wtorek, 7 lipca 2020

CZŁOWIEK - cz.V


Podsumowanie
„Do niewiasty powiedział: „Obarczę cię niezmiernie wielkim trudem twej brzemienności, w bólu będziesz rodziła swe dzieci, ku twemu mężowi będziesz kierowała swe pragnienia, on zaś będzie panował nad tobą.” Do mężczyzny zaś [Bóg] rzekł: „Ponieważ posłuchałeś swej żony i zjadłeś z drzewa, do którego dałem ci rozkaz w słowach: Nie będziesz z niego jeść – przeklęta niech będzie ziemia z twego powodu: w trudzie będziesz zdobywał od niej pożywienie dla siebie po wszystkie dni twego życia. Cierń i oset będzie ci rodziła, a przecież pokarmem twym są płody roli. W pocie więc oblicza twego będziesz musiał zdobywać pożywienie, póki nie wrócisz do ziemi, z której zostałeś wzięty; bo prochem jesteś i w proch się obrócisz.”.”
(Rdz 3,16-19)
Ot, i cała, smutna prawda o człowieku…
Zwykliśmy Boga obarczać za wszelkie nieszczęście doczesnego świata, za cierpienie, ból, porażki, śmierć niewinnych dzieci, wojny, głód, klęski żywiołowe, biedę, przykre relacje w rodzinach i w sąsiedztwie, zbrodnie i gwałty, pedofilie i inne haniebne wypaczenia ludzkiej natury, tymczasem to my sami! poprzez brak posłuszeństwa i pokory wobec Ojca Niebieskiego, poprzez brak wiary i zaufania we Wszechmoc Stwórcy, poprzez brak miłości i szacunku do Pana naszego niszczymy własne ciała i ranimy dusze, tworząc istne piekło na ziemi, która to właśnie! z powodu łamania zakazów Prawa chociażby Dziesięciu Przykazań staje się miejscem przeklętym i niemożliwym do zniesienia. Osobistymi grzechami zatruwamy otaczającą nas rzeczywistość, deformujemy codzienność, a później – w konsekwencji obrzydliwych i godnych potępienia czynów – dusimy się w pętli efektów wszystkiego tego, czego myśmy się dopuścili. Zdradą Boga ściągamy na siebie nieszczęście i przekleństwo. Odwracamy się od własnego Pana i Stwórcy pogardą, egocentryzmem, egoizmem, zachłannością, chorą ambicją i pychą niczym Syn Jutrzenki, któremu – podobnie jak człowiekowi – bliższe sercu, bo cenniejsze, są potrzeby ciała niż ducha. Na oślep i bezwzględnie dążymy do zaspokojenia owych potrzeb, by ukoić zmysły, będące motorem wciąż budzących się kaprysów. Z każdym dniem chcemy bowiem więcej i coraz więcej i jeszcze więcej. W machinie owych niezaspokojonych, żądnych pragnień pożeramy w konsekwencji własne dusze i ciała, traktowane w sposób przedmiotowy, służący swą metodą zastosowania do zaspokojenia dzikich instynktów drzemiących w ludzkiej naturze. Ignorujemy Boże Prawo, Boże ostrzeżenia i pouczenia, zakazy i nakazy w owym Prawie zawarte a zmierzające do ochrony nas jako dzieci Ojca Niebieskiego przed wszystkim, co złe i zgubne dla człowieka oraz niosące w efekcie odczuwanych intencji wieczne potępienie. Odwracamy się od Pana i Stworzyciela pychą, i egoizmem, egocentryzmem i chorą ambicją bycia kimś lepszym od Światłości, poza którą nie ma wyższej mądrości pośród wszelkiego stworzenia, i sięgamy bezczelnie po zakazany owoc, niczym Ewa, gdyż odczuwamy pragnienia i potrzeby podobne celom Syna Jutrzenki. Wyciągamy rękę po to, co nam się nie należy i przed czym ostrzega nas Sam Bóg Ojciec, ponieważ – jak Lucyfer – chcemy być równie potężni, mądrzy, wszechmocni, niezależni i samowystarczalni niczym nasz Stwórca, ponieważ pragniemy władzy absolutnej, ponieważ za wszelką cenę chcemy „wstąpić na niebiosa, powyżej gwiazd bożych postawić sobie tron, by zasiąść na Górze Obrad na krańcach północy” (Iż 14,13). Odczuwane przez nas pragnienia są pragnieniami Syna Jutrzenki. W kontekście owego podobieństwa można stwierdzić, iż ludzie i Lucyfer posługują się tą samą mową – mową ciała. Z tego też powodu Ewa sięgnęła po zakazany owoc. Z tego też powodu niewiasta uległa pokusom węża, gdyż „spostrzegła, że drzewo ma owoce dobre do jedzenia, że jest ono rozkoszą dla oczu i że owoce tego drzewa nadają się do zdobycia wiedzy, więc zerwała z niego owoc, skosztowała i dała swemu mężowi, który był z nią: a on zjadł” (Rdz 3,6-7).
Czyż nie chcemy być mądrzejsi od Samego Boga?! Czyż nie chcemy przewyższyć swego Stwórcy wiedzą i umiejętnościami, by uniezależnić się od Jego Wszechmocy?!
Każdego dnia sięgamy po zakazane owoce z drzewa codziennego życia. Przekraczamy granice i łamiemy Prawo, by zdobyć wiedzę, by posiąść Bożą Mądrość i Moc, by stać się dla siebie samych bogami godnymi uwielbienia oraz adoracji. Uzależniamy się od własnych ciał, a gdy te słabną i się starzeją, wpadamy w obłęd i depresję, w brak akceptacji samych siebie jako istot śmiertelnych oraz przemijających, a tym samym spalamy się w płomieniach nienawiści wobec kruchości i marności jaką jesteśmy w rzeczywistości. Uzależniamy się od bliskich, a kiedy tracimy ukochaną osobą w wyniku nieuniknionej śmierci, tracimy wraz z nią sens życia. Uzależniamy się od przedmiotów, miejsc i pieniędzy, i w konsekwencji wpadamy w niebezpieczną pętlę pracoholizmu lub jakichkolwiek innych, usilnych starań zmierzających w efekcie do zdobycia jak największej ilości posiadanych bogactw i do wzniesienia sobie ogromu spichlerzy oraz do stworzenia imperium, którego wytworność i przepych odzwierciedlałyby naszą wyjątkowość, jak również wspaniałość, a więc cechy w nas nieistniejące, a te jakie chcielibyśmy w sobie widzieć. Uzależniamy się od świata współczesnego, ponieważ na posadach bliskiej ciału doczesności pragniemy wznieść tron majestatu jakim jest w naszych oczach człowiek. Cierpimy z powodu utraty dziecka, zbyt wczesnej jego śmierci, a sami opowiadamy się za aborcją i zawzięcie walczymy o prawa kobiet do podejmowania decyzji o losie nienarodzonych, a poczętych pociech. Boimy się o własne życie, a żonglujemy cudzym niczym nic nieznaczącą kartą przetargową w rozgrywkach politycznych, w konsekwencji których wiecznie głodne, żądne krwi usta wojny pożerają miliony, niewinnych ofiar. Domagamy się szacunku dla nas samych, ale innych traktujemy w sposób przedmiotowy, wykorzystywany do zaspokojenia osobistych potrzeb i popędów. Strzeżemy własnego bogactwa, a czerpiemy z obcych zasobów, rozpychając się łokciami w wyścigu o zysk i nieuczciwie dopychamy się do koryta korzyści, nie dbając o ludzi znajdujących się w potrzebie; a co najgorsze?!... Pławimy się w grzechu, skazującym nas na wieczne potępienie w czeluściach piekielnego cierpienia, i ściągamy do podziemnego Szeolu za sobą innych, wymuszając w nich uległość oraz ślepe posłuszeństwo wobec światopoglądowej teorii czy idei szantażem emocjonalnym i oskarżeniem, dotyczącymi obowiązku zachowania w relacjach międzyludzkich niczym niepohamowanej tolerancji wobec wszelkich udziwnień oraz bluźnierstw, świętokradztwa i wykroczeń…
Jesteśmy niczym Syn Jutrzenki. Jesteśmy jak Lucyfer. Jesteśmy niczym „cienie zmarłych, wszystkich wielmożów ziemi, wszystkich królów narodów”, którzy wszyscy zabranym, zgodnym głosem nieświadomie wykrzyczą, zwracając się do Syna Jutrzenki, słowa swego przekleństwa, urzeczywistnianego grzechami mowy, myśli, uczynku i zaniedbania: „Ty również padłeś bezsilny jak i my, stałeś się do nas podobny! Do Szeolu strącony twój przepych i dźwięk twoich harf. Robactwo jest twoim posłaniem, robactwo też twoim przykryciem. Jakże to spadłeś z niebios, Jaśniejący, Synu Jutrzenki?” (Iż 14,9-12),… tak i człowieczeństwo, wyrzekające się Boga, runie boleśnie na ziemię „jak wyrzucone z grobu ścierwo obrzydliwe, otoczone pomordowanymi, przebitymi mieczem, i jak trup zbezczeszczony!” (Iż 14,19).






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz