poniedziałek, 23 marca 2020

GODZINA


„Nadchodzi jednak godzina, owszem już jest,, kiedy to prawdziwi czciciele będą oddawać cześć Ojcu w Duchu i w prawdzie, a takich to czcicieli chce mieć Ojciec. Bóg jest duchem; potrzeba więc, by czciciele Jego oddawali Mu cześć w Duchu i prawdzie.”
(J 4,23-24)

Dziś nie mamy innego wyjścia… Pozamykali nam Kościoły zakazem kwarantanny. Zabrali nam Żywego Jezusa w Przenajświętszym Sakramencie i w Eucharystii, zatrzaskując naszego Pana i Boga niczym więźnia w pustych, chłodnych murach świątyń. Uwięzili nam kapłanów, którym nie wolno opuszczać ciszą zmrożonych pokoi, a i nas epidemia koronawirusa zmusiła do niewolniczego przebywania w jednym miejscu, więc… nie mamy innego wyjścia, jak tylko „oddawanie czci Ojcu w Duchu i w prawdzie”…
Błogosławiona to godzina – błogosławiony czas izolacji.
Siedzę w mieszkaniu z rodziną, ale duchem jestem tylko ja!, sama w ciemnym i głuchym miejscu, w którym odgłos upadającej kropli rozrywa echem ciszę na kryształowe drobinki eksplozji wyraźnych dźwięków rozprzestrzeniających się lawiną hałasu, w którym tli się płomień świecy – Miłości, które przypomina ścianami potężnych, masywnych głazów jaskinię, będącą splotem skalistych, zakleszczonych palcami dłoni trzymających mnie w niewoli kamiennego uścisku niczym na łące złapanego motyla… - oto moja pustelnia.
W owym kwarantanną stworzonym ukryciu jestem tylko ja i Bóg. W owym epidemią wyznaczonym schronieniu nie mogę w pełni uczestniczyć w Eucharystii, nie mogę przyjąć Komunii Świętej, nie mogę adorować Chrystusa wpatrywaniem się w Jego oczy – w Przenajświętszy Sakrament, więc tęsknię, a tęskniąc czczę mego Ojca w Duchu i w prawdzie, wtulam się zachłannie w Jego ramiona całą duszą i całym sercem tak mocno, że aż na ciele wydaję się odczuwać dotyk Bożych dłoni, dlatego… nie czuję strachu, lęku, obawy, a jedynie Miłość i Pokój oraz wdzięczność, niepohamowaną w radości wdzięczność.
Dzień wypełniam zwykłymi, domowymi obowiązkami i nieustannie myślę o Bogu, rozmawiam z Nim a źrenicami swej duszy wpatruję się w Niego z całkowitym oddaniem oraz ufnością. Modlę się i znów jestem w mym Ojcu całą sobą. Oglądam wiadomości, gnijące przerażającą statystyką śmierci, zbierającej dziś obfite żniwo ofiar, którym życie odbiera uduszenie pozbawiające człowieka powietrza w potwornie bolesnym uścisku niezdolności oddychania, i… wzdycham do Boga za wszystkimi, których imiona i nazwiska znajdują się na liście przedstawianych liczb zmarłych, i wzdycham do Maryi, prosząc Matkę Najświętszą o dobre ostatnie tchnienie dla chorych, by nie umierali w cierpieniu i by odchodzili z doczesnego świata do wieczności spokojnie oraz bezpiecznie jak z aktywności w sen, jak niemowlę kołysane na nocny odpoczynek w Matczynych ramionach Królowej Nieba i Ziemi...
Oglądam nawet dobranocki z wielką wdzięcznością za wszystkie piękne chwile wspomnień, będące (szczególnie w tym momencie!) żywym powrotem do przeszłości. Widzę wówczas siebie w towarzystwie rodzeństwa. Widzę nas w wianuszku dzieci zgromadzonych przed telewizorem w pidżamach. Widzę wówczas mojego kilkuletniego syna, z którym oglądałam bajki, pochłaniając radośnie jego spontaniczne reakcje na różnorodne sceny przedstawianej na szklanym ekranie historii. Widzę moją pociechę w moich ramionach podczas lektury zakupionych czy wypożyczonych z biblioteki książeczek. Czuję nawet zapach jego włosów i skóry, delikatność jego drobniutkich, małych paluszków, którymi lubił dotykać moich policzków… Widzę wtedy również moje hasania między kopami siana, które okrążałam slalomami w towarzystwie rodzeństwa i kuzynów, mieszkających w sąsiedztwie babci. Słyszę nasze okrzyki radości, sprzeczki, śmiechy… Słyszę jak echo unosi naszą obecność telegramem radości w podniebne przestrzenie… Widzę wówczas moją babcię pochyloną nad drewnianą dzieżą i wyrabiającą ciasto na wypiek chleba. Słyszę trzask ognia w piecu. Czuję zapach chleba, wypełniający całe pomieszczenie domowego zacisza… Czuję też smak truskawek zbieranych na polu, którymi zawsze dzieliliśmy się z chorym dziadkiem, siedzącym w kuchni pod oknem… - to wszystko jest żywe, obecne, namacalne, doświadczane raz jeszcze w nowej odsłonie, bo w odsłonie świadomości i wdzięczności…
Patrzę na mojego męża i widzę w nim człowieka równie bezradnego i małego jak ja, bo potrzebującego Miłości i nie potrafiącego żyć bez Miłości, i czuję stan wewnętrznego rozpalenia, które wzbudził we mnie swym pierwszym spojrzeniem w oczy, swym szczerym i szerokim uśmiechem, swym dotykiem i barwą głosu. Patrzę na mojego syna, który już dziś jest znacznie wyższy ode mnie, silniejszy, mężny, dojrzewający i czuję w swych ramionach jego kruchość noworodka i niemowlęcia, widzę jego pierwsze kroki w biegu, bo nigdy nie umiał chodzić czy spacerować porywany energią do galopu, słyszę jego głos uczący się mówić i wyznawać miłość, pamiętam smak słodyczy, którymi nie potrafił się ze mną nie podzielić… I znów przepełnia mnie radość i wdzięczność, bo uważam się za naprawdę bardzo szczęśliwą kobietę, bo mam świadomość bycia hojnie obdarzoną przez Pana.
Myślę o mojej mamie, o świętej pamięci ojcu, o moim bracie Pawle, Marcinie i jego żonie, o mojej siostrze Ani i jej rodzinie, o moich przyjaciołach i znajomych, o moim kierowniku duchowym, o parafianach wspólnoty i o kapłanie stojącym na jej czele, o moich czytelnikach… I ponownie przepełnia mnie radość i wdzięczność, bo widzę jak wiele dobra i bogactwa otrzymałam od Boga.
Myślę o śmierci… i nie czuję lęku. Wiem bowiem, że Pan Bóg w dniu mojego poczęcia już zapisał datę mojego powrotu do Domu Rodzinnego.
Niech się dzieje wola Twoja Panie.
Nieustannie jednak za co się modlę z całą gorliwością serca i duszy, ciała i umysłu w owej obecnej „godzinie” kwarantanny?,… za nawrócenia i uświęcenia jak największej ilości ludzi – tego pragnę najbardziej. Marzę i chcę spotkać się w Królestwie Niebieskim ze wszystkimi, których było dane mi poznać. Pragnę dodatkowo, by tę łaskę Bożego Miłosierdzia otrzymali również wszyscy ludzie bez wyjątku, bo patrzę na każdego sercem matki i dzięki temu wiem, że Bóg, podobnie jak matka, wszystkie swoje dzieci chciałby mieć przy Sobie, że właśnie to uszczęśliwiłoby Go najbardziej, więc… modlę się jak tylko potrafię najlepiej o każdą i każdego z osobna o uwolnienie i uzdrowienie duszy, o nawrócenie i uświęcenie jednostki. Owa modlitwa i owe pragnienie przepełniają mnie tak bardzo, że w okresie epidemii i kwarantanny żyję tylko tym – błaganiem o pojednanie się grzeszników z Panem Bogiem i o dobrą śmierć oraz Królestwo Niebieskie dla wszystkich, którym śmierć odebrała życie spojrzeniem w oczy lub do których się zbliża niczym czyhający na sposobność złodziej. Pragnę, by owa „godzina” epidemii i kwarantanny okazała się drzewem rodzącym dobre owoce – brzemienną jabłonią, której gałęzie uginają się pod ciężarem purpurowych, soczystych korali błyszczących nieskazitelnością jabłek.
Panie mój i Boże!, rozpal w sercach i duszach Ogień Twojej Miłości oraz Twojego Miłosierdzia. Panie mój i Boże!, rozpal w umysłach i ciałach Ogień Twojej Mądrości. Panie Jezu Chryste!, zanurzam w strumieniach Twojej Przenajdroższej Krwi wszelkie stworzenie, prosząc Ciebie o łaskę uwolnienia od wszystkiego, co złe i Ojcu Wszechmogącemu niemiłe, o łaskę uzdrowienia wszelkich poranień, przez które człowiek jest chromy, ślepy, głuchy i niemy duszą oraz ciałem, o łaskę nawrócenia i łaskę uświęcenia wszystkich dusz oraz ciał. Niech Purpurowe Krople Twojej Przenajdroższej Krwi wypływające z Twoich ran i spływające po pooranej cierpieniem skórze Twego Ciała deszczem orzeźwienia rozpalają nas Światłem Bożej Miłości i Bożego Miłosierdzia oraz Bożej Mądrości, napełniają nas pokojem i szczęściem, radością i wdzięcznością.
Cała Twoja Panie mój Umiłowany. Cała Twoja Jezu Chryste!,… chociaż tak bardzo niedoskonała i tak bardzo grzeszna.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz