wtorek, 20 listopada 2018

W NAS


„Jezus zapytany przez faryzeuszów, kiedy przyjdzie królestwo Boże, odpowiedział im: „Królestwo Boże nie przyjdzie w sposób dostrzegalny; i nie powiedzą: „Oto tu jest” albo: „Tam”. Oto bowiem królestwo Boże pośród was jest.”. Do uczniów zaś rzekł: „Przyjdzie czas, kiedy zapragniecie ujrzeć choćby jeden z dni Syna Człowieczego, a nie zobaczycie. Powiedzą wam: „Oto tam” lub „Oto tu”. Nie chodźcie tam i nie biegnijcie za nimi. Bo jak błyskawica, gdy zabłyśnie, jaśnieje od jednego krańca widnokręgu aż do drugiego, tak będzie z Synem Człowieczym w dniu Jego. Wpierw musi wiele wycierpieć i być odrzuconym przez to pokolenie.”
(Łk 17,20-25)

„Oto bowiem królestwo Boże pośród (nas) jest”…
Nie ma nic piękniejszego w człowieku jak owa wrodzona, zakorzeniona w nim forma duchowego pokrewieństwa z Ojcem Niebieskim, owa więź stworzenia ze Stwórcą – więź jakby genetyczna, choć niemożliwa do naukowego udowodnienia, ale nierozerwalna i silniejsza od wszelkich ludzkich zależności od świata doczesnego.
Nie ma nic bardziej tragicznego jak brak umiejętności patrzenia na siebie jak na dziecko Boże. Nie ma nic bardziej tragicznego jak nieświadomość ignorująca ludzką, nierozerwalną więź z Ojcem Niebieskim, przynależność człowieka do Królestwa Niebieskiego. W owej bowiem niezdolności rodzą się wszelkiego rodzaju nieszczęścia, lęki, niepokoje, choroby i cierpienia ducha oraz ciała. W owym stanie nieświadomości budzi się głód i tęsknota, której człowiek ślepy i ułomny w żaden sposób nie potrafi zidentyfikować, a próbuje zaspokoić, szukając różnorodnych pociech w otaczającym go doczesnym świecie i w konsekwencji wpadając w niszczycielską spiralę bezowocnego, bo niekończącego się poszukiwania szczęścia, przybierającego dla nas wielorakie kształty czy barwy kreowanych na aktualne potrzeby definicji. W ludzkiej niezdolności rozpoznania w sobie dziecka Bożego i rozpoznania w Stwórcy kochającego, troskliwego Ojca tkwi przyczyna wewnętrznego chaosu, pogłębiający się głód tęsknoty, a wraz z nim poczucie beznadziei, niemocy, depresji, niechęci do życia, bezsilności i bezużyteczności – tkwi pleśniejące ziarno potępienia.
Człowiek szuka szczęścia, biegając „oto tu albo tam”, „oto tam lub tu”. Wytycza sobie cele, dyktowane przez potrzeby, budzone zachłannością i oczekiwaniami doczesnego świata. Pędzi na oślep w natchnieniu ambicji do realizacji wykreowanego zamierzenia. Biegnie „oto tu albo tam”, „oto tam lub tu” i w mizernym świetle upragnionego sukcesu dostrzega błysk błyskawicy „jaśniejący od jednego widnokręgu aż do drugiego”, ale nie widzi w owym blasku niczego szczególnego, ponieważ nie rozpoznaje w sobie dziecka Bożego, więc dręczony niezidentyfikowaną tęsknotą za Ojcem Niebieskim ponowie wchodzi w tłum i niczym zagubione, przerażone dziecko szuka szczęścia, nie zdając sobie sprawy, że jedynym i prawdziwym, bo niepodważalnym szczęściem właśnie!, są ramiona Rodzica, w których pociecha doświadcza bezpieczeństwa i ukojenia, uwolnienia od wszelkich lęków i pocieszenia.
„Oto bowiem królestwo Boże pośród (nas) jest”…
Jakąż bezcenną słodyczą dla człowieka jest owa namiastka Królestwa Bożego – Miłość Ojca Niebieskiego rozpalająca ludzkie serca ogniem Jego Miłosierdzia i kształtująca wrażliwość moralną świadomością Jego Sprawiedliwości. Wspomniana łaska pozwala spojrzeć na wszystko dokoła, na wszystko pochodzące od Stwórcy i obecnie zakorzenione w gruncie doczesności z zupełnie innej perspektywy. Dzięki owej łasce budzi się w człowieku harmonia i pokój ducha, a wraz z tym większa mądrość i roztropność ciała. Dzięki owej łasce człowiek nabiera dystansu do żarłocznej zachłanności doczesnego, brutalnego świata. Staje się bardziej obojętny wobec rzeczy marnych i nic nieznaczących w obliczu oraz w wymiarze życia wiecznego. Dzięki owej łasce człowiek czuje przedsmak Królestwa Bożego, rozpoznając w nim kres własnej wędrówki i cel osobistego powołania, dlatego też codzienność interpretuje jako drogę powrotną prowadzącą do Domu rodzinnego, w którym czeka na umiłowane dziecko szczerze i bezgranicznie kochający Ojciec, cierpliwie a z tęsknotą wypatrujący pociechy, stojąc przy oknie za bieluteńką firaneczką, ocierającą się o kwiaty w doniczce zdobiące parapety pomponami dorodnie rozkwitających kielichów… Dzięki owej łasce po prostu nic tu i teraz nie ma szczególnego znaczenia, gdyż nawet śmierć staje się jedynie kluczem pasującym do drzwi, za którymi z szeroko rozpostartymi ramionami Miłości przywita nas Bóg.
Z powodu wyżej zobrazowanej świadomości, jaką obudziła we mnie żywa wiara, nie mam w sobie przywiązania do rzeczy materialnych. Z tej samej przyczyny nie dbam o konieczność posiadania własnego imperium tu i teraz na ziemi, która przecież przemija i kruszy się pod ludzkimi stopami istnienia. Dzięki owej świadomości i namacalnego przeżywania Bożej Miłości oraz Obecności w każdej sekundzie unoszącej mnie czasem codzienności potrafię cieszyć się tym, co mam, chociaż nie posiadam wiele, potrafię odczuwać szczerą wdzięczność za to, czego doświadczam, nawet!, jeśli nie są to doznania łatwe oraz przyjemne, potrafię ufać, że wszystko, o cokolwiek się ocieram w mniej lub bardziej bolesny, albo też radosny sposób, kształtuje i czyni mnie lepszą z każdym dniem coraz bardziej.
„Oto bowiem królestwo Boże pośród (nas) jest”…
Dzisiejszy poranek zastałam jeszcze w nocnym negliżu pod kołdrą głębokiego snu. Stanęłam z kubkiem gorącej, świeżo parzonej kawy, wpatrując się w panoramę rozciągającego się za oknem jesienią malowanego świata. Strumienie błyszczących latarni skapywały jasnością na mokre od deszczu chodniki, wiatr szarpał drzewa za warkocze nagich gałęzi i rozsiewał w kłębach szumów i szelestów kolorowe liście, biczując chłodem i mroźnym powietrzem bladą mgłą zasłonięte szyby…
Pomyślałam wówczas o bezdomnych, o tych, którzy kurczą się z zimna gdzieś pod zadaszeniem mostów, leżąc na mokrej ziemi gnijącej obumierającą trawą, o tych, których los lub konsekwencje błędnie podejmowanych decyzji oraz działań wygnał na wieczną tułaczkę w nieznaną nikomu dal oraz przyszłość, o tych, którzy w mokrych od deszczu ubraniach będą przez cały dzień dźwigać na sobie bolesne, bo wrastające się chłodem w ciało krople…
Pobłogosław im Panie. Otul ich Swoim Sercem płonącym żywym ogniem Miłości, by było im dane poczuć ulgę i ukojenie chociaż teraz, w tej chwili, by było im dane odzyskać to, co bezcenne dla człowieka i dla ludzkiej godności.
Dziękowałam i dziękuję Bogu za dach i cztery ściany, w których dłoniach chowam się przed kaprysami pór roku i pogody, za poduszkę i koc na suchym, wygodnym łóżku, za kubek gorącej kawy trzymany w splecionych palcami rękach, za wełniane skarpety na stopach i spokój łaskotany cykaniem zegara, za bochenek chleba, przykładany z wdzięcznością i szacunkiem do głodnych ust.
Oto moje Królestwo Boże we mnie i obok mnie. Oto moje Królestwo Niebieskie – błogosławieństwo, opieka, troska, miłość i żywa obecność Ojca Niebieskiego, w którego ramiona wtulam się z wielką radością i wdzięcznością zawsze, kiedy wstaję, niczym rozmiłowane w Rodzicu dziecko, wyrwane przebudzeniem ze snu i biegnące na boso do Tatusia, i zawsze, kiedy układam się do snu, niczym córka przykładająca ufnie głowę do piersi Opiekuna i kołysana w rytm Jego serca oraz w rytm śpiewanej kołysanki. Oto moje Królestwo Boże – puchata pościel, łóżko, pokój, gorący wywar herbaty lub kawy, ciepłe i suche ubranie oraz chleb. Oto moje Królestwo Niebieskie tu i teraz na kruszącej się pod stopami ludzkiego istnienia ziemi.
Bogu niech będą dzięki, chwała i cześć, i uwielbienie!



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz