sobota, 5 października 2019

DOBRZY LUDZIE


„Przyjdźcie do Mnie wszyscy, którzy utrudzeni i obciążeni jesteście, a Ja was pokrzepię. Weźcie na siebie moje jarzmo i uczcie się ode Mnie, bo jestem cichy i pokornego serca, a znajdziecie ukojenie dla dusz waszych. Albowiem słodkie jest Moje jarzmo, a Moje brzemię lekkie.”
(Mt 11,28-30)

Szósta rano…
Wybrałam się na spacer z psem do parku, w którym królowała dominująca jeszcze noc delikatnie rozpraszana mglistymi strumieniami przydrożnych latarni a ptaki rozkosznie śpiewały poranną modlitwę błagalną, anonsując powoli i opornie zapowiadający się dzień. Przechodząc wzdłuż rzeczki sąsiadującymi z nią alejkami przypomniałam sobie słowa z filmu Perry’ego Langa pod tytułem „Wywiad z Bogiem”: „Złe rzeczy zdarzają się czasami dobrym ludziom”… Zaraz na brzmienie przytoczonej w myślach wypowiedzi, która pojawiła się zupełnie nieoczekiwanie – jakby w formie zaczepki prowokującej człowieka do zaangażowania się w głębokie przemyślenia i w ożywioną polemikę, poczułam lekki sprzeciw wobec wyżej przedstawionego stwierdzenia. Nie potrafiłam zgodzić się z kolejnością i faktem zasugerowanego splotu złych rzeczy jako treści codziennego życia dobrych ludzi – treści czasami się ujawniającej w bolesny i nierzadko niezrozumiały sposób, urzeczywistniającej się i wprowadzającej w normalny rytm egzystencjalny zamieszanie, chaos, cierpienie, poczucie bezsilności a niekiedy beznadziei, potwornej, nieznośnej samotności i wszystkiego, co w ogóle nie jest pożądanym wydarzeniem i doświadczeniem. Owe złe rzeczy – moim zdaniem – nie zdarzają się czasami dobrym ludziom. One się po prostu dzieją, pojawiają, wyłaniają i urzeczywistniają w bolesnych przyczynach oraz (wydawałoby się) niesprawiedliwych zalążkach różnorodnych okoliczności, sytuacji czy relacji. Owe złe rzeczy są niczym skrzynia z narzędziami, które rzeźbią, kształtują, nadają formę osobowości, szlifują i polerują karaty zalet lub uwypuklają i obnażają brzydotę wad. Efekt wspomnianego warsztatu bolesnych doświadczeń zleży od stosunku człowieka do Boga, od jego „cichości i pokory serca” – wrażliwości, od jego wiary, miłości, nadziei i zaufania. Nie ma bowiem ludzi dwóch kategorii. Ludzie nie rodzą się dobrzy czy źli – oni się tacy stają w wyniku dzieciństwa, młodości, dojrzałości, codziennego życia i doświadczeń, jakie los tłoczy kroplami wina z relacji międzyludzkich przelewając słodycz lub zgorzkniałość charakteru w baniaki osobowości. Bardzo dużo zależy – nie tylko od wrodzonych cech i predyspozycji, ale od stosunku będącego więzią człowieka z Bogiem.
Ludzie są specyficzni. Potrafimy być dumni, nieprzystępni, zarozumiali i dominujący. W laurach sukcesów i powodzenia wydajemy się nie potrzebować Boga. Szczęście, jako gwarant wygody i luksusu doczesnego życia, budzi w nas samozwańcze zapędy do samouwielbienia. W świetle sukcesów i podniebnych wzlotów sami siebie potrafimy okrzyknąć bogiem i panem własnego życia, własnego losu, o czym Stwórca doskonale wie. Zatem – śmiem twierdzić – z tytułu owej znajomości ludzkiej natury Ojciec Niebieski dopuszcza złe rzeczy w codziennych doświadczeniach człowieka, by wydobyć w nim to, co najlepsze i najpiękniejsze, a tym samym by ocalić go od potępienia i cierpienia wiekuistego, by „zachować od ognia piekielnego i zaprowadzić do Nieba”. Owe złe rzeczy kruszą w nas pychę, uczą pokory, uświadamiają nam naszą słabość i ułomność, naszą kruchość i niemoc, naszą marność i bezsilność. Odkrywają w nas Boże dzieci. Przybliżają nas do Ojca Niebieskiego, w którego ramionach znajdujemy pokrzepienie i pocieszenie, miłość, nadzieję i bezpieczeństwo, poczucie własnej wartości i życie wieczne. Owe złe rzeczy otwierają nas na drugiego człowieka, budząc wobec bliźniego większą wyrozumiałość i cierpliwość, wrażliwość i delikatność. Owe złe rzeczy potrafią w człowieku zasiać dobro, wydobyć dobro, uświęcić dobro. Owoce ludzkiego dobra zależą od charakteru relacji nas samych z Bogiem.
Niektórzy oczywiście mogą się nie zgodzić z moimi osobistymi przemyśleniami. Często bowiem spotykam ludzi sukcesu, mówiących otwarcie o sobie: „jestem dobrym człowiekiem” – ludzi oddanych Panu Bogu, posługujących i obdarzonych charyzmatami, zaangażowanych w różnorodne akcje charytatywne, ale…
Czy prawdziwie dobry człowiek powie o sobie w ten właśnie sposób, czy tak się przedstawi innym?!
Dobro – w moim odczuciu – to proces uświęcania duszy poprzez życie zgodne z wolą Boga, poprzez nieustanną pracę nad sobą, poprzez ciche i pokorne przyjmowanie na siebie jarzma, poprzez szukanie pokrzepienia i ukojenia w ramionach Chrystusa, poprzez staranne i konsekwentne naśladowanie Jezusa.
Najlepszym egzaminem kiełkującego czy kwitnącego, dojrzewającego czy owocującego w nas dobra są właśnie złe rzeczy – sytuacje ekstremalne, pełne zagrożenia, dyskomfortu, kryzysu, cierpienia i bólu, głodu i bezdomności, odrzucenia i samotności, biedy i nędzy, niespełnionych marzeń, obumarłych zamiarów i niepowodzeń oraz porażek,… sytuacje, które nierzadko niejednego zniżają do poziomu (nawet!) zezwierzęcenia. Owe złe rzeczy pozwalają nam samym poznać siebie, zobaczyć w jaki sposób jesteśmy się w stanie zachować, co wymaga w nas zmiany na lepsze, większej pracy. Nie zawsze bowiem to, co w ludzkich oczach jest zaszczytne i szlachetna, w oczach Boga rośnie do podobnej rangi realnej wartości. Nie zawsze to, co nam wydaje się dobre, w taki sam sposób odczytywane jest przez Ojca Niebieskiego.
Co zatem powinniśmy robić? Jak winniśmy żyć, by się uświęcić, i jak postępować, by stać się dobrym człowiekiem?
Musimy zaufać Bogu, oddać Mu się bez reszty i zawierzyć bez wahania. Musimy być częścią Ojca Wszechmogącego. Musimy również pogodzić się z tym, że złe rzeczy są po prostu wpisane w ludzką rzeczywistość, że mogą lub będą się dziać, doświadczając nas w bólu i w cierpieniach, w porażkach i w rozgoryczeniach. Musimy również zachować wiarę i świadomość, iż tylko w Bogu i z Bogiem z owych złych rzeczy jesteśmy w stanie wybrnąć czy wyjść z podniesionym czołem, stając się silniejsi, lepsi, wrażliwsi, bogatsi i prawdziwie dobrzy. Nie wolno nam tracić nadziei. Nie wolno nam pogrążać się w osobistym bólu, w unieszczęśliwiającej nas samotności pozbawionej relacji z Bogiem, gdyż wówczas narażamy się na wyniszczenie, na zgorzknienie, na stanie się człowiekiem złym, zawziętym i nieufnym, pretensjonalnym i złowrogo nastawionym do ludzi oraz świata, dławiącym się własnym żalem, rozdrapującym poranienia i tonącym w otchłani duchowego potępienia. Musimy wierzyć, wiedzieć i pamiętać, że nigdy nie jesteśmy sami – zwłaszcza! w cierpieniu, że zawsze i wszędzie możemy zwrócić się o pokrzepienie i ukojenie do Chrystusa, bo Jego ramiona czekają z utęsknieniem na wszystkich utrudzonych i obciążonych.
Złe rzeczy nie trafiają się czasami dobrym ludziom. Złe rzeczy rodzą dobrych ludzi dzięki Bożej Opatrzności i Miłości oraz dzięki człowiekowi, potrafiącemu ową Opatrzność i Miłość przyjąć zachłannym, szczerym sercem.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz