wtorek, 20 października 2020

CZAS CIEMNOŚCI

„Jezus powiedział do swoich uczniów: „Niech będą przepasane wasze biodra i zapalone pochodnie. A wy bądźcie podobni do ludzi oczekujących swego pana, kiedy z uczty weselnej powróci, aby mu zaraz otworzyć, gdy nadejdzie i zakołacze. Szczęśliwi owi słudzy, których pan zastanie czuwających, gdy nadejdzie. Zaprawdę, powiadam wam: Przepasze się i każe im zasiąść do stołu, a obchodząc, będzie im usługiwał. Czy o drugiej, czy o trzeciej straży przyjdzie, szczęśliwi oni, gdy ich tak zastanie.”.”

(Łk 12,35-38)

Iluż będzie tych o przepasanych biodrach z zapalonymi pochodniami, czuwających wiernie na przyjcie swego Pana?!...

Ludzkość doświadczyła już w historii swej egzystencji wielu pandemii, ale – pomimo ułomnej i raczkującej na owe czasy medycyny – jeszcze nigdy!, jak w dzisiejszej dobie zagrożenia koronawirusem, nie zdradziła Boga. Wówczas bowiem Kościoły wrzały błagalnymi modlitwami wiernych, wypełniających mury świątyni po brzegi. W Niebo unosił się chóralny, potężny głos chrześcijan, zwracających się do Ojca Niebieskiego z prośbą o ratunek z opresji wszem osaczającego społeczeństwo zagrożenia. Obecnie zaś… nawet szum wiatru zagłusza bezsilne i bezradne westchnienia mizernego śpiewu suplikacji „Święty Boże”, ponieważ nawy są jedynie pustą przestrzenią, przejrzyście i dobitnie odbijającą echem akustyki ciszę oraz zabłąkaną w niej obecność zaledwie kilku osób. Dziś bowiem wprowadza się dyspensę od Boga i skoblem strachu przed śmiertelnym wirusem zatrzaskuje się drzwi kościołów, w których smuci się porzucony w tabernakulum Jezus, skazany na towarzystwo samotności i blade strumienie słonecznego światła, przebijającego się przez witraże strzelistych okien do środka. Dostojnicy duchowni z kluczem w kieszeni od świątyń, eliminowanych z codziennego życia społecznego zakazem uczestniczenia w nabożeństwach, przeznaczonych dla wybranych wiernych z powodu ograniczeń ilości osób mogących spotkać się w kościele na wspólnej modlitwie, wydają się być bardziej posłuszni wobec państwa niż wobec samego Boga i chyba nie zdający sobie sprawy, nie tyle z powagi zagrożenia sianego covid-19, co z własnej odpowiedzialności za parafian, z której to będą musieli się rozliczyć przez Sędzią Najwyższym – swoim Panem, a tymczasem… odchodzą na zaplecze swych domostw, zostawiając za sobą spragnionych Chleba i Wina bez okruchów pokarmu czy kropel napoju, i nie dbając o życie wieczne dusz porzuconych na pastwę losu.

Jak zatem rozumieć i w jaki sposób traktować Słowa, wypowiedziane przez Jezusa, zwracającego się do Swych wyznawców – braci i sióstr w Ojcu Wszechmogącym – tym oto pouczeniem:

„Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Jeżeli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie”?!... (J 6,53)

Jeśli przytoczone wyjaśnienie jest prawdą, to… nie rozumiem! troski duchownych Kościoła Katolickiego o zdrowie ludzi, odartych i ograbionych z Eucharystii a będących jedynie nic nieznaczącym ciałem – kokonem rozwijającej się w nim śmierci. Ci, których usta wygłaszają wartość i bezcenność życia wiecznego, postępowaniem czczą i nakazują czcić doczesność. W ów sprzeczny sposób, odzierający słowa z wiarygodności i autorytetu Bożej woli, ignoruje się Chrystusa, uzasadniającego, iż tylko ten!, „kto spożywa Jego Ciało i pije Jego Krew, ma życie wieczne, (i tylko tego!) Jezus wskrzesi w dniu ostatecznym, (bo tylko) Ciało (Syna Człowieczego) jest prawdziwym pokarmem, a Jego Krew jest prawdziwym napojem, (dlatego!) spożywanie Jego Ciała i picie Jego krwi (powoduje, że człowiek) trwa w Chrystusie, a Chrystus w nim” (J 6,54-56).

Jak zatem zadbać o zbawienie duszy i życie wieczne?!... Sucha modlitwa w domowym zaciszu wystarczy?!... Czyżby sakramenty już nie były człowiekowi potrzebne?!... Czy Słowo Boże można sobie selekcjonować na potrzeby sytuacji i zaspokojenie id, jako magazynu ludzkich popędów, pozbawionych zdolności odróżniania dobra od zła, a doskonale ukierunkowanych na cel pragnień i ich realizację?!...

Polityka okrąża nas z każdej strony. Wypełza nawet spod ziemi, z wszechogarniającej nas przestrzeni. Zawęża wokół nas pętlę kontroli i zniewolenia, a Kościół… zdaje się jej wtórować na zgubę duszy, a na zautomatyzowanie ciała, które, jako fizyczny zlepek potrzeb fizjologicznych, staje się już tylko skutecznym narzędziem zbrodni. Ludzi bowiem odcina się od Boga niczym od powietrza, skazując na pewną śmierć. Na ulicach podawani jesteśmy biczowaniu obostrzeń i zakazów, policyjnej lub wojskowej agresji, społecznej znieczulicy i wrogości. W mediach zaś bombardowani jesteśmy informacjami, do których coraz trudniej mieć zaufanie z powodu sprzeczności, jaki może uchwycić uważny i bystry oraz zachłanny naprawdę widz lub słuchacz. W Kościele z kolei koronowani jesteśmy cierniem owej nieprzychylnej Jezusowi rzeczywistości, gdyż: odbiera nam się prawo do uczestniczenia w Eucharystii, okrada się nas z Ciała i Krwi Chrystusa, zmusza się nas do domowego aresztu, a kiedy nawet udaje nam się zwrócić oczy i uszy ku papieżowi, słyszymy echem odbijające się bełkoty oraz cele polityczne dotyczące ekologii, uchodźców, równości, wolności i braterstwa oraz tolerancji rozumianej w iście świętokradczy, a nie Boży sposób… Wszystkich kapłanów, starających się służyć Panu swemu z wiarą, nadzieją i miłością oraz wiernością nazywa się głupcami, albo odsuwa się ich od wiernych zakazami odprawiania Mszy Świętej, spowiadania grzeszników, wypowiadania się publicznie,… po prostu się ich izoluje, by Słowo Pisma Świętego nie przedarło się do rzeczywistości w pełni Jego wymagań, oczekiwań, żądań i surowości. Nawet na rekolekcjach częściej słyszy się o psychologicznych aspektach relacji międzyludzkich niż o związku człowieka z Bogiem, dlatego chrześcijanin czuje się bardziej jak na terapii niż na naukach religijnych. Wypowiedzi papieża również bardziej skupiają się na jednostce ludzkiej niż na stosunkach wierzących w Jezusa z Ojcem Niebieskim, jakby to, co nie z tego świata, nie było w ogóle istotne, bo będące obecnie (tu i teraz!) nienamacalne, gdyż ważniejsza jest wolność, równość i ważniejsze jest także braterstwo ludzi „dobrej woli”, jakkolwiek tę „dobrą wolę” głowa Kościoła rozumie, zapominając (zdaje się) o Tym, któremu winien posłuszeństwo, czego potwierdzeniem może być encyklika pt. „Fratelli tutti”, nieprzychylnie oceniona przez chociażby ks. prof. Pawła Bortkiewicza (https://www.pch24.pl/fratelli-tutti-i-teologia-wyzwolenia--ks--prof--pawel-bortkiewicz-o-nowej-encyklice-bpgnp,79148,i.html?fbclid=IwAR1_zbdoCPsteRTI4sDT8OsUSv3gtbwsxNm1luDwlPiihTxgVkkA45_linQ).

Na kim zatem polegać? Za kim podążać? Komu zaufać?

Jezus zachęca nas do „przepasania i zapalenia pochodni, do bycia podobnym ludziom oczekującym swego pana, kiedy z uczty weselnej powróci, aby mu zaraz otworzyć, gdy nadejdzie i zakołacze”…

Iluż z nas spełni prośbę Chrystusa? Iluż z nas będzie czekać z przepasanymi biodrami i z zapalonymi pochodniami na spotkanie ze swym Panem?

Zalewa nas fala zgnilizny konającego ducha wiary chrześcijańskiej, która przerabiana jest na humanitaryzm i liberalizm. Osaczają nas kapłani bardziej służący polityce niż Bogu. Spotykamy również i duchownych oddanych swemu Panu z heroiczną wiernością, których się wyciąga z nabożeństwa lub posługi duszpasterskiej brutalną, agresywną i okrutną, nie do pomyślenia metodą walki nie! z zagrożeniem covid-19 (w Kościele obowiązują znacznie bardziej rygorystyczne obostrzenia niż w innych miejscach publicznych), lecz z Samym Bogiem, czego przykładem może być chociażby ks. Michał Woźnicki, wleczony w ornatach przez funkcjonariuszy policji po schodach w uwłaczający ludzkiej godności sposób (https://youtu.be/f2Zrw3vGN_c), co natychmiast skojarzyło mi się z prowadzeniem schwytanego Chrystusa pod sąd Kajfasza…

Rozpoczyna się czas ciemności… Z powodu owej ciemności wierni Synowi Człowieczemu chrześcijanie będą potrzebować zapalonych i płonących żywymi płomieniami prawdziwej wiary pochodni, by móc rozeznać, co w dobie zakłamań, manipulacji, inwigilacji, zaszczucia i kontroli oraz eutanazji ducha jest dobre, a co złe… Musimy czuwać, modląc się o kapłanów – duszpasterzy oddanych Bogu, a tym samym szczerze dbających o nasze zbawienie i życie wieczne. musimy czuwać ze znacznie większą ostrożnością niż kiedykolwiek do tej pory ze względu na wewnętrzną chorobą Kościoła, którego fundamenty szpadel polityki próbuje podkopać i zniszczyć. Przepaszmy więc biodra. Rozpalmy pochodnie naszych serc i umysłów. Wyostrzmy czujność i dziękujmy za bezsenność ostrożnych dusz… Módlmy się wbrew wszystkim i wszystkiemu. Czuwajmy.





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz