Kimże jest człowiek?... Kimże jest chrześcijanin?...
Ocieram się o ludzi, żyjących w przekonaniu, że
osoba otwarta sercem i duchem na Boga powinna być gotowa na całkowite i
bezkompromisowe poświęcenie siebie samej w imię dobra ogółu (pojmowanego często
w czysto doczesny, egoistyczny sposób), że dziecię Stwórcy powinno być niczym
baranek składany na ołtarzu cierpliwości, zubożenia, poniżenia, milczenia i
zgody, że ktoś, szczerze miłujący Ojca Niebieskiego, winien nieustannie
nastawiać to prawy, to lewy policzek trwając milcząco w sytuacji upokarzającej godność
i niekiedy bluźnierczej wobec Wszechmogącego oraz całego Jego dzieła.
Kimże jest człowiek?... Kimże jest chrześcijanin?...
Pomagać! Powinno się pomagać! Trzeba się gorliwie
angażować w drugiego człowieka! – często słyszę wyszczególnione nawoływania do
„zasiewania dobra”. Zastanawiam się jednak, czy rzeczywiście owe pozbawione
wahania pomaganie bliźniemu jest owocną pracą w winnicy naszego Pana?... Czy
nie jest czasami tak, że poprzez wspomniane gorliwe angażowanie się w drugiego
człowieka nie pielęgnuje się gumowej tolerancji wobec jego skłonności,
słabości, wad lub upodobań, usprawiedliwiając jednocześnie grzech?...
Czy (na przykład) każda, żebrząca na ulicy osoba,
którą mijamy w pośpiechu codziennych obowiązków i zawirowań, powinna być
zauważana gestem wrzucanych do kubeczka monet? Czy spełniając błagalną prośbę
wręczaniem kilku lub kilkunastu groszy, tworzymy coś dobrego, czy raczej
rujnujemy? Czy uzyskane z żebrania pieniądze są zdobywane uczciwie? Czy w celu
osiągnięcia łatwego zysku nie wykorzystywane jest kłamstwo, wzbudzające litość
przechodnia? Czy zdobyte pieniądze zostaną faktycznie spożytkowane na zakup
chleba, czy raczej alkoholu, albo środków odurzających? Czy nakarmimy głodnego,
czy może przyczynimy się do tragedii rodzinnej, zaspokajając uzależnienie
ulicznego biedaka? Czy żebrzący to człowiek dręczony przez złośliwy los, czy
raczej leniwy osobnik, wykorzystujący ludzką naiwność i wrażliwość?... Czy
udzielana przez nas pomoc jest aktem czci oddawanej Bogu, czy raczej formą
pokłonu składanego przed stopami upadłego anioła?... W którym, tak naprawdę,
momencie jesteśmy siewcami Dobra, a w którym stajemy się stonką zła?...
W każdej formie udzielanej pomocy potrzebny jest dar
rozeznania i mądrości, by czynić i działać zgodnie z wolą Bożą, by budować i
tworzyć a nie rujnować i tym samym rozkrzewiać zło, by nie zatracić siebie
samego, grzesząc odrzucaniem Przykazania Miłości, w którym to zobowiązani
jesteśmy miłować i szanować bliźniego swego jak siebie samego, by nie zostać skonsumowanym w sposób
barbarzyński i szyderczy, by własną postawą i postępowaniem wobec człowieka
uczyć szacunku do siebie samych, a przez to i do wszystkich innych stworzeń
Bożych.
Czy, kiedy ktoś obraża Ojca naszego bluźniąc i
przeklinając, plując pogardą i kłamstwem oraz postępowaniem, nie powinniśmy
stanąć w obronie Jego Wartości, Jego Dobrego Imienia i Honoru? Czy winni
jesteśmy wówczas milczeć, nastawiając nieustannie to prawy, to lewy
policzek?... Czy mamy biernie i bezdusznie przyglądać się mordowaniu Oblubieńca
i Oblubinicy?...
Kimże jest człowiek?... Kimże jest chrześcijanin?...
Kim jestem?...
Pragnę być chrześcijaninem, który wypełnia swoje życie,
naśladując Jezusa Chrystusa przyjmującego z oddaniem i miłością wolę Boga Ojca
Wszechmogącego a nie wolę ludzi. „Wszystko (bowiem) moje jest Jego, a Jego jest
moje” (J 17,10-11). Jestem niczym bez Boga. Bez Niego nie istnieję. On bowiem
jest mną, bo mnie stworzył, a ja mogę być, ale tylko w Nim i z Nim. Bez Ojca
Niebieskiego mnie nie ma. „Wszystko (przecież) cokolwiek posiadam, pochodzi od
Boga” (J 17,7-8). Tylko i wyłącznie Pan nieba i ziemi, wszelkich rzeczy
widzialnych i niewidzialnych jest moją Drogą, Sensem mojego życia, Charakterem
mojego serca i Mądrością mojego postępowania wobec wszystkich oraz wszystkiego.
Tylko i wyłącznie On mnie stworzył, więc tylko i wyłącznie On może mnie
kształtować opuszkami palców własnej woli, On może mnie rozwijać i udoskonalać.
Pragnę oddać się Bogu bez wahania i reszty. Pragnę
być Jego i tylko Jego, uzależniona od Ojca Niebieskiego, w Nim wolna i
szczęśliwa. Nie ma bowiem takiej miłości, jaką jest Sam Stwórca. Żaden człowiek
nie jest w stanie mnie tak zrozumieć, wzmocnić, pocieszyć, uskrzydlić nadzieją
i wiarą, rozkochać we wszystkich i wszystkim jak On Sam.
Pragnę pokory i milczenia, umiejętności patrzenia na
drugiego człowieka oczami Wszechmogącego Stwórcy. Pragnę kroczyć ścieżką Bożej
woli, dopasowując stopy do śladów Jezusa Chrystusa, który historią własnego
życia tu na ziemi odcisnął wzór bycia chrześcijaninem – dzieckiem Ojca
Niebieskiego. Pragnę „prosić za tymi, których Pan mi daje, stawiając ich na
drodze mojego codziennego bycia – istnienia, i… nie chcę prosić za światem, ale
za tymi, którzy są Jego” (J 17,9-10).
Jakże bardzo pragniemy być blisko Pana nieba i
ziemi, ale na własnych warunkach… Jakże gorliwa w nas wiara, kiedy codzienność
wokół słodka i przyjemna, bo płynąca rozkosznie pluszczącym nurtem mleka i miodu…
Jakże pragniemy być podobni do Chrystusa w posiadanych charyzmatach, ale rzadko
lub nigdy w cierpieniu… Jakże gorliwie patrzymy na Boga, ale najchętniej przez
różowe okulary spełnianych naszych, ludzkich oczekiwań…
Kimże jesteś człowieku?... Kimże jesteś chrześcijaninie?...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz