środa, 20 marca 2019

OSĄD

„Jezus powiedział do swoich uczniów: „Bądźcie miłosierni, jak Ojciec wasz jest miłosierny. Nie sądźcie, a nie będziecie sądzeni; nie potępiajcie, a nie będziecie potępieni; odpuszczajcie, a będzie wam odpuszczone. Dawajcie, a będzie wam dane; miarą dobrą, ubitą, utrzęsioną i wypełnioną ponad brzegi wsypaną w zanadrza wasze. Odmierzą wam bowiem taką miarą, jaką wy mierzycie.”.”
(Łk 6,36-38)

Bardzo często przytoczony wyżej Boży apel jest wygłaszany podczas nabożeństw w formie upomnienia. Nigdy jednak nie spotkałam się z wyjaśnieniem zasadniczej i istotnej (dla mnie przynajmniej) różnicy, jaka oddziela w niezależności znaczeniowej osąd od oceny człowieka lub sytuacji. Wspomniana różnica wydaje mi się bardzo ważna. To forma wskazówki, wyjaśniającej dzieciom Bożym sposób, w jaki powinny się one odnosić do własnych sióstr i braci, w jaki winne postępować, aby móc w codziennym życiu próbować być podobnie miłosierne jak ich Ojciec jest miłosierny, by mogły starać się naśladować swego Stwórcę i Zbawiciela.
Doczesna wędrówka człowieka do celu, którą jest wieczność, stanowi pewnego rodzaju szkołę przetrwania. Każdego dnia budzimy się z obowiązkiem i koniecznością podejmowania decyzji. Charakter i treść owych decyzji wpływa na charakter naszych działań i na wartość naszego przemijającego życia. Za każdą myśl, słowo, czyn, zaniedbanie będzie trzeba zapłacić. Kiedyś bowiem wzejdzie dzień, w którym staniemy w obliczu bezwzględnego rachunku sumienia, w obliczu Sądu Ostatecznego, w miejscu, w którym zapadnie sprawiedliwy wyrok – grzeszny… czy święty?, a jeżeli grzeszny to jak bardzo i jak wielką musi ponieść pokutę za to wszystko, czego był sprawcą?!: czyściec... czy piekło?...
Ową podpowiedzią, daną nam przez Boga a ułatwiającą człowiekowi mądre podejmowanie decyzji, będących pragnieniem wypełnienia woli Ojca i tym samym umożliwiających uniknięcie popełnienia ciężkiego grzechu, jest właśnie (w moim przekonaniu) różnica wyjaśniająca zasadnicze i niezwykle istotne zagadnienie, jakim jest osąd, oraz zagadnienie, jakim jest ocena człowieka lub sytuacji.
Jezus wyraźnie zaznacza, byśmy „nie sądzili, jeśli nie chcemy być sądzeni; byśmy nie potępiali, jeśli nie chcemy być potępieni; byśmy odpuszczali, jeśli chcemy by i nam zostało odpuszczone” (Łk 6,36), ale prosi nas również, abyśmy dbali o bliźnich, wymagając od nas czujności i troski, dbałości i opieki, a nierzadko i mądrej interwencji i słusznej reakcji. Chrystus nakłada na nas obowiązek reagowania na zło i walczenia ze złem, lecz w sposób stanowczy a subtelny, wynikający z miłości. Jezus wyraźnie i dosadnie wymaga od nas, abyśmy „gdy nasz brat zgrzeszy, poszli do niego i upomnieli go w cztery oczy, bo jeśli nas usłucha, pozyskamy swojego brata, ale jeśli nas nie usłucha, mamy obowiązek wziąć z sobą jeszcze jednego albo dwóch, żeby na słowie dwóch lub trzech świadków oparła się cała sprawa, a gdy i nawet wtedy grzeszący brat nie usłucha, musimy donieść o przewinieniu jego Kościołowi, a jeśli nawet Kościoła nie usłucha, winni jesteśmy go traktować jak poganina lub celnika” (Mt 18,15-17).
Owe przytoczone fragmenty Dobrej Nowiny są definicją różnicy, oddzielającej niezależność znaczeniową osądu od oceny. To esencja istotnego zagadnienia.
Czymże jest zatem osąd, a czym ocena człowieka lub sytuacji?
W pierwszym fragmencie wyżej przytoczonej Ewangelii według św. Łukasza, będącej formą Bożego apelu, Pan Jezus wyraźnie wylicza zadania, których nie mamy prawa w żaden sposób wypełniać i realizować. Człowiekowi nie wolno „osądzać, potępiać i nie odpuszczać grzechów”. Wspomniany zakaz jest listą przywilejów, które określają kompetencje Samego Boga jako Sędziego Sprawiedliwego i Miłosiernego. To Ojciec Niebieski ma całkowite prawo dokonać analizy doczesnego życia człowieka z uwzględnieniem każdego szczegółu jego rodzących się w sercu intencji, jako przyczyny popełnianych skutków – grzechów, jako zaczynu myśli, mowy, uczynku czy zaniedbania. Tylko i wyłącznie!, Bóg osądza wartość ludzkiej egzystencji. Tylko i wyłącznie!, Ojciec Sprawiedliwy i Miłosierny podejmuje decyzję, jakie myśli, jaka mowa, jakie uczynki i zaniedbania zostaną człowiekowi odpuszczone na Sądzie Ostatecznym, a jakie zatrzymane. Tylko i wyłącznie!, Bóg podejmuje decyzję o okazaniu duszy zmarłej osoby łaski odpokutowania za popełnione grzechy w czyśćcu lub łaski rozkoszowania się życiem wiecznym w Królestwie Niebieskim. Tylko i wyłącznie!, Ojciec Sprawiedliwy i Miłosierny może skazać człowieka na potępienie w płomieniach ognia piekielnego. My – ludzie!, nie mamy takich kompetencji i nie mamy absolutnie żadnego prawa do wygłaszania osądów o bliźnim. Nie wolno nam!, wcielać się w rolę Sędziego. Nie wolno nam!, wypowiadać się w Imieniu Boga poprzez oskarżanie grzesznej osoby za nieodpuszczone jej przez nas przewinienia, poprzez osądzanie wagi owych przewinień oraz poprzez skazywanie jej na potępienie czy to jeszcze w okresie jej powoli wygasającego życia doczesnego, czy już po śmierci. Człowiek nie ma żadnego prawa stanąć na podium Sędziego. Pan Jezus wyraźnie zaznacza, że wyżej wyliczone przez Chrystusa przywileje są tylko i wyłącznie kompetencją Samego Boga, więc w przypadku naruszenia owej świętej reguły przez pyszałka, który się odważy bliźniemu nie odpuścić grzechów, odważy się go również osądzić i potępić, sam siebie naraża w czasie Sądu Ostatecznego na nieodpuszczenie przewinień, na osądzenie surowe i bezwzględne, a w konsekwencji na potępienie. Naruszenie wymienionej zasady jest wydaniem na siebie wyroku, którego konsekwencje okażą się dla człowieka niezwykle bolesne.
Osąd zatem jest formą kategorycznej, nieodwracalnej formy wydania wyroku: winny lub niewinny; osadzony lub uwolniony; dobry lub zły; potępiony lub ułaskawiony miłosiernie. Owego wydanego wyroku nie da się już cofnąć w żaden sposób. Osąd stanowi bezwzględną selekcję – okres żniw, w czasie których chwasty zostaną oddzielone od pszenicy, związane w snopy i spalone (Mt 13,24-30). W osądzie człowiek, uzurpujący sobie prawo do bycia Sędzią Sprawiedliwym i Miłosiernym, odrzuca bliźniego, skazuje go na potępienie, odbiera mu prawo do sakramentu pokuty i pojednania się z Bogiem, nie dopuszcza możliwości wewnętrznej przemiany grzesznika, okrada brata swego lub siostrę z szansy na uwolnienie się od złego, na uzdrowienie i nawrócenie a w ostateczności na uświęcenie. Wyprzedza wówczas czas żniw i wyrywa chwasty rosnące pośród łanów niedojrzałej jeszcze pszenicy. Osądem bliźniego i przywłaszczeniem sobie praw, jakie winien wypełniać i jakimi winien posługiwać się tylko i wyłącznie Sam Bóg, bluźni wobec Chrystusa, który przecież za grzeszników zginął męczeńską śmiercią na krzyżu, z ich zbawienie, a jednocześnie neguje i poddaje w wątpliwość Miłość Ojca, jaką Stwórca otacza każdego człowieka.
To bardzo ciężki grzech. O konsekwencjach jego popełnienia Jezus wyraźnie i ostrzegawczo informuje człowieka, zaznaczając, iż „nie odpuszczając bliźniemu, sam traci łaskę miłosiernego odpuszczenia mu win, iż osądzając bliźniego, sam siebie osądza, iż potępiając bliźniego, sam siebie skazuje na potępienie”.
Czymże więc jest ocena brata lub siostry czy sytuacji?
W moim skromnym odczuciu to umiejętność badania jednostki, jaka nam współtowarzyszy w codziennej pielgrzymce do wieczności, albo okoliczności, w jakich przyszło nam się znaleźć. Obserwując, przyglądając się bacznie człowiekowi, analizując jego myśli, mowę, uczynki czy zaniedbania w kontekście Nauki Chrystusa i tym samym w kontekście oczekiwań Boga, uważnie i szczerze z nim rozmawiając, starając się poznać nie tylko powierzchowność wynikającą z potrzeb oraz słabości ciała, ale przede wszystkim starając się poznać jego duszę, jego intencje rodzące się w sercu, możemy zdobyć orientację w kwestii określającej zachowanie czy postępowanie brata lub siostry jako dobre, albo jako złe. Uwaga nasza (w moim odczuciu) winna się koncentrować na działaniu jednostki, a nie tylko i wyłącznie na niej jako na dziecku Bożym – takiej, a nie innej osobowości. W ocenie nie wolno nam stracić świadomości tego, że jesteśmy tworzywem tej samej materii, że z tytułu wrodzonej natury jesteśmy grzeszni i słabi, że niczym się nie różnimy od brata czy siostry, że popełnione przez nich przewinienie, mogło lub też może kiedyś okazać się skutkiem naszych osobistych pobudek, że my również posiadamy większą skłonność do upadków niż wzlotów, że nie jesteśmy idealni i doskonali, że nieustannie musimy nad sobą pracować, by móc w jakimś stopniu stać się podobni do Ojca Niebieskiego, że nie posiadamy daru świętości a powołanie do świętości, która w rzeczywistości pokus i zgorszeń otaczającego nas świata jest żmudnym, długoletnim, trudnym i mozolnym procesem wykonywanej przez nas pracy, podejmowanej niezłomnie każdego dnia w każdej chwili. W ocenie winniśmy się również kierować miłością do bliźniego, troską i dbałością o jego uwolnienie, uzdrowienie, nawrócenie i uświęcenie, o jego zbawienie. Winniśmy także mieć świadomość braku naszej nieomylności. Ocena bowiem pomaga nam w zauważeniu i wychwyceniu błędnie obranej przez brata czy siostrę drogi. Ocena pozwala nam na upomnienie bliźniego w cztery oczy, na wyciągnięcie w ten sposób pomocnej dłoni w jego kierunku, na wyrwanie go z bezdennej toni trwania w grzechu. Dzięki ocenie właśnie (tak uważam) jesteśmy w stanie podejść do błądzącej, słabej osoby, proponując jej własne ramię, na którym może się ona wesprzeć, dzięki któremu my możemy ją zachęcić do pojednania się z Bogiem, możemy podprowadzić ją jak chromego lub niewidomego do sakramentu pokuty, możemy wskazać jej odpowiedni i słuszny kierunek doczesnej wędrówki, prowadzący do Królestwa Niebieskiego. Ocena jest bowiem niczym blask pochodni rozcinający ciemność i pozwalający nam rozeznać się w terenie, ułatwiający nam podjęcie decyzji, strategii, działań w celu kontynuowania pracy nad duchowym wzrostem nas samych, jak również nad duchowym wzrostem brata czy siostry, na których szczęściu i zbawieniu powinno nam zależeć z przyczyn szczerej wiary w Boga, a jednocześnie z przyczyn miłości bliźniego. Ocena również odsłania przed nami charakter szlaku. Pokazuje nam, czy obrany przez nas kierunek jest drogą uciętą przez urwisko i prowadzącą nas nad niebezpieczną przepaść, czy ścieżką wijącą się swobodnie w stronę wschodzącego słońca pośród różnorodnych drzew i krzewów, traw i kwiatów?... Dzięki ocenie właśnie możemy i jesteśmy w stanie określić jakość sytuacji, możemy zdecydować, czy nadarzające się okoliczności są sprzyjające, czy raczej zgubne i niszczycielskie. Dzięki ocenie również możemy wychwycić słabość i grzech bliźniego.
Wydaje mi się, że właśnie przez wyżej wspomnianą umiejętność Bóg daje nam w dłoń narzędzie pomocnicze – przyrząd, dzięki któremu otrzymujemy szansę ratowania zagubionych owieczek. To jak lina. Możemy ją rzucić wiszącemu nad przepaścią człowiekowi, by ten ją złapał i byśmy dzięki niej mogli wyciągnąć zagrożonego z otchłani grzechu na bezpieczne podłoże doczesnego szlaku. To ogromna odpowiedzialność. Z tego też powodu musimy zachować w ocenie wielką ostrożność. Możemy się bowiem pomylić, dlatego niezwykle ważna jest konieczność szczerego, głębokiego, prawdziwego poznania grzeszącego brata lub siostry w celu odsłonięcia przyczyny bolesnych skutków popełnianych przewinień. Nie wolno nam oceniać na podstawie powierzchownie i ulotnie zebranych spostrzeżeń albo doniesień. Nie wolno nam również dokonywać oceny człowieka z perspektywy bycia kimś lepszym. Uważam nawet, że przy ocenie zachowania bliźniego winniśmy patrzeć na niego jak na własne odbicie w lustrze. To (moim zdaniem!) pozwoli i pomoże nam zachować ostrożność, czujność, delikatność, szacunek i miłość do osoby, której ocena powinna być działaniem mającym na celu dbałość o jej zbawienie.
Oczywiście nie zawsze nasze zaangażowanie będzie owocne. Wielokrotnie możemy spotkać się z oporem i zawziętością bliźniego, któremu pragniemy pomóc w Imię Bożej Miłości, a który odrzuca naszą dłoń na rzecz grzechu, wygody i egoistycznych potrzeb, na rzecz rezygnacji z wysiłku czy mocno zakorzenionej w nim niewiary w jakiekolwiek powodzenie i uzdrowienie duchowego stanu. Wówczas mamy prawo odejść i potraktować grzeszącego brata lub siostrę jak poganina i celnika…
Tak bardzo potrzebne jest nasze pełne miłości i troski zaangażowanie w duchowy wzrost błądzącego rodzeństwa – bliźniego, ale równie bardzo potrzebna jest chęć i wola człowieka do chwycenia naszej wyciągniętej w jego kierunku pomocnej dłoni.
Mam w moim sercu tyle nieszczęśliwych, poranionych, grzeszących i błądzących ludzi, którym z Panem Bogiem jakoś nie po drodze… Modlę się za nich nieustannie, prosząc o łaskę uwolnienia, uzdrowienia, nawrócenia i uświęcenia ich dusz oraz ciał, i choć nie dostrzegam żadnych lub wielkich zmian w ich życiu, nie rezygnuję z błagalnych próśb, adresowanych do Boga w ich intencji. Z niektórymi już nie idę w parze. Odsunęłam się i odeszłam. Poszłam swoją drogą. Ze względu jednak na nieodparte pragnienie spotkania się z nimi po śmierci w Królestwie Niebieskim, nie potrafię zrezygnować z modlitwy za mojego brata i za moją siostrę, po prostu… nie umiem. Najgorszym uczuciem w owym trwaniu przy nich jest łkanie płaczącego serca, które nie budzi gniewu a jedynie żal i które coraz mocniej mobilizuje mnie do strzelistych, niekończących się, szczerych i gorliwych westchnień do Boga w intencji zagubionych dzieci…
Dziękuję Ci Panie mój umiłowany za tę łaskę


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz