IV.
IZABELA
„Potem
Jezus świadom, że już wszystko się dokonało, aby się wypełniło Pismo, rzekł:
„Pragnę”. Stało tam naczynie pełne octu. Nałożono więc na hizop gąbkę nasączoną
octem i do ust Mu podano. A gdy Jezus skosztował octu, rzekł: „Dokonało się!” I
skłoniwszy głowę, oddał ducha.”
(J
19,28-30)
Oddał ducha… za mnie – za Judasza, Szymona Piotra i
Marię, których w sobie posiadam, którymi w jakimś stopniu jestem na co dzień.
Oddał za mnie ducha, „świadom, że już wszystko się dokonało”… Skonał za mnie w
cierpieniach, niemiłosiernych, niewyobrażalnych cierpieniach. Zginął za mnie na
krzyżu bez wahania, bez zastanowienia, bez osobistej korzyści, bez strachu o
Siebie Samego, bez jakiegokolwiek protestu czy pouczeniach na ustach. Oddał za
mnie ducha w cichości i w pokorze, nie wyrzekając się mnie, nie zaprzeczając
Prawdzie jak Szymon Piotr, nie porzucając mnie w sidłach potępienia dla
uniknięcia cierpienia i dla zachowania osobistej wygody jak Judasz Iskariota, a
pochylił się nade mną jak Maria i strumieniami Miłości obmył moje stopy, otarł
je własnym życiem, by mnie odkupić, uwolnić, uświęcić. Oddał za mnie ducha,
uniżając się a wywyższając mnie jakbym była kimś ważniejszym od Niego,… a
przecież w żadnej mierze Mu nie dorównuję, bo z każdym dniem udowadniam, że nie
potrafię tak pięknie, mocno, bezwarunkowo i ofiarnie kochać jak On Sam – Bóg. Oddał
za mnie ducha…
Panie Jezu Chryste dziś klęczę pod Twoim Krzyżem. Niegodnymi
palcami brudnych rąk podnoszę, zbieram każdą kroplę Twojej Przenajdroższej
Krwi, tuląc czerwone dłonie do serca, namaszczając je pocałunkami wdzięczności
i wzruszenia. Dziękczynno – błagalnym spojrzeniem dotykam Twojego umęczonego,
skatowanego Ciała. Dziś klęczę pod strumieniami Krwi i Wody wytryskających
zdrojem Miłosierdzia z Twojego przebitego boku…
Boże, mój Boże!,… nie jestem godna Twojej Miłości,
Twoich Ojcowskich Ramion, Twojego Poświęcenia i Ofiary… W żaden sposób nie
jestem godna i tym bardziej, tym mocniej wdzięczna za Twoje Rodzicielskie
Serce, w którym odnajduję własną godność, samą siebie jako dziecko Króla
królów, bezpieczeństwo i szczęście, wartość i sens, życie wieczne i świętość.
Ty, który tulisz mnie w ramionach jako Judasza, obsypując zmartwioną, pełną
samooskarżeń głowę Ojcowskimi pocałunkami, zapewniając, że nie gniewasz się na
mnie, że nie masz żalu, że przebaczasz, bo kochasz; Ty, który tulisz mnie w
ramionach jako Szymona Piotra, namaszczając pocałunkami Miłości łzawiące
wyrzutami sumienia żałobne oczy, zapewniając, że już wszystko będzie dobrze, że
nic złego się nie stało – budzisz we mnie Marię, kształtujesz ją we mnie i
udoskonalasz.
Dziś pragnę pod Twoim Krzyżem niczym Matka nasza
klęczeć, wtulając usta w Twoje pokryte i zbroczone Twoją Przenajdroższą Krwią
stopy, spoglądając na Ciebie Miłością rozpalaną prośbą o przebaczenie i
wdzięcznością za Miłosierdzie, za Ciebie i za wszystkich, których spotkałam
oraz poznałam i za wszystko, czego doświadczyłam i czego z każdą minutą
upływającego czasu doświadczam.
Cała Twoja Panie Jezu Chryste! Cała Twoja! – z tym
obumierającym we mnie Judaszem, z mężniejącym Szymonem Piotrem, z budzącą się
we mnie Marią. Cała Twoja!, teraz i – daj Boże! – na zawsze. Cała Twoja!, w
Maryi, z Maryją i przez Maryję. Cała Twoja!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz