Ileż mamy pytań, ileż pretensji i żalu,
dociekliwości i wątpliwości, ileż intencji nosimy w sercu, ileż rozczarowań i
oczekiwań?...
W obliczu codziennego życia stajemy się ustami
naszych pragnień, planów, zainteresowań, zamierzeń… Szukamy sposobów na rozmowę
z Bogiem. Sięgamy po modlitwy z nadzieją, że właśnie ta najbardziej pomoże, że
będzie najbardziej skuteczna i owocna, że to właśnie dzięki tej a nie innej
formie czuwania przy Panu usłyszymy wyraźnie brzmiący głos Ojca Niebieskiego,
będącego szeleszczącym wodospadem odpowiedzi na zadawane przez nas pytania, że
to właśnie dzięki tej nowennie lub koronce wyprosimy wszystko, czego dusza
zapragnie, zapewniając sobie wymarzony stan szczęścia. Padamy na kolana i
pogrążamy się w obowiązku modlitwy. Mijają dni, a niekiedy miesiące lub lata…
Trwamy jednak w modlitwie i czekamy na znak od Boga. Wsłuchujemy się w ciszę,
wypowiadając kolejne zwrotki pacierzy, by uchwycić szelest przemawiającego do
nas Ojca i… często podnosimy się z kolan, obciążeni stanem rozczarowania i
rozgoryczenia, bo nie otrzymaliśmy żadnej odpowiedzi czy wskazówki, bo nie
uzyskaliśmy łask, o które tak mocno i gorliwie błagaliśmy.
Zapominamy, że modlitwa to nie dukaty a czuwanie
przed Obliczem Pana to nie forma aukcji, podczas której można wylicytować
dogodne warunki transakcji i odejść z upragnionym gadżetem w dłoniach. Bardzo
często zasypujemy Boga osobistymi problemami, oczekiwaniami, intencjami,
pragnieniami, wizjami przyszłości… i w lawinie własnych roszczeń nie słyszymy
tego, co mówi Ojciec Niebieski, nie przyjmujemy Jego Woli, po prostu chcemy,
aby było „po naszemu”! – wówczas modlitwa staje się monologiem a nie rozmową.
Toniemy w głębinach osobistych doznań, odrzucając wszystko to, czego chce dla
nas Pan Bóg. Topimy się we własnych słowach wypowiadanych tonem przekonania o
słuszności odczuwanych pragnień czy planowanych działań. Upieramy się bardzo
często przy intencjach, które w świetle Bożej Mądrości, mogą być przyczyną
naszych osobistych tragedii i zarazą samozniszczenia. Nie potrafimy zaufać,
chociaż z przekonaniem głosimy, że to Ojciec Niebieski jest Miłością, że nikt
tak jak On nie jest w stanie nas pokochać i o nas zadbać. Czynem zaprzeczamy
słowom wypowiadanym przez nas otwarcie i stanowczo. Wpadamy w sieć osobistego
pragnienia samokontroli, dlatego uparcie prosimy o wszystko, co ciału bliskie,
zatracając się w pustym monologu, po którym zapadamy w głębokie milczenie stanu
rozgoryczenia, powtarzając w myślach refren bolesnego rozczarowania: „tyle się
modlę… i nic.”, a przecież! wystarczy tak niewiele.
Zauważyłam, że mój kilkunastoletni syn nudzi się
podczas Mszy Świętej. Eucharystia była dla niego momentem wewnętrznego
odrętwienia i całkowitej obojętności. Znudzonym wzrokiem błądził po murach i
zakamarkach Kościoła, w żaden sposób nie uczestnicząc w Nabożeństwie. Wzdychał
i niecierpliwie czekał na koniec, by wrócić do domu.
Kiedyś – w drodze do Kościoła na niedzielną Mszę
Świętą – zapytałam syna, czy się modli, czy rozmawia z Panem Bogiem?
Odpowiedział, że tak, ale zaznaczył równocześnie, że On go w ogóle nie słucha,
milczy, nie odpowiada i wydaje się być nieobecny podczas spotkania. Z uśmiechem
i lekkim żartem delikatnie wytknęłam: „zupełnie tak, jak ty w trakcie Nabożeństwa.
Może odpłaca ci pięknym za nadobne?”, po czym dodałam: „Wsłuchaj się w Czytania
i Ewangelię. Jestem przekonana, że na Mszy Świętej Pan Bóg odpowie na wszystkie
twoje pytania. Mnie nigdy nie zostawił bez słowa. Zawsze mi odpowiada, radzi,
tłumaczy i wyjaśnia, wskazuje kierunek codziennej drogi”.
To prawda. Nigdy nie zostałam zignorowana przez
Boga. Zawsze, nawet po krótszym czy dłuższym okresie oczekiwania na jakikolwiek
znak Ojca Niebieskiego, otrzymywałam od Niego telegram lub list – Słowo na
dziś.
Po Mszy Świętej syn był niewyobrażalnie mocno
podekscytowany. Rozpierała go ogromna radość i wypełniał spokój. Kiedy
wróciliśmy do domu, podszedł do mnie i powiedział: „Cały tydzień zastanawiałem
się jak wygląda Raj, jak jest w Niebie i dlaczego Pan Jezus zbawia nas i
prowadzi w to właśnie miejsce życia wiecznego? Co tam jest takiego wyjątkowego,
że powinniśmy o tę nagrodę zabiegać? Cały tydzień… i dziś Pan Bóg mi
odpowiedział. Dziś właśnie na Mszy Świętej usłyszałem, że „wilk zamieszka wraz
z barankiem, pantera z koźlęciem razem leżeć będą, cielę i lew paść się będą
społem i mały chłopiec będzie je poganiał…” (Iż 11,6-7) i wiesz co? – dodał po
chwili – warto się wysilić”…
Czasami trzeba tak niewiele, by usłyszeć głos Boga.
Czasami trzeba zamilknąć, ciszą zasznurować usta. Wszystko bowiem, co
wypowiedzieć chcemy, już znane jest Panu Bogu. Warto więc zatrzymać się w
milczeniu, by dopuścić Ojca Niebieskiego do głosu. Czasami po prostu wystarczy
uważnie wsłuchać się w Słowo.
Warto też zaufać. W końcu! dla Boga nie ma rzeczy
niemożliwych. W końcu! to On wie najlepiej, co jest dla nas dobre i zbawienne,
On doskonale pamięta przeszłość, rozumie teraźniejszość i zna przyszłość, On
jest Mądrością. I co najważniejsze! – Nikt bowiem nie potrafi tak mocno i
troskliwie Kochać jak Bóg, który jest DOBRY, zatem…
Zatrzymaj się w milczeniu, by wsłuchać się w Jego
Słowo.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz