Wielki Post jako okres
wyrzeczeń, wstrzemięźliwości w jedzeniu i w piciu, jako czas większego
skupienia w modlitwie i w rozważaniu Męki Pańskiej, jako pokuta i jałmużna…
chyba nigdy w historii zwykłego, codziennego życia przyziemnego nie był aż tak
szlachetnie zrealizowany z uwzględnieniem wszystkich zasad kształtujących
chrześcijańską postawę człowieka. Często bowiem ciężko nam dostosować się do
wszystkich podjętych przez siebie postanowień. Często bowiem ulegamy pokusom i
słabościom, usprawiedliwiając się i rozgrzeszając umiejętnością szybkiego
pocieszenia, przesuwającego granicę rozpoczęcia postu na następny dzień.
Dziś koronawirus
powalił nas na kolana, zmuszając do Wielkiego Postu. Dziś koronawirus rzucił
naszą codzienność pod Krzyż, a nas skazał na przeżywanie poszczególnych stacji
Męki Pańskiej wbrew naszej woli, byśmy na własnej skórze mogli odczuć Istotę
Ofiary Miłości, na którą żadna z nas i żaden z nas nie zasłużyliśmy, a mimo to
którą otrzymaliśmy.
W zwykły, niczym
szczególnym nie wyróżniający się dzień stanęliśmy przed szklanym ekranem, by
odpocząć, by odreagować po pracy, po szkole, po wirze obowiązków i sprawunków,
włączyliśmy przypadkiem wybrany kanał i nagle zderzyliśmy się z informacją o
epidemii wywołanej koronawirusem. W tym momencie byliśmy postawieni w miejscu
pierwszej stacji Drogi Krzyżowej, w którym znajdował się Jezus skazany na śmierć… Z niedowierzaniem pewnie przełączaliśmy
programy, szukając kontrastowej informacji, dementującej wiadomość o wyjątkowym
stanie zagrożenia koronawirusem, ale wszystkie kanały telewizyjne skandowały o
konieczności zachowania szczególnych środków ostrożności, o konieczności
dostosowania się do kwarantanny i do zakazu wychodzenia z domu. Odczuwany
strach pewnie staraliśmy się załagodzić jakimś pocieszeniem radiowych
wypowiedzi, ale i z głośników tych urządzeń roznosiły się echem zapowiedzi wiszącego
w powietrzu zagrożenia. Głos mediów, niczym krzyk tłumu domagającego się
ukrzyżowania Jezusa, osaczał nas wiadomościami o śmierci, zaszczuwał nas obawą
o własne życie, a my… w huku informacji, żądających ofiary (być może) naszego
życia, staliśmy bezradni jak Chrystus i przerażeni, że możemy się stać ofiarami
epidemii, wsłuchiwaliśmy się w strachem bijące serce, przypominające odgłos
wody, którą to Piłat – nasza niepewność – obmywał swe dłonie, zrzucając ze
swego sumienia poczucie odpowiedzialności za los Syna Człowieczego – za nasz
los…
Cały czas stoimy na
placu, na którym Jezus otrzymał wyrok śmierci. Wszystkie bowiem wiadomości
radiowe lub telewizyjne, niczym żądzą krwi skażony tłum, domagający się
ukrzyżowania Chrystusa, zaszczuwają nas świadomością śmierci.
Boisz się o siebie, o rodzinę,
o bliskich?... Pomyśl więc o uczuciach, które wrzały w sercu Syna Człowieczego
skazanego przed obliczem Piłata na śmierć. Spróbuj w sobie poznać Jezusa…
Odpowiedz sobie na pytanie: jak się czujesz?,… jak On musiał się czuć?...
Wprowadzona kwarantanna
i zakaz wychodzenia z domu w celu zachowania bezpieczeństwa i okiełznania
rozprzestrzeniającej się epidemii była i jest dla nas z pewnością koniecznością
trudną do adaptacji.
Jak zareagowałeś na ten
krzyż obowiązku, odbierającego ci prawo do podejmowania swobodnych decyzji i
ograniczającego twoją wolność, bo skazującego cię na przebywanie w martwym
punkcie otoczonym ścianami mieszkania? Co odczułeś w chwili urzędowo
wprowadzonego zakazu? Czy dostosowałeś się do kwarantanny równie pokornie i
odważnie jak Jezus do akceptacji
wyroku męczeńskiej śmierci, który w milczeniu i cierpliwości wziął krzyż na Swe ramiona? Czy
przestrzegasz zasad obowiązującego zakazu?
Spójrz na Chrystusa i
zobacz potęgę oddania oraz zaufania, które Syn Człowieczy ma w Swym Sercu wobec
Ojca Niebieskiego, zobacz w postawie Mesjasza akt niebywałego posłuszeństwa, a
następnie przyjrzyj się sobie i zwróć uwagę na heroiczną postawę naszego Zbawcy
wobec ludzi. Zrób sobie w tym momencie rachunek sumienia. Porównaj siebie –
swoją postawę pokory i cierpliwości, posłuszeństwa i oddania oraz zaufania
pokładanego w Bogu z Chrystusem, by dzięki poznaniu siebie samego poznać
Jezusa, by uświadomić sobie własną zdolność do miłości, do miłości!, a nie
tylko do kochania… Czy jesteś gotów wziąć krzyż na własne ramiona? Czy jesteś
zdolny pokornie i posłusznie dostosować się do kwarantanny w imię
odpowiedzialności (nie tylko za siebie!, ale przede wszystkim) za drugiego
człowieka? Czy potrafisz wyrzec się prawa do własnej wygody na rzecz dobra
ogółu?
Czyż Jezus nie jest
WIELKI?...
Wprowadzona kwarantanna
nie jest dla nas stanem koniecznym. Bagatelizujemy więc powagę sytuacji,
odsuwając świadomość zagrożenia, które może nas zranić, dotknąć, znokautować,
zabić. Nasza niedojrzała postawa jest odsłoną braku wyobraźni. Nasza ignorancja
jest obnażeniem egocentryzmu. Nikt bowiem nie jest dla nas autorytetem prócz
nas samych dla siebie samych. Nikt nie jest tak mądry i silny, wszechmocny i
nieśmiertelny jak ja, bo nikt jak ja nie jest tak idealny i wyjątkowy. Łamiemy
więc zakazy i wychodzimy na ulice, jakby wolność nam się należała. Okazujemy
państwu i urzędowym wymogom ignorancję oraz pogardę, bo przecież koronawirus
nie jest naszym problemem i zmartwieniem, gdyż nie stanowi dla nas żadnego
zagrożenia. Egoizm i egocentryzm zniewalający zatwardziałe serca powala
człowieczeństwo na kolana – człowieczeństwo upadające pod ciężarem
obowiązujących zakazów niczym Jezus,
który pod ciężarem krzyża upada po raz
pierwszy.
Nie możemy wyjść z
domu. Nie możemy udać się w odwiedziny do przyjaciół czy rodziny. Nie możemy
skorzystać ze społecznych przywilejów aktywnego i atrakcyjnego życia,
rozgrywającego się w przestrzeni barów, restauracji, kawiarni, teatrów, kin i
innych instytucji czy placówek publicznych, a przez to nie możemy zaangażować
się w relacje międzyludzkie. Zostaliśmy odarci z towarzystwa. Zostaliśmy
skazani na samotność, na izolację i wyobcowanie. Nie wolno nam nawet spotkać
się z rodzicami, którzy znajdują się w grupie największego ryzyka ze względu na
wiek oraz choroby, z jakimi zmagają się od kilku lat każdego dnia. Zostaliśmy
więc zmuszeni do tęsknoty za drugim człowiekiem. Zostaliśmy zmuszeni do
tęsknoty za bliskimi. Zostaliśmy zmuszeni do wspomnień i refleksji. W obliczu
przytłaczającej nas samotności mamy jedynie możliwość przeanalizowania naszych
relacji z matką i z ojcem, z rodzeństwem, z przyjaciółmi. W dobie obowiązującej
kwarantanny mamy możliwość poznania prawdy. Niczym Jezus, który spotyka Swoją
Matkę, stajemy w rzeczywistości, przedstawiającej nam osoby, będące
szczerze wiernymi towarzyszami naszej doczesnej tułaczki, osoby, będące do tej
pory niezauważalne, a jakże wartościowe i potrzebne.
Może dzięki
przytłaczającej nas samotności, niemożliwości bezpośredniego zadbania o bliskich
nauczymy się cenić obecność człowieka w naszym codziennym życiu, nauczymy się
patrzeć na innych bardziej przez pryzmat ich zalet niż wad, nauczymy się
szanować wszystkich jak zwykliśmy szanować samych siebie, nauczymy się miłować,
a nie tylko kochać, bo poświęcać, a nie tylko brać?... Może odkryjemy w sobie
zdolność do zaangażowania się w życie kogoś, kto właśnie w tym momencie
potrzebuje naszego wsparcia? Może zobaczymy w sobie Szymona Cyrenejczyka, pomagającego nieść krzyż Panu Jezusowi? Może
będziemy potrafili zaangażować się w wyniszczane epidemią społeczeństwo – w
drugiego człowieka jak święta Weronika,
która mimo zagrożenia i niebezpiecznej sytuacji podbiega do wycieńczonego
cierpieniem Syna Człowieczego i która ociera
twarz Chrystusowi, by choć trochę Mu ulżyć w bólu, by chociaż na chwilę Go
wesprzeć?...
Obserwując jednak przez
okno rozbawione grupy ludzi, korzystających z wiosennych promieni słońca, z
wiosennej przyjemności relaksu i beztroskiej zabawy mimo obowiązującej
kwarantanny, widzę kolejną obrzydliwość człowieczeństwa, które niczym Jezus upada pod krzyżem trudnej, bo
ograniczającej wolność, codzienności po
raz drugi…
A, kiedy widzę
lekceważącą postawę młodzieży wobec istniejącego zagrożenia i wobec
wprowadzonego zakazu wychodzenia z domu - młodzieży, która ma świadomość, że
może być grupą nosicieli koronawirusa i że może być grupą zarażającą innych, i
która mimo owej świadomości nie dba o bezpieczeństwo pozostałych, starszych od
siebie, narażonych na śmierć ludzi… czuję rozpacz w sercu i nieopisany,
potężnie gorzki żal. Wówczas głosem wszechogarniającej świat ciszy wiatr niczym
Jezus pociesza jerozolimskie niewiasty, prosząc, by „nie płakały nad Nim,
a płakały raczej nad sobą i swoimi dziećmi”(Łk 23,27-31)… I kiedy widzę
dorosłych ludzi, wychodzących na spacer dla zaspokojenia egoistycznej potrzeby
wyrwania się z czterech ścian mieszkaniowego więzienia wbrew próśb służb
medycznych, nakazujących pozostanie w domowym zaciszu społecznej izolacji dla
bezpieczeństwa własnego i dla bezpieczeństwa całej populacji, ponownie słyszę
głos Chrystusa, wskazującego nam konieczność wylewania łez nad
wychowawczo-edukacyjną porażką człowieczeństwa…
Czyż nie jesteśmy gorsi
od zwierząt stadnych? Czyż nie kierujemy się egoistycznie pragnieniem
zaspokojenia własnych potrzeb? Czyż nie staliśmy się niewolnikami hedonizmu?
Czyż nie zasługujemy na płacz – żałobny płacz nad nami samymi?...
Ludzie umierają masowo
w ogromnym cierpieniu. Śmierć dusi zarażonych koronawirusem, zbierając potężnie
obfite żniwo, czyniąc ogromne spustoszenia. Cmentarze pękają w szwach od
trupów, od wymęczonych bólem zwłok. Służby zdrowia zmuszone są dokonywać
selekcji wśród pacjentów, skazując wszystkich ludzi od sześćdziesiątego roku
życia na śmierć w męczarniach, w cierpieniu jakie zadaje człowiekowi
niezdolność oddychania, a my… w osaczeniu żałoby i konania bawimy się w
przyjemnościach wiosennego przebudzenia, a my spacerujemy, depcząc po trupach i
nie przejmując się, że właśnie ktoś w tym momencie musi zmierzyć się z bolesnym
umieraniem, a my nie przejmujemy się cudzym nieszczęściem, bo my skoncentrowani
jesteśmy na sobie i na własnej właśnie towarzyszącej nam chwili doznawania oraz
doświadczania przyjemności, a my, jak Jezus
pod krzyżem upada po raz trzeci, upadamy znokautowani swoim egoizmem i
egocentryzmem, swoją zatwardziałością, swoim zniewoleniem przez hedonizm…
WSTYD!
Obecna sytuacja
obnażyła naszą odrażającą nagość ludzkiej brzydoty, zdejmuje z nas maski kurtuazji
i elegancji, odsłania w nas oblicze, które coraz mniej przypomina
człowieczeństwo. W dobie epidemiologicznego zagrożenia jesteśmy jak tłum
agresywnych rąk, wbijających się w człowieka pazurami, oddzierających człowieka
z godności i z szacunku, z prawa do dobrej śmierci. Wzbudzamy wstręt naszą brzydotą i
paskudztwem egoizmu. Egocentryzmem i hedonizmem powodujemy, że Jezus staje przed nami z szat obnażony, reprezentując
wszystkich, których skazaliśmy i skazujemy na okrutną śmierć naszą pychą…
WSTYD!
Owym egoizmem, egocentryzmem,
hedonizmem – owymi gwoźdźmi przybijamy do krzyża człowieczeństwo. Bezmyślnie i bezwstydnie
stajemy w roli kata tego, co piękne, co wartościowe, co samo w sobie jest gwarancją
szczęścia - Boga. Jezus przybity do krzyża ukazuje
naszą krwiożerczą zdolność do okrucieństwa wobec samych siebie, wobec drugiego człowieka,
a epidemia obnaża w nas niezdolność do wyciągania wniosków z treści historii, niezdolność
do zaangażowania się w kogoś innego, do wrażliwości i wyrzeczeń na rzecz ogólnego
dobra. W obliczu obecnego zagrożenia epidemiologicznego zdradzamy duchową zgniliznę,
duchowe spustoszenie, wywołane odrzuceniem Boga. W dobie kwarantanny człowieczeństwo
nie zdało w pełni egzaminu swojej dojrzałości, bo nie potrafi być dojrzałe stworzenie,
które sprzeniewierza się swemu Stwórcy, i jak Jezus umiera na krzyżu, tak w nas obumiera przekonanie o ludzkiej wszechmocy…
W pokonanych koronawirusem
ludziach widzę kruchość i niemoc. Karawany pełne trumien zwracają me oczy na Chrystusa.
W źrenicach śmierci jest Jezus zdjęty z krzyża,
dlatego tylko w Nim winniśmy szukać pocieszenia i wsparcia, dlatego w Nim powinniśmy
szukać w sobie Szymona z Cyreny i świętej Weroniki, dlatego musimy zwrócić się do
Boga w akcie pokuty i pojednania, w akcie błagania i wdzięczności, w akcie miłości,
wiary i nadziei…
Człowieczeństwo niczym Jezus
złożony w grobie czeka na zmartwychwstanie.
Czy będziemy w stanie stać
się Szymonem z Cyreny i świętą Weroniką? Czy będziemy w stanie wiarą, nadzieją i
miłością skruszyć zatwardziałe serca, by niczym syn marnotrawny powrócić do Ojca,
by wskrzesić człowieczeństwo?
Módlmy się o nawrócenia
i uświęcenia dusz oraz ciał. Módlmy się o pojednanie ludzkości z Ojcem Niebieskim.
Módlmy się o Święcenie się Imienia Pana naszego i nastanie Królestwa Bożego jak
i w Niebie, tak i na ziemi.
Dziś mamy szansę wykorzystać
czas Wielkiego Postu w pełni chrześcijańskiego obowiązku wobec Jezusa Chrystusa.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz