„Tak
mówi Pan Bóg: „Oto otwieram wasze groby i wydobywam was z grobów, ludu mój, i
wiodę was do kraju Izraela, i poznacie, że Ja jestem Pan, gdy wasze groby
otworzę i z grobów was wydobędę, ludu mój. Udzielę wam mego ducha, byście
ożyli, i powiodę was do kraju waszego, i poznacie, że Ja jestem Pan, to
powiedziałem i wykonam.” – mówi Pan Bóg.”
(Ez 37,12-14)
Współczesny świat jest
dziś jednym wielkim grobem pełnym trupów – pełnym: tych, którzy umierają w
cierpieniu niezdolności oddychania z powodu koronawirusa, którzy umierają w
samotności pozbawieni pomocy lekarskiej w wyniku innych śmiertelnych dolegliwości;
tych, którzy mają zatwardziałe serca, chrome w odczuwaniu Miłości – Boga; tych,
którzy są zabijani w łonach matek na skutek aborcji; tych, którzy są
rozmiłowani w Panu, ale uwięzieni w sieci przyziemnych uzależnień, uwarunkowań;
tych, którzy poszukują Światła w ciemności jaką jest doczesność… Współczesny
świat jest dziś grobem, jednym wielkim grobem. Wszędzie unosi się śmierć.
Aromat umierania wypełnia powietrze. Oddychamy śmiercią, widzimy śmierć,
doświadczamy śmierci, czujemy jej zapach i smak, który mimowolnie niczym
pocałunek osiada na ustach podmuchem wiatru. Zamknięci w mieszkaniach kluczem
kwarantanny i obostrzeń narzuconych nam przez pandemię koronawirusa czujemy się
pogrzebani żywcem. Zamknięci we własnych domach nie możemy cieszyć się wiosną,
nie możemy korzystać z pięknej, słonecznej pogody, nie możemy delektować się towarzyskimi
spotkaniami czy kulturowymi wydarzeniami, bo wszystko zostało zatrzymane –
wszystko zamarło jakby czas się zatrzymał na zepsutym zegarze wskazówkami
utkwionymi w jakąś, losowo wybraną godzinę…
A ja wbrew wszystkim i
wszystkiemu czuję wdzięczność. Serce moje bowiem wypełnia pokój i poczucie
szczęścia. W owym trudnym, grobowym okresie czuję obecność Boga w moim nędznym
życiu, jak nigdy dotąd, odczuwam swego Pana realnie i namacalnie jak wiernie
towarzyszącą mi OSOBĘ, od której nieustannie bije ciepło pocieszenia i
ukojenia, pokrzepienia i wzmocnienia, oraz światło nadziei. Nie mam w sobie
strachu, ani innych negatywnych stanów czy emocji, a jedynie wdzięczność za to przedziwne opanowanie serca. W
owej grobowej ciemnicy śmierci ogarniającej i niszczącej świat moje zmysły
wydają się funkcjonować w bardziej wyostrzony, wyczulony, wyrazistszy i wymowniejszy,
bo nie wzbudzający żadnej wątpliwości sposób, a tęsknota za wolnością uczestniczenia we Mszy
Świętej oraz korzystania z sakramentów świętych jest ogromną, niepohamowaną a
coraz bardziej wzrastającą tęsknotą za Bogiem, pomagającą mi nie tylko przyjąć
i zrozumieć, ale przede wszystkim poznać tajemnicę Eucharystii, łaskę jaką jest
możliwość pojednania się z Ojcem Wszechmogącym poprzez spowiedź i pokutę oraz
jaką jest zaszczyt płynący z przywileju spożywania Krwi i Ciała Chrystusa –
wszystko TO!, co miał człowiek na co dzień i co stało się wyblakłe, płowe,
niezauważalne, bo powszednie, a przez ową nabytą szarość i odarte z sacrum,
dziś jest dla mnie więcej niż bezcenne, dziś w obliczu rozgrywającej się i
nieokiełznanej tragedii wszechogarniającego ludzkość grobu jest po prostu
więcej niż wyjątkowe, więcej niż piękne, bo oto właśnie dzięki owej jakże
trudnej sytuacji związanej z pandemią koronawirusa wszystko TO stało się dla
mnie Światłem, Chlebem i Wodą Życia, bo właśnie dzięki temu, co dziś mnie
zniewala, osacza, więzi i zamyka w czterech ścianach domowego więzienia, staję
się Samarytanką, która przy studni spotyka Jezusa, dlatego… jestem wdzięczna.
Świadomość śmierci
pomaga mi w rachunku sumienia. Budzą się wspomnienia. Wchodzę w głąb siebie,
przyglądając się nawet najbanalniejszym, pozornie nic nieznaczącym wydarzeniom
czy relacjom i analizuję wszystko, cokolwiek się wówczas we mnie pojawiło czy
pojawia, a następnie przepraszam za tę moją nędzną i marną nad wszelkimi
marnościami niedoskonałość oraz mizerne staranie się o świętość duszy i ciała, i
znowu czuję wdzięczność za Miłość i Miłosierdzie, za to, że Pan Bóg tak pięknie
mnie stworzył, że mogłam być córką, siostrą, żoną, matką, przyjaciółką i
koleżanką, że było mi dane być pocieszeniem i wsparciem dla innych…
Nadmiar czasu i narzucona
przez kwarantannę konieczność przebywania w towarzystwie bliskich na
kilkudziesięciu metrach kwadratowych jest dla mnie formą błogosławieństwa.
Nareszcie mogę bez żadnych ograniczeń poić się ukochanymi osobami, z którymi
mam zaszczyt i przywilej modlić się bez zaszczucia pośpiechu, zawodowych
obowiązków, wymogów społecznego zawirowania, spotkań towarzyskich, które nieraz
odrywały mnie od Boga, odciągały i narażały na zaniedbanie pobożności. Dziś
jestem wolna od doczesnych sieci, wnyk i pułapek. Dziś jestem jakby ponad tym
wszystkim, jakby ponad czasem i ponad społeczną strukturą mechanicznego zniewolenia
napędzającego ekonomię, gospodarkę, a niszczącego międzyludzkie relacje z
Bogiem, oparte na wzajemnej życzliwości, szacunku, empatii, pokorze i
cierpliwości. Dziś jestem wolna i szczerze, w pełni skupiona na modlitwie,
dzięki czemu dziś słyszę też wyraźniej wolę mego Pana i Stwórcy, dlatego
wstawiam się błagalno-dziękczynnie za dusze cierpiące w czyśćcu, za dusze
grzeszne i potrzebujące Ojcowskiego Miłosierdzia, nawrócenia i uświęcenia, za
ludzi umierających w ogromnym cierpieniu bolesnej śmierci, by mogli zasnąć w
ramionach Maryi niczym niemowlęta tulone w ramionach Matki, za triumfalne
zwycięstwo pokory, cierpliwości, wiary, miłości i nadziei, a przede wszystkim
za Królestwo Niebieskie dla nas wszystkich, i… czuję wdzięczność, bo Pan
zorganizował mi i czas i miejsce na bycie z Nim oraz w Nim.
Nie umiem okiełznać
odczuwanej w sercu radości. Wdzięczność mnie bowiem przepełnia – wdzięczność za
każdą i każdego, za wszystko. Rozmiłowuję się i rozpływam w Miłości, patrząc na
wszelkie Boże stworzenie. Podziwiam to, co podarował mi Bóg, i wybucham ogniem
szczerej, żywej i namiętnej wdzięczności, nie odczuwając w ogóle strachu przed
tym, co na zewnątrz, co mnie może spotkać, czego mogłabym doświadczyć, bo świadomość, iż w Królestwie Niebieskim czeka na mnie
jeszcze piękniejsza, jeszcze cudowniejsza hojność Ojcowskiego Serca, koi duszę
i rozpieszcza ciało poczuciem bezpieczeństwa, dlatego… przepełnia mnie
wdzięczność, której nie jestem w stanie oswoić, ogarnąć, powstrzymać czy
utemperować lub dawkować. Mam bowiem wrażenie unoszenia się nad ziemią.
Skrzydła wdzięczności unoszą mnie nad wszystkim i pozwalają doświadczyć dotyku
Boga. Wyrywają mnie z macek pandemii, przyziemnego grobowca. To tak piękne i
niebywale wyjątkowe doznanie, że aż nie potrafię w żaden sposób opisać
radosnego szaleństwa napojonej wdzięcznością duszy. Czuję się, jakby Sam Bóg
wyprowadzał mnie z grobu, jakby udzielał mi Swego Ducha, ożywiając członki mego
ciała i uskrzydlając duszę, jakby prowadził mnie do kraju mego przeznaczenia i
szczęścia, jakby odsłaniał przede mną Swoje Oblicze, bym poznała, że On jest
Panem.
Chwała Tobie Boże!
Chwała Tobie Panie!, że jestem wdzięczna, że wydobywasz mnie z grobu, że
wyciągasz mnie spod trupów, że mnie dostrzegłeś pod stertą zwłok, że udzielasz
mi Swojego Ducha, że przygotowujesz mnie na śmierć wzmacniając duszę pokojem oraz zgodą na Twoją wolę i że pozwalasz mi zobaczyć Twoje oczy, Twoje usta, które mówią
z uśmiechem ukojenia i pokrzepienia: „NIE LĘKAJ SIĘ, oto JESTEM”…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz