poniedziałek, 15 stycznia 2018

LAMPY

„Podobne będzie królestwo niebieskie do dziesięciu panien, które wzięły swoje lampy i wyszły na spotkanie pana młodego. Pięć z nich było nierozsądnych, a pięć roztropnych. Nierozsądne wzięły lampy, ale nie wzięły z sobą oliwy. Roztropne zaś razem z lampami zabrały również oliwę w swoich naczyniach. Gdy się pan młody opóźniał, senność ogarnęła wszystkie i posnęły. Lecz o północy rozległo się wołanie: „Oto pan młody idzie, wyjdźcie mu na spotkanie!” Wtedy powstały wszystkie owe panny i opatrzyły swe lampy. A nierozsądne rzekły do roztropnych: „Użyczcie nam swojej oliwy, bo nasze lampy gasną”. Odpowiedziały roztropne: „Mogłoby i nam, i wam nie wystarczyć. Idźcie raczej do sprzedających i kupcie sobie.” Gdy one szły kupić, nadszedł pan młody. Te, które były gotowe, weszły z nim na ucztę weselną, i drzwi zamknięto. Nadchodzą w końcu pozostałe panny, prosząc: „Panie, panie, otwórz nam!” Lecz on odpowiedział: „Zaprawdę powiadam wam, nie znam was”. Czuwajcie więc, bo nie znacie dnia ani godziny.”
(Mt 25,1-13)
Ilekroć spotykam się z mądrością przytoczonego fragmentu Ewangelii według świętego Mateusza, tylekroć przylegam nierozerwalnie ciałem i duszą do opisu Królestwa Niebieskiego – do lamp i oliwy. Przestroga: „Czuwajcie więc, bo nie znacie dnia ani godziny”, stanowiąca puentę owego opisu, jest jedynie oczywistym podsumowaniem doznania, które w niezwykle rzeczywisty sposób wzbudza we mnie przedstawiony obraz, dotykając umysłu i serca każdym zapisanym wyrazem czy zaznaczonym w tekście znakiem interpunkcyjnym. Przytoczona przez Jezusa przypowieść jest dla mnie treścią niezwykle ważną – osobistym listem Boga zaadresowanym bezpośrednio do odbiorcy, wyznaniem Miłości i równocześnie zaproszeniem do wspólnego, szczęśliwego przeżywania z Nim owej Miłości. To akt zaręczyn i jednocześnie zapowiedź pięknego związku a także wspaniałego Życia.
Myślę, że właśnie z tego też powodu Chrystus przedstawia Ojca Niebieskiego jako pana młodego. Obecność bowiem głównego bohatera, kojarząca się z sakramentem małżeństwa – przymierzem z Bogiem i owocem Miłości, jest również uosobieniem wesela, a więc radości, suto zastawionych stołów, uginających się pod ciężarem najsmaczniejszego jadła i najlepszego wina, gości, grono których tworzą nasi najbliżsi (przyjaciele oraz rodzina), muzyki, tańców i zabaw, beztroski, świeżości, nadziei,… po prostu wszystkiego, co odzwierciedla ludzie marzenia o doskonałości upragnionego szczęścia.
Każde dziecko Boże – każdy z nas otrzymuje owe osobiste zaproszenie od Stwórcy do Królestwa Niebieskiego. W słowie przypowieści dostrzegam akt zaręczyn, w którym to Pan młody pada na kolana przed człowiekiem, uniża się i kruszy w pokorze, wyznając Swą Miłość poprzez „oddanie Syna swego Jednorodzonego, aby każdy, kto w Niego wierzy, nie zginął, ale miał życie wieczne” (J 3,16), zaglądając ufnie w ludzkie źrenice i czekając cierpliwie na odpowiedź: TAK lub NIE.
Czy odwzajemnimy to cudowne, najpotężniejsze, najwspanialsze uczucie Miłości? Czy przyjmiemy zaproszenie do Królestwa Niebieskiego, przyjmując z Panem młodym sakrament małżeństwa, będący symbolem przymierza bycia z Bogiem i dla Niego na dobre i na złe? Czy podejmiemy to wyzwanie porywające ludzką duszę w ramiona Miłości? Czy będziemy zdolni oddać się ufnie Panu Bogu, jak szczerze zakochana panna młoda?...
Każdy z nas otrzymuje lampę – pierścionek zaręczynowy i symbol Miłości. Teraz wszystko zależy od człowieka. Pan młody wyznał swoją Miłość w akcie Męki Pańskiej. Wsunął nam na palec pierścionek zaręczynowy, symbolizujący Jego bezgraniczne oddanie i stanowiący zaproszenie do Królestwa Niebieskiego. Teraz wrócił do Swego Domu, by uroczyście przygotować się na spotkanie z nami w dniu szczególnym, w dniu zaślubin, w którym to staniemy wspólnie twarzą w twarz, oko w oko, by w przymierzu wyznanej Miłości dokonało się ludzkie przeznaczenie – powołanie człowieka do świętości.
Czy wówczas powiemy TAK, by stać się z Bogiem nierozerwaną całością – jednym ciałem, jak mąż i żona, i by tym samym wejść szczęśliwie do Królestwa Niebieskiego w weselu i radości?
Oliwa jest dla mnie symbolem ludzkiego zaangażowania. To sok tłoczony przez człowieka z jego myśli, mowy, uczynków, modlitwy, umiejętności codziennego życia prowadzonego według Bożej woli. To żmudny, mozolny proces przygotowywania się do dnia zaślubin z Panem młodym.
Która panna młoda nie marzy o tym, aby być piękną i wyjątkową, aby wyglądać dostojnie, królewsko, olśniewająco i bajkowo?...
Niestety świat produkuje coraz większe, przerażająco obfitsze grono nieroztropnych panien – ludzi w ogóle nie dbających o osobiste szczęście, które może człowiekowi dać tylko prawdziwa, bezgranicznie okazywana i bezinteresownie odczuwana Miłość. Pycha rozkrzewia w duszach niebezpieczne pnącza pasożytniczego narcyzmu oraz wiary we własną doskonałość i wszechmoc, pnącza, które w konsekwencji wżerają się w ciało i duszę, zabijając je ostrzem bezwzględnej nienawiści. Ludzie biegają w amoku chorej ambicji, osobistej wygody, pragnienia posiadania luksusowego gniazda, w amoku okrutnej rywalizacji. Gromadzą bogactwa doczesnego świata. Zabiegają o zaszczyty i majątki. Pędzą na oślep do realizacji i osiągnięcia ambicją wyznaczonych celów w przekonaniu, że mają czas w posiadaniu i władzy gospodarowania oraz planowania. Szastają tym czasem na lewo i prawo w bezmyślny, arogancki sposób. Trwonią mijające bezpowrotnie minuty oraz godziny, wierząc, że są wszechmocni i potężni, nieśmiertelni i niezastąpieni. A,… w godzinie śmierci szukają rozpaczliwie pocieszenia, panicznie rozglądając się za oliwą, którą mogliby rozpalić trzymaną w dłoniach lampę, by światłem zbawienia odsłonić stopom drogę prowadzącą do Królestwa Niebieskiego.
Lampa i oliwa – to zwroty przykuwające moją uwagę i czujność. Lampa i oliwa…
Człowiek nie ma czasu na życie doczesne. Zegar skutecznie, skrupulatnie odcina jak wstążkę drogę ludzkiej wędrówki, której celem jest Królestwo Niebieskie. Wskazówki kruszą opuszkami delikatnego cykania paciorki minut…
Tyle jeszcze trzeba zrobić. Makijaż, piękna, nieskazitelnie biała suknia, fryzura, czystość i perfumy rozświetlonej miłością duszy… A czas płynie. Zanim się obejrzymy, ciszę spłoszy pukanie do drzwi, za którymi właśnie już stoi Pan młody.
Jakie to ważne, by zawsze przy sobie mieć oliwę, by w godzinie ciemności – śmierci móc rozpalić lampę i by w mocnym lub słabszym strumieniu światła ludzkiej świętości móc ujrzeć nadchodzącego Boga. Wówczas właśnie Pan młody weźmie roztropną pannę pod rękę, otworzy przed nią drzwi Królestwa Niebieskiego i wprowadzi ją w życie wieczne, zapewniając szczęście w radości i weselu.
Nieustannie tłoczę sok z owoców własnych myśli, mowy, uczynków, modlitwy – w ogóle z owoców codziennego życia. Mam kosz oliwek soczystych, ale i zwiędniętych, wysuszonych i pomarszczonych futerałem martwej skórki zwiniętej wokół twardej pestki. Nie z każdego owocu jestem w stanie wycisnąć kroplę soku. Mam kosz oliwek. Tłoczę sok. Gromadzę oliwę. Pracuję nad sobą wytrwale, ale i bardzo często nieudolnie. Nie wiem, czy zasób oliwy, który posiadam w naczyniu – w sercu, jest wystarczającym uczuciem miłości wobec Miłości Pana młodego.
Tyle jeszcze trzeba zrobić. Czas płynie nieubłagalnie szybko i bezpowrotnie. Może za chwilę usłyszę pukanie do drzwi Pana młodego?...

Oto moja lampa i oliwa – moje ciało i dusza.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz