„Jeden
z uczonych w Piśmie zbliżył się do Jezusa i zapytał Go: „Które jest pierwsze ze
wszystkich przykazań?”. Jezus odpowiedział: „Pierwsze jest: Słuchaj, Izraelu,
Pan Bóg nasz, Pan jest jedyny. Będziesz miłował Pana Boga swego całym swoim
sercem, całą swoją duszą, całym swoim umysłem i całą swoją mocą. Drugie jest
to: Będziesz miłował bliźniego swego jak siebie samego. Nie ma innego
przykazania większego od tych.”. Rzekł Mu uczony w Piśmie: Bardzo dobrze,
Nauczycielu, słusznieś powiedział, bo Jeden jest i nie ma innego oprócz Niego.
Miłować Go całym sercem, całym umysłem i całą mocą i miłować bliźniego jak
siebie samego daleko więcej znaczy niż całopalenia i ofiary.”.”
(Mk 12, 28b-34)
Bezradnie obserwując bierną postawę chrześcijan – katolików wobec tego wszystkiego, co się wokół nich dzieje na świecie, wobec całkowitego, kompletnego braku szacunku, z którym się godzą i który przyjmują z… pokorą?!, czy raczej głupotą?, wobec profanacji symboli religijnych i miejsc świętych, wobec deptania i poniżania Boga,… zastanawiam się kim w ogóle jestem?!, kim mam lub powinnam być?... Czuję się odzierana z szat godności przez własnych współbraci. Czuję się ofiarą molestowania moralnego. Absolutnie bowiem nie mogę zgodzić się z ową wszechobecną i przerażająco dominującą bierną postawą chrześcijan wobec wszelkich obrzydliwości i okropności. Absolutnie! Absolutnie!
Świat obnaża nagość
Boga, zdzierając z Niego szaty świętości, godności i przyzwoitości, narażając
Go na publiczny wstyd i poniżenie. Świat niszczy Boga, szydzi z Niego i drwi,
pluje Mu w twarz, szarpie Go za włosy, torturuje, depcze, pozbawia czci i
honorów, czyniąc ułudą i poplątaniem zmysłów, a my jako Jego dzieci
uczestniczymy w tej, każdego dnia odtwarzanej Drodze Krzyżowej, biernie się
przyglądając Męce Pańskiej i uparcie trwając w przekonaniu, że właśnie taka
rola nijakiego, tylko!, i być może, ale czy na pewno?!, aż!, rozmodlonego
obserwatora jest miła Ojcu Niebieskiemu, którego świat podrzuca przywiązanego
sznurami pogardy i odrzucenia na zniszczonym, próchniejącym krześle,
stanowiącym karykaturalno prześmiewczy symbol Tronu Króla. Nikt nie wychyla się
z tłumu gapiów, by odważnie i walecznie wcielić się w postać Szymona z Cyreny,
by zawalczyć o Boga i to nie mieczem!, a czynem i słowem. Stoimy gromadnie jak
stado baranów wzajemnie się zaszczuwając obowiązkiem błagalnych próśb w
intencji tego czy tamtego, strzeliście wysyłanych do Ojca Niebieskiego, który
musi sobie radzić sam, korzystając z wrodzonego przywileju bycia wszechmocnym.
Kartkujemy Pismo Święte w poszukiwaniu wyrywanych z kontekstów korzystnych
cytatów – strzępkowych wypowiedzi Jezusa, usprawiedliwiając swą bierność i
duchową znieczulicę, swoją wewnętrzną odporność na całopalenie, którego ofiarą
jest Bóg płonący w ogniu żądz współczesnego świata.
Czyż nie jesteśmy
wówczas podobni do św. Piotra, który trzy razy wyrzeka się swego Pana tuż przed
pieniem kura?! Czyż nie przypominamy wówczas Judasza, który dla osobistych korzyści
sprzedaje Jezusa za trzydzieści srebrników?!...
Porzucamy Boga, oddając
Go jak niewolnika w ręce współczesnego, obrzydliwego i krwiożerczego świata, by
ten czynił z naszym Panem, co mu się rzewnie podoba. Skazujemy dzieci Ojca
Niebieskiego na rzeź bierną postawą i milczeniem. Opowiadamy się najgłośniej za
tymi, którzy mają przychylności politycznych uwarunkowań i przywilejów.
Usprawiedliwiamy się koniecznością bycia miłosiernymi, ale – mam nieodparte
przekonanie – nie mamy zielonego pojęcia czym w ogóle jest Boże Miłosierdzie,
obłędnie zapominając o towarzyszącej Miłosierdziu Bożej Sprawiedliwości.
Szukamy na stronicach Pisma Świętego korzystnych dla sumienia fragmentów, z
których czerpiemy łaski rozgrzeszenia samych siebie przez samych siebie. Nadużywamy
Bożego Miłosierdzia, o czym Sam Pan Jezus podczas objawień wspomniał chociażby
Annie Katarzynie Emmerlich. Nawołujemy się wzajemnie do modlitwy za wszystkich
i wszystko bez dodatkowego zaangażowania w cokolwiek.
Gdzie podziało się
Przykazanie Miłości w codziennym życiu chrześcijan?!
Kiedy wczytuję się w słowa
artykułu Aleksandry Jakubiak, dotyczącego „internetowej akcji polegającej na
publikacji wizerunku Matki Boskiej Częstochowskiej z aureolą w postaci
sześciobarwnej tęczy – symbolu LGBT”, pod którymi z aprobatą i przekonaniem
słuszności podpisują się szerokie rzesze chrześcijan, wrze we mnie niepokój od
rozgoryczenia, smutku, buntu i niezgody z powodu przekłamań oraz
niesprawiedliwości.
Jak można zdefiniować
chrześcijaństwo jako „relację z Osobami”?!
W moim odczuciu
duchowej miłości do Boga, jaką szczerze odczuwam w swoim sercu, jest to forma
niesprawiedliwej, bo wybrakowanej charakterystyki mojej wiary, religii,
wyznania, postawy – mnie jako człowieka. To tak, jakbyśmy w odczytywaniu i
przestrzeganiu Przykazania Miłości skupili się i skoncentrowali tylko i
wyłącznie na drugiej części owego przykazania. Wyrwanie owej formy uzupełnienia
wspomnianego przykazania jako sztandaru chrześcijaństwa kojarzy mi się z
nurtem, kierunkiem, celem a tym samym z osobowością właśnie!, współczesnego
świata. Dziś bowiem wszyscy służą i wszystko służy człowiekowi – jego mrocznej,
wielowarstwowej i nieodgadnionej naturze, - człowiekowi, którego trzeba
miłować, kochać, respektować, czcić, wielbić i hołubić mimo wszystko oraz wbrew
wszystkiemu, nawet!, kosztem samego siebie i własnego prawa do szacunku,
któremu dziś nie wolno zwrócić uwagi, którego nie wolno pouczyć lub upomnieć,
któremu pozwala się na zaspokajanie wszelkich odczuwanych potrzeb i popędów bez
względu na konsekwencje. Dziś Boga zrzuca się z piedestału Jego Majestatu pod
stopy istoty ludzkiej. Dziś z Pana i Stworzyciela Nieba oraz Ziemi czyni się
podnóżek ludzkości, uzasadniając ów haniebny, bluźnierczy czyn bezcenną
wartością stosunków międzyludzkich.
Chrześcijaństwo
–
dla mnie! – jest przede wszystkim relacją człowieka z Bogiem, którego
należy „miłować całym sercem swoim, całą duszą swoją, całym swoim umysłem i
całą swoją mocą”, a dopiero przez tę!
relację jest ono formą relacji
jednostki z osobami, które jednostka winna miłować i szanować jak siebie
samą miłuje oraz szanuje.
Zatem!
- zgodnie z
przytoczonym Przykazaniem Miłości, „znaczącym więcej niż całopalenia i ofiary”,
niż nasze modlitwy będące jedynie recytacją pustych słów, bo pozbawionych
odzwierciedlenia swego sensu w czynach i w zaangażowaniu w życie codzienne –
chrześcijanin ma prawo
i obowiązek dbać o Ojca Niebieskiego z pełnym, bezdyskusyjnym poświęceniem
siebie samego, jak również dbać o brata czy siostrę z żądaniem od bliźniego
odwzajemnienia miłości i szacunku do Ojca oraz do siebie samego jako dziecka
Bożego.
TO
jest fundament mojej osobowości. TO jest
droga i kierunek codziennego życia. TO
jest światło Prawdy, które powinno każdemu dziecku Bożemu wskazywać cel
niszcząc w nim wątpliwości, słabości, a budząc waleczność i męstwo oraz
nadzieję, wzmacniając wiarę i rozpalając w duszy oraz w sercu miłość; a to, co
pani Aleksandra Jakubiak – autorka wyżej wspomnianego artykułu – wylicza, jako
konieczności, które chrześcijanin winien wypełniać „w relacjach z Osobami”
(czyli osiem błogosławieństw, stanowiących treść Ewangelii według świętego
Mateusza – Mt 5,3-12) są dla mnie cechami, które ja jako córka Boga Ojca
Wszechmogącego w akcie szczerej Miłości powinnam odczuwać w relacjach z Nim
Samym – z moim Panem!, a nie z bliźnim, czego wyjaśnienie możemy znaleźć w
podsumowaniu owych ośmiu błogosławieństw, w którym wyraźnie jest zaznaczone, że
„błogosławieni jesteście, gdy wam
urągają i prześladują was i gdy z
mego powodu mówią kłamliwie wszystko złe o was”
(Mt 5,12). Zatem „uboga w duchu, smucąca się, cicha, łaknąca i pragnąca
sprawiedliwości, miłosierna, czystego serca, wprowadzająca pokój, cierpiąca
prześladowanie dla sprawiedliwości” jestem dla mojego Taty w imię Jego Miłości.
Wszystkie te przymioty duchowego stanu pokory zachowuję w sobie z wielką czcią
Boga i oddaniem się Jego woli, gdy to mnie
urągają i poniżają, wyśmiewają i opluwają, gdy to o mnie mówią kłamliwie wszystko złe z powodu mojego Pana, z powodu
mojej wiary i religii, z powodu mojego wyznania, ale!, gdy obrażają mojego
Ojca, moją Matkę Maryję, nie zamierzam siedzieć cicha, uboga, nijaka, i
pogrążona tylko i wyłącznie w modlitwie. Oczywiście – podobnie jak pani
Aleksandra Jakubiak – nie zamierzam „obcinać ucha Malchosowi”, wojować mieczem,
od którego mogę jedynie zginąć, posługiwać się agresją, rodzącą jedynie
agresję, lecz będę w wierności Bogu i w walce o Dobre Imię mego Pana prosić o
dary Ducha Świętego, jakimi są: odwaga i męstwo, by stanąć na straży Prawdy i
Miłości.
To nasz chrześcijański
obowiązek!
Jezus Chrystus wyraźnie
bowiem zaznacza, że: „Kiedy nas ciągnąć
będą do synagog, urzędów i władz, nie powinniśmy się martwić, w jaki sposób,
albo czym mamy się bronić lub co mówić, bo Duch Święty nauczy nas, w tej
właśnie godzinie, co należy powiedzieć” (Łk 12,11). A, my – chrześcijanie
ignorujemy ową wypowiedź naszego Pana, pogrążając się jedynie w modlitwie i w
miłosierdziu (?!) wobec bliźniego, stawiając na piedestale Bożego Majestatu
nie!! Stwórcę Nieba i Ziemi, wszystkich rzeczy widzialnych i niewidzialnych, a
człowieka. Zapominamy i zaniedbujemy dar męstwa, który otrzymać możemy od Ducha
Świętego i który powinien być cechą naszego chrześcijańskiego charakteru oraz
postawy.
Kiedy więc czytam, że
pani Aleksandra Jakubiak „martwi się i cierpi z powodu politycznego
wykorzystywania środowiska homoseksualistów do realizacji celów prowadzonych
batalii ścierających się na polu walki kampanii przedwyborczych, że apeluje o
konieczność ujęcia się za tym środowiskiem, by „jakiejś grupie nie przyszło do
głowy uczynić z konkretnych osób kozłów ofiarnych nieodpowiedzialnych działań
polityków”(https://www.tysol.pl/a32163-Aleksandra-Jakubiak-O-wizerunku-Maryi-Nie-obetne-ucha-Malchosowi-moge-tylko-plakac?fbclid=IwAR0NTrqBSuBMeDemRNsNMRqgpWd30GJ1P2EpFcbchxpBnjGdBTDb5Qy0gNo),
mam
ochotę płakać.
Naturalnie nie odbieram
homoseksualistom prawa do szacunku, jaki przysługuje każdemu człowiekowi, ale!,
nie zamierzam się za nimi jakoś szczególnie i z wielkim zaangażowaniem ujmować,
bo to nie są osoby niepełnosprawne fizycznie czy psychicznie, które potrzebują
pomocy osób trzecich w celu wykonania jakiejkolwiek czynności czy wszczęcia
jakiegokolwiek działań. Oni – podobnie jak my wszyscy – otrzymali od Boga dar
wolnej woli, a co za tym idzie i prawo do podejmowania decyzji oraz wyborów,
jak również – jak my wszyscy – zostali obarczeni odpowiedzialnością za własne
słowa, czyny, myśli i zaniedbania. Nie potępiam homoseksualistów. Ujmowanie się
jednak za nimi w sytuacjach, w których są zdolni do analizy oraz interpretacji pewnych zjawisk społecznych, w których są świadomi tego wszystkiego, co ich otacza i z nimi jest związane, w których powinni
samodzielnie podejmować trzeźwe i konstruktywne decyzje, odczytuję (w osobistym
wykonaniu), jako akt przyzwolenia i akceptacji grzechu, uznawanego przez Boga
za obrzydliwy.
Jak zatem skłonić
grzesznika do nawrócenia i pojednania się z Ojcem Niebieskim, kiedy ignoruje się jego
grzech? Czy to nie tak, jakbyśmy aborcję usprawiedliwiali okolicznościami,
których trudności skłaniają kobietę do popełniania tegoż okrutnego aktu
zbrodni? Czy to nie tak, jakbyśmy dzielili włos na czworo, uznając grzech za grzech w zależności od przyczyn jego popełnienia?
Powinniśmy wyjaśnić,
wytłumaczyć, wskazać Drogę jaką jest Jezus Chrystus, wesprzeć grzesznika
modlitwą i postawą oraz świadectwem własnego codziennego życia, by ten poczuł w
sobie pragnienie pojednania się z Ojcem Niebieskim poprzez walkę z pokusami świata i
słabościami swego ciała, by zechciał dokonywać wyborów i podejmować decyzje nie! zgodnie z
własnymi potrzebami czy popędami, nie! według własnej woli, a według woli Boga.
Poza tym, Szanowna Pani Aleksandro Jakubiak, kozłem ofiarnym ówczesnego świata jest
nasz Stwórca. Wszelkie działania i obrzydliwie prowadzone wiece dążą
w konsekwencji do eutanazji Boga, i tym samym!, do wynaturzenia człowieka.
Zastanawiam się, co Pani
miała właściwie na myśli, nawołując do „ujmowania się za wyżej wspomnianym środowiskiem”?...
Osobiście odczuwam potrzebę
pozostania wierną Bogu – Jego woli i Jego Prawom poprzez wypełnianie Przykazania
Miłości w jego pełnym, niczym! nienaruszonym zapisie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz