„Przechodząc
obok Jeziora Galilejskiego [Jezus] ujrzał dwóch braci: Szymona, zwanego
Piotrem, i brata jego, Andrzeja, jak zarzucali sieć w jezioro; byli bowiem
rybakami. I rzekł do nich: „Pójdźcie za Mną, a uczynię was rybakami ludzi”. Oni
natychmiast, zostawiwszy sieci, poszli za nim.”
(Mt 4,18-23)
Wiara jest łaską…
Iluż narodzonych, zamieszkujących Ziemię ludzi
posiada dar wiary? Iluż miało zaszczyt i wyróżnienie spotkać na drodze
codziennego, zapracowanego życia Jezusa, by móc na skutek owej znajomości
podjąć decyzję w sprawie osobistego powołania – życia? Iluż posiada serce
rozgrzane płomieniami Bożej Miłości? Iluż też potrafi duszą i ciałem poczuć
wierną Obecność Chrystusa w zwykłych, szarych chwilach nieuchronnie mijającego
czasu?...
Wiara jest łaską.
Pan Jezus przechodzi przez ludzkie życie odciskając
ślady Swych stóp na ścieżkach codzienności. Podchodzi do wybranych i powołuje
ich, by poszli za Nim, dając im w zamian całego Siebie - Boga. Stawia jednak
konkretny warunek owego wspólnego pielgrzymowania, bowiem traktuje wędrówkę
przez codzienność jako misję. Powołuje wybranych i obdarowanych łaską wiary do
posługi bycia rybakami ludzi. Wspomniana misja wynika bowiem z Jego Miłości do
człowieka i troski o każde dziecko Boże. Wyznacza więc kilku godnych zaufania.
Wskazuje ich palcem dłoni, błogosławiąc i posyłając w fale ludzkich istnień z
misją połowów, by z tłumu błądzących i nieszczęśliwych wyłowić jak największą
ilość spragnionych Boga i tęskniących za Nim a nieświadomych przyczyny
odczuwanej, wyniszczającej ich pustki.
Nie jest to łatwe zadanie, ale czyż Jezus nie poucza
nas byśmy „wchodzili przez ciasną bramę, bowiem tylko ciasna brama i wąska
droga prowadzi do życia, a szeroka brama i przestronna droga powadzi do zguby”
(Mt 7, 13-15)?!...
Błogosławiona Matka Teresa z Kalkuty w osobistej
posłudze nieustannie zaznaczała, że dziś „biedni potrzebują naszych rąk, by im
służyły; naszych nóg, by ich odwiedzały; naszych ust, by życzliwie do nich
mówiły; naszych serc, by kochały, ponieważ kwiat rozwija się, gdy świeci słońce,
a człowiek rozwija się, gdy kocha”. Można byłoby śmiało rozwinąć przytoczoną
myśl o intencję Chrystusa, który potrzebuje ludzi, by wyjść na spotkanie synowi
marnotrawnemu, by wejść w tłum dzieci Bożych, by nauczać, by nawracać, by
uzdrawiać i by poprowadzić umiłowanych wąską drogą przez ciasną bramę do
zbawienia.
Nie jest to łatwe zadanie, ale konieczne. To powołanie
każdego chrześcijanina. To misja rybaka ludzi. To wyróżnienie i zaszczyt móc
być podobnym do Jezusa z Nazaretu.
Nie zawsze sieci będą pełne ludzi. Czasami nawet
mogą okazać się strzępami woli człowieka i chęci, jego zaangażowania i pracy.
Czy mamy rezygnować z posługi – z powołania?
Ludzie modlący się w Kościele przychodzą do Boga,
ale czy… wszyscy?
Jest tak wielu poranionych, tęskniących, pragnących,
niepotrafiących dotknąć i poczuć duszą oraz ciałem Obecności Ojca
Wszechmogącego, bojących się zaufać, szukających miłości i zrozumienia,
chcących porozmawiać, wyżalić się,… wtulić w bezpieczne ramiona kochającego
Tatusia.
Czyż nie przez ludzi człowiek podchodzi do Boga?
Czyż nie przez ludzi wraca do Domu Ojca niczym syn marnotrawny? Czyż nie w
źrenicach powołanych przez Jezusa rybaków odnajduje pełne Miłości spojrzenie
Chrystusa? Czyż nie przez usta ludzi wierzących Pan przemawia do zagubionej
owieczki, prosząc, by „nie lękała się”? Czyż przez dłonie człowieka Jezus nie
dotyka obolałych i cierpiących ciał, by pocieszyć „umęczonych i utrudzonych”?
Czyż rybak ludzi nie jest narzędziem Pana - dłutem, dzięki któremu Bóg działa,
nadając kształt duszy wyławianym i ratowanym jednostkom?
Przypomnijmy sobie moment własnego nawrócenia.
Zastanówmy się, czy Bóg w moim osobistym życiu nie pojawił się anonsowany
osobą, która w Jego Imieniu zapukała do drzwi naszego szczelnie zamkniętego
serca? Czy towarzystwo człowieka otwartego na Jezusa Chrystusa nie okazuje się
w konsekwencji źródłem wiary, miłości, nadziei, siły? Czy nie wypełnia ono
pustki wewnętrznej – tęsknoty za Bogiem?
Czuję się odpowiedzialna za człowieka. Czuję się
powołana do kochania.
Czasami przygniata mnie poczucie zmęczenia i
beznadziei. Niekiedy przepełnia mnie złość z tytułu przykrych, bolesnych
kontaktów z ludźmi krnąbrnymi, egoistycznymi. Czasami mam nieodpartą ochotę
odciąć się od tłumu, odizolować, skazać na samotność i wyciszenie. Niekiedy
jestem jak syn, który poproszony, by „poszedł i pracował dzisiaj w winnicy” (Mt
21,28-32), krzyczy gniewnie, że „nie chce!”, po czym opamiętawszy się, idzie i
wykonuje wolę Ojca…
Pragnę mieć serce i oczy Jezusa. Pragnę być rybakiem
ludzi, bo pragnę zawsze być u boku Chrystusa – ja, wybrana przez Niego w
tłumie, wskazana palcem, powołana by pójść za Nim i obdarowana łaską wiary.
Tylko tyle i aż tyle mogę dla Boga zrobić, ale z Jego pomocą i
błogosławieństwem.
Kim chcesz być Ty?... Usta Boga wypowiadają dziś
Twoje imię. Kim chcesz być?...
Zastanów się i podejmij decyzję. „Spójrz przed snem
na swoją dłoń i zapytaj samego siebie: „Co uczyniłem dziś dla Jezusa?”,
pamiętając, że cokolwiek uczyniłeś jednemu z tych najmniejszych, Jemu żeś
uczynił”. (bł. Matka Teresa z Kalkuty)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz