poniedziałek, 15 stycznia 2018

SZYMON Z CYRENY

„Jeśli więc prawe twoje oko jest ci powodem do grzechu, wyłup je i odrzuć od siebie. Lepiej bowiem jest dla ciebie, gdy zginie jeden z twoich członków, niż żeby całe twoje ciało miało być wrzucone do piekła. I jeśli prawa twoja ręka jest ci powodem do grzechu, odetnij ją i odrzuć od siebie. Lepiej bowiem jest dla ciebie, gdy zginie jeden z twoich członków, niż żeby całe twoje ciało miało iść do piekła.” 
(Mt 5, 27-31)

Przeraża mnie protestancka fala „odnowy” chrześcijańskiej, w której na Boga i świat patrzy się słodko oraz naiwnie przez różowe okulary, w której pędzi się przez codzienne życie w dziecięcych podskokach unoszących ciało i ducha nad kielichami kwiatów podtrzymujących palcami płatków kolorowe motyle ludzkich marzeń i pragnień, w której pląs radości i przekonanie o własnej wyjątkowości i wspaniałości, jako pociechy Ojca Niebieskiego – Króla wszelkiego stworzenia, rzeczy widzialnych i niewidzialnych, (w moim skromnym odczuciu, być może błędnym) graniczy z pychą.
Człowiek przerażająco bardzo przywiązuje się do ciała, do doczesności. Miłość do własnej osoby wydaje się przewyższać miłość do Boga. Dziś możemy wszystko w Stwórcy i ze Stwórcą. Dziś jesteśmy w stanie czerpać słodycz codzienności niczym pszczoły zbierające nektar z kwiatowych kielichów. Dziś posiadamy zdolność radowania się i uzdrawiania, czynienia cudów w głębokiej wierze, której potęga zdaje się zależeć od poziomu osobistego powodzenia.
Wszystko, byleby nie cierpieć.
Pan Bóg dotknął mojego serca. Nie spodziewałam się tego absolutnie. Nie oczekiwałam tego zaszczytu, którego w chwili doznania nawet w pełni nie rozumiałam, rozpływając się we łzach przedziwnie pięknej, dobrej spokojności ducha i radości serca…
Wołał mnie i czekał cierpliwie z szeroko rozpostartymi ramionami pełnymi miłosierdzia. Dopuszczał cierpienia, z którymi początkowo nie potrafiłam się pogodzić, a które później akceptowałam i traktowałam jak część samej siebie, jak coś zupełnie naturalnego i normalnego… Zezwalał na trudy codziennego życia, by skruszyć zatwardziałość i upartość niełatwego, bo żelaznego charakteru, aż w końcu uległam, poszłam do Niego trzymając w sercu depeszę niezwykle ważnych intencji, a On tak niezwykle mocno i szczerze mnie wtulił w Ojcowskie ramiona, że… nie byłam w stanie nic innego wykrztusić z siebie, jak tylko: „cała Twoja”.
Miłość zwyciężyła!
Byłam ufna i uległa. Nie miałam już żadnych oczekiwań. Nie umiałam prosić o siebie i nadal nie umiem. Chciałam tylko, pragnę by mnie prowadził.
Podczas Seminarium Odnowy w Duchu Świętym, organizowanego przez ojców Jezuitów w Łodzi, otrzymałam (jako jedna z wielu) pytanie, dotyczące moich osobistych pragnień, dotyczące moich relacji z Bogiem. Pamiętam, jak koleżanka, z którą współuczestniczyłam w owym seminarium, poprosiła w mojej obecności o łaskę poznania tajemnicy Męki Pańskiej…
Oddałam się Panu. Nie miałam pomysłu czy oczekiwania… Uznałam po prostu, że Bóg sam najlepiej wie, na co jestem gotowa, czego potrzebuję i do czego mnie powołał… Oddałam się Panu. W końcu, tak pięknie mnie zaskoczył. Oddałam się więc Panu.
Jakimż OGROMNYM zaskoczeniem dla mnie był moment, w którym wzięłam do ręki modlitwę – „Tajemnicę Szczęścia” i w którym zagłębiając się całą sobą w treść owej modlitwy doświadczałam cierpienia, jakiemu poddawany był Jezus i z jakim musiała się zmierzyć Matka Chrystusa. Tonęłam we łzach i żalu. Przepełniała mnie gorycz, bo własnymi grzechami raniłam i przybijałam do krzyża naszego Zbawiciela osobiście. Dusiłam się żalem i błagałam o przebaczenie…
Wspomnianego doznania nie jestem w żaden sposób opisać. To łaska, dzięki której dziś własne, jakiekolwiek cierpienie traktuję jako formę modlitwy, jako moment niebywałego zaszczytu, bo oto właśnie w obecnej chwili doświadczanych trudności staję przy Jezusie niczym Szymon z Cyreny, jestem z nim ramię w ramię, wsuwam ręce pod Jego krzyż, by chociaż trochę ulżyć Mu w cierpieniu i… zanurzam spojrzenie w Jego oczy zwrócone bezpośrednio na mnie, zanurzam spojrzenie w źrenicach, w których niczym w zwierciadle prawdy o mnie samej widzę własną twarz – swoje oblicze.
Czy się boję?...
Nie odczuwałam i nie odczuwam strachu.
Czy wytrwam w odwadze i pokorze?
Czuwaj nade mną Panie, żebym Ci nie zbłądziła!, proszę całym sercem, bo bez Ciebie jestem niczym, bez Ciebie nic nie potrafię, nic nie jestem w stanie uczynić – westchnienie wydaje się niemożliwym i ogromnie trudnym czynem.
Wiem tylko, że dzięki cierpieniom czy jakimkolwiek trudnościom staję się lepszym człowiekiem. Dziś patrzę na dziewczynę, którą byłam i której oraz za którą się wstydzę. Dziś jestem lepsza, ale nadal i jeszcze nijaka, wciąż twarda jak stal pokryta pyłem rdzy. Wiem, że nie ma innej drogi do doskonałości i świętości, do której wszyscy jesteśmy powołani, jak cierpienie i trud – przecież tą Drogą jest Jezus, więc winniśmy Go naśladować we wszystkim, a nie tylko w charyzmatach.
Czyż w blasku osobistych sukcesów i powodzeń nie wrastamy korzeniami pychy w samouwielbienie oraz bóstwo?...
Znalazłam źródło wewnętrznej siły – Maryję. Scena, w której współuczestniczy w Męce umiłowanego Syna, w której tuli cierpiącego Jezusa w matczynym sercu ogromem rodzicielskiej miłości, jest dla mnie świadectwem Jej nieustannego, troskliwego trwania przy człowieku cierpiącym.
Cierpisz z powodu schorowanego ciała czy ducha? – Maryja tuli ciebie w ramionach z przeogromną miłością matczynego zaangażowania. Pocałunkami pocieszenia obsypuje twoją głowę, uspakajając przerażone serce i pokojem napełniając ducha. Aksamitnym głosem troski i opiekuńczości szepcze ci do ucha słowo zapewnienia: „JESTEM”, niszcząc w tobie poczucie osamotnienia i wyobcowania.
Cierpisz z powodu chorującego, umierającego lub krnąbrnego i niepokornego dziecka? – Maryja obejmuje ciebie ramieniem Matki, pokazując ci wzór mamy i pomagając ci wytrwać w bólu serca przebitego mieczem odczuwanej męki rodzicielskiej bezradności i bezsilności.

W cierpieniu człowiek traci cząstkę siebie dawnego. Obumiera w nim to, co zrobaczywiałe, co niebezpieczne i zgubne, co niszczycielskie i odrażające. W cierpieniu człowiek staje się NOWYM.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz