piątek, 13 marca 2020

ŚWIĘTY BOŻE, ŚWIĘTY MOCNY, ŚWIĘTY A NIEŚMIERTELNY


Mamy stan wyjątkowy, stan zagrożenia – epidemii.
Koronawirus sparaliżował świat, zalewając kontynenty falą paniki i histerii, budząc w ludziach potworny strach i instynktowną wręcz drapieżność, zmuszającą ich do walki o przetrwanie za wszelką cenę. Wielki Post rozpoczął się tańcem śmierci, która wiruje w skocznych obrotach i zbiera obfite żniwo bezradnych wobec zagrożenia ofiar, odsłaniając ludzką niemoc wobec przeznaczenia jakim jest kruchość życia doczesnego, ludzką bezsilność wobec przemijania. Nagle okazało się, że nie jesteśmy nieśmiertelni, że nie potrafimy być wszechmocni, a w obliczu kryzysu ogłoszonego stanu wyjątkowej ostrożności i kwarantanny społecznej nawet nie umiemy być wobec siebie życzliwi i serdeczni, wyrozumiali i współczujący…
Boże mój!, przepełnia mnie nie! strach czy lęk o jutro, bo Ty już doskonale znasz datę mojego odejścia – zaplanowałeś ją w momencie mojego poczęcia, przepełnia mnie nie! obawa o zdrowie i życie, bo to są dary, które otrzymałam od Ciebie i które tylko Ty jesteś zdolny zabezpieczyć przed wszelkimi niebezpieczeństwami oraz zagrożeniami, a przepełnia mnie żal i bolesna, rozrywająca duszę oraz ciało rozpacz z powodu zatwardziałości ludzkich serc, z powodu śmierci tych, którzy Ciebie odrzucili, albo Cię w ogóle nie poznali; przepełnia mnie nieokiełznany, nieograniczony smutek pełen goryczy z powodu umierających w cierpieniu, wywołanym powolną śmiercią następującą w skutek duszenia się chorych – zaatakowanych i wyniszczanych koronawirusem…
Matuniu Najświętsza, Maryjo moja Umiłowana!, obejmuj konających w męczarniach Swymi ramionami, wtulaj ich w Swe Matczyne Objęcia i pozwól im odejść spokojnie w kołysce Twojego Serca, gorejącego ogniem Bożej Miłości i Mądrości, Pokory i Cierpliwości. Mamusiu Najukochańsza!, nie pozwól, by cierpieniu umierającym w bólach duszenia się towarzyszył strach i poczucie samotności. Bądź przy nich Umiłowana moja Maryjo. Czuwaj przy nich, by w Twoich oczach ujrzeli w godzinie swojej okrutnej śmierci światło Boga, by dzięki Tobie poznali Miłość i Miłosierdzie Ojca Wszechmogącego, i by dzięki Tobie nie bali się rozstać z doczesnym życiem, czując pokój Chrystusa.
Oczami ducha widzę wijących się w bólu, którym brakuje powietrza, którzy konają w męczarniach, sparaliżowani strachem i zaszczuci świadomością oraz doświadczaniem umierania, i… nie potrafię opanować w sobie żalu i rozpaczy… Pochylam się nad nimi w płaczu i proszę Ciebie Maryjo Najukochańsza o Twoją Matczyną Obecność w chwili śmierci, by ci wszyscy pokonani koronawirusem ludzie mogli zasnąć na wieki z poczuciem spokoju i bezpieczeństwa w łasce nawrócenia oraz pojednania z Bogiem. Kołysz ich w umieraniu niczym dzieci do snu. Całym sercem, całą duszą i całą sobą o to Ciebie proszę Mamusiu moja Umiłowana.
W obliczu szerzącej się tragedii obawiam się tylko jednego najbardziej, a mianowicie zamknięcia Kościoła, zakazu odprawiania Mszy Świętej, a wraz z tym i odebrania nam możliwości przyjęcia Ciała i Krwi Jezusa Chrystusa – ta myśl zalewa mnie łzami.
Gdzie wówczas moglibyśmy szukać schronienia?! Gdzie wówczas mielibyśmy się podziać?! U kogo, jak nie u Boga, mamy szukać pomocy?! Kto jeśli nie Chrystus ma być naszą Tarczą i Obroną, naszym Antidotum na zło?!...
Stan wyjątkowy – kwarantanna nie przerażają mnie tak, jak myśl o braku możliwości uczestniczenia w Eucharystii Świętej, o braku możliwości spotkania się z Jezusem i przyjęcia Jego Ciała i Krwi… Świadomość, że mogłabym być zarażona koronawirusem, że mogłabym stanąć w obliczu własnej śmierci, nie boli mnie tak, jak lęk przed utratą Boga, przed odebraniem mi sakramentów, przed zakazaniem mi uczestniczenia we Mszy Świętej… Owa świadomość wywołuje we mnie… rozpacz i ogromny, przeogromny smutek… Dusza moja tonie we łzach nieopisanego przygnębienia… Świadomość, że w najbliższą niedzielę mogę przyjąć Chrystusa ostatni raz,… wprowadza mnie w stan żałoby, której w żaden sposób nie jestem w stanie zobrazować, a która wiernie mi towarzyszy w każdej sekundzie, w każdej minucie, w każdej godzinie, w każdym westchnieniu i w każdej myśli… Chodzę więc z różańcem w dłoni i w sercu, modląc się za wszystkich – za uwolnienie, uzdrowienie, nawrócenie i uświęcenie dusz oraz ciał, prosząc o rozpalenie ludzkich istot ogniem Bożej Miłości i Mądrości, aby przypominały gwiazdy, w których blasku płonąć będzie cała skażona ziemia, błagając o łaskę Miłosierdzia i o Królestwo Niebieskie dla konających, żebrząc o wszystkich, jak o grosz bezcennej wartości… Chodzę po mieszkaniu, zmagając się z zapaleniem gardła, i wykonuję różne obowiązki domowe, nieustannie we łzach oraz żalu wzdychając do Ojca Wszechmogącego: „Pozwól mi mój Umiłowany Panie spotkać w Królestwie Niebieskim wszystkich, których znam, jak i tych, których mijam na ulicach niczym obcych przechodniów, pozwól mi słowami ułomnej modlitwy zapewnić im życie wieczne w Twoim Boże towarzystwie i nie dopuść mój Ukochany, Umęczony Jezu bym kogokolwiek w jakikolwiek sposób pominęła, zanurzając wszystkich w strumieniach Twojej Przenajdroższej Krwi i w orzeźwiającej głębinie Twego Miłosierdzia”…
Tego pragnę najbardziej - nawrócenia i uświęcenia dusz oraz ciał.
A, ja…
No, cóż… mój Boże… Jestem jak ogień, żywioł, eksplozja, poranienie, nerwica, grzech…
Wybacz mi Panie.
Jedyne, co potrafię to kochać Ciebie i pragnąć Ciebie, chociaż i to czynię nieudolnie.
Wybacz mi Panie.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz