałam w akcie szczerego rozgoryczenia: Abrahamów już prawie nie ma wśród chrześcijan. A, kiedy przeczytałam wypowiedź ks. Przemysława Sawy, komentującego postawę o. Daniela Galusa, odrzucającego w imię wiary słuszność obostrzeń wprowadzonych w życie Kościoła, jako księdza posiadającego „poważne braki w rozumieniu sakramentaliów” (deon.pl) i opieczętowującego swe wywody nad wspomnianą postawą o. Galusa zapytaniem: „Czy głupota się w końcu skończy?” (https://deon.pl/kosciol/ksiadz-namawia-do-sciagania-maseczek-i-odkazania-sie-woda-swiecona-czy-glupota-sie-skonczy--komentuja-publicysci,1019143), poczułam się… po prostu zdeptana.

Czy wiara we Wszechmoc Boga, który jest Życiem, to głupota?!...

Daleko mi do owych wybitnych teologów Kościoła. Nie posiadam wykształcenia w owej dziedzinie. Jestem tylko zwykłą chrześcijanką – córką Boga, która pragnie żyć według woli swego Ojca, a nie według intencji ludzkich serc czy wniosków ludzkiego rozumu, dlatego gdybym miała wybierać, wolałabym niczym Izaak pójść za księdzem, który byłby w moim życiu Abrahamem, a nie tylko teologiem pozbawionym wiary czy nadużywającym Bożego Miłosierdzia w imię propagowania humanizmu.

Czy właśnie taki teolog – znawca Pisma i Prawa, nie wierzący i nie potrafiący zaufać oraz zawierzyć się, niekiedy bezmyślnie i ślepo, Bogu, nie przypomina bardziej faryzeusza niż duszpasterza?...

Boże mój, Boże!, ulituj się nad nami, bo nie wiemy, co czynimy.






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz