Świat nadyma się pychą niczym balon. Objętość jego
bryły pęcznieje, powiększa się, rozciąga do granic możliwości. Motorem
napędzającym wymienione zjawisko, odpowiadającym za przerażający wzrost
egoizmu, a równocześnie pychy jest rozwój technologii, nauki, wszystkiego
dokoła, co ułatwia codzienne życie, zwalniając człowieka z większości
obowiązków i dając mu poczucie panowania nad otaczającą go rzeczywistością czy
przemijaniem poprzez (chociażby) przedłużanie „młodości” ciała różnorodnymi,
wypracowanymi środkami oraz sposobami medycznymi lub mentalnymi dotyczącymi
diety i aktywności fizycznej. Wyszczególnione poczucie dominacji oraz
wszechmocy wzbudza a nawet zakorzenia w ludziach przekonanie o
samowystarczalności, będącej źródłem okrutnego oziębienia stosunków
międzyludzkich. Relacje obumierają. Przyjaźń staje się czymś zupełnie obcym i
nieistniejącym jak archaizm. Miłość przeobraża się w układ wspólnego życia
obojga ludzi, którego długotrwałość zależy od wygody i niekonfliktowości codzienności – miłość umiera, kiedy pojawiają się kryzysy, problemy, choroby,
zmęczenie, starość… Człowiek staje się przedmiotem.
Wojny, walka o wygodę i codzienne przyjemności,
bezwzględne dążenie do władzy, samorealizacja i wdrapywanie się na szczyt
kariery zawodowej po szczeblach znieczulicy lub ciężkiej, niemal całodobowej
pracy, okradającej z najważniejszych wartości takich, jak chociażby bycie
rodzicem, spędzenie czasu z rodziną i z przyjaciółmi, rozmowa z mamą lub tatą,
albo sąsiadami, czytanie książek lub oglądanie dobrego filmu w miłym
towarzystwie… okradającej z możliwości gromadzenia wspomnień, bycia po prostu i
aż człowiekiem a nie robotem…
Media kipią informacjami skażonymi złem, tragedią,
katastrofą, przestępczością i nienawiścią. Ludzkie wynaturzenia tolerancja o
gumowych granicach określa mianem chorób. Wolność jednostki staje się
ważniejsza od wolności ogółu. Medycyna selekcjonuje ludzkie osobniki, badaniami
prenatalnymi kontroluje rozwój płodu dopasowywany do książkowych teorii, a
poprzez aborcję usuwa jednostki słabe, bo niepożądane, bo niepasujące do
przyjętego wzorca – wyroczni, a przez eutanazję eliminuje na przykład
schorowanych i niezdolnych do pracy, albo starców, czyli tych, którzy
niepotrzebnie i bezużytecznie zajmują tak przecież bezcenny m2 naszego
„świętego” terytorium. Nieokiełznane i nieposkromione, dzikie popędy seksualne
spuszczane są ze smyczy usprawiedliwieniami i naukowymi uzasadnieniami
przedstawiającymi człowieka w formie czysto zwierzęcego mechanizmu, dającego
jednostce całkowite i niemal bezkarne prawo do zaspokajania odczuwanych potrzeb
cielesnych. A sztuka?!... Dziś wszyscy ekshibicjoniści są artystami – każdy,
kto potrafi bezwstydnie, publicznie i rażąco, odrażająco obnażyć i upokorzyć
samego siebie.
W lawinie owych niszczycielskich niebezpieczeństw
pojawiają się bardzo często następujące pytania: I Pan Bóg pozwala na tak
potworne szerzenie się zła?, Gdzie jest Bóg?!, choć to wszystko, co nas otacza
bagnem cuchnącego, gnijącego zepsuciem życia jest tylko i wyłącznie efektem
naszych decyzji, czynów, postępowań i priorytetów. Poza tym nasuwa mi się tylko
jedna odpowiedź na wyszczególnione zarzuty, którą pragnę postawić w formie
osobistego zagadnienia:
A, ty chciałbyś być kochany za to, co posiadasz i co
możesz lub powinieneś dać, albo rozdać bezinteresownie, czy raczej chciałbyś
być kochany za to jaki po prostu jesteś?... Jakiej miłości pragniesz –
fałszywej, zbudowanej na cegiełkach biznesu i korzyści, czy szczerej i
prawdziwej, gwarantującej poczucie bezpieczeństwa, wyjątkowości, szczęścia i
spokoju?...
Dr. Donald Whitker powiedział, że „jest bardzo łatwo
być ateistą, kiedy odnosi się sukces”. Idąc torem przytoczonej mądrości pragnę
nadmienić, iż przyjemnie jest „kochać”, kiedy bycie z drugim człowiekiem jest
dla nas źródłem korzyści, komfortu i luksusu oraz wygody, kiedy nie wymaga od
nas żadnych poświęceń i odpowiedzialności, iż lekko jest krytykować smutek i
przygnębienie głodnego, kiedy samemu jest się sytym. Zdecydowanie trudniej jest
wówczas, gdy codzienność bezwzględnie rzuca człowiekowi pod nogi kłody
różnorodnych niepowodzeń i słabości, ale to tylko w takich ekstremalnych
warunkach życia można przeegzaminować prawdziwą miłość, która pomimo wszelkich
porażek i wad „cierpliwa jest, łaskawa jest, miłość nie zazdrości, nie szuka
poklasku, nie unosi się pychą, nie dopuszcza się bezwstydu, nie szuka swego,
nie unosi się gniewem, nie pamięta złego, nie cieszy się z niesprawiedliwości,
lecz współweseli z prawdą” (Hymn o miłości, 13, 4-7) – i takiej właśnie miłości
oczekuje od nas Bóg, bowiem pragnie być kochany nie za hojność i szczodrość, za
przesadne miłosierdzie i lekkomyślność, ale za to, że jest Ojcem, a tylko
szczerze miłujący Ojciec i szczerze dbający o szczęście własnych dzieci będzie
pouczał i wymagał, będzie stanowczy i konsekwentny, będzie pozwalał pociechom
wzrastać i usamodzielniać się, ale też będzie je bacznie obserwował, a
następnie karał lub wynagradzał. Wiele zatem zależy od nas samych.
Słuchajmy i wsłuchujmy się w Słowo Boże, czytajmy
Pismo Święte, módlmy się rozmawiając z naszym Stwórcą, a następnie szanujmy i
miłujmy bliźnich jak samych siebie, dbajmy o wartości moralne, zgodnie z Wolą
Ojca Niebieskiego i naszym sumieniem podejmujmy decyzje, i działajmy, albo
przynajmniej starajmy się postępować tak, by nasze czyny były zakwasem dobra a
nie jego odwrotnością.
Czas jest niczym sito. Wydarzenia, których jesteśmy
sprawcami, są konstrukcją tegoż sita. Ludzkie uczynki będą przesiewały
poszczególne osoby o dobrym lub zatwardziałym sercu, bo Pan Bóg pragnie być z
tymi, którzy szczerze i prawdziwie Go kochają za to, że jest Ojcem a nie darczyńcą,
więc nastanie pora żniw, kiedy to wyjdzie i powie żeńcom: „Zbierzcie najpierw
chwast i powiążcie go w snopki na spalenie; pszenicę zaś zwieźcie do mego
spichlerza”. (Mt, 13, 24-30)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz