sobota, 13 lipca 2019

NA KOLANACH


„Oto Ja was posyłam jak owce między wilki. Bądźcie roztropni jak węże, a nieskazitelni jak gołębie. Miejcie się na baczności przed ludźmi! Będą was wydawać sądom i w swych synagogach będą was biczować. Nawet przed namiestników i królów będą was prowadzić z mego powodu, na świadectwo im i poganom. Kiedy was wydadzą, nie martwcie się o to, jak ani co macie mówić. W owej bowiem godzinie będzie wam poddane, co macie mówić, gdyż nie wy będziecie mówili, lecz Duch Ojca waszego będzie mówił przez was. Brat wyda brata na śmierć i ojciec syna; dzieci powstaną przeciw rodzicom i o śmierć ich przyprawią. Będziecie w nienawiści u wszystkich z powodu mego imienia. Lecz kto wytrwa do końca, ten będzie zbawiony. Gdy was prześladować będą w tym mieście, uciekajcie do innego. Zaprawdę powiadam wam: Nie zdążycie obejść miast Izraela, nim przyjdzie Syn Człowieczy.”
(Mt 10,16-23)

Słowami wczorajszej Ewangelii Pan Jezus wyraźnie i dobitnie powołuje nas do wytrwałości w wierze i do wierności Bogu, do bycia mężnymi i niezłomnymi, konsekwentnymi i stanowczymi oraz odważnymi, do bycia pokornymi i cierpliwymi oraz nieskazitelnymi niczym gołębica, ale jednocześnie do bycia sprytnymi i roztropnymi jak wąż. Przytoczony apel absolutnie nie kojarzy mi się z bierną, uległą, nijaką i jałową postawą wobec wszelkich zniewag, obelg, bluźnierstw i profanacji Bożego Imienia, z postawą człowieka stworzonego do bicia i poniżania, deptania i opluwania. Chrystus wyraźnie zaznacza, prosząc jednocześnie byśmy byli „w nienawiści u wszystkich” z powodu wyznawanej przez chrześcijan wiary, iż w godzinie, w której „będziemy sądzeni, biczowani w synagogach, prowadzeni przed namiestników i królów”, winniśmy zachować godność niezłomnego, bohaterskiego rycerza, stojącego na straży wartości, będących całym bogactwem Ojca Niebieskiego, jakie nam jest przekazywane w każdej minucie codziennego życia. Jezus nawołuje nas do postawy walecznej i odważnej, ale nie opartej na agresji czy przemocy, a na całkowitym zaufaniu wobec Boga. Syn Człowieczy powołuje nas do przyjęcia postawy będącej formą bezwzględnego i bezkompromisowego zawierzenia się Stwórcy. Chrystus wyraźnie zaznacza, że narzędziem obrony Imienia Boga, Jego praw i wartości, a tym samym nas samych ma być, nie miecz!, ale słowo. Jezus składa obietnicę Swym prześladowanym wyznawcom, że wspomniane słowo jako narzędzie obrony „będzie pochodziło od Ducha Ojca Niebieskiego”. Prosi jednocześnie, by poniżani, „osądzani, biczowani czy prowadzeni przed namiestników i królów” chrześcijanie „nie martwili się o to, jak ani co mają mówić”, by bezgranicznie zaufali Bogu, który za wierność i wytrwałość w wierze otoczy Swoje dzieci ochronnym płaszczem Mądrości.
Tymczasem… współczesny Kościół zdaje się sprzeniewierzać Chrystusowi, krnąbrnym nieposłuszeństwem i samowolnym wymykaniem się z obowiązku przyjęcia postawy godnego, walecznego, odważnego i niezłomnego stróża dobrego Imienia swego Pana i Stwórcy. Dziś – mam wrażenie – hierarchowie i dostojnicy Kościoła (z drobnymi, szlachetnymi wyjątkami) wydają się nie posiadać bezgranicznego zaufania wobec Boga. Wydają się w lęku i w zatrwożeniu wymykać się spod obowiązku zawierzenia ciał i dusz oraz ról i powołań swemu Stwórcy i Panu. Wydają się ulegać niecierpliwości i przerażeniu, a tym samym wydają się wyprzedzać działanie Ducha Ojca Niebieskiego poprzez decyzje, podejmowane w czysto ludzki sposób, jak i czyny oraz wypowiedzi, będące wynikiem czysto ludzkiego zaangażowania, pozbawionego Bożego natchnienia i Mądrości. Dziś Kościół zdaje się być, nie w wierności swemu Panu i Stwórcy, nie w wytrwałości i w niezłomności wiary oraz zaufania, a na kolanach i to nie przed Bogiem, lecz człowiekiem. Dziś bowiem – mam wrażenie – podejmuje się działania, zmuszające chrześcijanina do przyjęcia postawy służalczej i niewolniczej wobec bliźniego. Ja natomiast kolana mogę i powinnam! ugiąć, ale tylko i wyłącznie przed Bogiem. Kościół tym czasem – mam nieodparte wrażenie – zmusza mnie do poczucia winy wobec wszystkich za… wszystko?!... za to, że jestem chrześcijanką?!... za to, że ktoś widzi we mnie chodzące zło, bo niedopasowana do ducha czasu współczesnego świata i wbrew wszechobecnej, zrobaczywiałej i bezgranicznej tolerancji wszystkiego, co „ludzkie” ośmielam się, i staram się przestrzegać Bożych Przykazań – Bożego PRAWA kosztem oczekiwań oraz wymysłów chorego społeczeństwa?!... za to, że Ojca Niebieskiego kocham całą sobą i stawiam Jego Majestat na pierwszym miejscu w swoim doczesnym życiu?!...
Nie czuję się winna. Nie zamierzam klękać usłużnie i niewolniczo przed człowiekiem. Nie zamierzam również przepraszać za to, za co ustami papieża – głowy Kościoła katolickiego przeprosił już Jan Paweł II. Nie czuję się winną z powodu mojej wiary i przynależności do Chrystusa. Jestem dumną córką Boga – mego Pana i Stwórcy i jestem z tego powodu kobietą bardzo szczęśliwą mimo wszystko i wbrew wszystkim.
Nie rozumiem. czemu ma służyć poddańcza postawa Kościoła, który aktem przeprosin papieża Franciszka został pchnięty na kolana przed obliczem muzułmanów?! Nie rozumiem!
Czytając artykuł, opublikowany na stronie internetowej „WP wiadomości” 21 czerwca 2019 roku a opracowany przez pana Bartosza Golucha, dowiaduję się, że papież Franciszek przeprasza muzułmanów za przemoc, jakiej dopuścili się wobec nich chrześcijanie.
Czyż nie Pan Jezus zaznacza słowami Ewangelii według świętego Łukasza, iż „ktokolwiek przykłada rękę do pługa, a wstecz się ogląda, nie nadaje się do Królestwa Bożego” (Łk 9,62)?! Czyż nie o. Pio pouczał jako spowiednik i wierny sługa Ojca Niebieskiego, że nie wolno wracać do grzechów, z których człowiek się wyspowiadał i które zostały mu odpuszczone w akcie sakramentu spowiedzi i pokuty?!, więc… skoro święty Jan Paweł II w imieniu wszystkich chrześcijan przeprosił za winy i haniebne czyny Kościoła, to czy papież Franciszek powinien, przykładając rękę do pługa, oglądać się za siebie?!, czy powinien wspominać to, z czego w publicznym wystąpieniu wyspowiadał się jako głowa Kościoła – jako Kościół święty Jan Paweł II?!... W obliczu owych zależności i faktów, jakim prawem zmusza się mnie do uległej postawy na zgiętych kolanach wobec człowieka już poproszonego o przebaczenie?! Czy z powodu bycia chrześcijanką mam całe życie w skulonej pozycji poczucia winy korzyć się przed ludźmi przeproszonymi? Czyż sprawa nie została zamknięta aktem skruchy okazanym przez Kościół w osobie proszącego o wybaczenie świętego Jana Pawła II?! Czyż papież Franciszek nie powinien wreszcie podnieść się z klęczek, w których trwa niestrudzenie i niezłomnie przed muzułmanami, by z równie pięknym i wielkim zaangażowaniem zadbać wreszcie o naszych braci najmniejszych – prześladowanych chrześcijan?!...
Dlaczego w godzinie, w której „Kościół jest osądzany, biczowany, prowadzony przed namiestników i królów”, nie zachowujemy i nie pielęgnujemy godności chrześcijańskiej? Dlaczego przestraszeni bluźnierstwem i niesprawiedliwością oskarżeń odwracamy się od Boga plecami, padając na kolana przed ludźmi nas nienawidzącymi? Czemu to ma służyć?!... Czy aż tak bardzo trwożymy się człowieka? Czy aż tak bardzo nie potrafimy zaufać Bogu, że zamiast Jemu oddajemy cześć na kolanach ludziom, nie czekając na obronne i zbawienne działanie Ducha Ojca Niebieskiego?!
A, niech mnie nienawidzą jako chrześcijanki, niech mnie poniżają, oskarżają, plują na mnie i depczą, traktują jak szaloną i nienormalną czy obłąkaną – nie dbam o to absolutnie. Nie zależy mi na opinii ludzkiej, na poprawnych relacjach, kształtowanych na zależnościach i fundamentach grzesznego zaspokajania potrzeb jednostki i społecznych wyobrażeń lub oczekiwań, niewiele lub nic nie mających wspólnego z Chrystusem, i nie pozwolę!, by ktokolwiek nakazywał mi przyjęcie służalczo-niewolniczej postawy wobec człowieka. Hołd i cześć winna jestem Bogu. Kolana zegnę tylko przed moim Panem i Stwórcą, przed moim Ojcem i Zbawicielem, a w żadnym wypadku nie przed człowiekiem. Tron, który widzą moje oczy, należy tylko i wyłącznie do Boga – mego Króla. W moim codziennym życiu nie ma na nim miejsca dla człowieka, absolutnie!, czy to się komuś podoba, czy nie. Klękając przed człowiekiem – istotą grzeszną i mizerną, to jakbym klękała przed sobą, dopuszczając się aktu bałwochwalstwa i pychy, bluźnierstwa i świętokradztwa. Znam siebie doskonale i wiem, że w żaden sposób nie zasługuję na tego rodzaju wyróżnienie. Na wspomniane wyróżnienie nie zasługuje bowiem żaden człowiek, gdyż z tytułu swej grzesznej i słabej, mizernej i nędznej natury nie jest stworzeniem doskonałym i nieskazitelnym – nie jest stworzeniem równym swemu Stwórcy. Nie będę i nie zamierzam klękać przed bliźnim. Nie oczekuję i nie chcę, by ktokolwiek klękał też przede mną, gdyż jestem niczym wobec mego umiłowanego Pana i Boga.
Przepełnia mnie gorycz i żal z powodu słabości, jałowości i chwiejności obecnego Kościoła, dlatego błagam Ojca Niebieskiego o przebaczenie i modlę się o dary Ducha Świętego dla kapłanów, bym mogła jako owieczka czuć się bezpiecznie i pewnie pod opieką swego pasterza.
Tylko tyle i aż tyle mogę zrobić.
Módlmy się więc za Kościół Święty, za kapłanów, zakonników i siostry zakonne, za osoby konsekrowane i za nas samych, byśmy wszyscy jak jeden mąż w Duchu Świętym godnie i chwalebnie wypełniali wolę Boga Ojca Wszechmogącego, dbając o Jego Imię wbrew wszystkim i wszystkiemu.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz