„Biada
wam, którzy teraz jesteście syci, albowiem głód cierpieć będziecie. Biada wam,
którzy się teraz śmiejecie, albowiem smucić się i płakać będziecie. Biada wam,
gdy wszyscy ludzie chwalić was będą. Tak samo bowiem przodkowie ich czynili
fałszywym prorokom.”
(Łk 6,25-26)
Boże mój!, RATUJ…
Jestem głodna, jestem
spragniona, jestem zagubiona i porzucona… Czuję się jak jagnię oderwane od
stada, stojące na otwartej przestrzeni przytłaczającej swobody, ale i
bezradności, nawołujące rozpaczliwie pomocy, wypatrujące pasterza, szukające
ratunku, skazane na zadręczającą i potwornie bolesną samotność…
Osacza mnie
wyjałowienie. Nabożeństwa, w których nie mogę uczestniczyć, a z których
Eucharystią Świętą dane mi jest jedynie łączyć się duchowo przez szklany ekran
medialnego przekazu, absolutnie mi nie wystarczają. Przepełnia mnie tęsknota i
rozgoryczenie, bolesny, nieokiełznany żal i potwornie dokuczliwy głód Boga.
Każda transmisja Mszy Świętej jest niczym wyciągnięta dłoń trzymająca Chleb,
którego zapachu nie mogę poczuć, którego nie mogę dotknąć, którego nie mogę
skosztować. Nie da się przecież nakarmić głodnego przez szybę… Dusza ma żebrze
o litość, o okruszynę Chleba, ale… nie da się przecież nakarmić głodnego przez
szybę…
Boże mój!, RATUJ…
Mnóstwo kazań
słyszałam, w których ksiądz nauczał o chrześcijańskim obowiązku służenia innym,
o chrześcijańskim oddaniu się człowiekowi potrzebującemu miłości czy nadziei
oraz wsparcia, o konieczności wypełniania woli Ojca, powołującego nas –
chrześcijan do zaangażowania się w bliźniego i miłowania bliźniego jak siebie
samego, do posługiwania ludziom bez względu na trud (często niesprzyjających!)
okoliczności, a dziś… te wszystkie kazania wydają się pobrzmiewać pustką…
Boże mój!, RATUJ…
Rozpaczliwie potrzebuję
pasterza. Wspomniany głód jest tym większy, im więcej dociera do mnie
informacji, że są kapłani wypełniający swe powołanie bez względu na trud
(często niesprzyjających!) okoliczności i bez względu na panujące zakazy,
służący człowiekowi, a tym samym wypełniający wolę Ojca Wszechmogącego, ratujący
ludzkie dusze, ryzykujący zdrowiem i własnym życiem niczym pracownicy służb
medycznych walczący z koronawirusem o ludzkie ciała. W związku z tym nie
potrafię pogodzić się z całkowitą izolacją i porzuceniem, jakie
rozpowszechniają się tu i ówdzie, jakie ubezwłasnowolniają Kościół poprzez
skuteczne oderwanie pasterza od powierzonej mu przez Boga trzody. W związku z
tym nie rozumiem, bo nie dostrzegam wiarygodności w kapłanach, którzy
nawoływali swych parafian do poświęcenia i służby innym, do pokonywania
wszelkich trudności niewyrozumiałej oraz niesprzyjającej rzeczywistości w celu
angażowania się w bliźniego, a którzy dziś posłusznie podporządkowują się cezarowi,
zaniedbując to, co Boże, choć winni czynić odwrotnie (Mt 22,21)?,… choć (ponoć)
winni „bardziej słuchać Boga niż ludzi” (Dz 5,29)?!...
Boże mój!, RATUJ…
Ludzie bardzo szybko
przyzwyczajają się do wygody, a przecież Bóg nie lubi bezczynności, marazmu, a
przecież lenistwo czy bierność lub obojętność wobec możliwości czynienia DOBRA
są grzechem – tak przynajmniej wielokrotnie słyszałam na kazaniach wygłaszanych
podczas nabożeństw i rekolekcji. Ludzie też bardzo szybko dostosowali się (w
znacznej liczebności) do wymogów rzeczywistości, zakazów i ograniczeń
wprowadzonych przez pandemię, ale i „cezara”, a ubezwłasnowolniających Kościół,
okazując większą ufność „mądrości” człowieka niż Bożej WSZECHMOCY…
Boże mój!, RATUJ…
Bardzo często słyszę
wypowiedzi, w których chrześcijanie krytykują oddanie wiernych, przyjmujących
Komunię Świętą w tradycyjny sposób, uzasadniając swą krytykę przekonaniem, iż
praktykowany sposób z pewnością przyczyni się do rozszerzenia niszczycielskiej
potęgi pandemii, do zwycięskiego triumfu koronawirusa, wywożącego w zaświaty
wozy śmierci pełne łupów – ofiar pokonanych przez COVID-19, a wówczas… dusza
moja krzyczy z rozpaczy!, bo jeśli wierzymy, że Ciało i Krew Chrystusa mogą być
przekaźnikiem zarazy, to… jakaż jest ta nasza wiara?!; to… kim, a raczej czym
jest dla nas Komunia Święta?!...
Boże mój!, RATUJ…
„Jeśli będziecie mieć
wiarę jak ziarnko gorczycy, powiecie tej górze: „Przesuń się stąd tam”, a
przesunie się. I nic niemożliwego nie będzie dla was.”
(Mt
17,20)
Boże mój!,… jakże nędzna
jest nasza kondycja ducha,… jakaż nikła jest w nas… wiara (?!)…
Boże mój!, RATUJ…
Obchodzimy Święto Twego
Panie Zmartwychwstania i serce me jest pełne pokoju, radości oraz nadziei, ale dusza
moja wegetuje w ciemnym, chłodnym grobie, którym jest głód Boga – głód Chleba i
Wina – głód Eucharystii, którym jest potwornie bolesna tęsknota za Tobą mój Ojcze
Niebieski.
Boże mój!, RATUJ… Daj mi
siłę, bym potrafiła udźwignąć krzyż oderwania mnie od Ciebie. Koj mnie i pocieszaj,
bym nie zgorzkniała z powodu tęsknoty za Tobą. Pokrzepiaj mnie i wzmacniaj, bym
mogła w cierpieniu duszy wzrastać, a nie więdnąć niczym kwiat pozbawiony wody i słońca.
Boże mój!, RATUJ…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz