„Jezus
powiedział do Tomasza: „Ja jestem drogą, prawdą i życiem. Nikt nie przychodzi
do Ojca inaczej jak tylko przeze Mnie. Gdybyście Mnie poznali, znalibyście i
mojego Ojca. Ale teraz już Go znacie i zobaczyliście.”.Rzekł do Niego Filip:
„Panie, pokaż nam Ojca, a to nam wystarczy.”. Odpowiedział mu Jezus: „Filipie,
tak długo jestem z wami, a jeszcze Mnie nie poznałeś? Kto Mnie zobaczył,
zobaczył także i Ojca. Dlaczego więc mówisz: „Pokaż nam Ojca”? Czyż nie
wierzysz, że Ja jestem w Ojcu, a Ojciec we Mnie? Słów tych, które wam mówię,
nie wypowiadam od siebie. Ojciec, który trwa we Mnie, On sam dokonuje tych
dzieł. Wierzcie Mi, że Ja jestem w Ojcu, a Ojciec we Mnie. Jeśli zaś nie,
wierzcie przynajmniej ze względu na same dzieła. Zaprawdę, zaprawdę powiadam
wam: Kto we Mnie wierzy, będzie także dokonywał tych dzieł, których Ja dokonuję,
owszem, i większe od tych uczyni, bo Ja idę do Ojca. A o cokolwiek prosić
będziecie w imię moje, to uczynię, aby Ojciec był otoczony chwałą w Synu. O
cokolwiek prosić Mnie będziecie w imię moje, Ja to spełnię.”.”
(J
14,6-14)
Tyle lat, podczas lekcji religii, kazań,
rekolekcji, rozmów czy spotkań grupy modlitewnej lub parafian, karmiłam moją
duszę słowami, wypowiadanymi ustami kapłanów i wiernych, a wychwalającymi
POTĘGĘ i WSZECHMOC Boga. Tyle lat słyszałam, że „wszystko możemy w Tym, który
nas umacnia”, a dziś… w obliczu pandemii ujrzałam wokół siebie pogorzelisko i
rozgrzebany, rozbebeszony cmentarz chrześcijańskiej wiary i miłości; a dziś… z
tłumu rozhasanych radością i uskrzydlonych nadzieją katolików została zaledwie
mizerna garstka szczerze wierzących w TO, iż Jezus Chrystus jest w Ojcu, a
Ojciec jest w Nim, iż Jezus Chrystus jest jedyną!
drogą, prawdą i życiem, iż Jezus Chrystus jest Tym, który spełni wszystko, o
cokolwiek Go poprosimy w Imię Jego; a dziś… jestem świadkiem klęski... Kościoła (?!) i…
Serce me krwawi!! roztrzaskane bólem na
drobne kawałeczki wewnętrznego zdruzgotania i cierpienia z powodu wspomnianej
klęski.
Wszelkie obostrzenia państwowe związane
z pandemią bardzo szybko zostały wprowadzone w obrzędy liturgiczne przez
większość księży. Niektórzy nawet pozamykali szczelnie kościoły na kilka
spustów, wyprzedzając w tej kwestii jakiekolwiek decyzje rządu. W akcie
posłuszeństwa i „pokory”, okazywanej gorliwie instytucji świeckiej jaką jest
państwo, a nie Bogu!, któremu przecież kapłani winni służyć nawet! z narażeniem
własnego życia doczesnego, większość duchownych, odprawiających nabożeństwo
Eucharystii Świętej, narzuciła wszystkim parafianom obowiązek przyjmowania
Ciała i Krwi Jezusa Chrystusa na rękę wbrew woli i sumieniu oraz pragnieniu wiernych,
jakby Komunia Święta była nośnikiem zarazy, a nie! Chlebem i Winem, a nie Tym,
co uzdrawia dotykiem Swych najświętszych dłoni, na wieki naznaczonych ranami
gwoździ, przytwierdzającymi Syna Człowieczego do Drzewa Zbawienia. W obliczu
wprowadzonych przez rząd obostrzeń pasterze w znacznej, przerażającej
większości porzucili swe trzody, chowając się przed zagrożeniem zarażenia się
koronawirusem. Na czas zakazu opuszczania domów i odprawiania Mszy Świętej
zrezygnowano z obowiązków duszpasterskich, związanych z udzielaniem wiernym
sakramentów spowiedzi, pokuty, namaszczenia chorych czy udzielania Komunii
Świętej. Z hukiem echa pustych, samotnością wypełnionych naw kościelnych
przekręcono klucz w tabernakulum, zatrzaskując w nim Jezusa niczym zbrodniarza
w więzieniu, izolując Chrystusa od Jego ukochanych dzieci, a dzieci tym samym
odrywając od Ojcowskich ramion Boga. W sercach tych, którzy winni być posłuszni i
oddani swemu Panu, którzy winni „zaprzeć się samych siebie, wziąć (na swe
barki) krzyż (obecnych trudności), by naśladować swego Nauczyciela i Mistrza,
by pójść za Nim” (Łk 9,23) i by, jak On!, poprowadzić powierzoną im trzodę
wiernych do Królestwa Niebieskiego, pojawił się strach, a nawet przerażenie,
egoistyczna potrzeba zadbania o własne bezpieczeństwo, a przez to i w duszach
owych Filipów obnażyła się powierzchowność, słabość i mizerność wiary oraz
przekonania, że Syn Człowieczy uczyni wszystko, o cokolwiek zostanie
poproszony, aby Ojciec był otoczony chwałą w Swym Synu (J 6,13). W owych
sercach – wraz ze wspomnianą dbałością o własne bezpieczeństwo – zrodziła się
jednocześnie potworna, wręcz bluźniercza bezmyślność, bo przecież „ktokolwiek
zechce zachować swoje życie, (i tak!) straci je, a ktokolwiek straci swe życie
z powodu Jezusa, ten je zachowa” (Łk 6,24), bo przecież „żadnej korzyści
człowiek mieć nie będzie, jeśli (nawet!) cały świat zyska, a siebie zatraci lub
szkodę poniesie” (Łk 6,25). Owe serca okazały się ślepe, głuche, nieme i chrome
wobec Boga, a posłuszne wobec rządu i wiernie podporządkowane państwu, i tym
samym ufające bardziej w ludzkie możliwości oraz kompetencje niż w Mądrość i
Wszechmoc Samego Stwórcy. Owe serca bowiem w akcie zagrożenia zdrowia i życia
doczesnego wydały się być zawstydzone z powodu swego Pana i Słów Jego,
zapominając o tym, że i „Syn Człowieczy wstydzić się ich będzie, gdy przyjdzie
w swojej chwale oraz w chwale Ojca i
świętych aniołów” (Łk 6,26)…
Serce me krwawi, bo pragnę iść drogą – z
Jezusem, pragnę być w prawdzie – w Jezusie, pragnę mieć życie – Jezusa, a… TO
wszystko mi odebrali urzędnicy oraz kapłani im podporządkowani… Serce me krwawi
w potwornym cierpieniu…
O, wy, którzy ulegliście groźbom świata
i ukryliście się w bezpiecznych dla siebie miejscach przed koronawirusem, a w
rzeczywistości przed Bogiem i własnymi wiernymi – powierzoną wam przez
Chrystusa trzodą parafian, czy zapomnieliście o własnych obowiązkach – o
obowiązkach uczniów Jezusa?!; czy nie wiecie, że „kto przychodzi do Niego musi
mieć w nienawiści swego ojca i matkę, żonę i dzieci, braci i siostry, nad to i
siebie samego” (Łk 14,26), bo Ojciec Wszechmogący w Trójcy Jedyny winien być na
pierwszym, zaszczytnym, niepodważalny i honorowym miejscu w życiu każdego z
nas, a nie człowiek. Nie da się przecież służyć ludziom w miłości mądrze, by
przyczynić się do obradzania się dobrych drzew dobrymi owocami, bez zachowania
owej wymienionej konieczności bycia oddanym i posłusznym Panu wszelkiego
stworzenia, które to przecież od Niego pochodzi i od Niego zależy.
O, wy, którzy ulegliście groźbom świata
i ukryliście się w bezpiecznych dla siebie miejscach przed koronawirusem, a w
rzeczywistości przed Bogiem i własnymi wiernymi – powierzoną wam przez
Chrystusa trzodą parafian, dlaczego boicie się wziąć krzyż obecnej sytuacji na
własne ramiona?; dlaczego, jako „królowie dziesięciu tysięcy ludzi, muszący
stawić czoło temu, który z dwudziestu tysiącami nadciąga przeciw wam, nie
wyprawicie poselstwa, gdy tamten jest jeszcze daleko, by prosić o warunki
pokoju” (Łk 14,31-32), by wynegocjować kompromis i przywilej dla swych parafian
uczestniczenia w Eucharystii Świętej oraz godnych warunków przyjmowania
sakramentów świętych? Czy nie wiecie lub czy zapomnieliście, że uczniem Jezusa i
pasterzem Jego trzody może być ten, „kto wyrzeka się wszystkiego, co posiada”
(Łk 14,33)?...
Serce me krwawi, bo wśród sług Bożych
wielu jest kapłanów słabej wiary, wydających się nie znać Jezusa i
powtarzających za Filipem swą bierną postawą wobec swego Pana i swego
powołania: „Panie, pokaż nam Ojca, a to nam wystarczy”, jakby zatracili
świadomość, że nauczając o Jezusie i głosząc Dobrą Nowinę, właśnie stali i stoją twarzą
w twarz z Samym Bogiem, patrzyli i patrzą Mu w oczy, a przytaczaniem Ewangelii
doświadczali i doświadczają Jego Wszechmocy i Miłości, Jego Miłosierdzia i Sprawiedliwości,
Jego Mądrości i Dobra…
Serce me krwawi, bo i wśród wiernych
wielu jest tych, którzy wielbili, wychwalali, uwielbiali i adorowali Chrystusa,
podążali za Nim, by móc choćby dotknąć frędzli Jego płaszcza i tym samym by
zostać uzdrowionym, a którzy w chwili kryzysu współczesnego świata, w obliczu
zagrożenia okazali się „solą, pozbawioną swego smaku” i tym samym bezużyteczną,
bo niezdolną do zaprawienia kogokolwiek ani czegokolwiek (Łk 14,34-35). Wielu z
nich akceptuje „pokornie” państwowe ustalenia i popiera decyzje uległych wobec
rządu kapłanów. Wielu z nich chwali sobie domowe warunki, sprzyjające wygodnemu
oglądaniu Mszy Świętej przez szklany, medialny ekran, wychwalając szeroki
wachlarz kościelnych propozycji. Wielu też ceni sobie wprowadzoną dyspensę,
zwalniającą od obowiązku spowiedzi w konfesjonale u księdza, a dającą możliwość
wzbudzenia w sobie żalu (?!) za grzechy i samo rozgrzeszenia poprzez wiarę w
bezgraniczne Miłosierdzie Boga, który wybacza wszystko i SPRAWIEDLIWIE nie
osądza nikogo oraz niczego.
Dokąd to wszystko zmierza?... Czyż nie
dążymy bezmyślnie lub lekkomyślnie do samozagłady, do utracenia życia wiecznego
poprzez to chore podporządkowanie się doczesności?
Potrzeba dziś wodospadów modlitwy błagalnej
za kapłanów, za chrześcijan, by uwierzyli w Jezusa szczerze, bo w Miłości, by
zechcieli pójść drogą jaką jest Chrystus, by zapragnęli być w prawdzie, którą
jest Syn Boży, by walczyli ze złym o życie, jakim jest Bóg.
Potrzeba dziś modlitwy dziękczynnej za księży,
za chrześcijan, którzy wbrew wszystkim i wszystkiemu oddani są Ojcu Wszechmogącemu
i którzy w akcie owego „zaparcia się samych siebie” służą ludziom na chwałę Stworzyciela
Nieba oraz Ziemi, by nie ulegli pokusie, by nadal tak dzielnie i pięknie, charyzmatycznie
i mądrze w miłości wypełniali wolę Pana naszego, by byli solą o wyraźnym smaku,
nadającą się i do ziemi i do nawozu.
Potrzeba dziś gradobicia modlitwy błagalno
– dziękczynnej, by Kościół ZWYCIĘŻYŁ, by Bóg ZATRIUMFOWAŁ.
Bardzo dobrze tekst przedstawia obecną sytuację.Ja dodalabym jeszcze pytanie gdzie jesteście Wy charyzmatycy to się tyczy też świeckich.Gdzie Wasza wiara? Przecież chcieliscie uzdrawiać a teraz gdy świat stanął wobec wirusa to nagle uzdrowiencza moc charyzmatyków zgasła.
OdpowiedzUsuńBardzo też przykre lecz też pokazujące jak bardzo słaba jest wiara wielu kapłanów,którzy niby w posłuszeństwie pochowali się pozostawiając swoje stado owieczek.Czy można ich nazwać pasterzemi? Ja bym ich tak nie nazwała bo dobry pasterz czuwa nad swoim stadem i nawet gdy nadchodzi wilk narażając własne życie chroni owieczki.Dziekuje Bogu że w mojej parafii mam wspaniałych kapłanów którzy są posłuszni lecz przede wszystkim Bogu.Ich nazywam dobrymi pasterzemi.
Lecz kapłani którzy się pochowali pozostawiając stado bez opieki to są tylko najemnikami,którym tak naprawdę nie zależy na swoich owcach.Kaplsn został powołany do służby przez Jezusa i Jemu powinien być posłuszny.
Będąc w ubiegłym roku we Francji zauważyłam że msza święta to tak naprawdę nie jest Eucharystią.Nie ma modlitwy wiernych,czyli w sumie ludu modlącego się,bardzo było mi smutno że kapłan który powinien stać na straży rozwoju dusz na to przyzwala i tak czyni.
Pozostaje tylko prosić Maryję aby wyprosiła łaskę głębokiej wiary temu kapłanowi.Bo mam wrażenie że On nie wierzy w żywa obecnośc Jezusa podczas przeistoczenia.
Dlatego tekst bardzo dobry.