Podsumowanie
„Do
niewiasty powiedział: „Obarczę cię niezmiernie wielkim trudem twej
brzemienności, w bólu będziesz rodziła swe dzieci, ku twemu mężowi będziesz
kierowała swe pragnienia, on zaś będzie panował nad tobą.” Do mężczyzny zaś
[Bóg] rzekł: „Ponieważ posłuchałeś swej żony i zjadłeś z drzewa, do którego
dałem ci rozkaz w słowach: Nie będziesz z niego jeść – przeklęta niech będzie
ziemia z twego powodu: w trudzie będziesz zdobywał od niej pożywienie dla
siebie po wszystkie dni twego życia. Cierń i oset będzie ci rodziła, a przecież
pokarmem twym są płody roli. W pocie więc oblicza twego będziesz musiał
zdobywać pożywienie, póki nie wrócisz do ziemi, z której zostałeś wzięty; bo
prochem jesteś i w proch się obrócisz.”.”
(Rdz
3,16-19)
Ot, i cała, smutna prawda o człowieku…
Zwykliśmy Boga obarczać za wszelkie
nieszczęście doczesnego świata, za cierpienie, ból, porażki, śmierć niewinnych
dzieci, wojny, głód, klęski żywiołowe, biedę, przykre relacje w rodzinach i w
sąsiedztwie, zbrodnie i gwałty, pedofilie i inne haniebne wypaczenia ludzkiej
natury, tymczasem to my sami!
poprzez brak posłuszeństwa i pokory wobec Ojca Niebieskiego, poprzez brak wiary
i zaufania we Wszechmoc Stwórcy, poprzez brak miłości i szacunku do Pana
naszego niszczymy własne ciała i ranimy dusze, tworząc istne piekło na ziemi,
która to właśnie! z powodu łamania zakazów Prawa chociażby Dziesięciu Przykazań
staje się miejscem przeklętym i niemożliwym do zniesienia. Osobistymi grzechami
zatruwamy otaczającą nas rzeczywistość, deformujemy codzienność, a później – w
konsekwencji obrzydliwych i godnych potępienia czynów – dusimy się w pętli
efektów wszystkiego tego, czego myśmy się dopuścili. Zdradą Boga ściągamy na
siebie nieszczęście i przekleństwo. Odwracamy się od własnego Pana i Stwórcy
pogardą, egocentryzmem, egoizmem, zachłannością, chorą ambicją i pychą niczym Syn
Jutrzenki, któremu – podobnie jak człowiekowi – bliższe sercu, bo cenniejsze,
są potrzeby ciała niż ducha. Na oślep i bezwzględnie dążymy do zaspokojenia
owych potrzeb, by ukoić zmysły, będące motorem wciąż budzących się kaprysów. Z
każdym dniem chcemy bowiem więcej i coraz więcej i jeszcze więcej. W machinie
owych niezaspokojonych, żądnych pragnień pożeramy w konsekwencji własne dusze i
ciała, traktowane w sposób przedmiotowy, służący swą metodą zastosowania do
zaspokojenia dzikich instynktów drzemiących w ludzkiej naturze. Ignorujemy Boże
Prawo, Boże ostrzeżenia i pouczenia, zakazy i nakazy w owym Prawie zawarte a
zmierzające do ochrony nas jako dzieci Ojca Niebieskiego przed wszystkim, co
złe i zgubne dla człowieka oraz niosące w efekcie odczuwanych intencji wieczne
potępienie. Odwracamy się od Pana i Stworzyciela pychą, i egoizmem,
egocentryzmem i chorą ambicją bycia kimś lepszym od Światłości, poza którą nie
ma wyższej mądrości pośród wszelkiego stworzenia, i sięgamy bezczelnie po
zakazany owoc, niczym Ewa, gdyż odczuwamy pragnienia i potrzeby podobne celom
Syna Jutrzenki. Wyciągamy rękę po to, co nam się nie należy i przed czym
ostrzega nas Sam Bóg Ojciec, ponieważ – jak Lucyfer – chcemy być równie
potężni, mądrzy, wszechmocni, niezależni i samowystarczalni niczym nasz Stwórca,
ponieważ pragniemy władzy absolutnej, ponieważ za wszelką cenę chcemy „wstąpić
na niebiosa, powyżej gwiazd bożych postawić sobie tron, by zasiąść na Górze
Obrad na krańcach północy” (Iż 14,13). Odczuwane przez nas pragnienia są pragnieniami
Syna Jutrzenki. W kontekście owego podobieństwa można stwierdzić, iż ludzie i
Lucyfer posługują się tą samą mową – mową ciała. Z tego też powodu Ewa sięgnęła
po zakazany owoc. Z tego też powodu niewiasta uległa pokusom węża, gdyż
„spostrzegła, że drzewo ma owoce dobre do jedzenia, że jest ono rozkoszą dla
oczu i że owoce tego drzewa nadają się
do zdobycia wiedzy, więc zerwała z niego owoc, skosztowała i dała swemu
mężowi, który był z nią: a on zjadł” (Rdz 3,6-7).
Czyż nie chcemy być mądrzejsi od Samego
Boga?! Czyż nie chcemy przewyższyć swego Stwórcy wiedzą i umiejętnościami, by
uniezależnić się od Jego Wszechmocy?!
Każdego dnia sięgamy po zakazane owoce z
drzewa codziennego życia. Przekraczamy granice i łamiemy Prawo, by zdobyć
wiedzę, by posiąść Bożą Mądrość i Moc, by stać się dla siebie samych bogami
godnymi uwielbienia oraz adoracji. Uzależniamy się od własnych ciał, a gdy te
słabną i się starzeją, wpadamy w obłęd i depresję, w brak akceptacji samych
siebie jako istot śmiertelnych oraz przemijających, a tym samym spalamy się w
płomieniach nienawiści wobec kruchości i marności jaką jesteśmy w
rzeczywistości. Uzależniamy się od bliskich, a kiedy tracimy ukochaną osobą w
wyniku nieuniknionej śmierci, tracimy wraz z nią sens życia. Uzależniamy się od
przedmiotów, miejsc i pieniędzy, i w konsekwencji wpadamy w niebezpieczną pętlę
pracoholizmu lub jakichkolwiek innych, usilnych starań zmierzających w efekcie
do zdobycia jak największej ilości posiadanych bogactw i do wzniesienia sobie
ogromu spichlerzy oraz do stworzenia imperium, którego wytworność i przepych
odzwierciedlałyby naszą wyjątkowość, jak również wspaniałość, a więc cechy w
nas nieistniejące, a te jakie chcielibyśmy w sobie widzieć. Uzależniamy się od
świata współczesnego, ponieważ na posadach bliskiej ciału doczesności pragniemy
wznieść tron majestatu jakim jest w naszych oczach człowiek. Cierpimy z powodu
utraty dziecka, zbyt wczesnej jego śmierci, a sami opowiadamy się za aborcją i
zawzięcie walczymy o prawa kobiet do podejmowania decyzji o losie
nienarodzonych, a poczętych pociech. Boimy się o własne życie, a żonglujemy
cudzym niczym nic nieznaczącą kartą przetargową w rozgrywkach politycznych, w
konsekwencji których wiecznie głodne, żądne krwi usta wojny pożerają miliony,
niewinnych ofiar. Domagamy się szacunku dla nas samych, ale innych traktujemy w
sposób przedmiotowy, wykorzystywany do zaspokojenia osobistych potrzeb i
popędów. Strzeżemy własnego bogactwa, a czerpiemy z obcych zasobów, rozpychając
się łokciami w wyścigu o zysk i nieuczciwie dopychamy się do koryta korzyści,
nie dbając o ludzi znajdujących się w potrzebie; a co najgorsze?!... Pławimy
się w grzechu, skazującym nas na wieczne potępienie w czeluściach piekielnego
cierpienia, i ściągamy do podziemnego Szeolu za sobą innych, wymuszając w nich
uległość oraz ślepe posłuszeństwo wobec światopoglądowej teorii czy idei
szantażem emocjonalnym i oskarżeniem, dotyczącymi obowiązku zachowania w
relacjach międzyludzkich niczym niepohamowanej tolerancji wobec wszelkich
udziwnień oraz bluźnierstw, świętokradztwa i wykroczeń…
Jesteśmy niczym Syn Jutrzenki. Jesteśmy
jak Lucyfer. Jesteśmy niczym „cienie zmarłych, wszystkich wielmożów ziemi,
wszystkich królów narodów”, którzy wszyscy zabranym, zgodnym głosem
nieświadomie wykrzyczą, zwracając się do Syna Jutrzenki, słowa swego
przekleństwa, urzeczywistnianego grzechami mowy, myśli, uczynku i zaniedbania:
„Ty również padłeś bezsilny jak i my, stałeś się do nas podobny! Do Szeolu
strącony twój przepych i dźwięk twoich harf. Robactwo jest twoim posłaniem,
robactwo też twoim przykryciem. Jakże to spadłeś z niebios, Jaśniejący, Synu
Jutrzenki?” (Iż 14,9-12),… tak i człowieczeństwo, wyrzekające się Boga, runie boleśnie
na ziemię „jak wyrzucone z grobu ścierwo obrzydliwe, otoczone pomordowanymi, przebitymi
mieczem, i jak trup zbezczeszczony!” (Iż 14,19).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz