poniedziałek, 15 stycznia 2018

DZBAN

Świat przypomina mi gliniane naczynie – dzban pełen wody, której krople stanowią ludzie w zależności i następującej relacji istnienia: jedna kropla to jeden człowiek. Czas nosi ów dzban na ramieniu przemijania, przemierzając szlaki tworzącej się historii. Kroplami wody zwilża bruzdy codziennego życia konkretnego okresu w dziejach ludzkości – okresu, którego charakterystyka zależy od charakteru człowieka, gdyż to właśnie człowiek kształtuje kulturę, obyczaje, tradycję, zwyczaje, prawo, sztukę; dłutem osobistych decyzji i gustów czy poglądów, talentów i predyspozycji, wrażliwości i wartości rzeźbi formę współczesnej mu epoki.
Jak różnorodne są krople wody, tak różnorodni są ludzie. Bywają bowiem krople małe i duże, mocniej i ze świstem strumieni spadające na ziemię, jak i delikatnie osuwające się z nieboskłonu na wilgotny od deszczu grunt, obfite i gęste oraz rzadkie i drobniutkie, niemal niewyczuwalne, potrafiące jedynie zrosić okruszkami swego istnienia szyby jesiennych okien. Chemiczny skład wody jest identyczny, niezmienny. Forma natomiast jej stanów jest różnorodna i trzeba przyznać, że właśnie owa różnorodność jest zaczynem niepowtarzalnego piękna.
Tak właśnie Bóg stworzył człowieka.
Nie ma ludzi zmarnowanych. Każdy ma swoją niepowtarzalną wartość, oryginalne zadanie do wykonania i cele do osiągnięcia. Każdy otrzymał od Boga talent lub kilka talentów. Każdy został wyposażony adekwatnie do osobistych możliwości, bowiem Pan zawsze „daje według zdolności” (Mt 25,14-30). Owa różnorodność jest zaczynem niepowtarzalnego piękna i więzią relacji międzyludzkich.
Ilość otrzymanych talentów nie jest (w moim skromnym odczuciu) wyznacznikiem ludzkiej wartości. Nie czuj się więc gorszym lub najgorszym, skrzywdzonym i niepotrzebnym, a nawet bezużytecznym człowiekiem w gronie współbraci. Nie ubliżaj sobie i nie krzywdź siebie niesprawiedliwymi osądami, kształtowanymi na podstawie ilości rozdanych w grupie bliskich ci osób i posiadanych przez poszczególnych jej członków talentów. Nie twierdź, że jesteś kimś mało, albo nic nieznaczącym człowiekiem. Nie zachwycaj się współbraćmi hojnie przez Boga obdarowanymi, umniejszając sobie i siebie potępiając. Nie wątp w dobroć, mądrość i sprawiedliwość Pana. Zbyt wielka jest bowiem Miłość Ojca Niebieskiego do człowieka, by doszukiwać się w istocie i sensie swego istnienia niedoskonałości. Bóg będzie osądzał sprawiedliwie i będzie mniej lub bardziej wymagający wobec ludzi w zależności od talentów jakie otrzymali „według posiadanych zdolności”, będzie „osądzał po owocach godnych nawrócenia” (Łk 3,8). Pamiętaj, że „każde więc drzewo, które nie wydaje dobrego owocu, będzie wycięte i w ogień wrzucone” (Łk 3,9), a każdy, kto „ukryje swój talent w ziemi, (…) zostanie jako sługa nieużyteczny wyrzucony na zewnątrz – w ciemności, gdzie jest tylko płacz i zgrzytanie zębów” (Mt 25,14-30).
Nie ma ludzi zmarnowanych.
W grupie modlitewnej, do której należałam, była Boża paleta różnorodnych kolorów – charakterów, talentów – charyzmatów i ról. Każdy zajmował odpowiednie miejsce do posiadanych predyspozycji. Każdy pełnił ważną rolę w grupie. Każdy był bardzo potrzebny. Naturalnie byli tacy, którym Pan powierzył więcej zadań do wykonania. Byli i tacy, którzy nie wyróżniali się „niczym szczególnym” na tle całej grupy, ale ( w moim odczuciu) byli niezwykle ważni, a kto wie?!, czy nawet nie bardziej potrzebni niż ci hojniej obdarowani powierzonymi im kilkoma zadaniami?...
Mieliśmy siostrę Ewę. Nazwałam ją asystentką Pana Boga i tak zostało do obecnej pory. Potrafiła zorganizować rekolekcje, dni skupienia, pielgrzymki, po prostu ogarniała całą administrację z taką lekkością i delikatnością, że aż przekraczającą granice ludzkich umiejętności. Nie było dla niej rzeczy niemożliwych we wspomnianym zakresie. Oprócz administracyjnego zadania przejęła dodatkowo funkcję bibliotekarki. Wystarczyło wspomnieć o jakimś kryzysie duchowym czy wątpliwościach, a ona jakby zza pazuchy wyciągała książkę będącą odpowiedzią na wszelkie dokuczliwe pytania i dręczące zagadnienia.
Była w naszym gronie również Edytka – klucznik, jak ją nazywałam. Potrafiła przyprowadzać do Boga zagubione owce. Wchodziła w tłum ludzi, opowiadała i słuchała, świadczyła o Miłości Ojca Niebieskiego, modliła się o synów marnotrawnych i pościła w ich intencji, a w konsekwencji przyprowadzała ich do Domu Pana, otwierając radośnie drzwi wspólnoty.
Mieliśmy też skromną, „niczym” nie wyróżniającą się Anetkę – myszkę, która milczała, towarzyszyła nam cierpliwie, trwała z nami i przy nas, modliła się i po prostu była. Wydawałoby się, że to osoba pozbawiona talentu. Była to jednak kobieta, która pełniła rolę strażniczki ogniska domowego – modlitwy. To właśnie przez nią i od niej wychodziły intencje, które niczym zasiane ziarno zakorzeniały się w grupie i owocowały czuwaniami nocnymi lub kilkudobowymi błaganiami i dziękczynieniami adresowanymi do Boga za ojczyznę, za biednych i uzależnionych od alkoholu czy narkotyków.
Nie ma ludzi zmarnowanych.
Można mieć jeden dar, który (pozornie) nie błyszczy, nie jest spektakularny i rażąco widoczny, ale może to być charyzmat potężny i najcenniejszy – charyzmat MIŁOŚCI. Uważam i tak czuję, że to najpotężniejszy i najbardziej owocny talent, którego inwestycja jest w stanie zapewnić Ojcu Niebieskiemu ogromną radość i zadowolenie. Można modlić się wstawienniczo i uzdrawiać, odpędzać złe duchy, modlić się w językach, można nawet posiadać kilka tych szczególnie pięknych charyzmatów, ale – myślę - nie czyni nas to kimś wyjątkowym i niezastąpionym. Pan Jezus bowiem uzdrowił dziesięciu trędowatych, z których tylko jeden wrócił do Boga, by podziękować za oczyszczenie, zdrowie i nowe życie (Łk 17,11-19) . Reszta rozpierzchła się gdzieś po świecie w nieznane i głuche z powodu ludzkiej krnąbrności i pychy. Iluż zatem możemy przyprowadzić do Domu Ojca posiadając owe wspaniałe dary, które są niezwykle potrzebne i ważne? Iluż jeśli nie tylko i aż jednego uzdrowionego z trądu? Czyż jesteśmy lepsi od Jezusa?
Można zatem posiadać kilka wyżej wyliczonych talentów, co nie czyni nas kimś niezwykle wyjątkowym i najważniejszym w gronie dzieci Bożych. Można bowiem posiadać tylko jeden talent – charyzmat Miłości i można uczynić więcej niż ktokolwiek inny w grupie. Można zebrać pełen kosz owoców godnych nawrócenia. Można przez ten jeden talent być najbardziej urodzajnym drzewem w sadzie. Nikt bowiem nie jest przecież w stanie oprzeć się Miłości, gdyż człowiek jest dziełem Miłości, tej Miłości pragnie i poszukuje, dzięki Miłości czuje się bezpieczny i szczęśliwy.
Obserwuję w Kościele podczas Mszy Świętej kobietę, która w gronie parafian lśni słońcem najjaśniej, choć nie jest tego świadoma. Niesforne, znudzone dzieci przygarnia pod skrzydła matczynym uściskiem, choć to nie są jej pociechy, otula je czule, łagodnie coś tłumaczy, wycisza je, obcałowuje i zagląda w ich źrenice, uśmiechając się ciepło i serdecznie. Niepokorni, najmłodsi parafianie nikną grzecznie w ciszy, nie zakłócając Nabożeństwa, a wtulając się jedynie w ramiona owej kobiety ufnie i potulnie jak kurczęta wciśnięte w puch matczynych skrzydeł.
To dar Miłości.
Jestem pewna, że nawet jeśli te dzieci kiedyś zbłądzą w dorosłym życiu, odejdą od Boga (nawet, jeśli!), to i tak kiedyś wrócą do Domu Pana. Kościół będą kojarzyły we wspomnieniach z dzieciństwa z ciepłem, serdecznością, czułością, bezpieczeństwem. Stwórca będzie dla nich Lekiem na wszystko, co krzywdzące i złe, niszczące i unieszczęśliwiające. Przypomną sobie źrenice tej kobiety i jej uśmiech, serdeczność jej ramion i rytm spokojnie bijącego serca, łagodność jej głosu i zapragną w chwili chłodu brutalnej codzienności doświadczyć tych wszystkich doznań raz jeszcze. W momencie upadku i beznadziei zapragną wtulić się w puch matczynych skrzydeł, a w konsekwencji, wtulić się w Boga. Dzięki Miłości, którą Ojciec Niebieski okazuje im dziś za pośrednictwem tej kobiety (posiadającej być może (!) tylko ten jeden talent), żadna przytulana na Nabożeństwie dusza nie zatraci się i nie zginie – jestem tego pewna, bo wierzę w potęgę Miłości. Miłością bowiem można sprawić, że na dziesięć kochanych osób, dziesięć powróci do Boga, by Mu podziękować za życie.
Jeden talent więc nie czyni ciebie kimś gorszym od tych, którzy posiadają pięć darów lud dwa charyzmaty. Nie ma bowiem ludzi zmarnowanych. Każdy jest ważny i bezcenny w oczach Boga. Nie umniejszaj sobie więc, nie zakopuj w ziemi otrzymanego talentu, nie zasłaniaj się obronnie stwierdzeniem, że inni coś mogą i potrafią, ale absolutnie nie ty, gdyż ty jesteś niedouczony, nieobdarzony, oszpecony skąpstwem przeznaczenia. Nie ubliżaj Bogu, który ciebie kocha nad wszystko, co stworzone wokół. Nie rań samooskarżeniami Serca Ojca Niebieskiego, który „tak umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego dał, abyś nie zginął, ale miał życie wieczne” (J 3,16). Wyjdź z ukrycia. Masz talent, być może jeden, ale masz!, i ten właśnie talent jest ziarnem dobra w twojej zaciśniętej pięści. Rozsiej ziarna osobistym zaangażowaniem, pracą, byciem z ludźmi. Siej i zbieraj owoce własnego codziennego życia, by „wejść do radości swego Pana” (Mt 25,14-30).

Nie ma ludzi zmarnowanych. Jesteś kroplą wody – kroplą Życia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz