„A
po tych wydarzeniach Bóg wystawił Abrahama na próbę. Rzekł do niego:
„Abrahamie”, a gdy ten odpowiedział: „Oto jestem” – powiedział: „Weź swego syna
jedynego, którego miłujesz, Izaaka, idź do kraju Moria i tam złóż go w ofierze
na jednym z pagórków, jakie ci wskażę.”. Nazajutrz rano Abraham osiodłał swego
osła, zabrał ze sobą dwóch swych ludzi i syna Izaaka, narąbał drzewa do
spalenia ofiary i ruszył w drogę do miejscowości, o której mu Bóg powiedział.
Na trzeci dzień Abraham, spojrzawszy, dostrzegł z daleka ową miejscowość. I
wtedy rzekł do swych sług: „Zostańcie tu z osłem, ja zaś i chłopiec pójdziemy
tam, aby oddać pokłon Bogu, a potem wrócimy do was.”. Abraham, zabrawszy drwa
do spalenia ofiary, włożył je na syna swego Izaaka, wziął do ręki ogień i nóż,
po czym obaj się oddalili. Izaak odezwał się do swego ojca Abrahama: „Ojcze
mój!”. A gdy ten rzekł: „Oto jestem, mój synu” – zapytał: „Oto ogień i drwa, a
gdzież jest jagnię na całopalenie?”. Abraham odpowiedział: „Bóg upatrzy sobie
jagnię na całopalenia, synu mój.”. I szli obydwaj dalej. A, gdy przyszli na to
miejsce, które Bóg wskazał, Abraham zbudował tam ołtarz, ułożył na nim drwa i
związawszy syna swego Izaaka, położył go na tych drwach na ołtarzu. Potem
Abraham sięgnął ręką po nóż, aby zabić swego syna. Ale wtedy Anioł Pański
zawołał do niego z nieba i rzekł: „Abrahamie, Abrahamie!”. A on odrzekł: „Oto
jestem.”. [Anioł] powiedział mu: „Nie podnoś ręki na chłopca i nie czyń mu nic
złego! Teraz poznałem, że boisz się Boga, bo nie odmówiłeś Mi nawet twego
jedynego syna.”. Abraham, obejrzawszy się poza siebie, spostrzegł barana
uwikłanego rogami w zaroślach. Poszedł więc, wziął barana i złożył w ofierze
całopalnej zamiast swego syna.”
(Rdz
22,1-13)
W czasie ciemności, w której błądziła
moja wychowana w wierze katolickiej dusza, ale jeszcze nie nawrócona i nie
znająca Boga, a usilnie starająca się zdemaskować Stwórcę Nieba i Ziemi jako
bezwzględnego tyrana oraz dyktatora, nienawidziłam wyżej przytoczonego
fragmentu Starego Testamentu, (w moim przekonaniu) ukazującego Ojca
Niebieskiego niczym egoistycznego, skoncentrowanego tylko i wyłącznie na sobie
potwora zachłannego na ludzką miłość, żądającego owej miłości nawet kosztem
krwi niewinnie przelanej w celu zaspokojenia potrzeb egocentrycznej natury Pana
wszelkiego stworzenia. Nie umiałam wówczas pojąć, jak można było narażać
Abrahama na tak okrutne cierpienia. Nie byłam w stanie zrozumieć Bożego
zamiaru, bo… niby czemu ma służyć owa opisana wyżej próba?!... Jakim potworem
trzeba być, aby ofiarowanego Abrahamowi upragnionego i tęsknotą wymodlonego
syna, zażądać później w ofierze całopalnej?!... To było dla mnie nie do
pomyślenia. Widziałam wówczas Boga jako Pana Nieba i Ziemi pozbawionego empatii
oraz wrażliwości, a żądnego bezwzględnego i bezwarunkowego poświęcenia się człowieka,
nawet!, kosztem jego cierpienia.
Dziś przez pryzmat owej biblijnej sceny
– owego wydarzenia widzę obraz współczesnego świata i… serce mi pęka z
rozpaczy.
Bóg jest początkiem i końcem, dlatego
doskonale zna przyczyny oraz wynikające z nich skutki – zna przyszłość w całej
jej bezwstydnej nagości. W związku z tym w momencie spotkania z Abrahamem
doskonale wiedział, jak będzie wyglądał świat w XXI wieku; już wówczas nas
widział i znał intencje naszych serc. Owa świadomość pozwala mi spojrzeć na
wyżej przywołaną scenę w zupełnie inny sposób, a mianowicie pozwala mi
współuczestniczyć w wydarzeniu rozgrywającym się w kraju Moria w wymiarze
obecnych czasów rozpowszechnionej medialnie pandemii i jej niszczycielskich
skutków zabijających bardziej ducha niż ciało. Mam zatem wrażenie, że Pan Bóg
posłużył się wówczas Abrahamem, by nam współczesnym z XXI wieku wskazać
odpowiedni kierunek prawidłowej drogi, by uświadomić nam prawdziwy obowiązek
chrześcijański, będący zaufaniem i poddaniem się woli Ojca poprzez zawierzenie
Mu swojego życia. W świetle obecnych wydarzeń próba, jakiej został poddany
Abraham, była tak naprawdę ponadczasowym Głosem Boga, zaadresowanym do ludzi z
okresu 2020 roku – to depesza do chrześcijan, którzy w strachu przed
koronawirusem opuszczają kościoły, lekceważą Eucharystię, bagatelizują
sakramenty, profanują Ciało i Krew Chrystusa, uciekają od swego Stwórcy w
popłochu i panice w celu ratowania życia doczesnego, nawet!, kosztem życia
wiecznego, będącego przecież znacznie cenniejszym darem dla człowieka. W osobie
Abrahama Pan Nieba i Ziemi odsłania model Swego dziecka, jaki pragnie ujrzeć w
nas samych. Bóg chce byśmy nie tylko wierzyli w Jego istnienie, ale byśmy Mu
zaufali, byśmy – wbrew zastraszeniom i zaszczuciom, trudnościom i zagrożeniom –
wiernie przy Nim trwali, a wówczas On ocali nas od nieszczęścia wirusowej zarazy,
jak od płomieni całopalenia ocalił Izaaka i od zbrodni synobójstwa ocalił
Abrahama. Pan Nieba i Ziemi pragnie naszej wiary, ale i miłości, naszej
szczerej i bogobojnej modlitwy, będącej owocem zaufania i oddania – zawierzenia
się Stwórcy, naszego szacunku i czci, tymczasem… nie tylko politycy, ale i
niektórzy kapłani (niestety w przerażającej liczebności zwartych szeregów) depczą
relacje człowieka z jego Ojcem, poddańczo „oddając Cezarowi to, co należy do
Cezara”, a odrzucając i grabiąc, niszcząc i profanując to, co należy do Boga
(Mk 12,13-17). Dziś Pan Nieba i Ziemi zwraca się do Swych apostołów imieniem
Abrahama, na co ci odpowiadają jednogłośnie: „Oto jestem”, ale!, gdy poznają
charakter próby chrześcijańskiej wiary współczesnych synów i córek, jakiej w
XXI wieku należy się poddać, stojąc przed ołtarzem jako paleniskiem ofiary
składanej z życia doczesnego, uciekają z kraju Moria – opuszczają kościoły,
zamykają świątynie kluczem dyspens od Mszy Świętych, rozbijają trzody i
przeganiają owce PRECZ!, skazując je na duchowe spustoszenie i powolne
umieranie, które w przeciwieństwie do śmierci ciała, kończy się zazwyczaj
znacznie tragiczniej, bo nieodwracalnie – potępieńczą śmiercią duszy poprzez
eutanazję wiary, gasnącej pod wpływem odrętwienia i znieczulicy wobec grzechu,
ułaskawienia rozgrzeszającego wszystkich ze wszystkiego tłumaczeniem,
opisującym obecną pandemię koronawirusa. Dziś kapłan winien być Abrahamem,
który prowadzi przed ołtarz swych parafian, będących Izaakiem. Dziś ksiądz
winien być Abrahamem, który wbrew ludzkiemu rozsądkowi i ludzkim „mądrościom”
ma obowiązek wypełniać przede wszystkim wolę Boga, a nie Cezara, nawet!, jeśli
miałby świadomość, że nabożeństwo odprawiane w obecności wiernych spragnionych
Chrystusa może okazać się ofiarą życia doczesnego złożonego na ołtarzu
całopalenia w kraju Moria. Brak posłuszeństwa kapłanów wobec Boga zabije w
ludzkich sercach wiarę. Chrześcijanie dziś bowiem są poddawani eutanazji duchowej.
Sieje się w ich duszach lęk przed koronawirusem, a niszczy się w nich szacunek
do Boga – bojaźń Bożą jako jeden z darów Ducha Świętego. Dziś tak trudno
spotkać w księdzu Abrahama… Dziś bowiem człowiek spragniony sakramentów,
Eucharystii – Chrystusa bardzo często spotyka się z odrzuceniem, zalakowanym
pieczęcią: „covid-19”… Dziś odbiera mi się prawo podejmowania decyzji. Obecnie
kapłan wyrywa mi wolę obcowania z Bogiem w myśl ratowania mojego życia
doczesnego.
Jakie to humanitarne!
Pragnę jednak życia wiecznego bardziej
niż osaczającej, wchłaniającej mnie doczesności, która niczym smoła oblepia
moje ciało, wdziera się do wnętrza i zakleszcza się wokół mojej duszy niczym
śmiercionośny pancerz. Pragnę Boga. Jeśli miałabym umierać, to jak chrześcijanka,
a nie jak pies z „kagańcem” na twarzy, z gnojem w sercu, w domu jak pod płotem,
bo bez sakramentów, bez Eucharystii i bez Chrystusa, którego Ciało jest dziś
dawkowane niczym porcje zarazy.
Jakim prawem „duszpasterz” odbiera mi
prawo życia według własnego sumienia, nakazującego mi wypełnianie woli Ojca?!
Jakim prawem wmawia się mi troskę o moje życie doczesne, które odrzucam w Imię
Zbawienia i Życia Wiecznego?!
Iluż jest dziś kapłanów, panicznie
bojących się covid-19, a nie odczuwających trwogi przed Bogiem, traktowanym
przez nich w sposób pobłażliwy, lekceważący, karygodny i haniebny na skutek
nadużywania Ojcowskiego Miłosierdzia. Iluż to księży podczas ceremonii Mszy
Świętej bardziej celebruje higienę własnych rąk niż Samego Jezusa. Iluż to
duchownych, podając Komunię Świętą, nie wypowiada słów: „Ciało Chrystusa” i
zabrania wiernym wzdychania choćby szeptem odpowiedzi „Amen”, tłumacząc
wprowadzone zakazy zagrożeniem wydychanego podczas artykulacji powietrza,
którego strumień przenosi koronawirus nawet przez materiał, z jakiego wykonana
jest maseczka zasłaniająca twarz parafianina. Iluż „duszpasterzy” odpowiedzialnie
i szczerze według powołania prowadzi powierzone im przez Boga trzody do
Królestwa Niebieskiego, a nie do otchłani piekielnej. Iluż księży odmawia
starym lub młody, chorym (i to niekoniecznie na covid-19!) ostatniej posługi –
spowiedzi i Komunii Świętej, bojąc się kontaktu z być może już umierającym
człowiekiem i tłumacząc swe kapłańskie zaniedbania „troską” o pacjenta. Iluż
księży postawę chrześcijan, zawierzających się całkowicie Bogu mimo panującej
pandemii, nazywa głupotą, co miało miejsce chociażby w medialnej nagonce na o.
Daniela Galusa, opowiadającego się po stronie wiary, a nie sanepidu. Iluż
kapłanów nakazuje owcom powierzonej im trzody posługiwać się darem rozumu, jako
daru otrzymanego od Stwórcy, a przecież…
Patrząc rozumowo i rozsądnie na
Abrahama, winniśmy go zlinczować za brak rodzicielskiej odwagi i ojcowskiej
miłości, bo przecież jego poddanie się woli Boga było (według logiki podarowanego
nam przez Stwórcę intelektu) istnym aktem totalnej głupoty, jakim dziś byłaby
wierność Chrystusowi w Eucharystii. Według owej zachęty do korzystania z
umiejętności rozumu, jaki posiadamy, Abraham miał prawo sprzeciwić się swemu
Panu i walczyć o życie doczesne Izaaka – jedynego, upragnionego, umiłowanego i
wymodlonego syna, jak chociażby dziś walczą o życie doczesne współczesnych chrześcijan
„duszpasterze” troszczący się o przyziemne bezpieczeństwo naszych ciał. W myśl
wspomnianej zachęty do korzystania ze zdolności intelektualnych człowieka,
należy śmiało i po ludzku orzec: „Abraham był głupcem!”. Zgodnie zatem z logiką
naszego rozumowania i rozsądku winniśmy unikać duchownych, w których powołaniu
i postawie ujrzymy Abrahama, a Bogu powinniśmy dziękować za kapłanów, którzy w
przeciwieństwie do starotestamentowego bohatera, dzielnie walczą z
koronawirusem, ale i z Samym Panem Nieba i Ziemi o nasze chrześcijańskie,
bezpieczne i wygodne życie doczesne.
Gdzie podziała się wiara we Wszechmoc
Boga?! Gdzie podziała się wiara w Chrystusa – Życie Wieczne?! Czyżby Bóg był
tylko pierwszoplanowym bohaterem Pisma Świętego, które czyta się dzieciom od
czasu do czasu dla… przyjemności płynącej ze sztuki słowa?! Kim jest zatem Ten,
w Imię Którego wypędza się złe duchy?! Czym jest woda święcona, wykorzystywana
w egzorcyzmach, w uwolnieniach i w uzdrowieniach, w oczyszczaniach miejsc, a
zakazywana w kościołach?!...
Gdy 15 października 2020 roku usłyszałam
o wprowadzeniu przez arcybiskupa Grzegorza Rysia dyspensy od Mszy Świętej,
ogarnął mnie żałobny smutek i nagle ujrzałam przed sobą Abrahama w towarzystwie
jego syna Izaaka, stojących na wskazanym przez Boga pagórku przed ołtarzem z
drewnem przygotowanym na złożenie ofiary całopalnej i pomyślałam w akcie
szczerego rozgoryczenia: Abrahamów już prawie nie ma wśród chrześcijan. A,
kiedy przeczytałam wypowiedź ks. Przemysława Sawy, komentującego postawę o.
Daniela Galusa, odrzucającego w imię wiary słuszność obostrzeń wprowadzonych w życie
Kościoła, jako księdza posiadającego „poważne braki w rozumieniu sakramentaliów”
(deon.pl) i opieczętowującego swe wywody nad wspomnianą postawą o. Galusa zapytaniem:
„Czy głupota się w końcu skończy?” (https://deon.pl/kosciol/ksiadz-namawia-do-sciagania-maseczek-i-odkazania-sie-woda-swiecona-czy-glupota-sie-skonczy--komentuja-publicysci,1019143),
poczułam się… po prostu zdeptana.
Czy wiara we Wszechmoc Boga, który jest Życiem,
to głupota?!...
Daleko mi do owych wybitnych teologów Kościoła.
Nie posiadam wykształcenia w owej dziedzinie. Jestem tylko zwykłą chrześcijanką
– córką Boga, która pragnie żyć według woli swego Ojca, a nie według intencji ludzkich
serc czy wniosków ludzkiego rozumu, dlatego gdybym miała wybierać, wolałabym niczym
Izaak pójść za księdzem, który byłby w moim życiu Abrahamem, a nie tylko teologiem
pozbawionym wiary czy nadużywającym Bożego Miłosierdzia w imię propagowania humanizmu.
Czy właśnie taki teolog – znawca Pisma i
Prawa, nie wierzący i nie potrafiący zaufać oraz zawierzyć się, niekiedy bezmyślnie
i ślepo, Bogu, nie przypomina bardziej faryzeusza niż duszpasterza?...
Boże mój, Boże!, ulituj się nad nami, bo
nie wiemy, co czynimy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz