poniedziałek, 15 stycznia 2018

MODLITWA

Ileż jest we mnie wątpliwości? Ileż podejrzliwych myśli i dociekliwych analiz?...
Przyglądam się sobie bardzo uważnie i wnikliwie. Patrzę na siebie niczym na skrawek tkanki oglądanej pod soczewką mikroskopu okiem głodnego prawdy naukowca, i… im mocniej zagłębiam się we własną osobowość, tym więcej widzę brudu i wad, słabości i marności gnieżdżących się we mnie, tym większą czuję wdzięczność wobec Boga za Ogrom Jego Miłosierdzia, tym większy odczuwam podziw wobec Stwórcy i Jego Istoty, tym większy czuję wstyd i żal z powodu grzechów, jakie popełniam, jakimi się brzydzę a jakim ulegam głupio oraz naiwnie.
Czymże jestem?... Marnością nad marnościami.
Budzę się i wtulam w Boga myślami i uczuciami, duszą i sercem. Dziękuję gorąco za śpiew kosów o świcie, koncentrujących pod oknami mojego mieszkania. Dziękuję również za chłodem zroszoną świeżość poranka, uśpionego jeszcze w ramionach leniwie budzącego się słońca. Podziwiam talent Stwórcy i Jego wszechmoc oraz wszechobecność. Zaparzam kawę i błądzę pod żaglami myśli to o tym,… to o tamtym… Wspominam ludzi i ich ciężar życia, wzdychając do Boga i zanurzając milczące usta w kawie.
Nie potrafię wydusić z krtani ani jednego słowa. Nie umiem trącić wydychanym powietrzem strun głosowych. Błogo i dobrze mi w głębokim milczeniu i w byciu z Panem Bogiem – w Jego towarzystwie. Napełniam całe wnętrze duszy i ciała przyjemnym spokojem i wyciszeniem serca, kołyszącym mnie bezpiecznym, wahadłowym ruchem kołyski. Czuję się niczym ufne dziecię w pieleszach, spoczywające sennie w ramionach kochającego bezgranicznie Ojca.
Każdy wykonywany przeze mnie obowiązek, każda mijana w zawirowaniu codziennych spraw minuta – wszystko to jest zanurzane w Bogu i przeżywane w Nim oraz z Nim. Każda osoba, która w jakikolwiek sposób się o mnie ociera, czy to w pośrednim, czy bezpośrednim kontakcie, czy we wspomnieniu… jest powierzana strzelistą intencją Ojcu Niebieskiemu.
Nie mówię jednak nic. Nie potrafię… Milczę i trwam.
Z różańcem w dłoni czy przed Najświętszym Sakramentem, w Kościele czy w parku na ławce…, po prostu nie mówię nic. Zastygam i zanurzam się w milczeniu. Niekiedy zdarza mi się zamknąć oczy i trwać. Odgłos otaczającego mnie świata niczym dudnienie kół rozpędzonego pociągu osacza mnie i opływa, a ja… milczę, rozkoszując się stanem ukojenia, pokoju serca i głowy, ciała i duszy, stanem całkowitego i przyjemnego odprężenia, którego w żaden sposób nie potrafię opisać, by chociaż w drobnej części odzwierciedlić charakterystyczną strukturę ogarniającego mnie odczucia.
Później… zastanawiam się nad aktem owego mojego trwania w Bogu i przy Bogu w każdej minucie oraz w każdym miejscu dnia codziennego, jaki mijam z większą lub mniejszą liczbą obowiązków.
Czy to jest modlitwa, czy raczej forma lenistwa i niechlujności? Czy to, co robię jest skutkiem szczerego impulsu wrażliwego serca przepełnionego miłością, czy raczej podświadomą formą desperackiego gromadzenia „plusów” u Pana Boga?
Rozdzieram ciało i duszę na kawałki, kawałeczki. Rozgrzebuję całą siebie i wnikliwie badam, doszukując się w sobie szczerej, nienagannej prawdy.
Kocham ludzi, ale zdarza mi się ulec naiwnie pierwszemu wrażeniu i pomyśleć lub wypowiedzieć zdanie, skonstruować opinię na temat spotkanej osoby. Później wpadam w stan zadumy nad sobą – oprawcą. Przepraszam Boga za tę głupotę i błagam o przebaczenie, prosząc o błogosławieństwo dla ludzi i wszystkich Jego stworzeń, a dla siebie o skruszenie i zmiażdżenie pychy, o złamanie mnie i wypalenie, bym mogła być lepszą. I ponownie wpadam w nagość osobistego obnażenia własnej marności nad marnościami, w stan wdzięczności wobec Bożego Miłosierdzia i podziwu wobec Istoty Ojca Niebieskiego, w stan ukojenia i pokoju, ale i głębokiego, potężnego milczenia.
Czy to modlitwa?... Czy to moje trwanie w Bogu i przy Bogu jest prawdziwą wiarą, miłością i nadzieją, których (wydaje mi się) doświadczam i które przeżywam?...
Czytam lub słucham Słowa Bożego, zanurzając się w milczeniu. Gromadzę wiadomości i pocztówki od Boga Ojca Wszechmogącego, poczym… ponownie zastanawiam się: ile we mnie i w moim codziennym życiu jest Pana, a ile tak naprawdę mnie samej mizernej?... Co pochodzi i jest od Boga, a co ode mnie samej, od mojej wyobraźni i kreatywności?...
Milczenie i trwanie w Bogu i przy Bogu mojej osoby jest formą modlitwy, czy zaniedbania i wygody?
Jaka jestem?... Ile we mnie jest Prawdy?... Kim jestem?...

Pilnuj mnie i strzeż Panie Boże Ojcze Wszechmogący!!, żebym Ci się nie zgubiła… Bez Ciebie bowiem jestem niczym.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz