poniedziałek, 15 stycznia 2018

CHRZEŚCIJANIN

Kimże jest człowiek?... Kimże jest chrześcijanin?...
Ocieram się o ludzi, żyjących w przekonaniu, że osoba otwarta sercem i duchem na Boga powinna być gotowa na całkowite i bezkompromisowe poświęcenie siebie samej w imię dobra ogółu (pojmowanego często w czysto doczesny, egoistyczny sposób), że dziecię Stwórcy powinno być niczym baranek składany na ołtarzu cierpliwości, zubożenia, poniżenia, milczenia i zgody, że ktoś, szczerze miłujący Ojca Niebieskiego, winien nieustannie nastawiać to prawy, to lewy policzek trwając milcząco w sytuacji upokarzającej godność i niekiedy bluźnierczej wobec Wszechmogącego oraz całego Jego dzieła.
Kimże jest człowiek?... Kimże jest chrześcijanin?...
Pomagać! Powinno się pomagać! Trzeba się gorliwie angażować w drugiego człowieka! – często słyszę wyszczególnione nawoływania do „zasiewania dobra”. Zastanawiam się jednak, czy rzeczywiście owe pozbawione wahania pomaganie bliźniemu jest owocną pracą w winnicy naszego Pana?... Czy nie jest czasami tak, że poprzez wspomniane gorliwe angażowanie się w drugiego człowieka nie pielęgnuje się gumowej tolerancji wobec jego skłonności, słabości, wad lub upodobań, usprawiedliwiając jednocześnie grzech?...
Czy (na przykład) każda, żebrząca na ulicy osoba, którą mijamy w pośpiechu codziennych obowiązków i zawirowań, powinna być zauważana gestem wrzucanych do kubeczka monet? Czy spełniając błagalną prośbę wręczaniem kilku lub kilkunastu groszy, tworzymy coś dobrego, czy raczej rujnujemy? Czy uzyskane z żebrania pieniądze są zdobywane uczciwie? Czy w celu osiągnięcia łatwego zysku nie wykorzystywane jest kłamstwo, wzbudzające litość przechodnia? Czy zdobyte pieniądze zostaną faktycznie spożytkowane na zakup chleba, czy raczej alkoholu, albo środków odurzających? Czy nakarmimy głodnego, czy może przyczynimy się do tragedii rodzinnej, zaspokajając uzależnienie ulicznego biedaka? Czy żebrzący to człowiek dręczony przez złośliwy los, czy raczej leniwy osobnik, wykorzystujący ludzką naiwność i wrażliwość?... Czy udzielana przez nas pomoc jest aktem czci oddawanej Bogu, czy raczej formą pokłonu składanego przed stopami upadłego anioła?... W którym, tak naprawdę, momencie jesteśmy siewcami Dobra, a w którym stajemy się stonką zła?...
W każdej formie udzielanej pomocy potrzebny jest dar rozeznania i mądrości, by czynić i działać zgodnie z wolą Bożą, by budować i tworzyć a nie rujnować i tym samym rozkrzewiać zło, by nie zatracić siebie samego, grzesząc odrzucaniem Przykazania Miłości, w którym to zobowiązani jesteśmy miłować i szanować bliźniego swego jak siebie samego, by nie zostać skonsumowanym w sposób barbarzyński i szyderczy, by własną postawą i postępowaniem wobec człowieka uczyć szacunku do siebie samych, a przez to i do wszystkich innych stworzeń Bożych.
Czy, kiedy ktoś obraża Ojca naszego bluźniąc i przeklinając, plując pogardą i kłamstwem oraz postępowaniem, nie powinniśmy stanąć w obronie Jego Wartości, Jego Dobrego Imienia i Honoru? Czy winni jesteśmy wówczas milczeć, nastawiając nieustannie to prawy, to lewy policzek?... Czy mamy biernie i bezdusznie przyglądać się mordowaniu Oblubieńca i Oblubinicy?...
Kimże jest człowiek?... Kimże jest chrześcijanin?...
Kim jestem?...
Pragnę być chrześcijaninem, który wypełnia swoje życie, naśladując Jezusa Chrystusa przyjmującego z oddaniem i miłością wolę Boga Ojca Wszechmogącego a nie wolę ludzi. „Wszystko (bowiem) moje jest Jego, a Jego jest moje” (J 17,10-11). Jestem niczym bez Boga. Bez Niego nie istnieję. On bowiem jest mną, bo mnie stworzył, a ja mogę być, ale tylko w Nim i z Nim. Bez Ojca Niebieskiego mnie nie ma. „Wszystko (przecież) cokolwiek posiadam, pochodzi od Boga” (J 17,7-8). Tylko i wyłącznie Pan nieba i ziemi, wszelkich rzeczy widzialnych i niewidzialnych jest moją Drogą, Sensem mojego życia, Charakterem mojego serca i Mądrością mojego postępowania wobec wszystkich oraz wszystkiego. Tylko i wyłącznie On mnie stworzył, więc tylko i wyłącznie On może mnie kształtować opuszkami palców własnej woli, On może mnie rozwijać i udoskonalać.
Pragnę oddać się Bogu bez wahania i reszty. Pragnę być Jego i tylko Jego, uzależniona od Ojca Niebieskiego, w Nim wolna i szczęśliwa. Nie ma bowiem takiej miłości, jaką jest Sam Stwórca. Żaden człowiek nie jest w stanie mnie tak zrozumieć, wzmocnić, pocieszyć, uskrzydlić nadzieją i wiarą, rozkochać we wszystkich i wszystkim jak On Sam.
Pragnę pokory i milczenia, umiejętności patrzenia na drugiego człowieka oczami Wszechmogącego Stwórcy. Pragnę kroczyć ścieżką Bożej woli, dopasowując stopy do śladów Jezusa Chrystusa, który historią własnego życia tu na ziemi odcisnął wzór bycia chrześcijaninem – dzieckiem Ojca Niebieskiego. Pragnę „prosić za tymi, których Pan mi daje, stawiając ich na drodze mojego codziennego bycia – istnienia, i… nie chcę prosić za światem, ale za tymi, którzy są Jego” (J 17,9-10).
Jakże bardzo pragniemy być blisko Pana nieba i ziemi, ale na własnych warunkach… Jakże gorliwa w nas wiara, kiedy codzienność wokół słodka i przyjemna, bo płynąca rozkosznie pluszczącym nurtem mleka i miodu… Jakże pragniemy być podobni do Chrystusa w posiadanych charyzmatach, ale rzadko lub nigdy w cierpieniu… Jakże gorliwie patrzymy na Boga, ale najchętniej przez różowe okulary spełnianych naszych, ludzkich oczekiwań…

Kimże jesteś człowieku?... Kimże jesteś chrześcijaninie?...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz