Boże mój…
Patrzę w źrenice
doczesnego świata i widzę w nich pychę, arogancję, samowolę, lekceważenie praw
i porządków, pogardę i bezczelną śmiałość człowieka wobec Stwórcy jako Ojca
Miłosiernego. Czas wydaje się sączyć rytmem przemijania a czyny pławią się w
bezgranicznym strumieniu ułaskawień i bezwarunkowej pobłażliwości
Rodzicielskiej, do której ludzie uzurpują sobie całkowite prawo. Świadomość,
przedstawiająca Boga jako Ojca Miłosiernego i wybaczającego wszystkim wszystko
bez względu na cokolwiek, rozrywa wyraźne granice moralnej przyzwoitości,
usprawiedliwiając grzech, interpretowany i odczytywany jako przekroczenie godne
kary w zależności od przyczyn i okoliczności popełnionego zaniedbania czy
dokonanego czynu, zgodnie z czym to, co kiedyś było oczywistym
sprzeniewierzeniem się Ojcu Niebieskiemu, dziś jest po prostu indywidualnym
punktem widzenia, usprawiedliwieniem słabości i skłonności, określeniem winy
lub niewinności w kontekście sytuacji aranżującej zdarzenie. Człowiek – w
aktualnej teologicznej (?) oprawie głoszonych nauk – po prostu staje się
umiłowanym dzieckiem Boga, któremu Ten nie pozwala i nigdy nie pozwoli cierpieć
z tytułu Rodzicielskiej Miłości. Słabość wobec pokus i uległość wobec
pragnienia zachowania stanu wygody stają się więc zjawiskiem zupełnie normalnym
w myśl powiedzenia, iż „to, co ludzkie, nie jest nikomu obce”, a tym samym nie podlegającym
ocenie duchowej kondycji. Wyrzuty sumienia usypiane są i eliminowane Bożym
Miłosierdziem, z którego ludzie czerpią niczym z niewysychającego, wiecznie i
ponadczasowo bijącego przebaczeniem źródła. Przekonanie, że cokolwiek człowiek
by nie zrobił, w żaden sposób nie narazi się na gniew Stwórcy Nieba i Ziemi, wypacza
prawdziwy obraz Ojca. Coraz częściej ludzie żyją egoistycznie i samolubnie,
narcystycznie i zachłannie, bezczelnie i bezgranicznie korzystając z przywileju
Rodzicielskiej Miłości, która – w czysto ludzkim pojęciu – nic nie widzi,
niczego nie dostrzega, nie zauważa, nie wychwytuje a już na pewno nie odczytuje grzechu jako grzechu. Boże Miłosierdzie zdaje się przepustką do całkowitej,
nieograniczonej wolności. Człowiek natomiast wydaje się uprzywilejowanym
stworzeniem, które ma prawo korzystać z codziennego życia według własnych
potrzeb i kaprysów, zachcianek czy zamiarów bez względu na konsekwencje
podejmowanych decyzji czy działań, eliminowane Ojcowską wyrozumiałością,
bezgraniczną Miłością, łaskawością i niezdolnością odczuwania przez Stwórcę
gniewu. Wszem wobec głoszona jest prawda o Bożym Miłosierdziu, ale w kontekście
podporządkowanym ludzkim wyobrażeniom oraz potrzebom. Wydaje się zatem, że
można żyć według własnych upodobań i według własnej woli w nieograniczonym przekonaniu
i w nieokiełznanej wierze, iż Królestwo Niebieskie po prostu nam się należy, bo
jesteśmy dziećmi Stwórcy i tyle! – nie ma innego warunku, jaki powinien być
spełniony, aby dostąpić wspomnianego zaszczytu życia wiecznego w szczęśliwości.
Z owego uzurpowania sobie bezdyskusyjnego (?!) prawa do Bożego Miłosierdzia,
jako bezgranicznej zdolności Ojca do przebaczania Swym umiłowanym dzieciom
wszystkiego bez względu na kogokolwiek i cokolwiek, wyłania się równocześnie
zaniedbanie sakramentu pokuty i pojednania się człowieka z Bogiem. Świadome
zakorzenianie się w przekonaniu, że co bym nie zrobiła czy zrobił i tak będę
rozgrzeszony lub rozgrzeszona, i tak dostąpię łaski przebaczenia i cieszenia
się życiem wiecznym w Królestwie Niebieskim, w konsekwencji buduje stan pychy,
egocentryzmu, narcyzmu i egoizmu. Skoro bowiem Bóg jest Miłosierny, nie muszę
dbać o czystość serca, nie muszę przejmować się duchowym rozwojem i duchową
kondycją, nie muszę starać się o uświęcenie własnego ciała czy duszy oraz
doczesności, nie muszę pracować i inwestować w bycie wyróżnionym i zasiadającym
po prawicy Ojca – w końcu w tak optymistycznie różowy sposób poznajemy Stwórcę
Nieba i Ziemi podczas nauki religii czy spowiedzi, albo i nierzadko podczas Eucharystii. Owa
niebezpieczna i niepohamowana wiara w bezgraniczne Miłosierdzie, którego ludzie
nadużywają w coraz to bardziej bezczelny sposób, wypacza prawdziwy obraz Boga,
czego potwierdzeniem są słowa Jezusa Chrystusa wypowiedziane przez Niego
OSOBIŚCIE do świętej siostry Faustyny:
„Miłosierdzie
moje nie chce tego, ale sprawiedliwość każe.”
(20;
„Dzienniczek” siostry Faustyny),
o czym zdajemy się
zapominać, co zdajemy się ignorować i odrzucać, zaniedbując nawet! w
psychologii stwierdzony fakt, że szczerze kochający i szczerze zaangażowany w
dobro dziecka rodzic jest nie tylko wybaczającym, przebaczającym,
usprawiedliwiającym, niegniewającym się rodzicem, ale i wymagającym. Ludzie
natomiast – prawdopodobnie dla własnej wygody doczesnego życia – patrzą na Ojca
Niebieskiego, ale tylko i wyłącznie przez pryzmat cech odpowiadającym ich
oczekiwaniom. Dziś bowiem Miłosierdzie odczytuje się jedynie w kontekście mojego, osobistego prawa do bezwarunkowego otrzymania łaski przebaczenia.
Dziś bowiem nic nie mówi się o Bożej Sprawiedliwości. Dziś nawet nie wspomina
się wyżej przytoczonej wypowiedzi Jezusa Chrystusa, zanotowanej w „Dzienniczku”
przez siostrę Faustynę. Dziś po prostu zakorzenia się człowieka w przekonaniu,
że Bóg jest tylko i wyłącznie! Miłosierny
i Dobry, więc na pewno nie będzie się gniewał, na pewno nie będzie
rozpamiętywał naszych grzechów, na pewno wszystko nam wspaniałomyślnie wybaczy,
na pewno wszystko puści w zapomnienie, dlatego można żyć jak się chce i jak się
zamierza, według własnej woli, bo przecież jakość ludzkiej codzienności nie
jest czymś ważnym i istotnym dla Pana Nieba i Ziemi, który tak czy inaczej
zapełni umiłowanymi grzesznikami (!) Królestwo Niebieskie, skazując piekło na
całkowite pustki i brak frekwencji.
Z owym konkretnym,
wyżej opisanym a dominującym współcześnie przekonaniem absolutnie nie jestem w
stanie się zgodzić.
Nie mam żadnych
wątpliwości, że wszyscy zostaliśmy powołani do Miłosierdzia, ale nie na
zasadzie przywłaszczania sobie prawa do Bożej wyrozumiałości i bezgranicznej,
bezwarunkowej miłości, której fundamentem jest wspaniałomyślna zdolność Stwórcy
do rozgrzeszania i lekceważenia win, a na zasadzie obowiązku stawania się
podobnym do Ojca Niebieskiego. Uważam, iż Pan Nieba i Ziemi stawia przed ludźmi
konkretne, Rodzicielskie oczekiwania. Wymaga od Swych dzieci, by starały się
być podobne do Ojca, by „były miłosierne jak On Sam jest miłosierny” (Łk 6,36),
by troszczyły się nie tylko o własne dusze, ale przede wszystkim by
wstawienniczo i błagalnie oraz dziękczynnie modliły się także! za dusze bliźnich, by
zabiegały o zbawienie dla wszystkich stworzeń ludzkich, by z miłością prosiły
Boga o łaskę odpuszczenia przewinień i grzechów błądzącym.
Iluż z nas w intencji
nawrócenia konkretnego człowieka, wroga czy nieprzyjaciela sięga po różaniec?
Iluż z nas strzeliście wzdycha do Ojca Niebieskiego z troską i miłością prosząc
o łaskę wiary dla przygodnie poznanego lub spotkanego bliźniego? Iluż z nas
potrafi modlić się w intencji człowieka, który nas zranił?
To jest dar
Miłosierdzia. Na tym właśnie polega Miłosierdzie. Stanowi ono duchowe
zaangażowanie w nawrócenie bratniej duszy. Pragnę nawet wyraźnie zaznaczyć, iż
przekonana jestem, że ogniem naszej osobistej posługi jaką jest właśnie
modlitwa za bliźnich kruszymy surowość Bożej Sprawiedliwości, że poprzez nasze
zaangażowanie w duchową przyszłość kogoś grzesznego i zagubionego jesteśmy w
stanie wyprosić łaskę przebaczenia i dostąpienia życia wiecznego w Królestwie
Niebieskim konającemu, a przez tę troskliwą miłość i sobie samym. Mam bowiem w
sercu wiarę, że Ojciec Niebieski odsłonił tajemnicę Swego Miłosierdzia przed
siostrą Faustyną, a za jej pośrednictwem również i przed nami, by uświadomić
nam jak bardzo pragnie, abyśmy się o siebie wzajemnie troszczyli, dbając o
zbawienie wszystkich bez wyjątku, a my?!... My tymczasem dbamy jedynie o siebie
samym, pozwalając sobie na całkowitą swobodę i wygodę w doczesnym życiu,
rozgrzeszając się i uniewinniając, głosząc sztandarowe, nadużywane bezczelnie przekonanie,
że Bóg nam wybaczy, bo jest dobry i
miłosierny…
Iluż z nas przyjmuje
Komunię Świętą wynagradzającą? Iluż z nas spotyka się z Bogiem na Eucharystii,
poświęcając ofiarę Mszy Świętej w intencji nawrócenia grzeszników? Iluż z nas
przyjmuje cierpienie, oddając Panu osobisty ból w formie wynagrodzenia za tych,
którzy Go obrazili i rozczarowali, zawiedli i odrzucili, zranili i upokorzyli?
Iluż z nas, widząc grzechy, zaniedbania, uchybienia i winy bliźniego, wzdycha
do Boga, błagalnie prosząc by Pan mu wybaczył, bo nie wie biedak, co czyni?...
Nie dbamy o zbawienie
bratnich dusz. Nie dbamy o duchową przyszłość bliźnich. Zapominamy o Bożej
Sprawiedliwości. Karmimy twardniejące i zuchwałe serca przekonaniem o własnej
bezkarności, która jest owocem Rodzicielskiej Miłości jaką Ojciec Niebieski
otacza Swoje dzieci.
Chyba nie rozumiemy
tajemnicy, wartości, sensu i wyjątkowego piękna Bożego Miłosierdzia.
Święta siostra Faustyna
pisze:
„Przez te dwa dni
przyjmowałam Komunię św. Wynagradzającą i rzekłam do Pana: Jezu, dziś wszystko
ofiaruję za grzeszników, niech ciosy Twej sprawiedliwości uderzają we mnie, a
morze miłosierdzia niech ogarnie biednych grzeszników. – I wysłuchał Pan prośby
mojej; wiele dusz wróciło do Pana, ale ja konałam pod brzemieniem
sprawiedliwości Bożej; czułam, że jestem przedmiotem gniewu Boga najwyższego.
Wieczorem cierpienie moje doszło do tak wielkiego opuszczenia wewnętrznego, że
jęki wyrywały mi się z piersi mimo woli. Zamknęłam się na klucz w swojej
separatce i zaczęłam adorację, czyli godzinę świętą. Wewnętrzne opuszczenie i
odczuta sprawiedliwość Boża – to była moja modlitwa; a jęk i ból, który mi się
wyrywał z duszy, to zajęło miejsce słodkiej rozmowy z Panem.”
(927,
„Dzienniczek” siostry Faustyny),
a tym samym daje swym czytelnikom
świadectwo, iż Bóg nas ludzi, naszego żywego i szczerego zaangażowania, naszej pracy
i modlitwy potrzebuje do pielęgnowania dzieła Swego Miłosierdzia, by stało się ono
dorodnie owocującym drzewem Miłości. W świetle owego powołania zaznacza się niesamowita
więź człowieka ze Stwórcą. Bóg okazuje nam Swoje Miłosierdzie tym większe i tym
obfitsze, bo skutecznie zagłuszające żądania Sprawiedliwości, im większe i im staranniejsze
jest nasze codzienne zaangażowanie w ratowanie bratnich dusz od potępienia wiecznego,
w wyławianie bratnich dusz z otchłani piekielnych cierpień siecią modlitw o ich nawrócenie.
Tak właśnie rozumiem swoją
rolę w byciu córką Ojca Niebieskiego. Tak pojmuję Boże Miłosierdzie i moje w Nim
uświęcenie.