Podczas niedzielnej Eucharystii zatrzymałam się w
głębokim zamyśleniu nad fragmentem znanej wszystkim bardzo dobrze, bo i
niezwykle często powtarzającej się Przypowieści o Synu Marnotrawnym, z której
najmocniej i najdobitniej dotarł do mnie następujący fragment przytoczonej
Ewangelii według świętego Łukasza, brzmiący wyraźnie i stanowczo oczywistym
stwierdzeniem faktu niczym telegram od Pana Boga:
„Lecz
ojciec powiedział do swoich sług: Przynieście
szybko najlepszą szatę i ubierzcie go; dajcie mu też pierścień na rękę i
sandały na nogi!”
(Łk
15,22)
Jakże często wydaje się nam, że wyznacznikiem naszej
osobistej, ludzkiej wartości, wyróżniającej nas jako jednostkę na tle całego
społeczeństwa są nasze osiągnięcia, sukcesy, zaszczyty, profesje, dokumenty
potwierdzające poziom zdobytego wykształcenia czy stopnie naukowe, zasób wiedzy
czy znajomości, miejsca i grona zaszczytnego (?!) towarzystwa, w których bywamy
lub w których było nam dane się obracać, albo o nie się otrzeć, bogactwa
doczesne i dobra materialne,… a przecież to nic nie znaczy.
Ostatnio miałam okazję być świadkiem prezentacji
księdza rekolekcjonisty. W przedstawieniu wspomnianej osoby pojawiły się
zaszczytne wyliczenia, typu: profesor, wykładowca wyższej uczelni, wspaniały
znawca określonej dziedziny naukowej, nauczyciel i duszpasterz, któremu dane
było przemawiać do grona znanych i znaczących przywódców polskiego narodu.
Puentą owej bogatej prezentacji było stwierdzenie, że wyliczone przymioty są
potwierdzeniem wielkiego autorytetu, z jakim mamy możliwość w danym momencie się
spotkać…
Pomyślałam wówczas: „jakie to ludzkie”.
Kimże jest i kim był we wspomnianym momencie ów
ksiądz? Czyż wyliczone osiągnięcia i zaszczyty naukowe czyniły go lub czynią
nas większymi autorytetami od niewykształconej i prostej świętej Faustyny, od
nieskomplikowanej i oddanej Bogu Marianny Popiełuszko czy niepiśmiennej świętej
Bernadety Soubirous? Czym są nasze wypolerowane na błysk pantofelki, wieczne
pióra ze srebrną stalówką, dyplomatki, białe kołnierzyki lub wykrochmalone
mankiety, dyplomy oprawione ramką i zdobiące ściany świątyni naszego intelektu?
Czy nauka i zdobyta wiedza oraz jakiekolwiek sukcesy i powodzenia nie są formą
dystansu, odsuwającego człowieka od Ojca Niebieskiego, zakłócającego żywy,
bezpośredni kontakt ze Stwórcą? Czy niekiedy nie koncentrujemy się bardziej na
nas samych poprzez bogactwo nauki, skłaniające nas do rozgrzeszania się i
usprawiedliwiania, nadużywając Miłosierdzia a zapominając o Sprawiedliwości? Czyż
niekiedy nie zasłaniamy kurtyną ludzkiej natury Istoty Boga? Czyż nie chodzi
właśnie o to, byśmy byli prości, nieskomplikowani, ufni, bezpośredni, mniej lub
w ogóle nie zakorzenieni w edukacyjnych trofeach – byśmy byli po prostu jak
dzieci?
Przytoczony wyżej fragment wspomnianej przypowieści
zakorzenił się we mnie przekonaniem, że nie te wszystkie wyliczone społeczne
zaszczyty i awanse czynią jednostkę ludzką człowiekiem, uświęcając osobę
poprzez rozwój w niej człowieczeństwa jako godności. To Bóg i tylko Bóg nas
wywyższa ponad wszelkie stworzenie. To tylko i wyłącznie Stwórca nas wyróżnia,
czyniąc nam ziemię poddaną. To On i tylko On wyodrębnia ludzi z wszelkiego
stworzenia, stawiając nas ponad wszystkimi, istniejącymi rodzajami i gatunkami zwierząt.
To tylko i wyłącznie Bóg ubiera nas w „najlepsze szaty, zdobiąc dłoń
pierścieniem i osłaniając stopy sandałami” (Łk 15,22), czyniąc z nas
dostojników. To tylko dzięki Niemu nie musimy „napełniać żołądka strąkami,
którymi żywią się świnie” (Łk 15,16). Z Bożym błogosławieństwem, z
przestrzeganiem Wartości i Praw Ojca Niebieskiego zachowujemy w sobie człowieczeństwo,
pielęgnujemy godność, zatrzymujemy przywilej bycia kimś wyjątkowym i wybitnym,
dostojnym i królewskim. Nikt inny nie jest w stanie zapewnić nam lepszego życia
czy (ośmielę się zaznaczyć) życia w ogóle!, jak Stwórca. Nic nie zagwarantuje
nam szczęścia w doczesnej wędrówce, jak Bóg. Dzięki bowiem Ojcu Niebieskiemu
nie musimy „cierpieć niedostatku, nie musimy przystawać na niewolniczą służbę
do jednego z obywateli krainy dotkniętej głodem, by być posłanymi na pola i by
pasać świnie” (Łk 15,14-15), do których bez Wartości i Praw naszego Stwórcy z
każdym dniem będziemy się upodabniać poprzez zatracenie godności –
człowieczeństwa, poprzez koncentrowanie się jedynie na fizjologii naszej natury
i na zaspokajaniu potrzeb biologicznych ciała.
W celu potwierdzenia powyższej zależności wystarczy
przyjrzeć się współczesnemu światu, w którym dokonuje się eutanazji Boga.
Kim stają się ludzie odrzucający Prawo i Wartości
Ojca Niebieskiego? Czyż nie przypominają stada szympansów karłowatych, bonobo?
Czyż nie koncentrują się egoistycznie jedynie na osobistych potrzebach? Czyż
nie uzurpują sobie bezczelnego prawa do decydowania o życiu i śmierci? Czyż nie
dokonują selekcji, ułaskawiając lub zabijając?
Osądzaliśmy nazistów, skazując ich za zbrodnie
wojenne na karę śmierci, a tymczasem dziś w cywilizowanym społeczeństwie,
owocującym w wybitne jednostki intelektualne i autorytety (?!), spaceruje wielu
Josefów Mengele, którzy batutą własnej woli w rytm osobistych poglądów i
przekonań wskazują w szeregu poczętych oraz starców tych, zasługujących na
życie i oddzielanych od tych, przeznaczonych na aborcję lub eutanazję.
Czym stają się ludzie odrzucający Prawo i Wartości
Ojca Niebieskiego?!
Społeczne zaszczyty i awanse, osiągnięcia i sukcesy,
tytuły naukowe i profesje – to wszystko, co określa się mianem szczebli rozwoju
jednostki, nie uczyni z jednostki człowieka. Bez Boga istota ludzka jest
jedynie jednym z wielu stworzeń, jest jedynie kolejnym rodzajem, którego
pochodzenie w teorii Darwina doszukuje się we wcześniejszych formach życia,
będących początkiem ewolucji również i zwierząt.
Czymże więc jest jednostka ludzka odrzucająca Prawo
i Wartości Ojca Niebieskiego?!
Dziś rozgrzesza się ze wszystkiego, a nawet stawia
na piedestale wzorca do naśladowania, wszystkich tych, którzy posiadają ogromne
pieniądze i współtowarzyszącą im sławę. Dziś nie zwraca się na talenty i
możliwości, predyspozycje i umiejętności jednostki, a na posiadane przez nią
dobra materialne, albo znajomości. Dziś niszczy się autorytet rodziców i
nauczycieli, obdarowując dzieci jedynie przywilejami. Dziś zaciekle i zawzięcie
walczy się o prawa do życia dzików czy karpi, a z zimną krwią bez wahania i
sekundy ulotnej refleksji zabija się w łonach matek poczęte dzieci, degradując
człowieka do poziomu pod! – zwierzęcego. Dziś przyzwala się mężczyznom i
kobietom na stosunki seksualne byle gdzie, byle jak, byle z kim. Dziś nakazuje
się i chwali ekshibicjonizm obnażający „człowieka” w akcie kopulacji. Dziś
dzieci zmusza się do dojrzałości seksualnej wyprzedzającej gotowość ich jeszcze
nie rozwiniętych dobrze ciał, do edukacji koncentrującej się na zdobyciu
umiejętności negocjowania (nawet z osobą dorosłą) bezpiecznego stosunku. Dziś
wszem, wobec mówi się o prawie do owocnego zaspokajania własnych potrzeb.
Dziś!, ludzie przypominają bardziej stado szympansów karłowatych, bonobo, które
nieustannie kopulują ze sobą bez względu na wiek i płeć w celu rozładowania
emocji, poskromienia wulkanu wrzącej w nich energii. Dziś celebryci szczycą się
i publicznie chwalą osobistymi doznaniami seksualnymi, masturbacjami,
„przygodami”, trofeami – ilością tzw. zaliczonych kobiet lub (i) mężczyzn. Dziś
popularnością cieszą się akcje społeczne takie, jak chociażby warsztaty z Olgą
Budzan – wrocławską artystką (?!), ilustratorką, hafciarką i aktywistką,
reklamowane sztandarem „wspaniałego” hasła i apelu pod tytułem: „Narysuj swoją
cipkę”…
Do czego, na litość Boską!, zmierza ów świat?! Do
czego dążą ludzie?!
Dziś!:
1. Bogiem
jest pieniądz.
2. Imienia
Pana Boga naszego używa się jak westchnienia lub przekleństwa – wypowiedzi
banalnej, stosowanej w każdej, możliwej i nadarzającej się sytuacji.
3. Dzień
święty jest dobrą okazją do zrobienia zakupów, do pomnożenia budżetu domowego
poprzez dodatkowy dzień pracy, do wywyższenia siebie poprzez poniżenie i wykorzystanie
w owej niewolniczej pracy bliźniego, którego często szczuje się groźbą
dyscyplinarnego zwolnienia i pozbawienia posady, a wraz z tym możliwości
zarobku.
4. Ojciec
i matką są jedynie tymi, którzy muszą dać i zapewnić, wyżywić i wykształcić,
których nie trzeba szanować i traktować poważnie, którzy nie mają prawa
wymagać, wychowywać, uczyć czy pouczać, zakazywać albo nakazywać, a tym samym
ograniczać wolność jednostki, jaką jest ich pociecha.
5. Zabijać
można dzieci nieplanowane i niechciane lub w jakikolwiek sposób ułomnie się rozwijające
czy upośledzone, ludzi wyniszczanych cierpieniem i przewlekłymi chorobami czy starością
i samotnością.
6. Kraść
można i to jak najwięcej i jak najczęściej.
7. Seks
dozwolony jest wszędzie i z każdym bez względu na cokolwiek i kogokolwiek.
8. Szydzić
można z każdego oraz bluźnić można na każdego i przeklinać każdego bez jakichkolwiek
konsekwencji czy wyrzutów sumienia.
9. Pożądać
można żonę bliźniego swego
10. i
każdą rzecz należącą do niego w imię zaspokojenia niepohamowanej zazdrości i zawiści.
Oto, czym dziś są ludzie
i kształtowany przez nich świat…
Gdzie „najlepsza szata,
pierścień na dłoni i sandały na nogach”?! Gdzie nasza godność?! Gdzie człowieczeństwo?!
Gdzie w tym wszystkim podział się Bóg? Gdzieśmy Go zepchnęli i gdzie pozwalamy,
by płakał nad nami w ukryciu?!... Gdzie?!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz