„Przyjdźcie
do Mnie wszyscy, którzy utrudzeni i obciążeni jesteście, a Ja was pokrzepię.
Weźcie na siebie moje jarzmo i uczcie się ode Mnie, bo jestem cichy i pokornego
serca, a znajdziecie ukojenie dla dusz waszych. Albowiem słodkie jest Moje
jarzmo, a Moje brzemię lekkie.”
(Mt 11,28-30)
Szósta rano…
Wybrałam się na spacer
z psem do parku, w którym królowała dominująca jeszcze noc delikatnie
rozpraszana mglistymi strumieniami przydrożnych latarni a ptaki rozkosznie
śpiewały poranną modlitwę błagalną, anonsując powoli i opornie zapowiadający
się dzień. Przechodząc wzdłuż rzeczki sąsiadującymi z nią alejkami
przypomniałam sobie słowa z filmu Perry’ego Langa pod tytułem „Wywiad z Bogiem”:
„Złe rzeczy zdarzają się czasami dobrym
ludziom”… Zaraz na brzmienie przytoczonej w myślach wypowiedzi, która
pojawiła się zupełnie nieoczekiwanie – jakby w formie zaczepki prowokującej
człowieka do zaangażowania się w głębokie przemyślenia i w ożywioną polemikę,
poczułam lekki sprzeciw wobec wyżej przedstawionego stwierdzenia. Nie
potrafiłam zgodzić się z kolejnością i faktem zasugerowanego splotu złych
rzeczy jako treści codziennego życia dobrych ludzi – treści czasami się
ujawniającej w bolesny i nierzadko niezrozumiały sposób, urzeczywistniającej
się i wprowadzającej w normalny rytm egzystencjalny zamieszanie, chaos,
cierpienie, poczucie bezsilności a niekiedy beznadziei, potwornej, nieznośnej
samotności i wszystkiego, co w ogóle nie jest pożądanym wydarzeniem i
doświadczeniem. Owe złe rzeczy – moim zdaniem – nie zdarzają się czasami dobrym ludziom. One się po prostu dzieją,
pojawiają, wyłaniają i urzeczywistniają w bolesnych przyczynach oraz
(wydawałoby się) niesprawiedliwych zalążkach różnorodnych okoliczności,
sytuacji czy relacji. Owe złe rzeczy są niczym skrzynia z narzędziami, które
rzeźbią, kształtują, nadają formę osobowości, szlifują i polerują karaty zalet
lub uwypuklają i obnażają brzydotę wad. Efekt wspomnianego warsztatu bolesnych
doświadczeń zleży od stosunku człowieka do Boga, od jego „cichości i pokory
serca” – wrażliwości, od jego wiary, miłości, nadziei i zaufania. Nie ma bowiem
ludzi dwóch kategorii. Ludzie nie rodzą się dobrzy czy źli – oni się tacy stają
w wyniku dzieciństwa, młodości, dojrzałości, codziennego życia i doświadczeń,
jakie los tłoczy kroplami wina z relacji międzyludzkich przelewając słodycz lub
zgorzkniałość charakteru w baniaki osobowości. Bardzo dużo zależy – nie tylko
od wrodzonych cech i predyspozycji, ale od stosunku będącego więzią człowieka z
Bogiem.
Ludzie są specyficzni.
Potrafimy być dumni, nieprzystępni, zarozumiali i dominujący. W laurach
sukcesów i powodzenia wydajemy się nie potrzebować Boga. Szczęście, jako
gwarant wygody i luksusu doczesnego życia, budzi w nas samozwańcze zapędy do
samouwielbienia. W świetle sukcesów i podniebnych wzlotów sami siebie potrafimy
okrzyknąć bogiem i panem własnego życia, własnego losu, o czym Stwórca
doskonale wie. Zatem – śmiem twierdzić – z tytułu owej znajomości ludzkiej
natury Ojciec Niebieski dopuszcza złe rzeczy w codziennych doświadczeniach
człowieka, by wydobyć w nim to, co najlepsze i najpiękniejsze, a tym samym by
ocalić go od potępienia i cierpienia wiekuistego, by „zachować od ognia piekielnego
i zaprowadzić do Nieba”. Owe złe rzeczy kruszą w nas pychę, uczą pokory,
uświadamiają nam naszą słabość i ułomność, naszą kruchość i niemoc, naszą
marność i bezsilność. Odkrywają w nas Boże dzieci. Przybliżają nas do Ojca
Niebieskiego, w którego ramionach znajdujemy pokrzepienie i pocieszenie,
miłość, nadzieję i bezpieczeństwo, poczucie własnej wartości i życie wieczne.
Owe złe rzeczy otwierają nas na drugiego człowieka, budząc wobec bliźniego
większą wyrozumiałość i cierpliwość, wrażliwość i delikatność. Owe złe rzeczy
potrafią w człowieku zasiać dobro, wydobyć dobro, uświęcić dobro. Owoce
ludzkiego dobra zależą od charakteru relacji nas samych z Bogiem.
Niektórzy oczywiście
mogą się nie zgodzić z moimi osobistymi przemyśleniami. Często bowiem spotykam
ludzi sukcesu, mówiących otwarcie o sobie: „jestem dobrym człowiekiem” – ludzi
oddanych Panu Bogu, posługujących i obdarzonych charyzmatami, zaangażowanych w
różnorodne akcje charytatywne, ale…
Czy prawdziwie dobry
człowiek powie o sobie w ten właśnie sposób, czy tak się przedstawi innym?!
Dobro – w moim odczuciu
– to proces uświęcania duszy poprzez życie zgodne z wolą Boga, poprzez
nieustanną pracę nad sobą, poprzez ciche i pokorne przyjmowanie na siebie
jarzma, poprzez szukanie pokrzepienia i ukojenia w ramionach Chrystusa, poprzez
staranne i konsekwentne naśladowanie Jezusa.
Najlepszym egzaminem kiełkującego
czy kwitnącego, dojrzewającego czy owocującego w nas dobra są właśnie złe
rzeczy – sytuacje ekstremalne, pełne zagrożenia, dyskomfortu, kryzysu,
cierpienia i bólu, głodu i bezdomności, odrzucenia i samotności, biedy i nędzy,
niespełnionych marzeń, obumarłych zamiarów i niepowodzeń oraz porażek,…
sytuacje, które nierzadko niejednego zniżają do poziomu (nawet!) zezwierzęcenia.
Owe złe rzeczy pozwalają nam samym poznać siebie, zobaczyć w jaki sposób
jesteśmy się w stanie zachować, co wymaga w nas zmiany na lepsze, większej
pracy. Nie zawsze bowiem to, co w ludzkich oczach jest zaszczytne i szlachetna,
w oczach Boga rośnie do podobnej rangi realnej wartości. Nie zawsze to, co nam
wydaje się dobre, w taki sam sposób odczytywane jest przez Ojca Niebieskiego.
Co zatem powinniśmy
robić? Jak winniśmy żyć, by się uświęcić, i jak postępować, by stać się dobrym
człowiekiem?
Musimy zaufać Bogu,
oddać Mu się bez reszty i zawierzyć bez wahania. Musimy być częścią Ojca
Wszechmogącego. Musimy również pogodzić się z tym, że złe rzeczy są po prostu
wpisane w ludzką rzeczywistość, że mogą lub będą się dziać, doświadczając nas w
bólu i w cierpieniach, w porażkach i w rozgoryczeniach. Musimy również zachować
wiarę i świadomość, iż tylko w Bogu i z Bogiem z owych złych rzeczy jesteśmy w
stanie wybrnąć czy wyjść z podniesionym czołem, stając się silniejsi, lepsi,
wrażliwsi, bogatsi i prawdziwie dobrzy. Nie wolno nam tracić nadziei. Nie wolno
nam pogrążać się w osobistym bólu, w unieszczęśliwiającej nas samotności
pozbawionej relacji z Bogiem, gdyż wówczas narażamy się na wyniszczenie, na zgorzknienie,
na stanie się człowiekiem złym, zawziętym i nieufnym, pretensjonalnym i
złowrogo nastawionym do ludzi oraz świata, dławiącym się własnym żalem,
rozdrapującym poranienia i tonącym w otchłani duchowego potępienia. Musimy
wierzyć, wiedzieć i pamiętać, że nigdy nie jesteśmy sami – zwłaszcza! w
cierpieniu, że zawsze i wszędzie możemy zwrócić się o pokrzepienie i ukojenie
do Chrystusa, bo Jego ramiona czekają z utęsknieniem na wszystkich utrudzonych
i obciążonych.
Złe rzeczy nie trafiają
się czasami dobrym ludziom. Złe rzeczy rodzą dobrych ludzi dzięki Bożej
Opatrzności i Miłości oraz dzięki człowiekowi, potrafiącemu ową Opatrzność i
Miłość przyjąć zachłannym, szczerym sercem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz