„Paweł,
posławszy z Miletu do Efezu, wezwał starszych Kościoła. A gdy do niego
przybyli, przemówił do nich: „Uważajcie na samych siebie i na całe stado, nad
którym Duch Święty ustanowił was biskupami, abyście kierowali Kościołem Boga,
nabytym własną Jego krwią. Wiem, że po moim odejściu wejdą między was wilki drapieżne,
nie oszczędzając stada. Także spośród was samych powstaną ludzie, którzy głosić
będą przewrotnie nauki, aby pociągnąć za sobą uczniów. Dlatego czuwajcie,
pamiętając, że przez trzy lata we dnie i w nocy nie przestawałem ze łzami
upominać każdego z was. A teraz polecam was Bogu i słowu Jego łaski, władnemu
zbudować i dać dziedzictwo ze wszystkimi świętymi.” Po tych słowach upadł na
kolana i modlił się razem ze wszystkimi.”
(Dz
20,17-18a,2832.36)
W dobie pandemii i w okresie żniw, jakie
zbiera dziś koronawirus, wielu
chrześcijan spontanicznie i szczerze przedstawia
swoje zadowolenie z tytułu
obecnej (dla mnie bardzo trudnej) sytuacji pozbawionej realnego, pełnego,
duchowo-cielesnego uczestniczenia w Eucharystii Świętej, ale uzupełnionej
„przeniesieniem” Mszy Świętej łączami światłowodów w mieszkania poszczególnych
osób, jak też z tytułu komfortu
korzystania z szeroko bogatego wachlarza kościelnych propozycji nabożeństw,
odprawianych na odległość w pustym zakątku kościołów podglądanych okiem kamer, a
wypływających falą powodzi z telewizyjnych lub internetowych mediów, czy z tytułu możliwości przeprowadzenia
sobie w zaciszu domowym rachunku sumienia w poczuciu szczerego (?!) żalu za
grzechy i tym samym z tytułu dyspensy na rozgrzeszenie siebie samego nawet! z
ciężkich przewinień w wierze w bezgraniczne Boże Miłosierdzie, odbierające Ojcu
Niebieskiemu zdolność do bycia również i Sędzią Sprawiedliwym. Większość
katolików uważa dzisiejszy kryzys spustoszenia i chaosu za triumf Kościoła,
który choć zamknięty urzędowym nakazem państwowych decyzji i obostrzeń,
zwyciężył złego, przekształcając się w tzw. kościół domowy, uznany za
całkowicie wystarczający dla osobistego wzrastania w relacjach z Panem Bogiem, z
czym osobiście absolutnie nie potrafię się zgodzić. Zapominamy bowiem o jednym,
bardzo istotnym warunku!, który powinien być spełniony, a którym jest aktywna,
a nie bierna!, postawa oraz obecność kapłana. Musimy pamiętać, że bez księdza
jako pasterza, jako osoby powołanej przez Boga do kierowania Kościołem, nabytym
Najdroższą Krwią Jezusa Chrystusa, jesteśmy tylko grupą wiernych skupionych na
modlitwie, którym z pewnością towarzyszy Ojciec Niebieski, ale którzy –
pozostawieni sami sobie i pozbawieni pasterza – przypominają bardziej
rozproszoną trzodę, narażoną na czyhające zewsząd niebezpieczeństwa niż
Instytucję chrześcijańskiej JEDNOŚCI człowieka ze swym Stwórcą, będącą
odzwierciedleniem woli Jej Założyciela. Gdyby było inaczej, Duch Święty nie ustanowiłby
wybranych mężczyzn biskupami, odpowiedzialnymi
za powierzoną im wspólnotę, a okazałby większą wyrozumiałość wobec wiernych
poprzez przyznanie im przywileju swobody w interpretacji Słowa Bożego czy w
interpretacji obrzędów liturgicznych obowiązujących i kształtujących życie
katolickie, na straży którego winni właśnie stać wspomniani biskupi i kapłani w
ogóle. Zatem! – zgromadzeni na modlitwie czy to przed telewizorem, komputerem,
przed figurą lub obrazem bez księdza nie
stanowimy Kościoła w pełni Jego wartości i znaczenia moim zdaniem, ponieważ
nie posiadamy absolutnie żadnych możliwości ani kompetencji czy darów, by
udzielić sobie jakiegokolwiek sakramentu. Bóg powołuje do tego apostołów,
których namaszcza w szczególny sposób, a przez to i których do pełnienia
wspomnianej posługi wyznacza. Ojciec Niebieski czyni z wybranych przez Ducha
Świętego mężczyzn narzędzia Swej woli. Bóg, poprzez sakrament kapłaństwa, daje owym
mężczyznom charyzmaty, dzięki którym ksiądz ma możliwość: udzielenia
rozgrzeszenia i nadania pokuty spowiadającemu się grzesznikowi, podjęcia decyzji
o prawie przystąpienia spowiadanego grzesznika do Komunii Świętej, by nie
narażać go na ciężki grzech świętokradztwa. W obliczu wyszczególnionej
zależności tylko i wyłącznie dłonie kapłana oraz jego usta, jego zaangażowanie
i modlitwa mogą dokonać przeistoczenia, czyli mogą doprowadzić do rzeczywistej
przemiany substancji podczas Eucharystii: chleba (Hostii) i wina w Ciało i Krew
Jezusa Chrystusa.
Pan wybrał Swych następców.
Kimże więc jesteśmy bez pasterza w dobie
dzisiejszego chaosu?... Trzodą pozbawioną pasterza, osaczoną przez wilki,
skupioną na modlitwie, ale bacznie obserwowaną przez złego i przez złego
niszczoną, słabą i bezradną wobec krążącego wokół zagrożenia jakim jest śmierć
duszy… Jesteśmy przekąską podaną demonom na pożarcie. W związku z powyższym
musimy mieć świadomość JEDNOŚCI z Bogiem, nad którą ma obowiązek czuwać kapłan.
Musimy domagać się zaangażowanej obecności księdza i upominać się aktywnej
postawy księdza, ponieważ tylko wtedy
będziemy w stanie zachować życie wieczne naszych dusz, ponieważ tylko wtedy będziemy mieli szansę przystąpić
do uczciwego dla nas sakramentu pokuty, szczerze i realnie oczyszczającego nas
z grzechów i wzmacniającego nas wobec pokus oraz słabości, tylko wtedy będziemy mogli karmić się Chlebem Życia, którym jest Sam
Jezus Chrystus i tylko wtedy
będziemy mogli uniknąć śmierci, nigdy niczego nie łaknąc i nigdy niczego więcej
nie pragnąc (J 6,35).
Tymczasem my zdajemy się o tym
zapominać, chwaląc sobie wygodę współczesnego wegetowania w wierze, nadziei i
miłości poprzez korzystanie z bogatej oferty medialnej, będącej szerokim
wachlarzem transmisji nabożeństw odprawianych tu i ówdzie, ale poza nami, obok
nas, a bez nas. My tymczasem zadowalamy się duchowym przyjmowaniem Ciała i Krwi
naszego Zbawiciela, jakby lizanie lodów przez szybę nie stanowiło dla nas
absolutnie żadnej, znaczącej różnicy. My tymczasem cierpliwie czekamy do końca
danego miesiąca, którego ostatni dzień będzie początkiem wolności,
umożliwiającym nam przystąpienie do spowiedzi i do Komunii Świętej, jakbyśmy
byli przekonani o własnej nieśmiertelności, jakbyśmy mieli pewność, że w
okresie panującego zakazu odprawiania Mszy Świętych nie umrzemy pozbawieni
Chleba Życia i szczęśliwie dożyjemy szansy na uporządkowanie ducha w Boży
sposób, zgodny z przykazaniami kościelnymi, nakazującymi nam „przynajmniej raz
w roku przystąpić do Sakramentu Pokuty i przynajmniej raz w roku, w okresie
wielkanocnym!, przyjąć Ciało i Krew Pana Jezusa”.
Nie widzimy problemu. Nie dostrzegamy
zagrożenia. Posłusznie i „pokornie” zamknięci w czterech ścianach własnych
mieszkań grzecznie się modlimy, „uczestniczymy” w Eucharystii, wyświetlanej nam
przez transmisję na szklanym ekranie telewizora lub komputera, albo
przekazywanej przez radio, sami siebie rozgrzeszamy z tytułu ogłoszonej publicznie
dyspensy i godzimy się z tym wszystkim, co się wokół nas dzieje a co niszczy
Kościół „nabyty Krwią Syna Bożego”, akceptując oderwanie nas – wiernych od
księdza, który winien nas prowadzić i o nas dbać z tytułu nałożonej na niego
odpowiedzialności za trzodę, jakiej ma obowiązek być pasterzem. Przyjmujemy
bierność kapłanów, jakby warunki, z jakimi przyszło nam się zmierzyć, były nie
do pokonania i nie do przezwyciężenia, a przecież są wśród duchownych tacy, dla
których posługa duszpasterska jest wyznacznikiem codzienności i celem
powołania, dlatego mimo wszystko, wbrew wszystkim i wszystkiemu wychodzą do
swych parafian, spowiadają, rozgrzeszają, pouczają, nadają pokutę, udzielają
Komunii Świętej czy namaszczają chorych, odprawiają Eucharystię, dbając przede
wszystkim o bezpieczeństwo swych owiec i o ich życie wieczne, a nie własne
warunki codziennego komfortu zwalniającego dostojników Kościoła z obowiązków
wypełniania woli Boga, a przez to służenia człowiekowi na chwałę Pana i na
pożytek wszystkich wiernych. Łudzimy się optymizmem. Akceptujemy rosnące w nas
przekonanie, iż stanowimy tzw. kościół domowy, zaniedbując fakt, że do
stworzenia Kościoła w pełnym Jego znaczeniu oraz wartości potrzebny jest
towarzyszący nam wiernie i aktywnie ksiądz. Gdyby było inaczej, Duch Święty nie
powoływałby wybranych do roli kapłanów, mających kierować Kościołem właśnie.
Jeśli więc nie będzie wśród nas osoby – księdza – odpowiedzialnej i powołanej
do pełnienia wyżej wymienionego obowiązku, nie będzie i z nas Kościoła, stanowiącego
Instytucję – Dobre Drzewo wydające dobre owoce. Będziemy jedynie wspólnotą
ludzi zgromadzonych na modlitwie, spragnionych Boga, łaknących Boga,
tęskniących za Jezusem i błądzących bez Pana.
Nie zapominajmy, że Chrystus „jest
chlebem życia, że nasi ojcowie jedli mannę na pustyni i pomarli, że Jezus to
chleb, który z nieba zstępuję, więc każdy, kto GO spożywa, nie umrze” (J
6,48-51). Nie dajmy sobie odebrać owego PRZYWILEJU. Nie pozwalajmy odebrać
sobie ŻYCIA, którym jest Ciało i Krew Jezusa Chrystusa – Komunia Święta. Nie
wyrażajmy zgody na przeciętność i wymagajmy od siebie więcej, wymagając również
od tych, którzy winni być za nas odpowiedzialni jako pasterze, którzy winni
kierować Kościołem Boga zgodnie z Jego wolą, a nie z wymogami świeckich instytucji
urzędowych. Pamiętajmy, iż „dobry pasterz daje życie swoje za owce; najemnik
zaś i ten, kto nie jest pasterzem, do którego owce nie należą, widząc
nadchodzącego wilka, opuszcza owce i ucieka, a wilk je porywa i rozprasza;
najemnik bowiem ucieka dlatego, że jest najemnikiem i nie zależy mu na owcach”
(J 10,11-16), a na własnym bezpieczeństwie i osobistej wygodzie. Módlmy się za
dobrych pasterzy i nie wyrażajmy zgody na najemników, zwłaszcza!, że nie żyjemy
w czasach, całkowicie niesprzyjających wypełnieniu woli Pana, a tym samym życiu
zgodnie z Prawem Bożym czy z przykazaniami kościelnymi, dziś nawet
zaniedbywanymi przez większość nawet samych duchownych. Nie pozwalajmy sobie
wmówić, że wystarczy nam do osiągnięcia zbawienia i życia wiecznego tylko i wyłącznie
lektura Pisma Świętego oraz modlitwa w domowym zaciszu. Nie dajmy się omamić
przekonaniu, że w czterech ścianach pokoju, w którym gromadzimy się na pacierzu
czy różańcu, stajemy się bez księdza i Sakramentów Świętych Kościołem.
Potrzebujemy pasterza, gdyż jesteśmy
trzodą chrześcijan, którą ktoś musi poprowadzić na Zielone Pastwiska zgodnie z
wolą Boga Ojca Wszechmogącego. Potrzebujemy aktywnego, zaangażowanego w swe
powołanie i posługę księdza, gotowego życie swoje oddać za powierzone mu owce.
Potrzebujemy dobrego pasterza.
Wszelkiego rodzaju dyspensy, wprowadzane
w codzienne życie z tytułu panujących obostrzeń narzucanych przez wymogi
pandemii, a usprawiedliwiane powoływaniem się na Wszechmoc i Miłosierdzie Boga
Ojca, wydają się pobrzmiewać jako zarzut braku kompetencji i świadomości Tego,
który stworzył Kościół, nabył go Krwią Swego Syna Jezusa i który Sam OSOBIŚCIE
wprowadził hierarchów Kościoła, odpowiedzialnych za kierowanie Nim, a tym samym
odpowiedzialnych za dusze dzieci Pana naszego w Trójcy Jedynego. Owe dyspensy bowiem
wydają się pomniejszać rolę osoby duchownej w obecnym życiu duchowym każdego chrześcijanina.
Wiele bowiem zostało zmienione na rzecz obostrzeń i szerzącej się indywidualnej
wygody, płynącej z samo rozgrzeszania się i ułaskawiania, z oglądania, a nie uczestniczenia
w Eucharystii…
Pozwoliliśmy sobie odebrać Sakramenty Święte.
Zaakceptowaliśmy bierność niektórych kapłanów, odpowiedzialnych za nas, uzasadniając
ich brak zaangażowania trudną, ale przecież nie beznadzieją, sytuacją. Usilnie próbujemy
dopatrzyć się w najemnikach dobrych pasterzy, cierpliwie czekając na możliwość przystąpienia
do spowiedzi, Komunii Świętej, namaszczenia chorych, jakbyśmy byli pewni, że dożyjemy
owego zbawiennego dnia wolności duszy, łaknącej i spragnionej Ciała oraz Krwi Chrystusa.
A,... czy nie powinniśmy rozważyć następującej, jakże realnej, bo mogącej w każdej
chwili nastąpić zależności, a mianowicie: czy nie powinniśmy odpowiedzieć sobie
na pytanie: lepiej umrzeć z Bogiem i w Bogu, czy lepiej umrzeć w zaciszu domowym
przed szklanym ekranem, z różańcem w dłoniach, w samotności i w izolacji z nadzieją
na życie wieczne mimo, że od ponad dwóch miesięcy karmiliśmy się tylko manną na
tej pustyni koronawirusa?
Módlmy się za dobrych pasterzy i Bogu za
nich dziękujmy w każdej chwili naszej doczesnej wędrówki. Dobrzy pasterze są bowiem
bezcenni.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz