piątek, 24 maja 2019

POWOŁANI DO MIŁOSIERDZIA


Boże mój…
Patrzę w źrenice doczesnego świata i widzę w nich pychę, arogancję, samowolę, lekceważenie praw i porządków, pogardę i bezczelną śmiałość człowieka wobec Stwórcy jako Ojca Miłosiernego. Czas wydaje się sączyć rytmem przemijania a czyny pławią się w bezgranicznym strumieniu ułaskawień i bezwarunkowej pobłażliwości Rodzicielskiej, do której ludzie uzurpują sobie całkowite prawo. Świadomość, przedstawiająca Boga jako Ojca Miłosiernego i wybaczającego wszystkim wszystko bez względu na cokolwiek, rozrywa wyraźne granice moralnej przyzwoitości, usprawiedliwiając grzech, interpretowany i odczytywany jako przekroczenie godne kary w zależności od przyczyn i okoliczności popełnionego zaniedbania czy dokonanego czynu, zgodnie z czym to, co kiedyś było oczywistym sprzeniewierzeniem się Ojcu Niebieskiemu, dziś jest po prostu indywidualnym punktem widzenia, usprawiedliwieniem słabości i skłonności, określeniem winy lub niewinności w kontekście sytuacji aranżującej zdarzenie. Człowiek – w aktualnej teologicznej (?) oprawie głoszonych nauk – po prostu staje się umiłowanym dzieckiem Boga, któremu Ten nie pozwala i nigdy nie pozwoli cierpieć z tytułu Rodzicielskiej Miłości. Słabość wobec pokus i uległość wobec pragnienia zachowania stanu wygody stają się więc zjawiskiem zupełnie normalnym w myśl powiedzenia, iż „to, co ludzkie, nie jest nikomu obce”, a tym samym nie podlegającym ocenie duchowej kondycji. Wyrzuty sumienia usypiane są i eliminowane Bożym Miłosierdziem, z którego ludzie czerpią niczym z niewysychającego, wiecznie i ponadczasowo bijącego przebaczeniem źródła. Przekonanie, że cokolwiek człowiek by nie zrobił, w żaden sposób nie narazi się na gniew Stwórcy Nieba i Ziemi, wypacza prawdziwy obraz Ojca. Coraz częściej ludzie żyją egoistycznie i samolubnie, narcystycznie i zachłannie, bezczelnie i bezgranicznie korzystając z przywileju Rodzicielskiej Miłości, która – w czysto ludzkim pojęciu – nic nie widzi, niczego nie dostrzega, nie zauważa, nie wychwytuje a już na pewno nie odczytuje grzechu jako grzechu. Boże Miłosierdzie zdaje się przepustką do całkowitej, nieograniczonej wolności. Człowiek natomiast wydaje się uprzywilejowanym stworzeniem, które ma prawo korzystać z codziennego życia według własnych potrzeb i kaprysów, zachcianek czy zamiarów bez względu na konsekwencje podejmowanych decyzji czy działań, eliminowane Ojcowską wyrozumiałością, bezgraniczną Miłością, łaskawością i niezdolnością odczuwania przez Stwórcę gniewu. Wszem wobec głoszona jest prawda o Bożym Miłosierdziu, ale w kontekście podporządkowanym ludzkim wyobrażeniom oraz potrzebom. Wydaje się zatem, że można żyć według własnych upodobań i według własnej woli w nieograniczonym przekonaniu i w nieokiełznanej wierze, iż Królestwo Niebieskie po prostu nam się należy, bo jesteśmy dziećmi Stwórcy i tyle! – nie ma innego warunku, jaki powinien być spełniony, aby dostąpić wspomnianego zaszczytu życia wiecznego w szczęśliwości. Z owego uzurpowania sobie bezdyskusyjnego (?!) prawa do Bożego Miłosierdzia, jako bezgranicznej zdolności Ojca do przebaczania Swym umiłowanym dzieciom wszystkiego bez względu na kogokolwiek i cokolwiek, wyłania się równocześnie zaniedbanie sakramentu pokuty i pojednania się człowieka z Bogiem. Świadome zakorzenianie się w przekonaniu, że co bym nie zrobiła czy zrobił i tak będę rozgrzeszony lub rozgrzeszona, i tak dostąpię łaski przebaczenia i cieszenia się życiem wiecznym w Królestwie Niebieskim, w konsekwencji buduje stan pychy, egocentryzmu, narcyzmu i egoizmu. Skoro bowiem Bóg jest Miłosierny, nie muszę dbać o czystość serca, nie muszę przejmować się duchowym rozwojem i duchową kondycją, nie muszę starać się o uświęcenie własnego ciała czy duszy oraz doczesności, nie muszę pracować i inwestować w bycie wyróżnionym i zasiadającym po prawicy Ojca – w końcu w tak optymistycznie różowy sposób poznajemy Stwórcę Nieba i Ziemi podczas nauki religii czy spowiedzi, albo i nierzadko podczas Eucharystii. Owa niebezpieczna i niepohamowana wiara w bezgraniczne Miłosierdzie, którego ludzie nadużywają w coraz to bardziej bezczelny sposób, wypacza prawdziwy obraz Boga, czego potwierdzeniem są słowa Jezusa Chrystusa wypowiedziane przez Niego OSOBIŚCIE do świętej siostry Faustyny:
„Miłosierdzie moje nie chce tego, ale sprawiedliwość każe.”
(20; „Dzienniczek” siostry Faustyny),
o czym zdajemy się zapominać, co zdajemy się ignorować i odrzucać, zaniedbując nawet! w psychologii stwierdzony fakt, że szczerze kochający i szczerze zaangażowany w dobro dziecka rodzic jest nie tylko wybaczającym, przebaczającym, usprawiedliwiającym, niegniewającym się rodzicem, ale i wymagającym. Ludzie natomiast – prawdopodobnie dla własnej wygody doczesnego życia – patrzą na Ojca Niebieskiego, ale tylko i wyłącznie przez pryzmat cech odpowiadającym ich oczekiwaniom. Dziś bowiem Miłosierdzie odczytuje się jedynie w kontekście mojego, osobistego prawa do bezwarunkowego otrzymania łaski przebaczenia. Dziś bowiem nic nie mówi się o Bożej Sprawiedliwości. Dziś nawet nie wspomina się wyżej przytoczonej wypowiedzi Jezusa Chrystusa, zanotowanej w „Dzienniczku” przez siostrę Faustynę. Dziś po prostu zakorzenia się człowieka w przekonaniu, że Bóg jest tylko i wyłącznie! Miłosierny i Dobry, więc na pewno nie będzie się gniewał, na pewno nie będzie rozpamiętywał naszych grzechów, na pewno wszystko nam wspaniałomyślnie wybaczy, na pewno wszystko puści w zapomnienie, dlatego można żyć jak się chce i jak się zamierza, według własnej woli, bo przecież jakość ludzkiej codzienności nie jest czymś ważnym i istotnym dla Pana Nieba i Ziemi, który tak czy inaczej zapełni umiłowanymi grzesznikami (!) Królestwo Niebieskie, skazując piekło na całkowite pustki i brak frekwencji.
Z owym konkretnym, wyżej opisanym a dominującym współcześnie przekonaniem absolutnie nie jestem w stanie się zgodzić.
Nie mam żadnych wątpliwości, że wszyscy zostaliśmy powołani do Miłosierdzia, ale nie na zasadzie przywłaszczania sobie prawa do Bożej wyrozumiałości i bezgranicznej, bezwarunkowej miłości, której fundamentem jest wspaniałomyślna zdolność Stwórcy do rozgrzeszania i lekceważenia win, a na zasadzie obowiązku stawania się podobnym do Ojca Niebieskiego. Uważam, iż Pan Nieba i Ziemi stawia przed ludźmi konkretne, Rodzicielskie oczekiwania. Wymaga od Swych dzieci, by starały się być podobne do Ojca, by „były miłosierne jak On Sam jest miłosierny” (Łk 6,36), by troszczyły się nie tylko o własne dusze, ale przede wszystkim by wstawienniczo i błagalnie oraz dziękczynnie modliły się także! za dusze bliźnich, by zabiegały o zbawienie dla wszystkich stworzeń ludzkich, by z miłością prosiły Boga o łaskę odpuszczenia przewinień i grzechów błądzącym.
Iluż z nas w intencji nawrócenia konkretnego człowieka, wroga czy nieprzyjaciela sięga po różaniec? Iluż z nas strzeliście wzdycha do Ojca Niebieskiego z troską i miłością prosząc o łaskę wiary dla przygodnie poznanego lub spotkanego bliźniego? Iluż z nas potrafi modlić się w intencji człowieka, który nas zranił?
To jest dar Miłosierdzia. Na tym właśnie polega Miłosierdzie. Stanowi ono duchowe zaangażowanie w nawrócenie bratniej duszy. Pragnę nawet wyraźnie zaznaczyć, iż przekonana jestem, że ogniem naszej osobistej posługi jaką jest właśnie modlitwa za bliźnich kruszymy surowość Bożej Sprawiedliwości, że poprzez nasze zaangażowanie w duchową przyszłość kogoś grzesznego i zagubionego jesteśmy w stanie wyprosić łaskę przebaczenia i dostąpienia życia wiecznego w Królestwie Niebieskim konającemu, a przez tę troskliwą miłość i sobie samym. Mam bowiem w sercu wiarę, że Ojciec Niebieski odsłonił tajemnicę Swego Miłosierdzia przed siostrą Faustyną, a za jej pośrednictwem również i przed nami, by uświadomić nam jak bardzo pragnie, abyśmy się o siebie wzajemnie troszczyli, dbając o zbawienie wszystkich bez wyjątku, a my?!... My tymczasem dbamy jedynie o siebie samym, pozwalając sobie na całkowitą swobodę i wygodę w doczesnym życiu, rozgrzeszając się i uniewinniając, głosząc sztandarowe, nadużywane bezczelnie przekonanie, że Bóg nam wybaczy, bo jest dobry i miłosierny…
Iluż z nas przyjmuje Komunię Świętą wynagradzającą? Iluż z nas spotyka się z Bogiem na Eucharystii, poświęcając ofiarę Mszy Świętej w intencji nawrócenia grzeszników? Iluż z nas przyjmuje cierpienie, oddając Panu osobisty ból w formie wynagrodzenia za tych, którzy Go obrazili i rozczarowali, zawiedli i odrzucili, zranili i upokorzyli? Iluż z nas, widząc grzechy, zaniedbania, uchybienia i winy bliźniego, wzdycha do Boga, błagalnie prosząc by Pan mu wybaczył, bo nie wie biedak, co czyni?...
Nie dbamy o zbawienie bratnich dusz. Nie dbamy o duchową przyszłość bliźnich. Zapominamy o Bożej Sprawiedliwości. Karmimy twardniejące i zuchwałe serca przekonaniem o własnej bezkarności, która jest owocem Rodzicielskiej Miłości jaką Ojciec Niebieski otacza Swoje dzieci.
Chyba nie rozumiemy tajemnicy, wartości, sensu i wyjątkowego piękna Bożego Miłosierdzia.
Święta siostra Faustyna pisze:
„Przez te dwa dni przyjmowałam Komunię św. Wynagradzającą i rzekłam do Pana: Jezu, dziś wszystko ofiaruję za grzeszników, niech ciosy Twej sprawiedliwości uderzają we mnie, a morze miłosierdzia niech ogarnie biednych grzeszników. – I wysłuchał Pan prośby mojej; wiele dusz wróciło do Pana, ale ja konałam pod brzemieniem sprawiedliwości Bożej; czułam, że jestem przedmiotem gniewu Boga najwyższego. Wieczorem cierpienie moje doszło do tak wielkiego opuszczenia wewnętrznego, że jęki wyrywały mi się z piersi mimo woli. Zamknęłam się na klucz w swojej separatce i zaczęłam adorację, czyli godzinę świętą. Wewnętrzne opuszczenie i odczuta sprawiedliwość Boża – to była moja modlitwa; a jęk i ból, który mi się wyrywał z duszy, to zajęło miejsce słodkiej rozmowy z Panem.”
(927, „Dzienniczek” siostry Faustyny),
a tym samym daje swym czytelnikom świadectwo, iż Bóg nas ludzi, naszego żywego i szczerego zaangażowania, naszej pracy i modlitwy potrzebuje do pielęgnowania dzieła Swego Miłosierdzia, by stało się ono dorodnie owocującym drzewem Miłości. W świetle owego powołania zaznacza się niesamowita więź człowieka ze Stwórcą. Bóg okazuje nam Swoje Miłosierdzie tym większe i tym obfitsze, bo skutecznie zagłuszające żądania Sprawiedliwości, im większe i im staranniejsze jest nasze codzienne zaangażowanie w ratowanie bratnich dusz od potępienia wiecznego, w wyławianie bratnich dusz z otchłani piekielnych cierpień siecią modlitw o ich nawrócenie.
Tak właśnie rozumiem swoją rolę w byciu córką Ojca Niebieskiego. Tak pojmuję Boże Miłosierdzie i moje w Nim uświęcenie.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz