„Nie
sądźcie, że przyszedłem znieść Prawo albo Proroków. Nie przyszedłem znieść, ale
wypełnić. (…) Ktokolwiek więc zniósłby jedno z tych przykazań, choć
najmniejszych, i uczyłby tak ludzi, ten będzie najmniejszy w królestwie
niebieskim. A kto je wypełnia i uczy wypełniać, ten będzie wielki w królestwie
niebieskim. Bo powiadam wam: Jeśli wasza sprawiedliwość nie będzie większa niż
uczonych w Piśmie i faryzeuszów, nie wejdziecie do królestwa niebieskiego. (…)
Niech wasza mowa będzie: Tak, tak; nie, nie. a, co nadto jest, od Złego
pochodzi.”
(Mt 5,17-37)
Kimże jest człowiek?... Czyż nie słowem, które
wychodzi z ciała, zapisując się nieustannie na kartach codzienności poprzez
uczucia, myśli, podejmowane decyzje, gesty i działanie, relacje międzyludzkie?
Czyż nie słowem, przez które pragnie przemówić Bóg? Czyż w związku z tym nie
winniśmy być posłuszni Panu poprzez zawierzenie Ojcu Wszechmogącemu ciała i
duszy oraz całego naszego życia w akcie ufności, opieczętowanym wyznaniem: „…
nie moja, lecz Twoja wola niech się stanie!” (Łk 22,42)? Kimże jest
człowiek?...
Coraz częściej spotykam ludzi zachłannych na Pana
Boga, pragnących Pana Boga, ale niestety na własnych warunkach. Coraz częściej
zderzam się z pragnieniem przeżywania Obecności Ojca Wszechmogącego w
codziennym życiu w sposób namacalny, zmysłowy, kolorowy, utwierdzający w wierze
przy kaskadach fajerwerków rozświetlających Niebo. Coraz częściej ocieram się o
tych, którzy pragną naśladować Jezusa w Jego darach i czynach owocujących
cudem. Tak wielu biega od miejsca do miejsca z pragnieniem odnalezienia Jego
śladów stóp. Tak wielu zaczyna wierzyć, iż wszelkiego rodzaju teorie i
zdarzenia, poznane i przyswojone, dopełnione charyzmatyczną obudową eksponującą
dziejące się wokół cuda, czyni ich lepszymi, jak również daje prawo do
oceniania innych poprzez wyuczone i wykształcone doświadczenie, które zdobywa
się to tu,… to tam… A, przecież (jak zaznacza Sam Jezus Chrystus) mamy być
„solą ziemi” poprzez posiadanie „sprawiedliwości większej od uczonych w Piśmie
i faryzeuszów”.
Mam za sobą seminaria duchowe, dni skupienia,
rekolekcje, fora charyzmatyczne, Msze Święte z modlitwą o uwolnienie i
uzdrowienie. Nie uważam jednak, że owe doświadczenia czynią mnie lepszą w
wierze od tych, których spotykam w codziennym życiu na ulicy a którzy wydawać
by się mogli mniejszymi. Bardzo dużo uczę się od cichych i pokornych, tych
(zdawałoby się) nic nie wiedzących i niewiele potrafiących, tych jeszcze nie
rozkochanych dobrze (?) w Panu Bogu. Często dostrzegam w nich wyraźną Obecność
Ojcowskiej Miłości. Są dla mnie „światłem na świeczniku świecącym wszystkim”
(Mt 5,15), chociaż niekiedy sami nie zdają sobie z tego sprawy z tytułu
posiadanej skromności i potrzeby nieustannego pracowania nad sobą w celu
wzrastania oraz w celu zaspokajania pragnienia podobania się Panu Bogu z każdym
dniem coraz bardziej. Jakimż pięknym pouczeniem świętości jest życie Marianny
Popiełuszko – matki ks. Jerzego. Jakimż wspaniałym wzorem człowieka jest owa
prosta, skromna kobieta, która niejednokrotnie zachwyciła i zawstydziła
niejednego biskupa, ucząc go pokory i posłuszeństwa wobec Boga, miłości i
ufności, oddania i wiary (Milena Kindziuk „Matka świętego. Poruszające
świadectwo Marianny Popiełuszko.”)
Wyznacznikiem owej sprawiedliwości, którą winniśmy
posiadać większą niż uczeni w Piśmie i faryzeusze, jest (w moim skromnym odczuciu)
otwartość ludzkiego serca na Bożą Miłość i Miłosierdzie, na Mądrość i Odwagę,
na Naukę i Prawo. To zaufanie wobec Ojca Niebieskiego, zdolność oddania Mu się
bez wahania, negocjacji i reszty – po prostu CAŁKOWICIE w myśl wyznania: „… nie
moja, lecz Twoja wola niech się stanie!” (Łk 22,42). To czas, który jesteśmy w
stanie poświęcić kosztem wygód i komfortów codziennego, zapracowanego życia na
spotkanie z Bogiem i na szczerą z Nim rozmowę (!, a nie monolog). To miłość i
sposób patrzenia na drugiego człowieka oczami Jezusa z zachowaniem szacunku i
wrażliwości, dojrzałości i delikatności jaką okazuje się bezradnemu dziecku. To
również odwaga, jaką winniśmy okazać w akcie obrony Ojca oraz Matki Bożej, w
obronie Prawdy i Życia poprzez stanowcze wypowiadanie: „Tak jako tak; Nie jako
nie”.
Uważam, że sprawiedliwości nie można się nauczyć. W
moim odczuciu jest to łaska i dar, które każdy człowiek może otrzymać od Boga w
akcie całkowitego zawierzenia się Panu i to bez względu na wykształcenie czy
szczebelki duchowych doznań, odczuwanych podczas rekolekcji czy innych form
bycia przy Ojcu Niebieskim, a ze względu na życie w Nim i dla Niego. Oczywiście
uczenie się i poznawanie lub doświadczanie Prawdy jest ważne. Najważniejsze
jednak – myślę – jest oddanie się Bogu w całości, ponieważ nie zakorzeni się
Miłość i nie zaowocuje w sercu szczelnie zamkniętym na działanie Jezusa
Chrystusa.
Dziś przeraża mnie brak ostrożności, o której tak
pięknie i mądrze pisze św. Jan od Krzyża, zaznaczając, iż jedynymi cnotami
absolutnie niemożliwymi do podrobienia przez złego ducha są: pokora i
posłuszeństwo. Wszystko inne jest w zasięgu jego zdolności. Zły może uzależnić
człowieka od świateł, od spoczynków w „Duchu Świętym”, charyzmatów… Może nas
zniewolić owymi darami niepochodzącymi w rzeczywistości od Boga, by zakorzenić
w sercu pychę, rozkrzewić ją, rozbuchać i by nią zabić, pozbawiając prawa do
Królestwa Niebieskiego.
Dziś przeraża mnie ta ludzka elastyczność
dopasowywania się do sytuacji, ta inteligentna umiejętność usprawiedliwiania
pewnych faktów czy decyzji. Dziś przeraża mnie to, że pod sztandarem
charyzmatów, licznych pacierzy czy mistrzowsko recytowanych nowenn podąża się
za duchem świata współczesnego tu i teraz a nie za Duchem Świętym w Imię Jezusa
Chrystusa. Przeraża mnie to i boli…
Często zatrzymuję się w biegu codzienności i
zastanawiam się:
Gdyby Jezus Chrystus każdego z nas wezwał na poufną
rozmowę w cztery oczy i powiedział w wielkiej tajemnicy: „Jesteś człowiekiem
wyjątkowym. Wybrałem cię. Będziesz siedział po Mojej prawicy w gronie świętych,
ale będziesz tu i teraz nikim w oczach ludzi, będziesz cierpiał, będziesz
samotny i poniżony, bo nie będziesz się absolutnie niczym wyjątkowym wyróżniał.
O tym, że jesteś człowiekiem przeze Mnie wybranym, będziesz wiedział tylko ty i
Ja.”,
Iluż zostałoby przy wspólnocie Kościelnej przy Panu
Bogu, wiernie Mu służąc w milczeniu i pokorze?...
Nie jest to Droga łatwa, lekka i przyjemna, pełna
zaszczytów i pochwał ze strony współbraci. To wyzwanie. To szlak na szczyt
potężnej góry świętości, do której każde Boże dziecko jest powołane. Wspinaczka
jest wysiłkiem, ogromnym wysiłkiem ciężkiej, bezwzględnej niekiedy pracy nad
samym sobą, polegającej na pogodzeniu oczekiwań Ojca Niebieskiego z codziennymi
obowiązkami życia doczesnego, które człowiek (tak uważam) winien wykonywać
zgodnie z wolą Pana a nie zgodnie z osobistym poglądem czy zamiarem.
„Jesteś człowiekiem wyjątkowym. Wybrałem cię.
Będziesz siedział po Mojej prawicy w gronie świętych, ale…”
Odejdziesz, czy ufnie wtulisz się w ramiona Jezusa,
by cię poprowadził według woli Boga Ojca Wszechmogącego?
Ja zostaję przy Nim, w Nim i dla Niego.
Daj Boże wytrwałości, siły, cierpliwości, pokory,
odwagi, wiary, bo bez Ciebie nic nie zdołam by „nie moja, lecz Twoja wola się
stała”.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz