„Dlaczego
wołacie do mnie: „Panie, Panie”, a nie wykonujecie tego, co mówię? Pokażę wam,
do kogo jest podobny każdy, kto przychodzi do mnie i słucha moich słów. Podobny
jest do człowieka budującego dom. wykopał fundament, pogłębił i położył na
skale. Gdy przyszła powódź, przedarła się rzeka do owego domu, lecz nie zdołała
go poruszyć, bo on dobrze został zbudowany. A kto usłyszał i nie wykonał,
podobny jest do takiego człowieka, który dom postawił na ziemi, bez
fundamentów. Rzeka przedarła się do niego i prędko się zawalił. Ruina tego domu
stała się wielka.”
(Łk
6,46-49)
W dobie rozgrywających się wydarzeń,
relacji, zależności i przyczyn oraz wypływających z nich skutków rażąco
widoczny jest rozłam Kościoła, jako olbrzyma chwiejącego się nieudolnie na
glinianych, krótkich, kruchych nóżkach. Renesans wschodzących światopoglądów,
budowanych na szkielecie dominującej, wszechogarniającej tłumy adoracji
człowieka i uwarunkowanej owym uwielbieniem tolerancji wszystkiego, cokolwiek
związane jest z naturą jego istoty jako Bożego stworzenia, zdaje się degradować
Chrystusa i zaciemniać światło Prawdy, wskazujące słuszną, jedyną i prawidłową
Drogę prowadzącą do Życia wiecznego. Pan Nieba i Ziemi zachodzi niczym słońce
układające się do snu. W lawinie owych ludzkich mądrości i przekonań Bóg staje
się bowiem Istotą zaakceptowaną, ale nie traktowaną poważnie. Głoszona
Ewangelia wydaje się zaś legendą, której główny bohater podobny jest bardziej
do fikcji niż do rzeczywistej, realnej! postaci Syna Człowieczego – Zbawiciela.
Pouczenia i nauczania, drogowskazy wygłaszanych z ambon porad stają się więc
bezsensowne i bezwartościowe, bezzasadne, a przez to lekceważone, jeśli
oczywiście odzwierciedlają Prawdę, czyli treść Słowa Bożego. W ludziach bowiem
budzi się coraz większa chęć oraz potrzeba hołdowania własnego ego, nie zaś
Stwórcy, który traktowany jest w sposób obojętny, bo odczytywany jako
ogranicznik wolności, rozumianej w iście egoistyczny sposób, a więc będącej
przywilejem robienia wszystkiego, czego tylko zapragnie rozkapryszona dusza, w
myśl przekonania, że piekło nie istnieje. W świetle owego niszczycielskiego
nurtu Bóg kreowany jest na wzór uległego, absolutnie w ogóle nie! wymagającego
tatusia, rozpieszczającego swe pociechy wrodzoną i bezgraniczną
wyrozumiałością. Z Pisma Świętego zaś wybierane są fragmenty Wypowiedzi Trójcy
Świętej, wycinane z kontekstu, dopasowywane do osobistych potrzeb oraz wyobrażeń,
a tym samym pobrzmiewające niczym innym jak herezją. Wszystko to w
rzeczywistości rodzi jednak chaos i zło. Większości bowiem wydaje się, że dobro
pojmowane przez Boga jest dobrem doświadczanym przez ludzi. Zapominamy, iż „Bóg
wybrał właśnie to, co głupie w oczach świata, aby zawstydzić mędrców, wybrał
to, co niemocne, aby mocnych poniżyć, i to, co nie jest szlachetnie urodzone
według świata i wzgardzone, i to, co nie jest, wyróżnił Bóg, by to, co jest,
unicestwić, tak by się żadne stworzenie nie chełpiło wobec Boga” (1Kor
1,27-29). Zapominamy więc, że „niewielu wśród nas mędrców według oceny
ludzkiej” (1 Kor 1,26), zatem i obraz Ojca Niebieskiego, Syna Człowieczego i
Ducha Świętego jako Uosobienia bezgranicznego Miłosierdzia oraz obraz Królestwa
Niebieskiego jako miejsca przeznaczenia każdego człowieka – jako przywileju
wiekuistego szczęścia przysługującemu każdemu człowiekowi bez względu na
charakter życia doczesnego, są najprawdopodobniej błędne, mylne, zgubne i
zakłamane, bo głoszone przez większość liberalnie ustosunkowanych do
wszechogarniającej ich rzeczywistości oraz współtowarzyszącym im ludziom. Bóg
bowiem jest Miłosierny, ale i SPRAWIEDLIWY, co współczesny Kościół zdaje się
niestety ignorować, nie zauważać, bagatelizować, a nawet i odrzucać. Z powodu
owego zaćmienia bardziej ufamy w ludzkie umiejętności niż we Wszechmoc i
Mądrość Ojca Niebieskiego. Najboleśniejszym jednak faktem w owej
rozprzestrzeniającej się epidemiologicznie sytuacji humanizm-jaństwa jest to,
że ci, którzy powołani są do bycia opoką Kościoła, stają się pod nim piaskiem,
nie potrafiącym w żaden sposób utrzymać Go na powierzchni ziemi w chwili jakiegokolwiek,
a tym bardziej poważnego zagrożenia. Wspomniany fakt jest przykrym zjawiskiem,
zdającym się niemożliwym do zatrzymania. Kapłani bowiem winni dbać o Kościół
poprzez pieczołowite pielęgnowanie Prawdy, głoszenie Ewangelii – Słowa Bożego
bez zakłamania, demagogii, osobistych pobudek czy interpretacji kształtowanych
na bazie indywidualnego widzimisię. To duszpasterze są powołani do utrzymania
relacji człowieka z Bogiem, zgodnych z wolą Pana, a nie uformowanych według
ludzkich nadużyć i poglądów. To przecież do kapłanów Jezus Chrystus, zwracając
się do świętego Piotra, mówi: „Ty jesteś Piotr, czyli Opoka, i na tej opoce
zbuduję Kościół mój, a bramy piekielne go nie przemogą. I tobie dam klucze do
królestwa niebieskiego; cokolwiek zwiążesz na ziemi, będzie związane w niebie,
a co rozwiążesz na ziemi, będzie rozwiązane w niebie” (Mt 16,13-20)…
Iluż jest duchownych stojących mądrze i z
wiarą na straży owej odpowiedzialności? Iluż jest kapłanów, którzy rzeczywiście
starają się zagwarantować Kościołowi wsparcie, pomagając Mu przetrwać poprzez
pielęgnowanie wiary w ludzkich sercach? Iluż duchownych jest skałą, a iluż
tylko piaskiem? Iluż kapłanów jest kredą, zapisującą na stronicach historii
poszczególnych osób Ewangelię, a iluż kredą spisujących jedynie nowinę, ale…
czy dobrą?! dla konkretnej jednostki w kontekście życia wiecznego, w kontekście
zbawienia?
Coraz częściej spotykam ludzi, nie
ukrywających swojego zwątpienia w słuszność głoszonego Słowa Bożego, które
wydaje się jedynie pięknie, bo mądrze brzmieć w Kościele podczas Eucharystii, a
wobec którego, z powodu postawy księdza, odprawiającego Mszę Świętą, parafianie
zaczynają odczuwać ogrom przykrych wątpliwości. Coraz częściej słyszę
deklaracje zwątpienia i podejrzliwości. Coraz częściej widzę w ludziach
poranienia, jakie są następstwem poczucia bycia oszukanym, okradzionym ze
zdrowego rozsądku, ośmieszanym i poniżonym.
Czyżby czas pandemii wprowadzonych
obostrzeń z powodu covid-19 był w rzeczywistości czasem obumierania i
niszczenia wiary?!, deptania Boga i zrywania z Nim wszelkich relacji?... Czyżby
to był moment zabijania w ludziach dusz pod pozorem dbałości o zdrowie
ciała?...
W Kościele podczas Eucharystii nierzadko
bowiem spotykamy księdza, odprawiającego nabożeństwo i wydającego się wierzyć
bardziej w ostrzeżenia sanepidu niż w Słowo Boże, czytane i wygłaszane z iście
mistrzowskim talentem oratorskim. Wówczas też nierzadko wpadamy w lekkie
zawirowanie zmysłów, graniczące z obłędem, bo jak tu pójść za duszpasterzem
(?!) i jak tu z ufnością zawierzyć się Ojcu Niebieskiemu, kiedy słyszymy jedno,
a widzimy drugie i to w żaden sposób niespójne w kontekście teorii oraz
praktyki?; jak dostrzec prawdę w słowie, któremu zaprzecza czyn?
Rodzą się w ludziach wątpliwości.
Pojawia się nawet podejrzenie, że wszyscy uczeni w Piśmie wykorzystują
maluczkich, naiwnych parafian do zaspokajania własnych potrzeb, śmiejąc się z
nas teologicznie ubogich i nieoświeconych. Jesteśmy niczym tłum zgromadzony w
synagodze, do której w szabat wchodzi Jezus, by nauczać, i w której pełno jest
mądrych, bo wykształconych w Słowie i faryzeuszów, śledzących uważnie Chrystusa
i czekających cierpliwie na Jego potknięcie, na jeden, chociażby maleńki błąd,
jaki można byłoby wykorzystać, by oskarżyć Mesjasza o bluźnierstwo i
nieprzestrzeganie Prawa Bożego. Jesteśmy jak świadkowie dialogu. Widzimy i
słyszymy Jezusa zwracającego się do odprawiającego Mszę Świętą księdza: „Jak myślisz?...
Czy wolno w szabat czynić coś dobrego, czy coś złego, życie ocalić czy
zniszczyć? (Łk 6,6-11)… jak myślisz?”… Wówczas też (niestety!) często stajemy
się świadkami pozbawionej wiary odpowiedzi kapłana, który właśnie w „szabat” –
w czas pandemii koronawirusa podaje Komunię Świętą, wypowiadając słowa: „Ciało
Chrystusa”, jakby karmił parafian zarazą, a nie Chlebem i Winem, który
zaniedbuje powierzoną mu przez Boga trzodę, bo ze względu na prawo i
obostrzenia sanepidu odmawia posługi potrzebującym chociażby sakramentu pokuty
czy namaszczenia chorych, sakramentu – przymierza pojednania się z Panem,
tłumacząc swą postawę dbałością o ciało, o jego zdrowie i lata życia doczesnego
na ziemi, ale nie w Królestwie Niebieskim, a tym samym nie czyniąc nic dobrego
i nie ratując Życia jako przywileju wieczności.
Jak się odnaleźć w owym zatrważającym,
niszczycielskim chaosie, by nie stracić szansy na bycie zbawionym, by nie wpaść
w sidła potępienia i we wnyka otchłani piekielnych? Za kim pójść?!, i… kto
głosi Prawdę?...
Jedyną busolą, potrafiącą bezbłędnie
wskazać odpowiedni kierunek słusznej drogi jest Pismo Święte i modlitwa za grzeszne
dusze, a więc i za nas samych. Nastał więc czas, by nie tylko powielać
fragmenty Ewangelii zasłyszanej podczas Eucharystii, ale i czas, by wnikliwie
oddać się uważnej lekturze Słowa Bożego poprzez drobiazgowe wczytywanie się w
zdania nadrzędne i podrzędne, a nie tylko te, które zaspokajają nasze ludzkie
potrzeby i usprawiedliwiają słabości. Wspomniana wnikliwa lektura pomoże nam
wybrać tego kapłana, by pójść za nim śladami Chrystusa, który nawet w szabat
czyni dobro i ratuje człowieka bez względu na uwarunkowania i konsekwencje
czysto doczesne, a ze względu na wolę Boga i Życie wieczne, które może nam
zagwarantować Miłość Ojca, odwzajemniana miłością naszych serc.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz