czwartek, 19 grudnia 2019

ODNOWIONE PRZYMIERZE I POSŁUSZEŃSTWO


„Pan rzekł do Mojżesza: „Wyciosaj sobie dwie tablice z kamienia podobne do pierwszych, a na tych tablicach wypisz znów słowa, jakie były na pierwszych tablicach, które potłukłeś.”. (…) Mojżesz wyciosał dwie tablice kamienne jak pierwsze, a wstawszy rano wstąpił na górę, jak mu nakazał Pan i wziął do rąk tablice kamienne. (…)
Pan odpowiedział: „Oto Ja zawieram przymierze wobec całego ludu twego i uczynię cuda, jakich nie było na całej ziemi i u żadnych narodów… (…) Przestrzegaj tego, co Ja dzisiaj tobie nakazuję, a Ja wypędzę przed tobą Amerytę, Kananejczyka, Chetytę, Peryzzytę, Chiwwitę i Jebustytę. Strzeż się zawierania przymierza z mieszkańcami kraju, do którego idziesz, aby się nie stali sidłem pośród was. Natomiast zburzcie ich ołtarze, skruszcie czczone przez nich stele i wyrąbcie szery. Nie będziesz oddawał pokłonu bogu obcemu, bo Pan ma na imię Zazdrosny: jest Bogiem zazdrosnym. Nie będziesz zawierał przymierzy z mieszkańcami tego kraju, aby, gdy będą uprawiać nierząd z bogami obcymi i składać ofiary bogom swoim, nie zaprosili cię do spożywania z ich ofiary. A także nie możesz brać ich córek za żony dla swych synów, aby one, uprawiając nierząd z obcymi bogami, nie przywiodły twoich synów do nierządu z bogami obcymi.”.”
(Wj 34,1-16)

Jak w świetle przytoczonego fragmentu Pisma Świętego – w świetle wypowiedzi Pana Boga odnieść się do kultu Pachamamy, który w czasie synodu amazońskiego gościnnie wdarł się do Watykanu z inicjatywy samego papieża Franciszka?!
o. Remi Recław SJ stara się publicznie wyjaśnić wspomniane zajście, bagatelizując (moim zdaniem) grzech bluźnierstwa i bałwochwalstwa przeciw Pierwszemu Przykazaniu. Uważam bowiem, że nie ma absolutnie żadnego! wytłumaczenia i usprawiedliwienia owego „kultu złotego cielca”, umniejszającego powagi zaistniałego sprzeniewierzenia się Bogu Ojcu. Nie można wyszczególnionego aktu bluźnierstwa zasłaniać grubą warstwą pudru ludzkich nadinterpretacji, nadużywających Bożego Miłosierdzia a jednocześnie ignorujących Bożą Sprawiedliwość oraz zdolność Stwórcy do gniewu. Takie zachowanie wobec wspomnianego wydarzenia jest co najmniej niedopuszczalne! „Wodą na młyn”, jak wspomina o. Recław, komentując postawę przeciwników owego bałwochwalstwa – duchownych przedstawicieli Kościoła, jest treść skonstruowanego przez o. Remigiusza uzasadnienia i „błyskotliwego” zbagatelizowania całego zajścia oraz sprawy.
Słuchając (a nie tylko słysząc) wypowiedzi wspomnianego zakonnego obrońcy piętnowanego przez niektórych bluźnierstwa, pragnę nadmienić, iż wyjaśnienie, którego wysłuchałam, wzbudziło u mnie wiele niepokoju i wiele niezadowolenia, wyostrzającego potrzebę gorliwej modlitwy za Kościół, ale i potrzebę większej ostrożności i czujności w relacjach z wilkami w owczej skórze.
Pan Bóg mówi wyraźnie i bezkompromisowo: „nie będziesz oddawał pokłonu bogu obcemu, bo Pan ma na imię Zazdrosny: jest Bogiem zazdrosnym” (Wj 34,14).
Skoro więc Ojciec Niebieski stanowczo określa Swoje stanowisko w poruszonym nakazie, dlaczego o. Remi Recław ignoruje wolę swego Pana, wyjaśniając, że w sumie to nic złego i karygodnego się nie stało, bo w końcu wierzenia Indian oparte są na monoteizmie, bo w ostateczności też czczą jednoosobowego stwórcę, który do pomocy ma świtę wielu bożków?! Skoro Bóg żąda, by „strzec się zawierania przymierza z mieszkańcami kraju, do którego się wchodzi” (Wj 34,15), a więc by nie ulegać ich obrzędom, zasadom, oczekiwaniom i by nie współuczestniczyć w rytuałach, i by tym samym nie narażać się na okoliczności nierządu z bogami obcymi sprzyjające możliwości spożywania z ich ofiary (Wj 34,15), to dlaczego o. Recław próbuje przekonać swoich słuchaczy, że w sumie to nic złego się nie stało, ponieważ gest papieża wynika z pochodzenia genealogicznego głowy Kościoła i ze znajomości pogańskich tradycji, w obrębie których Franciszek dorastał?! Czyż pomimo wyszczególnionych uwarunkowań czy jakichkolwiek zależności chrześcijanin – katolik nie powinien wyprzeć się samego siebie, by godnie pójść za Jezusem i by godnie służyć Panu, wypełniając wolę Ojca Niebieskiego (Łk 9,23)?!...
Kolejną wątpliwość w sens i słuszność wywodów o. Remigiusza, budzi we mnie niepokój, wynikający z nieścisłości wypowiedzi wspomnianego brata zakonnego, a mianowicie:
o. Recław nadmienia, że rytuały i obrzędy, jakie odbyły się w Ogrodach Watykańskich niekoniecznie „można nazwać kultem”.
A, czym?!, skoro wykonywane przez szamankę podczas synodu amazońskiego czynności, wszczęte z tytułu pobudek religijnych, podlegały ustalonym rytuałom odprawianym ku czci wobec Pachamamy! Zatem, zgodnie z definicją, wyjaśniającą znaczenie kultu!, w wyżej przytoczonym przypadku nie można mówić o niczym innym, jak właśnie o kulcie.
Nie ukrywam, iż określanie omawianego wydarzenia mianem folkloru, w żaden sposób mnie nie przekonuje i absolutnie do mnie nie przemawia. W owym rozumowaniu analizowanego przez o. Recława tematu można i zabobony polskie uznać za element symboliczno-artystycznej dziedziny polskiej kultury ludowej, a nie (jak nierzadko Kościół akcentuje, nauczając) za grzech przeciw Pierwszemu Przykazaniu.
Nie wiem też, czy Pan Bóg podziela o. Remigiusza przekonanie, że takie zwyczaje czy bożki, jak Pachamama, należy „wprowadzić do liturgii, pokazując, że chociażby taka matka ziemia, która karmi, która daje, która się troszczy, że to jest Maryja”…
Panie mój, ulituj się nade mną nędznym grzesznikiem i pomóż mi zrozumieć znaczenie Twoich Słów w świetle wywodów biednego brata zakonnego!
Skoro Pachamama to Maryja, a może Zeus to Ojciec Niebieski, to czym kierował się nasz Pan, zazdrośnie żądając naszej wierności i oddania, unikania przymierza z innowiercami – z poganami, niszczenia wszystkiego, co związane jest z obcymi bogami i z ich wyznawcami?!...
Czy owe porównanie nie jest zbyt poetyckim i zbyt śmiałym przekraczaniem kapłańskich kompetencji?! Czy Bóg też tak wyrozumiale i lekceważąco widzi te bluźniercze, ludzkie zapędy bałwochwalstwa?! Czy Ojciec Niebieski równie podobnym zachwytem pała na zjawisko inkulturacji?
Nie zamierzam bawić się w udowadnianie tego, czy papież Franciszek jest heretykiem, czy nie, ponieważ odpowiedź na to pytanie zna doskonale Sam Pan Bóg, gdyż tylko On zna doskonale ludzkie serca i intencje. Nie akceptuję jednak argumentów o. Remigiusza Recława, które wydają się w moim odczuciu sprzeczne z wolą Bożą, przedstawioną przez Pana Nieba i Ziemi Mojżeszowi, a przez Mojżesza nam – Jego dzieciom. Nie potrafię spokojnie przyjąć aktywnego lub biernego uczestnictwa papieża w pogańskich obrzędach, związanych z kultem Pachamamy, bo w moim odczuciu jest to (świadomy czy nieświadomy) akt bluźnierstwa – grzechu przeciw Pierwszemu Przykazaniu. Uważam poza tym, że w zaistniałej sytuacji powinno się pojawić zadośćuczynienie Panu Bogu. Zachowanie i postawa papieża kojarzy mi się jednoznacznie z postawą i uległością Arona wobec „ludu skłonnego do złego” (Wj 32,22), a nieudolne tłumaczenie przychylności głowy Kościoła wobec odprawienia rytuałów, związanych z kultem Pachamamy, wydaje mi się co najmniej niestosowne. Uważam bowiem, iż w obliczu grzechu, jakiego się człowiek dopuszcza, winna pojawić się szczera skrucha i pokorna prośba o przebaczenie, kierowana do Pana Boga naszego zazdrosnego, a w konsekwencji pokuta – zadośćuczynienie przebłagalne. W moim odczuciu w Ogrodach Watykańskich doszło do bałwochwalstwa i bluźnierstw. W obliczu owego haniebnego aktu nieposłuszeństwa wobec Pana o imieniu Zazdrosny, jako owca chrześcijańskiej trzody, za którą papież jest pasterzem odpowiedzialnym przed Ojcem Niebieskim i która powinna za pasterzem swym podążać, wolałabym nabożeństwo przebłagalne niż medialną formę rozgłosu, usprawiedliwiającego czyn, nie dający się w żaden sposób usprawiedliwić. Poza tym porównywanie zachowania papieża Jana Pawła II – założenia przez niego na głowę indiańskiego pióropusza  - z przychylnością papieża Franciszka wobec „kultu złotego cielca” jest absolutnie niewspółmierne. Święty Jan Paweł II okazał bowiem szacunek człowiekowi owym gestem, ale nie sprzeniewierzył się Bogu. Papież Franciszek natomiast (świadomie lub nieświadomie) dopuścił do bałwochwalstwa i nierządu z obcymi bogami. Strój a działanie nie są sobie równe w owym porównaniu. Turystki, spędzające wakacyjny czas w krajach muzułmańskich i przymusowo ubrane w burki z tytułu panującego tam prawa szarijatu, nie stają się z powodu ubrania wyznawczyniami Allacha. Tak samo – jak zaznacza ks. Grzegorz Bliźniak – i koloratka nie czyni z mężczyzny księdza. Współuczestniczenie jednak w pogańskich obrzędach i udział w nierządach z obcymi bogami jest już poważnym wykroczeniem.
Bóg żąda od Mojżesza, a tym samym i od nas, byśmy zburzyli ołtarze wzniesione na cześć i chwałę obcych bogów, byśmy skruszyli przez stele i wyrąbali aszery (Wj 34,13) i tu wcale nie chodzi o agresję wobec pogan, a o całkowite odrzucenie wszystkiego, co nie jest związane z Ojcem Niebieskim – z Jego wolą. Pan, który ma na imię Zazdrosny (Wj 34,14), kategorycznie żąda od Swych dzieci całkowitego posłuszeństwa i oddania, a tym czasem w Ogrodach Watykańskich wybudowano ołtarz Pachamamie, wyczyszczono stele i wzniesiono aszery.
Czy to nie jest bluźnierstwo?!...
o. Remigiusz Recław tłumaczy decyzję papieża Franciszka między innymi i trudnościami w głoszeniu Dobrej Nowiny w miejscach – państwach, których drzwi są szczelnie przed Bogiem zamykane. Wyjaśnia, że inkulturacja jest skutecznym kluczem otwierającym zatrzaśnięte zamki w zabarykadowanych drzwiach.
Ewangelizacja jest naszym chrześcijańskim obowiązkiem – to nie ulega wątpliwości, który jednak powinien być przez nas realizowany, ale z wężowym sprytem w pokonywaniu trudności i z gołębią nieskazitelnością oraz czystością intencji, jak również działań (Mt 10,16), a nie z lisim oraz nieuczciwym zaangażowaniem, sprzeniewierzającym się Panu naszemu. Wydaje mi się, że gubi nas nadmierna gorliwość, poczucie konieczności bycia bardziej miłosiernymi od Ojca Niebieskiego, bardziej zdolnymi do miłości niż Sam Bóg, dlatego pysznie nie dostosowujemy się do zaleceń misyjnej mowy Chrystusa, proszącego, byśmy, „gdyby nas gdzie nie chciano przyjąć i nie chciano słuchać słów naszych, wychodząc z takiego domu albo miasta, strząsnęli proch z nóg naszych” (Mt 10,14).
Skoro Jezus wskazuje nam charakter postępowania, który podoba się Bogu i którego przestrzeganie jest wypełnieniem woli Ojca Niebieskiego, to z jakiego powodu o. Remi Recław gorliwie martwi się o chociażby Chiny, gdzie nie chcą ani nas przyjąć, ani słuchać? Czyż nie powinniśmy pogodzić się z tym faktem i odejść, strzepując proch ziemi tego państwa z naszych stóp?
Jeśli aż tak bardzo o. Remigiuszowi zależy na głoszeniu Dobrej Nowiny w domach i w miastach, które ani nie chcą otworzyć drzwi przed Ewangelią, ani nie chcą słuchać apostołów Chrystusa, to dlaczego o. Recław za bardziej skuteczną uznaje inkulturację niż modlitwę w intencji nawrócenia opornych i zatwardziałych?! Czyżby zapomniał, iż wystarczy mieć wiarę wielkości ziarenka gorczycy, by móc przesuwać góry, by móc czynić możliwym to, co niemożliwe(Mt 17,20-21)? Czyżby pokora, cierpliwość i wytrwałość w modlitwie nie była nieskazitelna niczym gołąb i sprytna niczym wąż? Przecież, jeśli taka będzie wola Boża, by chociażby we wrogich i głuchoniemych na Słowo Święte Chinach skruszyć serca ogniem wiary chrześcijańskiej, to Pan nasz na pewno znajdzie sposób na otwarcie każdych zamkniętych drzwi. Czyżbyśmy więc byli sprytniejsi od Wszechmogącego Ojca? Czyżby nasze metody, jak np. inkulturacja, okazywały się bardziej skuteczne niż Boże przewidywania i bardziej zaskakujące Boże oczekiwania, że z ich wszechmocnego tytułu nie dostosowujemy się do zaleceń mowy misyjnej Jezusa (Mt 10,5-16), wyprzedzając Boga w kompetencjach?
Grzeszymy naszą nadgorliwością, z której zakorzenia się w naszych sercach tylko pycha.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz