„Jezus
powiedział do swoich uczniów: „Niech będą przepasane wasze biodra i zapalone
pochodnie. A wy bądźcie podobni do ludzi oczekujących swego pana, kiedy z uczty
weselnej powróci, aby mu zaraz otworzyć, gdy nadejdzie i zakołacze. Szczęśliwi
owi słudzy, których pan zastanie czuwających, gdy nadejdzie. Zaprawdę, powiadam
wam: Przepasze się i każe im zasiąść do stołu, a obchodząc, będzie im
usługiwał. Czy o drugiej, czy o trzeciej straży przyjdzie, szczęśliwi oni, gdy
ich tak zastanie.”.”
(Łk
12,35-38)
Iluż będzie tych o przepasanych biodrach
z zapalonymi pochodniami, czuwających wiernie na przyjcie swego Pana?!...
Ludzkość doświadczyła już w historii
swej egzystencji wielu pandemii, ale – pomimo ułomnej i raczkującej na owe
czasy medycyny – jeszcze nigdy!, jak w dzisiejszej dobie zagrożenia
koronawirusem, nie zdradziła Boga. Wówczas bowiem Kościoły wrzały błagalnymi
modlitwami wiernych, wypełniających mury świątyni po brzegi. W Niebo unosił się
chóralny, potężny głos chrześcijan, zwracających się do Ojca Niebieskiego z
prośbą o ratunek z opresji wszem osaczającego społeczeństwo zagrożenia. Obecnie
zaś… nawet szum wiatru zagłusza bezsilne i bezradne westchnienia mizernego
śpiewu suplikacji „Święty Boże”, ponieważ nawy są jedynie pustą przestrzenią,
przejrzyście i dobitnie odbijającą echem akustyki ciszę oraz zabłąkaną w niej
obecność zaledwie kilku osób. Dziś bowiem wprowadza się dyspensę od Boga i
skoblem strachu przed śmiertelnym wirusem zatrzaskuje się drzwi kościołów, w
których smuci się porzucony w tabernakulum Jezus, skazany na towarzystwo
samotności i blade strumienie słonecznego światła, przebijającego się przez
witraże strzelistych okien do środka. Dostojnicy duchowni z kluczem w kieszeni
od świątyń, eliminowanych z codziennego życia społecznego zakazem
uczestniczenia w nabożeństwach, przeznaczonych dla wybranych wiernych z powodu
ograniczeń ilości osób mogących spotkać się w kościele na wspólnej modlitwie,
wydają się być bardziej posłuszni wobec państwa niż wobec samego Boga i chyba
nie zdający sobie sprawy, nie tyle z powagi zagrożenia sianego covid-19, co z
własnej odpowiedzialności za parafian, z której to będą musieli się rozliczyć
przez Sędzią Najwyższym – swoim Panem, a tymczasem… odchodzą na zaplecze swych
domostw, zostawiając za sobą spragnionych Chleba i Wina bez okruchów pokarmu
czy kropel napoju, i nie dbając o życie wieczne dusz porzuconych na pastwę
losu.
Jak zatem rozumieć i w jaki sposób
traktować Słowa, wypowiedziane przez Jezusa, zwracającego się do Swych
wyznawców – braci i sióstr w Ojcu Wszechmogącym – tym oto pouczeniem:
„Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam:
Jeżeli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili
Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie”?!... (J 6,53)
Jeśli przytoczone wyjaśnienie jest
prawdą, to… nie rozumiem! troski duchownych Kościoła Katolickiego o zdrowie
ludzi, odartych i ograbionych z Eucharystii a będących jedynie nic nieznaczącym
ciałem – kokonem rozwijającej się w nim śmierci. Ci, których usta wygłaszają
wartość i bezcenność życia wiecznego, postępowaniem czczą i nakazują czcić
doczesność. W ów sprzeczny sposób, odzierający słowa z wiarygodności i
autorytetu Bożej woli, ignoruje się Chrystusa, uzasadniającego, iż tylko ten!,
„kto spożywa Jego Ciało i pije Jego Krew, ma życie wieczne, (i tylko tego!)
Jezus wskrzesi w dniu ostatecznym, (bo tylko) Ciało (Syna Człowieczego) jest
prawdziwym pokarmem, a Jego Krew jest prawdziwym napojem, (dlatego!) spożywanie
Jego Ciała i picie Jego krwi (powoduje, że człowiek) trwa w Chrystusie, a
Chrystus w nim” (J 6,54-56).
Jak zatem zadbać o zbawienie duszy i
życie wieczne?!... Sucha modlitwa w domowym zaciszu wystarczy?!... Czyżby
sakramenty już nie były człowiekowi potrzebne?!... Czy Słowo Boże można sobie selekcjonować
na potrzeby sytuacji i zaspokojenie id, jako magazynu ludzkich popędów,
pozbawionych zdolności odróżniania dobra od zła, a doskonale ukierunkowanych na
cel pragnień i ich realizację?!...
Polityka okrąża nas z każdej strony.
Wypełza nawet spod ziemi, z wszechogarniającej nas przestrzeni. Zawęża wokół
nas pętlę kontroli i zniewolenia, a Kościół… zdaje się jej wtórować na zgubę
duszy, a na zautomatyzowanie ciała, które, jako fizyczny zlepek potrzeb
fizjologicznych, staje się już tylko skutecznym narzędziem zbrodni. Ludzi
bowiem odcina się od Boga niczym od powietrza, skazując na pewną śmierć. Na
ulicach podawani jesteśmy biczowaniu obostrzeń i zakazów, policyjnej lub
wojskowej agresji, społecznej znieczulicy i wrogości. W mediach zaś
bombardowani jesteśmy informacjami, do których coraz trudniej mieć zaufanie z
powodu sprzeczności, jaki może uchwycić uważny i bystry oraz zachłanny naprawdę
widz lub słuchacz. W Kościele z kolei koronowani jesteśmy cierniem owej
nieprzychylnej Jezusowi rzeczywistości, gdyż: odbiera nam się prawo do
uczestniczenia w Eucharystii, okrada się nas z Ciała i Krwi Chrystusa, zmusza
się nas do domowego aresztu, a kiedy nawet udaje nam się zwrócić oczy i uszy ku
papieżowi, słyszymy echem odbijające się bełkoty oraz cele polityczne dotyczące
ekologii, uchodźców, równości, wolności i braterstwa oraz tolerancji rozumianej
w iście świętokradczy, a nie Boży sposób… Wszystkich kapłanów, starających się
służyć Panu swemu z wiarą, nadzieją i miłością oraz wiernością nazywa się
głupcami, albo odsuwa się ich od wiernych zakazami odprawiania Mszy Świętej,
spowiadania grzeszników, wypowiadania się publicznie,… po prostu się ich
izoluje, by Słowo Pisma Świętego nie przedarło się do rzeczywistości w pełni
Jego wymagań, oczekiwań, żądań i surowości. Nawet na rekolekcjach częściej
słyszy się o psychologicznych aspektach relacji międzyludzkich niż o związku
człowieka z Bogiem, dlatego chrześcijanin czuje się bardziej jak na terapii niż
na naukach religijnych. Wypowiedzi papieża również bardziej skupiają się na
jednostce ludzkiej niż na stosunkach wierzących w Jezusa z Ojcem Niebieskim,
jakby to, co nie z tego świata, nie było w ogóle istotne, bo będące obecnie (tu
i teraz!) nienamacalne, gdyż ważniejsza jest wolność, równość i ważniejsze jest
także braterstwo ludzi „dobrej woli”, jakkolwiek tę „dobrą wolę” głowa Kościoła
rozumie, zapominając (zdaje się) o Tym, któremu winien posłuszeństwo, czego
potwierdzeniem może być encyklika pt. „Fratelli tutti”, nieprzychylnie oceniona
przez chociażby ks. prof. Pawła Bortkiewicza (https://www.pch24.pl/fratelli-tutti-i-teologia-wyzwolenia--ks--prof--pawel-bortkiewicz-o-nowej-encyklice-bpgnp,79148,i.html?fbclid=IwAR1_zbdoCPsteRTI4sDT8OsUSv3gtbwsxNm1luDwlPiihTxgVkkA45_linQ).
Na kim zatem polegać? Za kim podążać?
Komu zaufać?
Jezus zachęca nas do „przepasania i
zapalenia pochodni, do bycia podobnym ludziom oczekującym swego pana, kiedy z
uczty weselnej powróci, aby mu zaraz otworzyć, gdy nadejdzie i zakołacze”…
Iluż z nas spełni prośbę Chrystusa? Iluż
z nas będzie czekać z przepasanymi biodrami i z zapalonymi pochodniami na
spotkanie ze swym Panem?
Zalewa nas fala zgnilizny konającego
ducha wiary chrześcijańskiej, która przerabiana jest na humanitaryzm i
liberalizm. Osaczają nas kapłani bardziej służący polityce niż Bogu. Spotykamy
również i duchownych oddanych swemu Panu z heroiczną wiernością, których się
wyciąga z nabożeństwa lub posługi duszpasterskiej brutalną, agresywną i
okrutną, nie do pomyślenia metodą walki nie! z zagrożeniem covid-19 (w Kościele
obowiązują znacznie bardziej rygorystyczne obostrzenia niż w innych miejscach publicznych),
lecz z Samym Bogiem, czego przykładem może być chociażby ks. Michał Woźnicki, wleczony
w ornatach przez funkcjonariuszy policji po schodach w uwłaczający ludzkiej
godności sposób (https://youtu.be/f2Zrw3vGN_c), co natychmiast skojarzyło mi się
z prowadzeniem schwytanego Chrystusa pod sąd Kajfasza…
Rozpoczyna się czas ciemności… Z powodu owej
ciemności wierni Synowi Człowieczemu chrześcijanie będą potrzebować zapalonych i
płonących żywymi płomieniami prawdziwej wiary pochodni, by móc rozeznać, co w dobie
zakłamań, manipulacji, inwigilacji, zaszczucia i kontroli oraz eutanazji ducha jest
dobre, a co złe… Musimy czuwać, modląc się o kapłanów – duszpasterzy oddanych Bogu,
a tym samym szczerze dbających o nasze zbawienie i życie wieczne. musimy czuwać
ze znacznie większą ostrożnością niż kiedykolwiek do tej pory ze względu na wewnętrzną
chorobą Kościoła, którego fundamenty szpadel polityki próbuje podkopać i zniszczyć.
Przepaszmy więc biodra. Rozpalmy pochodnie naszych serc i umysłów. Wyostrzmy czujność
i dziękujmy za bezsenność ostrożnych dusz… Módlmy się wbrew wszystkim i wszystkiemu.
Czuwajmy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz