wtorek, 12 listopada 2019

LEPSI OD MOJŻESZA


„Gdy Mojżesz pasał owce swojego teścia imieniem Jetro, kapłana Madianitów, zaprowadził owce w głąb pustyni i doszedł do góry Bożej Horeb. Wtedy ukazał mu się Anioł Pański w płomieniu ognia, ze środka krzewu. [Mojżesz] widział jak krzew płonął ogniem, a nie spłonął od niego. Wtedy Mojżesz powiedział do siebie: „Podejdę, żeby się przyjrzeć temu niezwykłemu zjawisku. Dlaczego krzew się nie spala?”. Gdy zaś Pan ujrzał, że podchodzi, by się przyjrzeć, zawołał [Bóg do niego] ze środka krzewu: „Mojżeszu, Mojżeszu!”. On zaś odpowiedział: „Oto jestem.”. Rzekł mu [Bóg]” „Nie zbliżaj się tu! Zdejmij sandały z nóg, gdyż miejsce, na którym stoisz, jest ziemią świętą.”. Powiedział jeszcze Pan: „Jestem Bogiem ojca twego, Bogiem Abrahama, Bogiem Izaaka i Bogiem Jakuba.”. Mojżesz zasłonił twarz, bał się bowiem zwrócić oczy na Boga.”
(Wj 3,1-6)

Dziś zdecydowanie jesteśmy lepsi i ważniejsi od Mojżesza – tak śmiem sądzić, uważnie się przyglądając wszelkim zmianom, pojawiającym się w relacjach człowieka z Bogiem, w obrzędach czy poglądach lub naukach kościelnych, które (w moim skromnym, bo z pewnością niedouczonym teologicznie odczuciu) nie zawsze wydają się zgodnie współbrzmieć z głoszonym przez Chrystusa Słowem.
Czyżbyśmy byli niemal doskonali w swej już docześnie dojrzewającej świętości?!...
Bóg wybrał z tłumu i powołał Mojżesza. Wyszedł mu na spotkanie. Stanął przed nim w postaci płonącego ogniem krzewu.
Czy mieliśmy lub mamy zaszczyt radować się podobnym przywilejem?...
Niewątpliwie Bóg jest obecny w naszym życiu codziennym. Niewątpliwie troszczy się o nas i dba jak szczerze kochający Ojciec. Niewątpliwie jesteśmy dla Niego niezwykle ważni i bezcenni niczym umiłowane dzieci, ale…
Czy możemy cieszyć się wyróżnieniem, które było szczególnie okazane Mojżeszowi czy świętemu ojcu Pio lub na przykład świętej Faustynie, albo i świętemu Filipowi Neri?! Czy raczej jesteśmy jednymi z wielu w narodzie Izraela?
Jakim więc prawem angażujemy się w reformy, zmieniające oblicze Kościoła a najprawdopodobniej świadomie lub nie, z premedytacją lub z bezmyślnością i brakiem pokory sprzeniewierzające się nauce Jezusa Chrystusa?!
Mojżesz zaintrygowany płonącym ogniem a nie! spalającym się krzewem – zjawiskiem nadprzyrodzonym i znajdującym się poza wszelkimi umiejętnościami ludzkiego rozumu, zdjął z nóg sandały, upomniany przez Boga i poinformowany, że stoi na ziemi świętej, zasłonił dłonią oczy, gdyż zląkł się własnej nędzy i marności, czując się absolutnie niegodnym dotknięcia Pana Abrahama, Izaaka i Jakuba chociażby przelotnym wzrokiem, ulotnie płochliwym spojrzeniem; a my?!...
Wchodzimy bardzo często do Kościoła jak do przeciętnego, niczym niewyróżniającego się w naszym przekonaniu miejsca. Uczestniczymy w nabożeństwie Eucharystii nierzadko jak w teatralnym przedstawieniu mniej lub lepiej wyreżyserowanym i odtworzonym na „deskach” ziemi (przecież!) świętej. Podchodzimy do Komunii Świętej w kolejce uzurpujących sobie prawo do rozdawanego poczęstunku. Stajemy przed Jezusem jak przed kimś równym sobie, kimś przeciętnym i może nawet mniej ważnym, bo wywyższającym naszą wrodzoną wyjątkowość (?!) i wartość aktem Męki Pańskiej – Ofiary Miłości, która budzi w człowieku przekonanie, iż skoro „tak Bóg umiłował świat, że Syna Swego Jednorodzonego dał, aby każdy kto w Niego wierzy, nie zginął, ale miał życie wieczne” (J 3,16), to musi nas Stwórca traktować w niezwykle, bo w niewyobrażalnie szlachetny i cudownie miłosierny sposób, może nawet doskonalszy niż relacje łączące Go jako Ojca właśnie z owym Synem Jednorodzonym złożonym za nas na Krzyżu dla naszego zbawienia. Prawdopodobnie z tegoż prostego przekonania o byciu szczególnie umiłowanymi przez Boga dziećmi zachowujemy się wobec Jezusa podczas Komunii Świętej krnąbrnie, pysznie, zuchwale, majestatycznie i dumnie lub obojętnie, a nawet i leniwie. Nie uginamy karku. Nie oddajemy Chrystusowi czci i nie wyrażamy postawą ciała ani chwały, ani szacunku. Nie odczuwamy nawet bardzo często potrzeby pochylenia przed Bogiem głowy chociażby w geście powitania, jak to zwykliśmy robić niemal bezwarunkowo na ulicy przed ludźmi, których mijamy. Podchodzimy do ołtarza, zbliżamy się do Jezusa i stajemy z Nim twarzą w twarz jak z równym sobie, poczym wyciągamy po Komunię Świętą nierzadko splamione, niegodne, obrzydliwością grzechu oblepione dłonie, którymi wpychamy do ust Ciało Chrystusa, przeżuwając ów Święty Okruch Chleba niczym krowa kępę wyrwanej zębami z łąki trawy.
Mojżesz zasłonił twarz przed płonącym ogniem krzewem świadomy potęgi Boga, a także swej nędzy oraz własnej niegodziwości. Gołymi stopami stał przed Panem Abrahama, Izaaka i Jakuba na świętej ziemi, oddając Stwórcy całym sobą cześć i chwałę; a my?!...
My uważamy się za godnych, bo przecież ułaskawionych, uwolnionych i odkupionych Najdroższą Krwią Jezusa Chrystusa, a więc i uświęconych, ukoronowanych na dzieci Boże, więc mogących sobie pozwolić na, nie tylko obmacywanie Boga śmiałym i dumnie wzniesionym wzrokiem, wpatrujących się w Niego zuchwałych oczu, ale i rękoma, obmywanymi rozgrzeszeniem, jakiego sami sobie często udzielamy, wcielając się w rolę Piłata.
Anna Katarzyna Emmerich wspomina w swych zapisanych i jakże obrazowo, realistycznie opisanych objawieniach Słowa naszego Zbawiciela, wyrażającego ogromny ból, jaki ludzie zadają Mesjaszowi ostrzem lekceważącego sposobu przyjmowania przez nich Komunii Świętej. My jednak w ogóle nie zwracamy uwagi na owe upomnienie. Zuchwale i pysznie ignorujemy Boże pouczenie przedstawione nam przez ową niemiecką mistyczkę, stygmatyczkę i wizjonerkę katolicką. Mojżesz, któremu Pan Abrahama, Pan Izaaka i Pan Jakuba nakazuje zdjąć sandały, gdyż ten wszedł na ziemię świętą, pokornie wykonuje prośbę i polecenie Stwórcy, stając przed Ojcem Niebieskim boso, ale nie my!, bo my przecież nie musimy słuchać „obłędnych” wywodów Anny Katarzyny Emmerich!, być może gorejącej w cierpieniu posiadanych przez niemiecką mistyczkę stygmatów i z powodu ognistego bólu nieświadomej tego, co się wokół niej dzieje, a jednocześnie niezdolnej odróżnić zjawiska rzeczywistych wydarzeń od objawów nieposkromionej wyobraźni?, gdyż my jesteśmy szczególnie umiłowani przez Boga, ponieważ odkupieni Całopalną Ofiarą Jego Jednorodzonego Syna, a przez to i łagodnie traktowani łaską Miłosierdzia i nie poddawani nigdy Sądowi Bożej Sprawiedliwości. Na przytoczone przez wspomnianą katolicką wizjonerkę Słowa Chrystusa ludzie często reagują eksplozją spontanicznego, szyderczego śmiechu. Uważają bowiem, że wprowadzony przez pewnych hierarchów Kościoła zwyczaj przyjmowania Komunii Świętej byle jak i od kogokolwiek jest czymś absolutnie normalnym, bo podyktowanym duchem współczesnego czasu. Zapominają, że owym duchem, decydującym o charakterze relacji człowieka z Bogiem, nie powinien być świat cywilizacji śmierci i humanizacji zwierząt, a Duch Święty!
Kilkakrotnie byłam świadkiem sytuacji w kościele francuskim, w której ksiądz, zainspirowany dużą ilością parafian uczestniczących w nabożeństwie Eucharystii i przystępujących do Komunii Świętej, odwracał się w kierunku ministrantów lub członków obok znajdującego się chóru, wręczając przygodnie wybranej osobie kielich z Ciałem Chrystusa, prosząc tę losowo wyłowioną z grupy osobą owym spontanicznym gestem o pomoc w rozdawaniu wiernym Okruchów Chleba. Osobiście poznałam też dwóch homoseksualistów, żyjących ze sobą w związku partnerskim, nie ukrywających a nawet afiszujących swe życie w grzechu, a zaangażowanych przez proboszcza do (między innymi) udzielania Komunii Świętej.
A łaska uświęcająca?!... Czyżby chociaż sakrament pokuty nie był nawet w tak szczególnym momencie wymagany?!...
Spotkałam się wówczas z niezwykle prostym i jakże popularnym, a przez to i oczywistym uzasadnieniem wyliczonych powyżej sytuacji – „Bóg jest MIŁOSIERNY”.
Czy, skoro Pan Abrahama, Pan Izaaka i Pan Jakuba był wymagający oraz bezkompromisowo konsekwentny wobec Mojżesza, to znaczy, że nie kochał go tak jak nas obecnie miłuje?! Czy, skoro wobec nas Bóg jest bardziej pobłażliwy i łaskawy, bo MIŁOSIERNY, to znaczy, że jesteśmy lepsi od samego Mojżesza?!...
Z pewnością wyżej opisane zachowania księży są czynami raniącymi uczucia niejednego kapłana oddanego Bogu. Nie ukrywam, że serce moje pęka z powodu odczuwanego wówczas bólu. Nie chcę jednak skupiać się na owych aktach bluźnierstwa i świętokradztwa. Proszę jedynie o modlitwę w intencji pasterzy, zawierzając ich jednocześnie modlitwą Matce Bożej – Matce Słowa Przedwiecznego a Pana naszego Jezusa Chrystusa, błagając o błogosławieństwo i łaski, dzięki którym będą oni mogli wypełniać swe powołanie zgodnie z wolą Boga na chwałę i cześć Ojca naszego Wszechmogącego, a także na pożytek nasz i całego Kościoła Świętego.
Proszę również:
Zastanówmy się nad własnym stosunkiem do Pana Abrahama, Izaaka i Jakuba, do Syna Jednorodzonego, którego Bóg dał, abyśmy wierząc w Niego, mieli życie wieczne. Przecież nie jesteśmy stadem gołębi, gromadzących się pod ołtarzem jak na bulwarze, a Komunia Święta to Pan Jezus a nie! okruchy sczerstwiałego chleba, rzucanego hojnie dłonią kapłana a wydłubywanego łakomie przez upierzone gromady ptaków. Kiedy więc spotkamy na swej drodze do Królestwa Niebieskiego kapłana, którego ustami Bóg upomina nas i każe „zdjąć sandały ze względu na świętą ziemię, na której stoimy,” przystąpieniem do sakramentu pokuty jako warunku przyjęcia Ciała i Krwi Chrystusa, nie rzucajmy kamieniami w pasterza czującego się za swe owce odpowiedzialnym, mając na względzie nie tylko Boże Miłosierdzie, ale przede wszystkim Bożą Sprawiedliwość.
Nie jesteśmy bowiem lepsi od Mojżesza (?!)...



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz