„Pan
rzekł do Mojżesza: „Wyciosaj sobie dwie tablice z kamienia podobne do
pierwszych, a na tych tablicach wypisz znów słowa, jakie były na pierwszych
tablicach, które potłukłeś.”. (…) Mojżesz wyciosał dwie tablice kamienne jak
pierwsze, a wstawszy rano wstąpił na górę, jak mu nakazał Pan i wziął do rąk
tablice kamienne. (…)
Pan
odpowiedział: „Oto Ja zawieram przymierze wobec całego ludu twego i uczynię
cuda, jakich nie było na całej ziemi i u żadnych narodów… (…) Przestrzegaj
tego, co Ja dzisiaj tobie nakazuję, a Ja wypędzę przed tobą Amerytę, Kananejczyka,
Chetytę, Peryzzytę, Chiwwitę i Jebustytę. Strzeż się zawierania przymierza z
mieszkańcami kraju, do którego idziesz, aby się nie stali sidłem pośród was.
Natomiast zburzcie ich ołtarze, skruszcie czczone przez nich stele i wyrąbcie
szery. Nie będziesz oddawał pokłonu bogu
obcemu, bo Pan ma na imię Zazdrosny: jest Bogiem zazdrosnym. Nie będziesz
zawierał przymierzy z mieszkańcami tego kraju, aby, gdy będą uprawiać nierząd z
bogami obcymi i składać ofiary bogom swoim, nie zaprosili cię do spożywania z ich
ofiary. A także nie możesz brać ich córek za żony dla swych synów, aby one,
uprawiając nierząd z obcymi bogami, nie przywiodły twoich synów do nierządu z
bogami obcymi.”.”
(Wj 34,1-16)
Jak w świetle przytoczonego fragmentu Pisma Świętego – w świetle wypowiedzi Pana Boga odnieść się do kultu Pachamamy, który w czasie synodu amazońskiego gościnnie wdarł się do Watykanu z inicjatywy samego papieża Franciszka?!
o. Remi Recław SJ stara
się publicznie wyjaśnić wspomniane zajście, bagatelizując (moim zdaniem) grzech
bluźnierstwa i bałwochwalstwa przeciw Pierwszemu Przykazaniu. Uważam bowiem, że
nie ma absolutnie żadnego!
wytłumaczenia i usprawiedliwienia owego „kultu złotego cielca”, umniejszającego
powagi zaistniałego sprzeniewierzenia się Bogu Ojcu. Nie można wyszczególnionego
aktu bluźnierstwa zasłaniać grubą warstwą pudru ludzkich nadinterpretacji,
nadużywających Bożego Miłosierdzia a jednocześnie ignorujących Bożą
Sprawiedliwość oraz zdolność Stwórcy do gniewu. Takie zachowanie wobec
wspomnianego wydarzenia jest co najmniej niedopuszczalne!
„Wodą na młyn”, jak wspomina o. Recław, komentując postawę przeciwników owego
bałwochwalstwa – duchownych przedstawicieli Kościoła, jest treść
skonstruowanego przez o. Remigiusza uzasadnienia i „błyskotliwego”
zbagatelizowania całego zajścia oraz sprawy.
Słuchając (a nie tylko
słysząc) wypowiedzi wspomnianego zakonnego obrońcy piętnowanego przez
niektórych bluźnierstwa, pragnę nadmienić, iż wyjaśnienie, którego wysłuchałam,
wzbudziło u mnie wiele niepokoju i wiele niezadowolenia, wyostrzającego
potrzebę gorliwej modlitwy za Kościół, ale i potrzebę większej ostrożności i
czujności w relacjach z wilkami w owczej skórze.
Pan Bóg mówi wyraźnie i
bezkompromisowo: „nie będziesz oddawał
pokłonu bogu obcemu, bo Pan ma na imię Zazdrosny: jest Bogiem zazdrosnym”
(Wj 34,14).
Skoro więc Ojciec
Niebieski stanowczo określa Swoje stanowisko w poruszonym nakazie, dlaczego o.
Remi Recław ignoruje wolę swego Pana, wyjaśniając, że w sumie to nic złego i
karygodnego się nie stało, bo w końcu wierzenia Indian oparte są na
monoteizmie, bo w ostateczności też czczą jednoosobowego stwórcę, który do
pomocy ma świtę wielu bożków?! Skoro Bóg żąda, by „strzec się zawierania
przymierza z mieszkańcami kraju, do którego się wchodzi” (Wj 34,15), a więc by
nie ulegać ich obrzędom, zasadom, oczekiwaniom i by nie współuczestniczyć w
rytuałach, i by tym samym nie narażać się na okoliczności nierządu z bogami
obcymi sprzyjające możliwości spożywania z ich ofiary (Wj 34,15), to dlaczego
o. Recław próbuje przekonać swoich słuchaczy, że w sumie to nic złego się nie
stało, ponieważ gest papieża wynika z pochodzenia genealogicznego głowy
Kościoła i ze znajomości pogańskich tradycji, w obrębie których Franciszek
dorastał?! Czyż pomimo wyszczególnionych uwarunkowań czy jakichkolwiek
zależności chrześcijanin – katolik nie powinien wyprzeć się samego siebie, by
godnie pójść za Jezusem i by godnie służyć Panu, wypełniając wolę Ojca
Niebieskiego (Łk 9,23)?!...
Kolejną wątpliwość w
sens i słuszność wywodów o. Remigiusza, budzi we mnie niepokój, wynikający z
nieścisłości wypowiedzi wspomnianego brata zakonnego, a mianowicie:
o. Recław nadmienia, że
rytuały i obrzędy, jakie odbyły się w Ogrodach Watykańskich niekoniecznie
„można nazwać kultem”.
A, czym?!, skoro
wykonywane przez szamankę podczas synodu amazońskiego czynności, wszczęte z
tytułu pobudek religijnych, podlegały ustalonym rytuałom odprawianym ku czci
wobec Pachamamy! Zatem, zgodnie z definicją, wyjaśniającą znaczenie kultu!, w
wyżej przytoczonym przypadku nie można mówić o niczym innym, jak właśnie o
kulcie.
Nie ukrywam, iż
określanie omawianego wydarzenia mianem folkloru, w żaden sposób mnie nie
przekonuje i absolutnie do mnie nie przemawia. W owym rozumowaniu analizowanego
przez o. Recława tematu można i zabobony polskie uznać za element
symboliczno-artystycznej dziedziny polskiej kultury ludowej, a nie (jak
nierzadko Kościół akcentuje, nauczając) za grzech przeciw Pierwszemu
Przykazaniu.
Nie wiem też, czy Pan
Bóg podziela o. Remigiusza przekonanie, że takie zwyczaje czy bożki, jak
Pachamama, należy „wprowadzić do liturgii, pokazując, że chociażby taka matka
ziemia, która karmi, która daje, która się troszczy, że to jest Maryja”…
Panie mój, ulituj się
nade mną nędznym grzesznikiem i pomóż mi zrozumieć znaczenie Twoich Słów w
świetle wywodów biednego brata zakonnego!
Skoro Pachamama to
Maryja, a może Zeus to Ojciec Niebieski, to czym kierował się nasz Pan,
zazdrośnie żądając naszej wierności i oddania, unikania przymierza z
innowiercami – z poganami, niszczenia wszystkiego, co związane jest z obcymi
bogami i z ich wyznawcami?!...
Czy owe porównanie nie
jest zbyt poetyckim i zbyt śmiałym przekraczaniem kapłańskich kompetencji?! Czy
Bóg też tak wyrozumiale i lekceważąco widzi te bluźniercze, ludzkie zapędy
bałwochwalstwa?! Czy Ojciec Niebieski równie podobnym zachwytem pała na
zjawisko inkulturacji?
Nie zamierzam bawić się
w udowadnianie tego, czy papież Franciszek jest heretykiem, czy nie, ponieważ
odpowiedź na to pytanie zna doskonale Sam Pan Bóg, gdyż tylko On zna doskonale ludzkie
serca i intencje. Nie akceptuję jednak argumentów o. Remigiusza Recława, które
wydają się w moim odczuciu sprzeczne z wolą Bożą, przedstawioną przez Pana
Nieba i Ziemi Mojżeszowi, a przez Mojżesza nam – Jego dzieciom. Nie potrafię
spokojnie przyjąć aktywnego lub biernego uczestnictwa papieża w pogańskich
obrzędach, związanych z kultem Pachamamy, bo w moim odczuciu jest to (świadomy
czy nieświadomy) akt bluźnierstwa – grzechu przeciw Pierwszemu Przykazaniu.
Uważam poza tym, że w zaistniałej sytuacji powinno się pojawić zadośćuczynienie
Panu Bogu. Zachowanie i postawa papieża kojarzy mi się jednoznacznie z postawą
i uległością Arona wobec „ludu skłonnego do złego” (Wj 32,22), a nieudolne
tłumaczenie przychylności głowy Kościoła wobec odprawienia rytuałów, związanych
z kultem Pachamamy, wydaje mi się co najmniej niestosowne. Uważam bowiem, iż w
obliczu grzechu, jakiego się człowiek dopuszcza, winna pojawić się szczera
skrucha i pokorna prośba o przebaczenie, kierowana do Pana Boga naszego zazdrosnego, a w konsekwencji pokuta –
zadośćuczynienie przebłagalne. W moim odczuciu w Ogrodach Watykańskich doszło
do bałwochwalstwa i bluźnierstw. W obliczu owego haniebnego aktu
nieposłuszeństwa wobec Pana o imieniu Zazdrosny, jako owca chrześcijańskiej
trzody, za którą papież jest pasterzem odpowiedzialnym przed Ojcem Niebieskim i
która powinna za pasterzem swym podążać, wolałabym nabożeństwo przebłagalne niż
medialną formę rozgłosu, usprawiedliwiającego czyn, nie dający się w żaden
sposób usprawiedliwić. Poza tym porównywanie zachowania papieża Jana Pawła II –
założenia przez niego na głowę indiańskiego pióropusza - z przychylnością papieża Franciszka wobec
„kultu złotego cielca” jest absolutnie niewspółmierne. Święty Jan Paweł II
okazał bowiem szacunek człowiekowi owym gestem, ale nie sprzeniewierzył się
Bogu. Papież Franciszek natomiast (świadomie lub nieświadomie) dopuścił do
bałwochwalstwa i nierządu z obcymi bogami. Strój a działanie nie są sobie równe
w owym porównaniu. Turystki, spędzające wakacyjny czas w krajach muzułmańskich
i przymusowo ubrane w burki z tytułu panującego tam prawa szarijatu, nie stają
się z powodu ubrania wyznawczyniami Allacha. Tak samo – jak zaznacza ks.
Grzegorz Bliźniak – i koloratka nie czyni z mężczyzny księdza.
Współuczestniczenie jednak w pogańskich obrzędach i udział w nierządach z
obcymi bogami jest już poważnym wykroczeniem.
Bóg żąda od Mojżesza, a
tym samym i od nas, byśmy zburzyli ołtarze wzniesione na cześć i chwałę obcych bogów,
byśmy skruszyli przez stele i wyrąbali aszery (Wj 34,13) i tu wcale nie chodzi
o agresję wobec pogan, a o całkowite odrzucenie wszystkiego, co nie jest
związane z Ojcem Niebieskim – z Jego wolą. Pan, który ma na imię Zazdrosny (Wj
34,14), kategorycznie żąda od Swych dzieci całkowitego posłuszeństwa i oddania,
a tym czasem w Ogrodach Watykańskich wybudowano ołtarz Pachamamie, wyczyszczono
stele i wzniesiono aszery.
Czy to nie jest
bluźnierstwo?!...
o. Remigiusz Recław
tłumaczy decyzję papieża Franciszka między innymi i trudnościami w głoszeniu
Dobrej Nowiny w miejscach – państwach, których drzwi są szczelnie przed Bogiem
zamykane. Wyjaśnia, że inkulturacja jest skutecznym kluczem otwierającym
zatrzaśnięte zamki w zabarykadowanych drzwiach.
Ewangelizacja jest
naszym chrześcijańskim obowiązkiem – to nie ulega wątpliwości, który jednak powinien
być przez nas realizowany, ale z wężowym sprytem w pokonywaniu trudności i z
gołębią nieskazitelnością oraz czystością intencji, jak również działań (Mt
10,16), a nie z lisim oraz nieuczciwym zaangażowaniem, sprzeniewierzającym się Panu
naszemu. Wydaje mi się, że gubi nas nadmierna gorliwość, poczucie konieczności
bycia bardziej miłosiernymi od Ojca Niebieskiego, bardziej zdolnymi do miłości
niż Sam Bóg, dlatego pysznie nie dostosowujemy się do zaleceń misyjnej mowy
Chrystusa, proszącego, byśmy, „gdyby nas gdzie nie chciano przyjąć i nie
chciano słuchać słów naszych, wychodząc z takiego domu albo miasta, strząsnęli
proch z nóg naszych” (Mt 10,14).
Skoro Jezus wskazuje
nam charakter postępowania, który podoba się Bogu i którego przestrzeganie jest
wypełnieniem woli Ojca Niebieskiego, to z jakiego powodu o. Remi Recław
gorliwie martwi się o chociażby Chiny, gdzie nie chcą ani nas przyjąć, ani
słuchać? Czyż nie powinniśmy pogodzić się z tym faktem i odejść, strzepując
proch ziemi tego państwa z naszych stóp?
Jeśli aż tak bardzo o.
Remigiuszowi zależy na głoszeniu Dobrej Nowiny w domach i w miastach, które ani
nie chcą otworzyć drzwi przed Ewangelią, ani nie chcą słuchać apostołów
Chrystusa, to dlaczego o. Recław za bardziej skuteczną uznaje inkulturację niż
modlitwę w intencji nawrócenia opornych i zatwardziałych?! Czyżby zapomniał, iż
wystarczy mieć wiarę wielkości ziarenka gorczycy, by móc przesuwać góry, by móc
czynić możliwym to, co niemożliwe(Mt 17,20-21)? Czyżby pokora, cierpliwość i wytrwałość
w modlitwie nie była nieskazitelna niczym gołąb i sprytna niczym wąż? Przecież,
jeśli taka będzie wola Boża, by chociażby we wrogich i głuchoniemych na Słowo
Święte Chinach skruszyć serca ogniem wiary chrześcijańskiej, to Pan nasz na
pewno znajdzie sposób na otwarcie każdych zamkniętych drzwi. Czyżbyśmy więc
byli sprytniejsi od Wszechmogącego Ojca? Czyżby nasze metody, jak np.
inkulturacja, okazywały się bardziej skuteczne niż Boże przewidywania i bardziej
zaskakujące Boże oczekiwania, że z ich wszechmocnego tytułu nie dostosowujemy
się do zaleceń mowy misyjnej Jezusa (Mt 10,5-16), wyprzedzając Boga w
kompetencjach?
Grzeszymy naszą
nadgorliwością, z której zakorzenia się w naszych sercach tylko pycha.