poniedziałek, 7 września 2020

OPOKA

„Dlaczego wołacie do mnie: „Panie, Panie”, a nie wykonujecie tego, co mówię? Pokażę wam, do kogo jest podobny każdy, kto przychodzi do mnie i słucha moich słów. Podobny jest do człowieka budującego dom. wykopał fundament, pogłębił i położył na skale. Gdy przyszła powódź, przedarła się rzeka do owego domu, lecz nie zdołała go poruszyć, bo on dobrze został zbudowany. A kto usłyszał i nie wykonał, podobny jest do takiego człowieka, który dom postawił na ziemi, bez fundamentów. Rzeka przedarła się do niego i prędko się zawalił. Ruina tego domu stała się wielka.”

(Łk 6,46-49)

W dobie rozgrywających się wydarzeń, relacji, zależności i przyczyn oraz wypływających z nich skutków rażąco widoczny jest rozłam Kościoła, jako olbrzyma chwiejącego się nieudolnie na glinianych, krótkich, kruchych nóżkach. Renesans wschodzących światopoglądów, budowanych na szkielecie dominującej, wszechogarniającej tłumy adoracji człowieka i uwarunkowanej owym uwielbieniem tolerancji wszystkiego, cokolwiek związane jest z naturą jego istoty jako Bożego stworzenia, zdaje się degradować Chrystusa i zaciemniać światło Prawdy, wskazujące słuszną, jedyną i prawidłową Drogę prowadzącą do Życia wiecznego. Pan Nieba i Ziemi zachodzi niczym słońce układające się do snu. W lawinie owych ludzkich mądrości i przekonań Bóg staje się bowiem Istotą zaakceptowaną, ale nie traktowaną poważnie. Głoszona Ewangelia wydaje się zaś legendą, której główny bohater podobny jest bardziej do fikcji niż do rzeczywistej, realnej! postaci Syna Człowieczego – Zbawiciela. Pouczenia i nauczania, drogowskazy wygłaszanych z ambon porad stają się więc bezsensowne i bezwartościowe, bezzasadne, a przez to lekceważone, jeśli oczywiście odzwierciedlają Prawdę, czyli treść Słowa Bożego. W ludziach bowiem budzi się coraz większa chęć oraz potrzeba hołdowania własnego ego, nie zaś Stwórcy, który traktowany jest w sposób obojętny, bo odczytywany jako ogranicznik wolności, rozumianej w iście egoistyczny sposób, a więc będącej przywilejem robienia wszystkiego, czego tylko zapragnie rozkapryszona dusza, w myśl przekonania, że piekło nie istnieje. W świetle owego niszczycielskiego nurtu Bóg kreowany jest na wzór uległego, absolutnie w ogóle nie! wymagającego tatusia, rozpieszczającego swe pociechy wrodzoną i bezgraniczną wyrozumiałością. Z Pisma Świętego zaś wybierane są fragmenty Wypowiedzi Trójcy Świętej, wycinane z kontekstu, dopasowywane do osobistych potrzeb oraz wyobrażeń, a tym samym pobrzmiewające niczym innym jak herezją. Wszystko to w rzeczywistości rodzi jednak chaos i zło. Większości bowiem wydaje się, że dobro pojmowane przez Boga jest dobrem doświadczanym przez ludzi. Zapominamy, iż „Bóg wybrał właśnie to, co głupie w oczach świata, aby zawstydzić mędrców, wybrał to, co niemocne, aby mocnych poniżyć, i to, co nie jest szlachetnie urodzone według świata i wzgardzone, i to, co nie jest, wyróżnił Bóg, by to, co jest, unicestwić, tak by się żadne stworzenie nie chełpiło wobec Boga” (1Kor 1,27-29). Zapominamy więc, że „niewielu wśród nas mędrców według oceny ludzkiej” (1 Kor 1,26), zatem i obraz Ojca Niebieskiego, Syna Człowieczego i Ducha Świętego jako Uosobienia bezgranicznego Miłosierdzia oraz obraz Królestwa Niebieskiego jako miejsca przeznaczenia każdego człowieka – jako przywileju wiekuistego szczęścia przysługującemu każdemu człowiekowi bez względu na charakter życia doczesnego, są najprawdopodobniej błędne, mylne, zgubne i zakłamane, bo głoszone przez większość liberalnie ustosunkowanych do wszechogarniającej ich rzeczywistości oraz współtowarzyszącym im ludziom. Bóg bowiem jest Miłosierny, ale i SPRAWIEDLIWY, co współczesny Kościół zdaje się niestety ignorować, nie zauważać, bagatelizować, a nawet i odrzucać. Z powodu owego zaćmienia bardziej ufamy w ludzkie umiejętności niż we Wszechmoc i Mądrość Ojca Niebieskiego. Najboleśniejszym jednak faktem w owej rozprzestrzeniającej się epidemiologicznie sytuacji humanizm-jaństwa jest to, że ci, którzy powołani są do bycia opoką Kościoła, stają się pod nim piaskiem, nie potrafiącym w żaden sposób utrzymać Go na powierzchni ziemi w chwili jakiegokolwiek, a tym bardziej poważnego zagrożenia. Wspomniany fakt jest przykrym zjawiskiem, zdającym się niemożliwym do zatrzymania. Kapłani bowiem winni dbać o Kościół poprzez pieczołowite pielęgnowanie Prawdy, głoszenie Ewangelii – Słowa Bożego bez zakłamania, demagogii, osobistych pobudek czy interpretacji kształtowanych na bazie indywidualnego widzimisię. To duszpasterze są powołani do utrzymania relacji człowieka z Bogiem, zgodnych z wolą Pana, a nie uformowanych według ludzkich nadużyć i poglądów. To przecież do kapłanów Jezus Chrystus, zwracając się do świętego Piotra, mówi: „Ty jesteś Piotr, czyli Opoka, i na tej opoce zbuduję Kościół mój, a bramy piekielne go nie przemogą. I tobie dam klucze do królestwa niebieskiego; cokolwiek zwiążesz na ziemi, będzie związane w niebie, a co rozwiążesz na ziemi, będzie rozwiązane w niebie” (Mt 16,13-20)…

Iluż jest duchownych stojących mądrze i z wiarą na straży owej odpowiedzialności? Iluż jest kapłanów, którzy rzeczywiście starają się zagwarantować Kościołowi wsparcie, pomagając Mu przetrwać poprzez pielęgnowanie wiary w ludzkich sercach? Iluż duchownych jest skałą, a iluż tylko piaskiem? Iluż kapłanów jest kredą, zapisującą na stronicach historii poszczególnych osób Ewangelię, a iluż kredą spisujących jedynie nowinę, ale… czy dobrą?! dla konkretnej jednostki w kontekście życia wiecznego, w kontekście zbawienia?

Coraz częściej spotykam ludzi, nie ukrywających swojego zwątpienia w słuszność głoszonego Słowa Bożego, które wydaje się jedynie pięknie, bo mądrze brzmieć w Kościele podczas Eucharystii, a wobec którego, z powodu postawy księdza, odprawiającego Mszę Świętą, parafianie zaczynają odczuwać ogrom przykrych wątpliwości. Coraz częściej słyszę deklaracje zwątpienia i podejrzliwości. Coraz częściej widzę w ludziach poranienia, jakie są następstwem poczucia bycia oszukanym, okradzionym ze zdrowego rozsądku, ośmieszanym i poniżonym.

Czyżby czas pandemii wprowadzonych obostrzeń z powodu covid-19 był w rzeczywistości czasem obumierania i niszczenia wiary?!, deptania Boga i zrywania z Nim wszelkich relacji?... Czyżby to był moment zabijania w ludziach dusz pod pozorem dbałości o zdrowie ciała?...

W Kościele podczas Eucharystii nierzadko bowiem spotykamy księdza, odprawiającego nabożeństwo i wydającego się wierzyć bardziej w ostrzeżenia sanepidu niż w Słowo Boże, czytane i wygłaszane z iście mistrzowskim talentem oratorskim. Wówczas też nierzadko wpadamy w lekkie zawirowanie zmysłów, graniczące z obłędem, bo jak tu pójść za duszpasterzem (?!) i jak tu z ufnością zawierzyć się Ojcu Niebieskiemu, kiedy słyszymy jedno, a widzimy drugie i to w żaden sposób niespójne w kontekście teorii oraz praktyki?; jak dostrzec prawdę w słowie, któremu zaprzecza czyn?

Rodzą się w ludziach wątpliwości. Pojawia się nawet podejrzenie, że wszyscy uczeni w Piśmie wykorzystują maluczkich, naiwnych parafian do zaspokajania własnych potrzeb, śmiejąc się z nas teologicznie ubogich i nieoświeconych. Jesteśmy niczym tłum zgromadzony w synagodze, do której w szabat wchodzi Jezus, by nauczać, i w której pełno jest mądrych, bo wykształconych w Słowie i faryzeuszów, śledzących uważnie Chrystusa i czekających cierpliwie na Jego potknięcie, na jeden, chociażby maleńki błąd, jaki można byłoby wykorzystać, by oskarżyć Mesjasza o bluźnierstwo i nieprzestrzeganie Prawa Bożego. Jesteśmy jak świadkowie dialogu. Widzimy i słyszymy Jezusa zwracającego się do odprawiającego Mszę Świętą księdza: „Jak myślisz?... Czy wolno w szabat czynić coś dobrego, czy coś złego, życie ocalić czy zniszczyć? (Łk 6,6-11)… jak myślisz?”… Wówczas też (niestety!) często stajemy się świadkami pozbawionej wiary odpowiedzi kapłana, który właśnie w „szabat” – w czas pandemii koronawirusa podaje Komunię Świętą, wypowiadając słowa: „Ciało Chrystusa”, jakby karmił parafian zarazą, a nie Chlebem i Winem, który zaniedbuje powierzoną mu przez Boga trzodę, bo ze względu na prawo i obostrzenia sanepidu odmawia posługi potrzebującym chociażby sakramentu pokuty czy namaszczenia chorych, sakramentu – przymierza pojednania się z Panem, tłumacząc swą postawę dbałością o ciało, o jego zdrowie i lata życia doczesnego na ziemi, ale nie w Królestwie Niebieskim, a tym samym nie czyniąc nic dobrego i nie ratując Życia jako przywileju wieczności.

Jak się odnaleźć w owym zatrważającym, niszczycielskim chaosie, by nie stracić szansy na bycie zbawionym, by nie wpaść w sidła potępienia i we wnyka otchłani piekielnych? Za kim pójść?!, i… kto głosi Prawdę?...

Jedyną busolą, potrafiącą bezbłędnie wskazać odpowiedni kierunek słusznej drogi jest Pismo Święte i modlitwa za grzeszne dusze, a więc i za nas samych. Nastał więc czas, by nie tylko powielać fragmenty Ewangelii zasłyszanej podczas Eucharystii, ale i czas, by wnikliwie oddać się uważnej lekturze Słowa Bożego poprzez drobiazgowe wczytywanie się w zdania nadrzędne i podrzędne, a nie tylko te, które zaspokajają nasze ludzkie potrzeby i usprawiedliwiają słabości. Wspomniana wnikliwa lektura pomoże nam wybrać tego kapłana, by pójść za nim śladami Chrystusa, który nawet w szabat czyni dobro i ratuje człowieka bez względu na uwarunkowania i konsekwencje czysto doczesne, a ze względu na wolę Boga i Życie wieczne, które może nam zagwarantować Miłość Ojca, odwzajemniana miłością naszych serc.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz