„Obchodzono
w Jerozolimie uroczystość Poświęcenia Świątyni. Było to w zimie. Jezus przechadzał
się w świątyni, w portyku Salomona. Otoczyli Go Żydzi i mówili do Niego: Dokąd będziesz
nas trzymał w niepewności? Jeśli Ty jesteś Mesjaszem, powiedz nam otwarcie.
Rzekł do nich Jezus: Powiedziałem wam, a nie wierzycie, bo nie jesteście z
moich owiec. Moje owce słuchają mego głosu, a Ja znam je. Idą one za Mną, a Ja
daję im życie wieczne. Nie zginą na wieki i nikt nie wyrwie ich z mojej ręki.
Ojciec mój, który Mi je dał, jest większy od wszystkich. I nikt nie może ich
wyrwać z ręki mego Ojca. Ja i Ojciec jedno jesteśmy.”
(J
10,22-30)
Świat rdzewieje, kruszy się i powolną, „bezobjawową”
śmiercią samozniszczenia umiera pod pancerzem błyszczącej przyłbicy, pod którą
już nie ma oblicza walecznego rycerza wiernego Bogu, honorowi i ojczyźnie, a pod
którą znajduje się jedynie twarz wycieńczonego, zmęczonego człowieka zżeranego
pychą i żądzą posiadania oraz gromadzenia rzeczy bezwartościowych,
bezużytecznych nawet tu i teraz. Szelest pieniędzy, szum przeliczanych
banknotów zagłusza dziś melodyjne brzmienie nut wydobywanych z klawiatury
listowia opuszkami natchnionego muzycznie wiatru. W niczym człowiek nie widzi
Boga i nigdzie oraz nigdy się z Nim nie spotyka, bo w ogóle nie dostrzega Jego
Obecności, chociaż wszędzie oraz zawsze jest Ona wyczuwalna i namacalna,
wiernie sąsiedzka, ponieważ odzwierciedlona w dziełach Stwórcy – w całym
świecie, w zjawiskach, w otoczeniu, w naturze, po prostu we wszystkim i we
wszystkich, choć ludzie potrafią zdeformować i oszpecić, zniszczyć i obrzydzić
piękno stworzenia, a w tym Piękno Pana osobistymi poglądami, decyzjami,
wyborami, priorytetami i realizowanymi zadaniami. W Kościele nawet parafianie w
rażącej większości wydają się zachowywać niczym Żydzi zobrazowani słowami wyżej
przytoczonej Ewangelii i zniewoleni nieustannie dręczącą ich dociekliwością
wewnętrznej pustki, będącej ugorem braku lub słabej wiary, powtarzający
nieustannie i wręcz do znudzenia żebracze żądanie dławiącej ich wątpliwości. „Dokąd
będziesz nas trzymał w niepewności? Jeśli Ty jesteś Mesjaszem, powiedz nam
otwarcie.” – zdają się powtarzać umęczonym głosem zagubienia i słabości,
rozsiewanym wszem wobec tonem akustyki wypełniającej echem całą świątynię, w
której Dom Boży coraz częściej przypomina targowisko ludzkich intencji oraz
osobowości. Człowiek zmienia obrzędy, upraszcza własne relacje z Bogiem nadużywając
Jego Miłosierdzia, niszczy granicę oddzielającą dobro od zła, usprawiedliwiając
wiele aktów podejmowanych decyzji czy działań czynnikami słabej i grzesznej
natury tak właśnie, a nie inaczej stworzonej przez Pana, rozgrzeszając
obrzydliwości owych decyzji czy działań Ojcowską Miłością i Wyrozumiałością,
ale nie Sprawiedliwością, której coraz częściej nie bierze się pod uwagę, która
przestaje mieć jakiekolwiek znaczenie w Sądzie Ostatecznym…
Boże mój!, tak mi ciężko, przykro potwornie.
W Kościele coraz bardziej męczy mnie wszechobecność
człowieka, jego dominacja i samozwańcze królowanie, hałaśliwa licytacja
najwspanialszych idei i najwybitniejszych osobowości, przetarg na realizację
wzniosłych, ale czy Bożych?!, inicjatyw. Gdzie w tym wszystkim jesteś mój
Panie?!.. Gdzie jesteś?!... Kto zerwał z Twojej skroni Koronę?!... Kto
degraduje Ciebie mój Boże i spycha z tronu na taboret przeciętnego, prostego
parafianina?!...
Ludzie stają przed Tobą jak przed równym sobie, jak
przed kimś zwyczajnym i tyle samo znaczącym, co cała reszta wiernych, ale czy
wierzących?!, a przecież nikt z nas nie jest Mesjaszem, nikt z nas nie jest
Zbawcą, nikt z nas nie odkupił, nie uwolnił i nie uświecił własną krwią nikogo
oraz niczego, więc… jakim prawem śmiemy stawać przed Tobą zuchwale, pewnie,
dumnie i pysznie?!, przywłaszczając sobie prawo królowania w Domu Bożym.
Boże mój!, tak ogromnie gorzki żal mnie przepełnia.
Pnącza kwiecistych wypowiedzi, odrysowujących Słowo
Pisma Świętego, powojami wypełniają ciszę świątyni. Zrywane kwiaty owych Słów
wynoszone są z Kościoła na zewnątrz, ale w życiu codziennym rzucane pod nogi,
deptane, wcierane w bruk wywyższaniem człowieka i stawianiem istoty ludzkiej na
pierwszym miejscu, które powinno i należy! do Ciebie mój Panie, bo przecież
kiedy Ty jesteś na owym pierwszym miejscu, wszyscy i wszystko inne jest na
właściwym miejscu, i wówczas panuje ład oraz porządek, wówczas tworzy się
harmonia codzienności, odzwierciedlająca Twoją wolę a nie „widzi mi się”
człowieka.
Panie mój!
Przemawiaj do mnie doniosłym i wyraźnym głosem, bym
w harmiderze ludzkiego targowiska i przekupstwa, straganowego gwaru oraz
licytacji słyszała tylko i wyłącznie! Ciebie, bo tylko wtedy będę mogła pójść
za Tobą, wsłuchując się ufnie i radośnie w Twój głos, tylko wtedy będę mogła
uwolnić się od sieci ludzkich rąk szarpiących mnie na różnorodne strony
wygłaszanych poglądów czy przekonań, teorii czy porad, żądań czy oczekiwań,
których intencje niekoniecznie są (a może nawet w ogóle nie są) nutą Twojego
wołania.
Mów do mnie Panie. Rozmawiaj ze mną w ciszy i w
modlitwie, wszędzie i zawsze, bym w zakleszczeniu przyziemnych interpretacji
Twojej woli, dopasowywanej często do zwykłego stanu ludzkiego pragnienia posiadania
wygody, nie odstępowała od Ciebie nawet na krok, bo tylko Ty jesteś w stanie
zaprowadzić mnie na bezpieczne, soczyste pastwisko zielonych niw i spokojnych
wód, na którym niczego mi nie braknie.
Boże mój!
Krusz mnie i spalaj, byś we mnie był obecny i wyraźny,
by moje JA zostało zastąpione Twoim dzieckiem, bym coraz bardziej czuła się
Twoja niż swoja własna, bym uczyła się i w konsekwencji umiała żyć według Twojej
woli, a nie według osobistych decyzji czy celów, bym potrafiła wędrować
dopasowując swoje stopy do śladów, które na Drodze Zbawienia pozostawiłeś dla
nas, abyśmy się nie pogubili, nie zbłądzili, nie zatracili, byśmy „nie zginęli
na wieki i by nikt nie wyrwał nas z Twojej ręki”.
Chcę być ziarnem pszenicy w Twojej dłoni, które
pęcznieje w płomieniach Miłości wyczuwalnej w cieple Krwi – w dotyku Życia,
które „jeżeli obumiera, przynosi plon obfity” (J12,24-26).
Wysłuchaj mnie Panie…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz