wtorek, 24 marca 2020

CODZIENNOŚĆ POD KRZYŻEM


Wielki Post jako okres wyrzeczeń, wstrzemięźliwości w jedzeniu i w piciu, jako czas większego skupienia w modlitwie i w rozważaniu Męki Pańskiej, jako pokuta i jałmużna… chyba nigdy w historii zwykłego, codziennego życia przyziemnego nie był aż tak szlachetnie zrealizowany z uwzględnieniem wszystkich zasad kształtujących chrześcijańską postawę człowieka. Często bowiem ciężko nam dostosować się do wszystkich podjętych przez siebie postanowień. Często bowiem ulegamy pokusom i słabościom, usprawiedliwiając się i rozgrzeszając umiejętnością szybkiego pocieszenia, przesuwającego granicę rozpoczęcia postu na następny dzień.
Dziś koronawirus powalił nas na kolana, zmuszając do Wielkiego Postu. Dziś koronawirus rzucił naszą codzienność pod Krzyż, a nas skazał na przeżywanie poszczególnych stacji Męki Pańskiej wbrew naszej woli, byśmy na własnej skórze mogli odczuć Istotę Ofiary Miłości, na którą żadna z nas i żaden z nas nie zasłużyliśmy, a mimo to którą otrzymaliśmy.
W zwykły, niczym szczególnym nie wyróżniający się dzień stanęliśmy przed szklanym ekranem, by odpocząć, by odreagować po pracy, po szkole, po wirze obowiązków i sprawunków, włączyliśmy przypadkiem wybrany kanał i nagle zderzyliśmy się z informacją o epidemii wywołanej koronawirusem. W tym momencie byliśmy postawieni w miejscu pierwszej stacji Drogi Krzyżowej, w którym znajdował się Jezus skazany na śmierć… Z niedowierzaniem pewnie przełączaliśmy programy, szukając kontrastowej informacji, dementującej wiadomość o wyjątkowym stanie zagrożenia koronawirusem, ale wszystkie kanały telewizyjne skandowały o konieczności zachowania szczególnych środków ostrożności, o konieczności dostosowania się do kwarantanny i do zakazu wychodzenia z domu. Odczuwany strach pewnie staraliśmy się załagodzić jakimś pocieszeniem radiowych wypowiedzi, ale i z głośników tych urządzeń roznosiły się echem zapowiedzi wiszącego w powietrzu zagrożenia. Głos mediów, niczym krzyk tłumu domagającego się ukrzyżowania Jezusa, osaczał nas wiadomościami o śmierci, zaszczuwał nas obawą o własne życie, a my… w huku informacji, żądających ofiary (być może) naszego życia, staliśmy bezradni jak Chrystus i przerażeni, że możemy się stać ofiarami epidemii, wsłuchiwaliśmy się w strachem bijące serce, przypominające odgłos wody, którą to Piłat – nasza niepewność – obmywał swe dłonie, zrzucając ze swego sumienia poczucie odpowiedzialności za los Syna Człowieczego – za nasz los…
Cały czas stoimy na placu, na którym Jezus otrzymał wyrok śmierci. Wszystkie bowiem wiadomości radiowe lub telewizyjne, niczym żądzą krwi skażony tłum, domagający się ukrzyżowania Chrystusa, zaszczuwają nas świadomością śmierci.
Boisz się o siebie, o rodzinę, o bliskich?... Pomyśl więc o uczuciach, które wrzały w sercu Syna Człowieczego skazanego przed obliczem Piłata na śmierć. Spróbuj w sobie poznać Jezusa… Odpowiedz sobie na pytanie: jak się czujesz?,… jak On musiał się czuć?...
Wprowadzona kwarantanna i zakaz wychodzenia z domu w celu zachowania bezpieczeństwa i okiełznania rozprzestrzeniającej się epidemii była i jest dla nas z pewnością koniecznością trudną do adaptacji.
Jak zareagowałeś na ten krzyż obowiązku, odbierającego ci prawo do podejmowania swobodnych decyzji i ograniczającego twoją wolność, bo skazującego cię na przebywanie w martwym punkcie otoczonym ścianami mieszkania? Co odczułeś w chwili urzędowo wprowadzonego zakazu? Czy dostosowałeś się do kwarantanny równie pokornie i odważnie jak Jezus do akceptacji wyroku męczeńskiej śmierci, który w milczeniu i cierpliwości wziął krzyż na Swe ramiona? Czy przestrzegasz zasad obowiązującego zakazu?
Spójrz na Chrystusa i zobacz potęgę oddania oraz zaufania, które Syn Człowieczy ma w Swym Sercu wobec Ojca Niebieskiego, zobacz w postawie Mesjasza akt niebywałego posłuszeństwa, a następnie przyjrzyj się sobie i zwróć uwagę na heroiczną postawę naszego Zbawcy wobec ludzi. Zrób sobie w tym momencie rachunek sumienia. Porównaj siebie – swoją postawę pokory i cierpliwości, posłuszeństwa i oddania oraz zaufania pokładanego w Bogu z Chrystusem, by dzięki poznaniu siebie samego poznać Jezusa, by uświadomić sobie własną zdolność do miłości, do miłości!, a nie tylko do kochania… Czy jesteś gotów wziąć krzyż na własne ramiona? Czy jesteś zdolny pokornie i posłusznie dostosować się do kwarantanny w imię odpowiedzialności (nie tylko za siebie!, ale przede wszystkim) za drugiego człowieka? Czy potrafisz wyrzec się prawa do własnej wygody na rzecz dobra ogółu?
Czyż Jezus nie jest WIELKI?...
Wprowadzona kwarantanna nie jest dla nas stanem koniecznym. Bagatelizujemy więc powagę sytuacji, odsuwając świadomość zagrożenia, które może nas zranić, dotknąć, znokautować, zabić. Nasza niedojrzała postawa jest odsłoną braku wyobraźni. Nasza ignorancja jest obnażeniem egocentryzmu. Nikt bowiem nie jest dla nas autorytetem prócz nas samych dla siebie samych. Nikt nie jest tak mądry i silny, wszechmocny i nieśmiertelny jak ja, bo nikt jak ja nie jest tak idealny i wyjątkowy. Łamiemy więc zakazy i wychodzimy na ulice, jakby wolność nam się należała. Okazujemy państwu i urzędowym wymogom ignorancję oraz pogardę, bo przecież koronawirus nie jest naszym problemem i zmartwieniem, gdyż nie stanowi dla nas żadnego zagrożenia. Egoizm i egocentryzm zniewalający zatwardziałe serca powala człowieczeństwo na kolana – człowieczeństwo upadające pod ciężarem obowiązujących zakazów niczym Jezus, który pod ciężarem krzyża upada po raz pierwszy.
Nie możemy wyjść z domu. Nie możemy udać się w odwiedziny do przyjaciół czy rodziny. Nie możemy skorzystać ze społecznych przywilejów aktywnego i atrakcyjnego życia, rozgrywającego się w przestrzeni barów, restauracji, kawiarni, teatrów, kin i innych instytucji czy placówek publicznych, a przez to nie możemy zaangażować się w relacje międzyludzkie. Zostaliśmy odarci z towarzystwa. Zostaliśmy skazani na samotność, na izolację i wyobcowanie. Nie wolno nam nawet spotkać się z rodzicami, którzy znajdują się w grupie największego ryzyka ze względu na wiek oraz choroby, z jakimi zmagają się od kilku lat każdego dnia. Zostaliśmy więc zmuszeni do tęsknoty za drugim człowiekiem. Zostaliśmy zmuszeni do tęsknoty za bliskimi. Zostaliśmy zmuszeni do wspomnień i refleksji. W obliczu przytłaczającej nas samotności mamy jedynie możliwość przeanalizowania naszych relacji z matką i z ojcem, z rodzeństwem, z przyjaciółmi. W dobie obowiązującej kwarantanny mamy możliwość poznania prawdy. Niczym Jezus, który spotyka Swoją Matkę, stajemy w rzeczywistości, przedstawiającej nam osoby, będące szczerze wiernymi towarzyszami naszej doczesnej tułaczki, osoby, będące do tej pory niezauważalne, a jakże wartościowe i potrzebne.
Może dzięki przytłaczającej nas samotności, niemożliwości bezpośredniego zadbania o bliskich nauczymy się cenić obecność człowieka w naszym codziennym życiu, nauczymy się patrzeć na innych bardziej przez pryzmat ich zalet niż wad, nauczymy się szanować wszystkich jak zwykliśmy szanować samych siebie, nauczymy się miłować, a nie tylko kochać, bo poświęcać, a nie tylko brać?... Może odkryjemy w sobie zdolność do zaangażowania się w życie kogoś, kto właśnie w tym momencie potrzebuje naszego wsparcia? Może zobaczymy w sobie Szymona Cyrenejczyka, pomagającego nieść krzyż Panu Jezusowi? Może będziemy potrafili zaangażować się w wyniszczane epidemią społeczeństwo – w drugiego człowieka jak święta Weronika, która mimo zagrożenia i niebezpiecznej sytuacji podbiega do wycieńczonego cierpieniem Syna Człowieczego i która ociera twarz Chrystusowi, by choć trochę Mu ulżyć w bólu, by chociaż na chwilę Go wesprzeć?...
Obserwując jednak przez okno rozbawione grupy ludzi, korzystających z wiosennych promieni słońca, z wiosennej przyjemności relaksu i beztroskiej zabawy mimo obowiązującej kwarantanny, widzę kolejną obrzydliwość człowieczeństwa, które niczym Jezus upada pod krzyżem trudnej, bo ograniczającej wolność, codzienności po raz drugi
A, kiedy widzę lekceważącą postawę młodzieży wobec istniejącego zagrożenia i wobec wprowadzonego zakazu wychodzenia z domu - młodzieży, która ma świadomość, że może być grupą nosicieli koronawirusa i że może być grupą zarażającą innych, i która mimo owej świadomości nie dba o bezpieczeństwo pozostałych, starszych od siebie, narażonych na śmierć ludzi… czuję rozpacz w sercu i nieopisany, potężnie gorzki żal. Wówczas głosem wszechogarniającej świat ciszy wiatr niczym Jezus pociesza jerozolimskie niewiasty, prosząc, by „nie płakały nad Nim, a płakały raczej nad sobą i swoimi dziećmi”(Łk 23,27-31)… I kiedy widzę dorosłych ludzi, wychodzących na spacer dla zaspokojenia egoistycznej potrzeby wyrwania się z czterech ścian mieszkaniowego więzienia wbrew próśb służb medycznych, nakazujących pozostanie w domowym zaciszu społecznej izolacji dla bezpieczeństwa własnego i dla bezpieczeństwa całej populacji, ponownie słyszę głos Chrystusa, wskazującego nam konieczność wylewania łez nad wychowawczo-edukacyjną porażką człowieczeństwa…
Czyż nie jesteśmy gorsi od zwierząt stadnych? Czyż nie kierujemy się egoistycznie pragnieniem zaspokojenia własnych potrzeb? Czyż nie staliśmy się niewolnikami hedonizmu? Czyż nie zasługujemy na płacz – żałobny płacz nad nami samymi?...
Ludzie umierają masowo w ogromnym cierpieniu. Śmierć dusi zarażonych koronawirusem, zbierając potężnie obfite żniwo, czyniąc ogromne spustoszenia. Cmentarze pękają w szwach od trupów, od wymęczonych bólem zwłok. Służby zdrowia zmuszone są dokonywać selekcji wśród pacjentów, skazując wszystkich ludzi od sześćdziesiątego roku życia na śmierć w męczarniach, w cierpieniu jakie zadaje człowiekowi niezdolność oddychania, a my… w osaczeniu żałoby i konania bawimy się w przyjemnościach wiosennego przebudzenia, a my spacerujemy, depcząc po trupach i nie przejmując się, że właśnie ktoś w tym momencie musi zmierzyć się z bolesnym umieraniem, a my nie przejmujemy się cudzym nieszczęściem, bo my skoncentrowani jesteśmy na sobie i na własnej właśnie towarzyszącej nam chwili doznawania oraz doświadczania przyjemności, a my, jak Jezus pod krzyżem upada po raz trzeci, upadamy znokautowani swoim egoizmem i egocentryzmem, swoją zatwardziałością, swoim zniewoleniem przez hedonizm…
WSTYD!
Obecna sytuacja obnażyła naszą odrażającą nagość ludzkiej brzydoty, zdejmuje z nas maski kurtuazji i elegancji, odsłania w nas oblicze, które coraz mniej przypomina człowieczeństwo. W dobie epidemiologicznego zagrożenia jesteśmy jak tłum agresywnych rąk, wbijających się w człowieka pazurami, oddzierających człowieka z godności i z szacunku, z prawa do dobrej śmierci. Wzbudzamy wstręt naszą brzydotą i paskudztwem egoizmu. Egocentryzmem i hedonizmem powodujemy, że Jezus staje przed nami z szat obnażony, reprezentując wszystkich, których skazaliśmy i skazujemy na okrutną śmierć naszą pychą…
WSTYD!
Owym egoizmem, egocentryzmem, hedonizmem – owymi gwoźdźmi przybijamy do krzyża człowieczeństwo. Bezmyślnie i bezwstydnie stajemy w roli kata tego, co piękne, co wartościowe, co samo w sobie jest gwarancją szczęścia - Boga. Jezus przybity do krzyża ukazuje naszą krwiożerczą zdolność do okrucieństwa wobec samych siebie, wobec drugiego człowieka, a epidemia obnaża w nas niezdolność do wyciągania wniosków z treści historii, niezdolność do zaangażowania się w kogoś innego, do wrażliwości i wyrzeczeń na rzecz ogólnego dobra. W obliczu obecnego zagrożenia epidemiologicznego zdradzamy duchową zgniliznę, duchowe spustoszenie, wywołane odrzuceniem Boga. W dobie kwarantanny człowieczeństwo nie zdało w pełni egzaminu swojej dojrzałości, bo nie potrafi być dojrzałe stworzenie, które sprzeniewierza się swemu Stwórcy, i jak Jezus umiera na krzyżu, tak w nas obumiera przekonanie o ludzkiej wszechmocy…
W pokonanych koronawirusem ludziach widzę kruchość i niemoc. Karawany pełne trumien zwracają me oczy na Chrystusa. W źrenicach śmierci jest Jezus zdjęty z krzyża, dlatego tylko w Nim winniśmy szukać pocieszenia i wsparcia, dlatego w Nim powinniśmy szukać w sobie Szymona z Cyreny i świętej Weroniki, dlatego musimy zwrócić się do Boga w akcie pokuty i pojednania, w akcie błagania i wdzięczności, w akcie miłości, wiary i nadziei…
Człowieczeństwo niczym Jezus złożony w grobie czeka na zmartwychwstanie.
Czy będziemy w stanie stać się Szymonem z Cyreny i świętą Weroniką? Czy będziemy w stanie wiarą, nadzieją i miłością skruszyć zatwardziałe serca, by niczym syn marnotrawny powrócić do Ojca, by wskrzesić człowieczeństwo?
Módlmy się o nawrócenia i uświęcenia dusz oraz ciał. Módlmy się o pojednanie ludzkości z Ojcem Niebieskim. Módlmy się o Święcenie się Imienia Pana naszego i nastanie Królestwa Bożego jak i w Niebie, tak i na ziemi.
Dziś mamy szansę wykorzystać czas Wielkiego Postu w pełni chrześcijańskiego obowiązku wobec Jezusa Chrystusa.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz