Ileż jest we mnie wątpliwości? Ileż podejrzliwych
myśli i dociekliwych analiz?...
Przyglądam się sobie bardzo uważnie i wnikliwie.
Patrzę na siebie niczym na skrawek tkanki oglądanej pod soczewką mikroskopu
okiem głodnego prawdy naukowca, i… im mocniej zagłębiam się we własną
osobowość, tym więcej widzę brudu i wad, słabości i marności gnieżdżących się
we mnie, tym większą czuję wdzięczność wobec Boga za Ogrom Jego Miłosierdzia,
tym większy odczuwam podziw wobec Stwórcy i Jego Istoty, tym większy czuję
wstyd i żal z powodu grzechów, jakie popełniam, jakimi się brzydzę a jakim
ulegam głupio oraz naiwnie.
Czymże jestem?... Marnością nad marnościami.
Budzę się i wtulam w Boga myślami i uczuciami, duszą
i sercem. Dziękuję gorąco za śpiew kosów o świcie, koncentrujących pod oknami
mojego mieszkania. Dziękuję również za chłodem zroszoną świeżość poranka,
uśpionego jeszcze w ramionach leniwie budzącego się słońca. Podziwiam talent
Stwórcy i Jego wszechmoc oraz wszechobecność. Zaparzam kawę i błądzę pod
żaglami myśli to o tym,… to o tamtym… Wspominam ludzi i ich ciężar życia,
wzdychając do Boga i zanurzając milczące usta w kawie.
Nie potrafię wydusić z krtani ani jednego słowa. Nie
umiem trącić wydychanym powietrzem strun głosowych. Błogo i dobrze mi w
głębokim milczeniu i w byciu z Panem Bogiem – w Jego towarzystwie. Napełniam
całe wnętrze duszy i ciała przyjemnym spokojem i wyciszeniem serca, kołyszącym
mnie bezpiecznym, wahadłowym ruchem kołyski. Czuję się niczym ufne dziecię w
pieleszach, spoczywające sennie w ramionach kochającego bezgranicznie Ojca.
Każdy wykonywany przeze mnie obowiązek, każda mijana
w zawirowaniu codziennych spraw minuta – wszystko to jest zanurzane w Bogu i
przeżywane w Nim oraz z Nim. Każda osoba, która w jakikolwiek sposób się o mnie
ociera, czy to w pośrednim, czy bezpośrednim kontakcie, czy we wspomnieniu…
jest powierzana strzelistą intencją Ojcu Niebieskiemu.
Nie mówię jednak nic. Nie potrafię… Milczę i trwam.
Z różańcem w dłoni czy przed Najświętszym
Sakramentem, w Kościele czy w parku na ławce…, po prostu nie mówię nic.
Zastygam i zanurzam się w milczeniu. Niekiedy zdarza mi się zamknąć oczy i
trwać. Odgłos otaczającego mnie świata niczym dudnienie kół rozpędzonego
pociągu osacza mnie i opływa, a ja… milczę, rozkoszując się stanem ukojenia,
pokoju serca i głowy, ciała i duszy, stanem całkowitego i przyjemnego odprężenia,
którego w żaden sposób nie potrafię opisać, by chociaż w drobnej części
odzwierciedlić charakterystyczną strukturę ogarniającego mnie odczucia.
Później… zastanawiam się nad aktem owego mojego
trwania w Bogu i przy Bogu w każdej minucie oraz w każdym miejscu dnia
codziennego, jaki mijam z większą lub mniejszą liczbą obowiązków.
Czy to jest modlitwa, czy raczej forma lenistwa i
niechlujności? Czy to, co robię jest skutkiem szczerego impulsu wrażliwego
serca przepełnionego miłością, czy raczej podświadomą formą desperackiego
gromadzenia „plusów” u Pana Boga?
Rozdzieram ciało i duszę na kawałki, kawałeczki.
Rozgrzebuję całą siebie i wnikliwie badam, doszukując się w sobie szczerej,
nienagannej prawdy.
Kocham ludzi, ale zdarza mi się ulec naiwnie
pierwszemu wrażeniu i pomyśleć lub wypowiedzieć zdanie, skonstruować opinię na
temat spotkanej osoby. Później wpadam w stan zadumy nad sobą – oprawcą.
Przepraszam Boga za tę głupotę i błagam o przebaczenie, prosząc o
błogosławieństwo dla ludzi i wszystkich Jego stworzeń, a dla siebie o
skruszenie i zmiażdżenie pychy, o złamanie mnie i wypalenie, bym mogła być
lepszą. I ponownie wpadam w nagość osobistego obnażenia własnej marności nad
marnościami, w stan wdzięczności wobec Bożego Miłosierdzia i podziwu wobec
Istoty Ojca Niebieskiego, w stan ukojenia i pokoju, ale i głębokiego, potężnego
milczenia.
Czy to modlitwa?... Czy to moje trwanie w Bogu i
przy Bogu jest prawdziwą wiarą, miłością i nadzieją, których (wydaje mi się)
doświadczam i które przeżywam?...
Czytam lub słucham Słowa Bożego, zanurzając się w
milczeniu. Gromadzę wiadomości i pocztówki od Boga Ojca Wszechmogącego, poczym…
ponownie zastanawiam się: ile we mnie i w moim codziennym życiu jest Pana, a
ile tak naprawdę mnie samej mizernej?... Co pochodzi i jest od Boga, a co ode
mnie samej, od mojej wyobraźni i kreatywności?...
Milczenie i trwanie w Bogu i przy Bogu mojej osoby jest
formą modlitwy, czy zaniedbania i wygody?
Jaka jestem?... Ile we mnie jest Prawdy?... Kim
jestem?...
Pilnuj mnie i strzeż Panie Boże Ojcze
Wszechmogący!!, żebym Ci się nie zgubiła… Bez Ciebie bowiem jestem niczym.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz