„Jezus
zapytany przez faryzeuszów, kiedy przyjdzie królestwo Boże, odpowiedział im:
„Królestwo Boże nie przyjdzie w sposób dostrzegalny; i nie powiedzą: „Oto tu
jest” albo: „Tam”. Oto bowiem królestwo Boże pośród was jest.”. Do uczniów zaś
rzekł: „Przyjdzie czas, kiedy zapragniecie ujrzeć choćby jeden z dni Syna
Człowieczego, a nie zobaczycie. Powiedzą wam: „Oto tam” lub „Oto tu”. Nie
chodźcie tam i nie biegnijcie za nimi. Bo jak błyskawica, gdy zabłyśnie,
jaśnieje od jednego krańca widnokręgu aż do drugiego, tak będzie z Synem Człowieczym
w dniu Jego. Wpierw musi wiele wycierpieć i być odrzuconym przez to pokolenie.”
(Łk 17,20-25)
„Oto bowiem królestwo
Boże pośród (nas) jest”…
Nie ma nic
piękniejszego w człowieku jak owa wrodzona, zakorzeniona w nim forma duchowego
pokrewieństwa z Ojcem Niebieskim, owa więź stworzenia ze Stwórcą – więź jakby genetyczna,
choć niemożliwa do naukowego udowodnienia, ale nierozerwalna i silniejsza od
wszelkich ludzkich zależności od świata doczesnego.
Nie ma nic bardziej
tragicznego jak brak umiejętności patrzenia na siebie jak na dziecko Boże. Nie
ma nic bardziej tragicznego jak nieświadomość ignorująca ludzką, nierozerwalną
więź z Ojcem Niebieskim, przynależność człowieka do Królestwa Niebieskiego. W
owej bowiem niezdolności rodzą się wszelkiego rodzaju nieszczęścia, lęki,
niepokoje, choroby i cierpienia ducha oraz ciała. W owym stanie nieświadomości
budzi się głód i tęsknota, której człowiek ślepy i ułomny w żaden sposób nie
potrafi zidentyfikować, a próbuje zaspokoić, szukając różnorodnych pociech w otaczającym
go doczesnym świecie i w konsekwencji wpadając w niszczycielską spiralę
bezowocnego, bo niekończącego się poszukiwania szczęścia, przybierającego dla
nas wielorakie kształty czy barwy kreowanych na aktualne potrzeby definicji. W
ludzkiej niezdolności rozpoznania w sobie dziecka Bożego i rozpoznania w
Stwórcy kochającego, troskliwego Ojca tkwi przyczyna wewnętrznego chaosu,
pogłębiający się głód tęsknoty, a wraz z nim poczucie beznadziei, niemocy,
depresji, niechęci do życia, bezsilności i bezużyteczności – tkwi pleśniejące
ziarno potępienia.
Człowiek szuka
szczęścia, biegając „oto tu albo tam”, „oto tam lub tu”. Wytycza sobie cele,
dyktowane przez potrzeby, budzone zachłannością i oczekiwaniami doczesnego
świata. Pędzi na oślep w natchnieniu ambicji do realizacji wykreowanego
zamierzenia. Biegnie „oto tu albo tam”, „oto tam lub tu” i w mizernym świetle
upragnionego sukcesu dostrzega błysk błyskawicy „jaśniejący od jednego
widnokręgu aż do drugiego”, ale nie widzi w owym blasku niczego szczególnego,
ponieważ nie rozpoznaje w sobie dziecka Bożego, więc dręczony
niezidentyfikowaną tęsknotą za Ojcem Niebieskim ponowie wchodzi w tłum i niczym
zagubione, przerażone dziecko szuka szczęścia, nie zdając sobie sprawy, że
jedynym i prawdziwym, bo niepodważalnym szczęściem właśnie!, są ramiona
Rodzica, w których pociecha doświadcza bezpieczeństwa i ukojenia, uwolnienia od
wszelkich lęków i pocieszenia.
„Oto bowiem królestwo
Boże pośród (nas) jest”…
Jakąż bezcenną słodyczą
dla człowieka jest owa namiastka Królestwa Bożego – Miłość Ojca Niebieskiego
rozpalająca ludzkie serca ogniem Jego Miłosierdzia i kształtująca wrażliwość
moralną świadomością Jego Sprawiedliwości. Wspomniana łaska pozwala spojrzeć na
wszystko dokoła, na wszystko pochodzące od Stwórcy i obecnie zakorzenione w
gruncie doczesności z zupełnie innej perspektywy. Dzięki owej łasce budzi się w
człowieku harmonia i pokój ducha, a wraz z tym większa mądrość i roztropność
ciała. Dzięki owej łasce człowiek nabiera dystansu do żarłocznej zachłanności
doczesnego, brutalnego świata. Staje się bardziej obojętny wobec rzeczy marnych
i nic nieznaczących w obliczu oraz w wymiarze życia wiecznego. Dzięki owej
łasce człowiek czuje przedsmak Królestwa Bożego, rozpoznając w nim kres własnej
wędrówki i cel osobistego powołania, dlatego też codzienność interpretuje jako
drogę powrotną prowadzącą do Domu rodzinnego, w którym czeka na umiłowane
dziecko szczerze i bezgranicznie kochający Ojciec, cierpliwie a z tęsknotą
wypatrujący pociechy, stojąc przy oknie za bieluteńką firaneczką, ocierającą
się o kwiaty w doniczce zdobiące parapety pomponami dorodnie rozkwitających
kielichów… Dzięki owej łasce po prostu nic tu i teraz nie ma szczególnego
znaczenia, gdyż nawet śmierć staje się jedynie kluczem pasującym do drzwi, za
którymi z szeroko rozpostartymi ramionami Miłości przywita nas Bóg.
Z powodu wyżej
zobrazowanej świadomości, jaką obudziła we mnie żywa wiara, nie mam w sobie
przywiązania do rzeczy materialnych. Z tej samej przyczyny nie dbam o
konieczność posiadania własnego imperium tu i teraz na ziemi, która przecież
przemija i kruszy się pod ludzkimi stopami istnienia. Dzięki owej świadomości i
namacalnego przeżywania Bożej Miłości oraz Obecności w każdej sekundzie
unoszącej mnie czasem codzienności potrafię cieszyć się tym, co mam, chociaż
nie posiadam wiele, potrafię odczuwać szczerą wdzięczność za to, czego
doświadczam, nawet!, jeśli nie są to doznania łatwe oraz przyjemne, potrafię
ufać, że wszystko, o cokolwiek się ocieram w mniej lub bardziej bolesny, albo
też radosny sposób, kształtuje i czyni mnie lepszą z każdym dniem coraz
bardziej.
„Oto bowiem królestwo
Boże pośród (nas) jest”…
Dzisiejszy poranek
zastałam jeszcze w nocnym negliżu pod kołdrą głębokiego snu. Stanęłam z kubkiem
gorącej, świeżo parzonej kawy, wpatrując się w panoramę rozciągającego się za
oknem jesienią malowanego świata. Strumienie błyszczących latarni skapywały
jasnością na mokre od deszczu chodniki, wiatr szarpał drzewa za warkocze nagich
gałęzi i rozsiewał w kłębach szumów i szelestów kolorowe liście, biczując
chłodem i mroźnym powietrzem bladą mgłą zasłonięte szyby…
Pomyślałam wówczas o
bezdomnych, o tych, którzy kurczą się z zimna gdzieś pod zadaszeniem mostów,
leżąc na mokrej ziemi gnijącej obumierającą trawą, o tych, których los lub
konsekwencje błędnie podejmowanych decyzji oraz działań wygnał na wieczną
tułaczkę w nieznaną nikomu dal oraz przyszłość, o tych, którzy w mokrych od
deszczu ubraniach będą przez cały dzień dźwigać na sobie bolesne, bo wrastające
się chłodem w ciało krople…
Pobłogosław im Panie.
Otul ich Swoim Sercem płonącym żywym ogniem Miłości, by było im dane poczuć
ulgę i ukojenie chociaż teraz, w tej chwili, by było im dane odzyskać to, co
bezcenne dla człowieka i dla ludzkiej godności.
Dziękowałam i dziękuję
Bogu za dach i cztery ściany, w których dłoniach chowam się przed kaprysami pór
roku i pogody, za poduszkę i koc na suchym, wygodnym łóżku, za kubek gorącej
kawy trzymany w splecionych palcami rękach, za wełniane skarpety na stopach i
spokój łaskotany cykaniem zegara, za bochenek chleba, przykładany z wdzięcznością
i szacunkiem do głodnych ust.
Oto moje Królestwo Boże
we mnie i obok mnie. Oto moje Królestwo Niebieskie – błogosławieństwo, opieka, troska,
miłość i żywa obecność Ojca Niebieskiego, w którego ramiona wtulam się z wielką
radością i wdzięcznością zawsze, kiedy wstaję, niczym rozmiłowane w Rodzicu dziecko,
wyrwane przebudzeniem ze snu i biegnące na boso do Tatusia, i zawsze, kiedy układam
się do snu, niczym córka przykładająca ufnie głowę do piersi Opiekuna i kołysana
w rytm Jego serca oraz w rytm śpiewanej kołysanki. Oto moje Królestwo Boże – puchata
pościel, łóżko, pokój, gorący wywar herbaty lub kawy, ciepłe i suche ubranie oraz
chleb. Oto moje Królestwo Niebieskie tu i teraz na kruszącej się pod stopami ludzkiego
istnienia ziemi.
Bogu niech będą dzięki,
chwała i cześć, i uwielbienie!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz