„Gdy
faryzeusze posłyszeli, że zamknął usta saduceuszom, zebrali się razem, a jeden
z nich uczony w Prawie, wystawiając Go na próbę, zapytał: „Nauczycielu, które
przykazanie w Prawie jest największe?”. On mu odpowiedział: „Będziesz miłował Pana Boga swego całym swoim
sercem, całą swoją duszą i całym swoim umysłem. To jest największe i
pierwsze przykazanie. Drugie podobne jest do niego: Będziesz miłował swego bliźniego jak siebie samego. Na tych dwóch
przykazaniach opiera się całe Prawo i Prorocy.”.”
(Mt 22, 34-40)
Współczesny świat
bardzo często powołuje się na powyżej przytoczone Przykazanie Miłości, żądając
tolerancji. W celu uzyskania i wymuszenia wytyczonej wspomnianym zamierzeniem -
żądaniem społecznej aprobaty wszelkich zachcianek i kaprysów oraz udziwnień czy
zjawisk ów współczesny świat nierzadko posługuje się szantażem emocjonalnym,
zarzucając ludziom, brzydzącym się grzechu i niedostosowującym się do ogólnie
przyjętych oraz narzucanych zasad, bałwochwalstwo, krnąbrność, brak pokory
wobec Boga, zakłamanie i hipokryzję, bluźnierstwo będące wynikiem zaniedbania
myślą, mową i uczynkiem wymogów, jakie Ojciec Niebieski przedstawia Swym
dzieciom w wypowiedzi Jezusa Chrystusa. W owym dwubiegunowym działaniu prężnie
rozwijającej się cywilizacji następuje jednak wyraźnie błędne rozumienie podstawowych
pojęć. Tolerancja bowiem nie jest miłością, więc trudno doszukiwać się w
interpretacji wyżej przytoczonego Przykazania, jako podwaliny Prawa i Proroków,
obowiązku tolerowania „wszystkiego, co ludzkie i człowiekowi nieobce”.
Manipulacyjna strategia funkcjonowania współczesnego świata, polegająca na
ujednoliceniu społecznym stanowiącym „zgodne” przestrzeganie ogólnie
narzucanych norm, które nierzadko sprzeczne są z sumieniem czy wrażliwością
etyczną mniejszości, bazuje na wzbudzeniu w nieposłusznej i tym samym
niewygodnej dla większości jednostce lęku przed zostaniem oskarżonym o
nienawiść i fobię wobec kogokolwiek lub czegokolwiek. W związku z powyższym, w
celu klarownego wyodrębnienia świętości wyżej przytoczonych słów Jezusa
Chrystusa, nauczającego o Miłości i zachęcającego do Miłości, i oddzielenia od
Bożych oczekiwań ludzkich wymysłów oraz nadinterpretacji, nawołujących do
akceptacji wszelkich skutków cywilizacji czy jej defektów, należy przypomnieć
sobie semantyczne znaczenie podstawowych pojęć, będących treścią wypowiedzi Mesjasza
czy ideologią rozbisurmanionego społeczeństwa.
Z psychologicznego
punktu widzenia miłość jest bowiem uczuciem, postawą, typem relacji
międzyludzkich opartych na wzajemnym szacunku, trosce i dbałości o wspólne
dobro, inspiracją do zrezygnowania z osobistych (chociażby) korzyści lub
przywilejów, będących gwarancją wygody, na rzecz kogoś, kto w danym, dla siebie
trudnym momencie potrzebuje naszego zaangażowania, pomocy i poświęcenia. To
źródło działania, podejmowanego nierzadko spontanicznie i energicznie, a
niekiedy i heroicznie, bez analizy zysków i strat czy zagrożeń, albo wysiłku.
To pełna koncentracja na osobie jako istocie, a nie tylko i wyłącznie na jej
wyglądzie, poglądach, zachowaniach, osiągnięciach, dorobku czy charakterze lub
zainteresowaniach i talentach. To również próba zrozumienia człowieka – jego postępowania
i decyzji (na przykład) poprzez analizę przyczyn, które ukształtowały w nim
określone cechy, skłonności, nałogi, przyzwyczajenia, które wywołały w nim takie,
a nie inne mechanizmy obronne, charakterystyczne dla postawy pozbawionej
zaufania i otwartości, a rozbudowanej o nadmierną podejrzliwość, ostrożność,
wrogość i potrzebę utrzymania stanu samotności. Tolerancja natomiast – według
definicji „Słownika wyrazów obcych” opublikowanego w Warszawie w 2009 roku przez
Wydawnictwo Naukowe PWN – to nic innego jak „przyznawanie innym prawa do
wyznawania odmiennych poglądów i postępowania zgodnie z nimi, czasem (!) przeradzające się w pobłażanie dla
nagannych zachowań” (s. 929).
Zatem!,
mieszkając w
sąsiedztwie (np.) osoby nadużywającej alkoholu czy uzależnionej do innych
środków odurzających, ale nie będącej agresywną wobec otaczającego ją
środowiska i tym samym nie stanowiącą żadnego zagrożenia dla kogokolwiek, nie
muszę w jakikolwiek sposób interweniować, nie muszę okazywać tej osobie żadnego
zainteresowania i serdeczności, nie muszę swą postawą szczerze sympatycznego,
miłego sąsiada lub sąsiadki spróbować zmotywować tę osobę do zmian na lepsze i starać
się jej pomóc, gdy ta ośmielona moją otwartością o tę pomoc poprosi?!...
Zgodnie z ogólnie
przyjętymi zasadami tolerancji mam pełne prawo pozostać człowiekiem obojętnym
wobec wszystkich i wszystkiego, co z owymi wszystkim związane. W końcu każdy
może wyznawać odmienne poglądy, posiadać odmienne zainteresowania, upodobania,
hobby, każdy może postępować według własnego widzimisię, więc w świetle owego
ogólnie zakorzenionego przywileju nie pozostaje mi nawet nic innego jak być
nierzadko pobłażliwym wobec niekiedy i! nagannych zachowań.
Jakim zatem prawem
współcześni kreatorzy towarzyszącego mi świata żądają ode mnie tolerancji,
naruszając moją prywatność, poddając mnie osądowi i oskarżając o brak miłości
bliźniego, brutalnie zmuszając mnie do sprzeniewierzenia się własnemu sumieniu
i bluźnierczo powołując się w owym ohydnym oskarżeniu na Słowa, wypowiedziane
przez Chrystusa, który, w przeciwieństwie do nich!, nakazuje mi być troskliwą i
dbałą o drugiego człowieka w kontekście jego zbawienia i życia wiecznego w
Królestwie Niebieskim?! Jakim prawem rzeźnicy świętości przywłaszczają sobie
kompetencje, jakie są Mądrością, Sprawiedliwością i Miłosierdziem Boga?! Kim są
ci, którzy stają w obronie prawa do aborcji, eutanazji, którzy szastają ludzkim
życiem i licytują ludzkość poddając aukcji starych czy chorych lub
niepełnosprawnych i upośledzonych, humanizują zwierzęta, depcząc Ojcowski przywilej,
będący bezdyskusyjnym prawem do TEGO, by człowiek „panował nad rybami morskimi,
nad ptactwem powietrznym, nad bydłem, nad ziemią i nad wszystkimi zwierzętami
pełzającymi po ziemi” (Rdz 1,26)?! Czy bratobójca ma prawo pouczać mnie o
Przykazaniu Miłości, zarzucając mi brak tolerancji a tym samym i zarzucając mi
zaniedbanie wspomnianego Przykazania, a jednocześnie bluźnierstwo i
bałwochwalstwo?!
Człowiek kochający Boga
zawsze będzie kochał bliźniego i traktował go z szacunkiem oraz dbałością
wszystkiego, co w nim dobre dla jego dobra – zbawienia i życia wiecznego w
Królestwie Niebieskim. Ze względu na MIŁOŚĆ właśnie prawdziwy chrześcijanin okaże
serdeczność, wyrozumiałość, zaangażowanie w istotę ludzką – w nią jako osobę,
dziecko Ojca Wszechmogącego. Ze względu na MIŁOŚĆ właśnie nie będzie
człowiekiem tolerancyjnym wobec poglądów, orientacji, przekonań czy działań,
które w Piśmie Świętym Bóg jednoznacznie nazywa grzechem. Ze względu na MIŁOŚĆ
nie przyzna innym prawa do popełniania owych grzechów i nie okaże pobłażliwości
wobec nagannych zachowań. Człowiek kochający Ojca Niebieskiego ze wszystkich
swoich sił, całą swoją duszą i całym swoim umysłem, a także i miłujący
bliźniego swego jak siebie samego zawsze będzie szczerze zaangażowany w osobę,
jako jednostkę powołaną do świętości a tym samym do życia wiecznego. Miłość
bowiem jest umiejętnością sięgania wzrokiem w odległą przyszłość, której granic
nie są w stanie wytyczyć horyzonty na przyziemność skazanego czasu. Tolerancja
zaś jest jedynie krótkowzroczną ułomnością starannego dbania o wygodę tego, co
tu i teraz. Nie powołujcie się więc kreatorzy doczesnej i nędznej imitacji raju
na ziemi na Przykazanie Miłości, żądając od chrześcijan aprobaty waszych
poglądów, orientacji, ideologii i bardzo często nagannych zachowań Bogu niemiłych i
nazwanych przez Pana naszego grzechem nierzadko obrzydliwym, gdyż tolerancja, o
którą tak usilnie i zawzięcie walczycie, jako o kamień węgielny waszych
złudzeń, nie ma nic wspólnego z Miłością. Chrześcijanin bowiem kocha człowieka,
ale nie akceptuje! jego grzechu, gdyż ma świadomość, że grzech to śmierć i
potępienie. Wy natomiast tolerujecie wszystko, co ludzkie (?!) i co nie
wydające się obce (?), depcząc ludzką godność, degradując człowieczeństwo a
humanizując zwierzęta, którym oddaje się większą cześć i chwałę niż Samemu Panu
i Bogu wszelkiego stworzenia.
Miłość to Chrystus.
Tolerancja to bardzo często trwanie w grzechu, bo chociażby nawet obojętności wobec
tego, co złe i Panu Bogu niemiłe nie można przecież nazwać inaczej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz