I.
MARIA
„Na sześć dni
przed Paschą Jezus przybył do Betanii, gdzie mieszkał Łazarz, którego Jezus
wskrzesił z martwych. Urządzono tam dla Niego ucztę. Marta usługiwała, a Łazarz
był jednym z zasiadających z Nim przy stole. Maria zaś wzięła funt
szlachetnego, drogocennego olejku nardowego i namaściła Jezusowi stopy, a
włosami swymi je otarła. A dom napełnił się wonią olejku. Na to rzekł Judasz
Iskariota, jeden z Jego uczniów, ten, który Go miał wydać: Czemu to nie
sprzedano tego olejku za trzysta denarów i nie rozdano ich ubogim? Powiedział
zaś to nie dlatego, że dbał o biednych, ale ponieważ był złodziejem i mając
trzos, wykradał to, co składano. Na to rzekł Jezus: Zostaw ją! Przechowała to,
aby [Mnie namaścić] na dzień Mojego pogrzebu. Bo ubogich zawsze macie u siebie,
Mnie zaś nie zawsze macie.”
(J
12,1-8)
Iluż z nas bywa pouczanych przez „mądrych” w tłumie,
którzy wytyczają nam cele, narzucają obowiązki, przedstawiają oczekiwania i
żądania, nakazują i wymagają, powołując się na „słuszne” intencje owych
pouczeń, stanowiących ponoć odzwierciedlenie Bożej woli?! Iluż z nas
krytykowanych jest za egoizm czy zaniedbanie ustami Judasza Iskarioty?!...
Wielokrotnie zderzyłam się z zarzutem, że gdybym
szczerze była otwarta na Pana Boga, to poświęcałabym się drugiemu człowiekowi bez
wahania i zastanowienia całą sobą bez reszty – całą duszą i ciałem, to angażowałabym
się w sprawy słuszne i prawe, gdyż służące dobru ogółu i dbające o interesy
ogółu. Wielokrotnie byłam obrzucana oskarżeniami o zakłamanie i nieczystość
serca, bo odmawiałam spełniania przedstawianych mi oczekiwań z powodu owych społecznych
wymagań, wzbudzających we mnie wewnętrzny niepokój i zakłócających we mnie czystość
sumienia. Wielokrotnie byłam wytykana paluchami krytyki za brak miłości wobec
bliźniego, bo stawiałam i nadal stawiam na pierwszym, centralnym,
najważniejszym miejscu własnego życia Boga a nie człowieka. Wielokrotnie byłam obrzucana
szyderstwem z powodu braku poświęcenia się osobie potrzebującej pomocy (?!) –
poświęcenia wymagającego ode mnie rezygnacji z szacunku i miłości do samej
siebie, wymagającego ślepego i bezkompromisowego zaangażowania się w działanie
mające przecież na celu tworzenie dobra, które (niestety) w konsekwencji – ze względu
na fałszywe i nieczyste intencje – może okazać się zrobaczywiałym owocem zła.
Świat dziś zakłóca porządek wartości, zmieniając
kolejność obowiązków płynących z kontekstu przykazania miłości. Obecnie żąda
się miłowania bliźniego z poświęceniem siebie samego, a na końcu wskazuje się
Boga jako Tego najmniej ważnego i istotnego, jakby to nie od Niego wszyscy i
wszystko pochodziło oraz zależało. Dziś ustami Judasza Iskarioty wylicza się
konieczności, których wypełnianie wynosi człowieka na piedestał króla królów. Dziś
bowiem żąda się, by „sprzedać olejek nadrowy, będący dla mnie symbolem Miłości,
za trzysta denarów i by rozdać go ubogim”. Dziś świat pada na kolana przed
człowiekiem a nie przed Bogiem. Miłość jest sprzedawana i rozdawana ubogim jak
wszechobecny, pospolity towar. Olejku nardowego skąpi się natomiast Bogu, gdyż
jego wartość wydaje się zbyt cenna na takie „zmarnowanie” (?!). Ludziom wydaje
się, że służeniem drugiemu człowiekowi, że poświeceniem się i oddaniem się
drugiemu człowiekowi czynimy dobrze oraz mądrze, bo zgodnie z wolą Miłosiernego
Ojca Wszechmogącego, który na nas patrzy na pewno z podziwem i dumą. Tymczasem kolejność
naszego codziennego działania winna być podyktowana czystymi intencjami
szczerej miłości, wynikającej z przykazania, nakazującego nam „miłować Pana
Boga swego całym swoim sercem, całą swoją duszą i całym swoim umysłem”!, a dopiero
w następnej części przedstawionego oczekiwania nakazuje nam „miłować bliźniego
swego jak siebie samego”.
Maria sprzeciwia się owemu światu. Kobieta odwraca
się bowiem od ludzi plecami, padając na kolana przed Jezusem. Drogocennym,
szlachetnym olejkiem nardowym – strumieniem szczerej własnej miłości – obmywa stopy
umiłowanego Pana, ocierając je włosami, a więc okazując Bogu najwyższą cześć i
oddając Mu chwałę poprzez uniżenie własnej osoby, przedstawiając siebie samą jako
niegodną wyróżnienia poddaną.
To jedno z najpiękniejszych wyznań Miłości w Piśmie
Świętym.
Nie ma bowiem nikogo i niczego ważniejszego niż Bóg.
On bowiem jest moim Celem, moją Drogą, moim Sensem, moim Źródłem, z którego
czerpię Wodę Życia. Wpatruję się tylko i wyłącznie w Niego – w Jego źrenice.
Wsłuchuję się tylko i wyłącznie w Niego – w Jego głos. Uczę się tylko i
wyłącznie od Niego. Podążam tylko i wyłącznie do Niego, by w Jego ramionach
stać się kimś lepszym, piękniejszym jak syn marnotrawny, który właśnie dopiero
w objęciach własnego Ojca odzyskuje godność i przywileje, szczęście i
bezpieczeństwo, odzyskuje Dom i Rodzinę. Bez Boga nie ma nic. On bowiem jest
Wszystkim. Musimy więc zwracać się całymi swoimi sercami, swoimi duszami i
swoimi umysłami do Boga. Musimy miłować Ojca Wszechmogącego ponad wszystkich i
ponad wszystko. Musimy być jak Maria klęcząca pod stopami Jezusa, obywająca Jego
nogi olejkiem własnej, szczerej, poddańczej i pięknej miłości oraz ocierająca
je włosami w akcie hołdu i czci…
Ubogich przecież zawsze mamy u siebie i zawsze możemy
czynić dobrze wobec biednych i potrzebujących, ale tylko wówczas!, kiedy będziemy
żyć w Bogu i z Bogiem.
Nie napoisz przecież spragnionego kroplami wody,
jeśli twoje serce jako gliniane naczynie nie będzie napełnione i wypełnione ową
wodą – Miłością. A, skąd zaczerpniesz wspomnianej wody – Miłości, jeśli nie u
Źródła tryskającego Życiodajnym napojem – Boga?
W każdym z nas jest Maria. Nie w każdym się jeszcze
zbudziła. Śpi może w pieleszach wygody doczesnego świata. Sen jej objawia się w
człowieku (nawet niewierzącym) ssaniem wewnętrznego głodu nieposkromionej
tęsknoty za Bogiem, którą to biedny wędrowiec – człowieczyna próbuje zaspokoić
pogonią za marnościami współczesnego czasu – za karierą, majątkiem, sukcesem, wykształceniem,
pracą, towarzystwem, za … błyskotką szeleszczącego pustką papierka po cukierku,
pozostawiającego po sobie jedynie rozczarowanie i pobudzającego głębszy apetyt
na dalsze poszukiwanie szczęścia.
W każdym z nas jest Maria.
Obudź ją w sobie i z zapałem wielkiej, płomiennej
wiary idź do Boga. Padnij do nóg Jezusa. Strumieniami prawdziwej, własnej
miłości obmyj Jego stopy, otrzyj je włosami, ucałuj rozradowanym sercem i ustami,
a szeptem szczerości wyznaj niczym syn marnotrawny wracający po okrutnej
tułaczce w łaski i w objęcia Ojca: „Panie, zgrzeszyłem przeciw Niebu i wobec Ciebie,
już nie jestem godzien nazywać się Twoim synem” (Łk 15,18) – wówczas poczujesz
na ramionach „najlepszą szatę, (w którą zostaniesz ubrany niczym dostojnik i
dziedzic), otrzymasz pierścień na rękę i sandały na nogi” (Łk 15,22); wówczas
odzyskasz godność i przywileje…
Bóg jest najważniejszy! Nie ma nikogo i niczego poza
oraz ponad Nim. Bóg jest najważniejszy!, a nie człowiek – „ubogich bowiem
zawsze mamy u siebie”.
W każdym z nas jest Maria.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz