„Gdy
Mojżesz pasał owce swojego teścia imieniem Jetro, kapłana Madianitów,
zaprowadził owce w głąb pustyni i doszedł do góry Bożej Horeb. Wtedy ukazał mu
się Anioł Pański w płomieniu ognia, ze środka krzewu. [Mojżesz] widział jak
krzew płonął ogniem, a nie spłonął od niego. Wtedy Mojżesz powiedział do
siebie: „Podejdę, żeby się przyjrzeć temu niezwykłemu zjawisku. Dlaczego krzew
się nie spala?”. Gdy zaś Pan ujrzał, że podchodzi, by się przyjrzeć, zawołał
[Bóg do niego] ze środka krzewu: „Mojżeszu, Mojżeszu!”. On zaś odpowiedział:
„Oto jestem.”. Rzekł mu [Bóg]” „Nie zbliżaj się tu! Zdejmij sandały z nóg, gdyż
miejsce, na którym stoisz, jest ziemią świętą.”. Powiedział jeszcze Pan:
„Jestem Bogiem ojca twego, Bogiem Abrahama, Bogiem Izaaka i Bogiem Jakuba.”.
Mojżesz zasłonił twarz, bał się bowiem zwrócić oczy na Boga.”
(Wj 3,1-6)
Dziś zdecydowanie
jesteśmy lepsi i ważniejsi od Mojżesza – tak śmiem sądzić, uważnie się
przyglądając wszelkim zmianom, pojawiającym się w relacjach człowieka z Bogiem,
w obrzędach czy poglądach lub naukach kościelnych, które (w moim skromnym, bo z
pewnością niedouczonym teologicznie odczuciu) nie zawsze wydają się zgodnie
współbrzmieć z głoszonym przez Chrystusa Słowem.
Czyżbyśmy byli niemal
doskonali w swej już docześnie dojrzewającej świętości?!...
Bóg wybrał z tłumu i
powołał Mojżesza. Wyszedł mu na spotkanie. Stanął przed nim w postaci płonącego
ogniem krzewu.
Czy mieliśmy lub mamy
zaszczyt radować się podobnym przywilejem?...
Niewątpliwie Bóg jest
obecny w naszym życiu codziennym. Niewątpliwie troszczy się o nas i dba jak
szczerze kochający Ojciec. Niewątpliwie jesteśmy dla Niego niezwykle ważni i
bezcenni niczym umiłowane dzieci, ale…
Czy możemy cieszyć się
wyróżnieniem, które było szczególnie okazane Mojżeszowi czy świętemu ojcu Pio
lub na przykład świętej Faustynie, albo i świętemu Filipowi Neri?! Czy raczej
jesteśmy jednymi z wielu w narodzie Izraela?
Jakim więc prawem angażujemy
się w reformy, zmieniające oblicze Kościoła a najprawdopodobniej świadomie lub
nie, z premedytacją lub z bezmyślnością i brakiem pokory sprzeniewierzające się
nauce Jezusa Chrystusa?!
Mojżesz zaintrygowany
płonącym ogniem a nie! spalającym się krzewem – zjawiskiem nadprzyrodzonym i
znajdującym się poza wszelkimi umiejętnościami ludzkiego rozumu, zdjął z nóg
sandały, upomniany przez Boga i poinformowany, że stoi na ziemi świętej,
zasłonił dłonią oczy, gdyż zląkł się własnej nędzy i marności, czując się
absolutnie niegodnym dotknięcia Pana Abrahama, Izaaka i Jakuba chociażby
przelotnym wzrokiem, ulotnie płochliwym spojrzeniem; a my?!...
Wchodzimy bardzo często
do Kościoła jak do przeciętnego, niczym niewyróżniającego się w naszym
przekonaniu miejsca. Uczestniczymy w nabożeństwie Eucharystii nierzadko jak w
teatralnym przedstawieniu mniej lub lepiej wyreżyserowanym i odtworzonym na
„deskach” ziemi (przecież!) świętej. Podchodzimy do Komunii Świętej w kolejce
uzurpujących sobie prawo do rozdawanego poczęstunku. Stajemy przed Jezusem jak
przed kimś równym sobie, kimś przeciętnym i może nawet mniej ważnym, bo wywyższającym
naszą wrodzoną wyjątkowość (?!) i wartość aktem Męki Pańskiej – Ofiary Miłości,
która budzi w człowieku przekonanie, iż skoro „tak Bóg umiłował świat, że Syna
Swego Jednorodzonego dał, aby każdy kto w Niego wierzy, nie zginął, ale miał
życie wieczne” (J 3,16), to musi nas Stwórca traktować w niezwykle, bo w
niewyobrażalnie szlachetny i cudownie miłosierny sposób, może nawet doskonalszy
niż relacje łączące Go jako Ojca właśnie z owym Synem Jednorodzonym złożonym za
nas na Krzyżu dla naszego zbawienia. Prawdopodobnie z tegoż prostego
przekonania o byciu szczególnie umiłowanymi przez Boga dziećmi zachowujemy się
wobec Jezusa podczas Komunii Świętej krnąbrnie, pysznie, zuchwale,
majestatycznie i dumnie lub obojętnie, a nawet i leniwie. Nie uginamy karku.
Nie oddajemy Chrystusowi czci i nie wyrażamy postawą ciała ani chwały, ani
szacunku. Nie odczuwamy nawet bardzo często potrzeby pochylenia przed Bogiem
głowy chociażby w geście powitania, jak to zwykliśmy robić niemal bezwarunkowo
na ulicy przed ludźmi, których mijamy. Podchodzimy do ołtarza, zbliżamy się do
Jezusa i stajemy z Nim twarzą w twarz jak z równym sobie, poczym wyciągamy po
Komunię Świętą nierzadko splamione, niegodne, obrzydliwością grzechu oblepione
dłonie, którymi wpychamy do ust Ciało Chrystusa, przeżuwając ów Święty Okruch
Chleba niczym krowa kępę wyrwanej zębami z łąki trawy.
Mojżesz zasłonił twarz
przed płonącym ogniem krzewem świadomy potęgi Boga, a także swej nędzy oraz
własnej niegodziwości. Gołymi stopami stał przed Panem Abrahama, Izaaka i
Jakuba na świętej ziemi, oddając Stwórcy całym sobą cześć i chwałę; a my?!...
My uważamy się za
godnych, bo przecież ułaskawionych, uwolnionych i odkupionych Najdroższą Krwią
Jezusa Chrystusa, a więc i uświęconych, ukoronowanych na dzieci Boże, więc
mogących sobie pozwolić na, nie tylko obmacywanie Boga śmiałym i dumnie
wzniesionym wzrokiem, wpatrujących się w Niego zuchwałych oczu, ale i rękoma,
obmywanymi rozgrzeszeniem, jakiego sami sobie często udzielamy, wcielając się w
rolę Piłata.
Anna Katarzyna Emmerich
wspomina w swych zapisanych i jakże obrazowo, realistycznie opisanych
objawieniach Słowa naszego Zbawiciela, wyrażającego ogromny ból, jaki ludzie
zadają Mesjaszowi ostrzem lekceważącego sposobu przyjmowania przez nich Komunii
Świętej. My jednak w ogóle nie zwracamy uwagi na owe upomnienie. Zuchwale i
pysznie ignorujemy Boże pouczenie przedstawione nam przez ową niemiecką
mistyczkę, stygmatyczkę i wizjonerkę katolicką. Mojżesz, któremu Pan Abrahama,
Pan Izaaka i Pan Jakuba nakazuje zdjąć sandały, gdyż ten wszedł na ziemię
świętą, pokornie wykonuje prośbę i polecenie Stwórcy, stając przed Ojcem
Niebieskim boso, ale nie my!, bo my przecież nie musimy słuchać „obłędnych”
wywodów Anny Katarzyny Emmerich!, być może gorejącej w cierpieniu posiadanych
przez niemiecką mistyczkę stygmatów i z powodu ognistego bólu nieświadomej
tego, co się wokół niej dzieje, a jednocześnie niezdolnej odróżnić zjawiska
rzeczywistych wydarzeń od objawów nieposkromionej wyobraźni?, gdyż my jesteśmy
szczególnie umiłowani przez Boga, ponieważ odkupieni Całopalną Ofiarą Jego
Jednorodzonego Syna, a przez to i łagodnie traktowani łaską Miłosierdzia i nie
poddawani nigdy Sądowi Bożej Sprawiedliwości. Na przytoczone przez wspomnianą
katolicką wizjonerkę Słowa Chrystusa ludzie często reagują eksplozją
spontanicznego, szyderczego śmiechu. Uważają bowiem, że wprowadzony przez
pewnych hierarchów Kościoła zwyczaj przyjmowania Komunii Świętej byle jak i od
kogokolwiek jest czymś absolutnie normalnym, bo podyktowanym duchem
współczesnego czasu. Zapominają, że owym duchem, decydującym o charakterze
relacji człowieka z Bogiem, nie powinien być świat cywilizacji śmierci i
humanizacji zwierząt, a Duch Święty!
Kilkakrotnie byłam
świadkiem sytuacji w kościele francuskim, w której ksiądz, zainspirowany dużą ilością
parafian uczestniczących w nabożeństwie Eucharystii i przystępujących do
Komunii Świętej, odwracał się w kierunku ministrantów lub członków obok
znajdującego się chóru, wręczając przygodnie wybranej osobie kielich z Ciałem
Chrystusa, prosząc tę losowo wyłowioną z grupy osobą owym spontanicznym gestem
o pomoc w rozdawaniu wiernym Okruchów Chleba. Osobiście poznałam też dwóch
homoseksualistów, żyjących ze sobą w związku partnerskim, nie ukrywających a
nawet afiszujących swe życie w grzechu, a zaangażowanych przez proboszcza do
(między innymi) udzielania Komunii Świętej.
A łaska uświęcająca?!...
Czyżby chociaż sakrament pokuty nie był nawet w tak szczególnym momencie wymagany?!...
Spotkałam się wówczas z
niezwykle prostym i jakże popularnym, a przez to i oczywistym uzasadnieniem
wyliczonych powyżej sytuacji – „Bóg jest MIŁOSIERNY”.
Czy, skoro Pan
Abrahama, Pan Izaaka i Pan Jakuba był wymagający oraz bezkompromisowo
konsekwentny wobec Mojżesza, to znaczy, że nie kochał go tak jak nas obecnie
miłuje?! Czy, skoro wobec nas Bóg jest bardziej pobłażliwy i łaskawy, bo
MIŁOSIERNY, to znaczy, że jesteśmy lepsi od samego Mojżesza?!...
Z pewnością wyżej
opisane zachowania księży są czynami raniącymi uczucia niejednego kapłana oddanego
Bogu. Nie ukrywam, że serce moje pęka z powodu odczuwanego wówczas bólu. Nie
chcę jednak skupiać się na owych aktach bluźnierstwa i świętokradztwa. Proszę
jedynie o modlitwę w intencji pasterzy, zawierzając ich jednocześnie modlitwą
Matce Bożej – Matce Słowa Przedwiecznego a Pana naszego Jezusa Chrystusa,
błagając o błogosławieństwo i łaski, dzięki którym będą oni mogli wypełniać swe
powołanie zgodnie z wolą Boga na chwałę i cześć Ojca naszego Wszechmogącego, a
także na pożytek nasz i całego Kościoła Świętego.
Proszę również:
Zastanówmy się nad
własnym stosunkiem do Pana Abrahama, Izaaka i Jakuba, do Syna Jednorodzonego,
którego Bóg dał, abyśmy wierząc w Niego, mieli życie wieczne. Przecież nie
jesteśmy stadem gołębi, gromadzących się pod ołtarzem jak na bulwarze, a Komunia
Święta to Pan Jezus a nie! okruchy sczerstwiałego chleba, rzucanego hojnie dłonią
kapłana a wydłubywanego łakomie przez upierzone gromady ptaków. Kiedy więc spotkamy
na swej drodze do Królestwa Niebieskiego kapłana, którego ustami Bóg upomina nas
i każe „zdjąć sandały ze względu na świętą ziemię, na której stoimy,” przystąpieniem
do sakramentu pokuty jako warunku przyjęcia Ciała i Krwi Chrystusa, nie rzucajmy
kamieniami w pasterza czującego się za swe owce odpowiedzialnym, mając na względzie
nie tylko Boże Miłosierdzie, ale przede wszystkim Bożą Sprawiedliwość.
Nie jesteśmy bowiem lepsi
od Mojżesza (?!)...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz