Widzę już lawinę oskarżeń o bluźnierstwo walącą na
mnie furgonami zgniłych, cuchnących pomidorów, bo przecież jakim prawem piszę o
sobie w tak zaszczytny sposób?! – ja, grzesznica i brudas, porównuję się, albo
nawet utożsamiam się właśnie z Kimś tak nieskazitelnym, wielkim, doskonałym,
miłosiernym. Jakim prawem?!
Nie dostrzegam w przytoczonym określeniu żadnej
zdrożności ani grzechu, ponieważ patrzę na siebie nie przez pryzmat
doskonałości i nieskazitelności, a przez więź egzystencjalnego uzależnienia.
Absolutnie. Zrozumiałam bowiem, podczas Mszy Świętej u Jezuitów w Łodzi, że
Jezus jest mną, ponieważ: bez Niego ja w ogóle nie istnieję, bez Niego mnie nie
ma, bez Niego jestem niczym, ponieważ: On znał mnie już doskonale zanim ja powstałam,
zanim się narodziłam, zanim byłam siebie świadoma w jakikolwiek sposób,
ponieważ: to właśnie On mnie kształtuje na człowieka, jakiego pragnie we mnie
widzieć i mieć. Zatem poznając Jezusa, poznaję samą siebie, szanując Jezusa,
szanuję samą siebie, kochając Jezusa, kocham samą siebie, a znajdując się w tym
jakże wyjątkowym stanie wewnętrznej harmonii (każdy psycholog to potwierdzi)
staję się osobą szczęśliwą, bo zaspokojoną i bezpieczną. Zrozumiałam, że
krocząc przez życie codziennych zmagań z losem śladami Chrystusa, idę w
kierunku sensu istnienia, prawdy absolutnej, wolności i zgody. Nie ma nic
piękniejszego jak możliwość zobaczenia siebie w Jego źrenicach.
JEZUS to TY,
zatem, jeśli pragniesz być człowiekiem szczęśliwym,
poznawaj Jezusa, by poznać siebie, szanuj Jezusa, by nie zatracić szacunku do
samego siebie, kochaj Jezusa, by móc zaakceptować własne wady i docenić zalety,
a w konsekwencji by pokochać siebie takim, jakim się jest i by znaleźć siłę
oraz inspirację na to, by jutro lub nawet jeszcze dziś być kimś jeszcze
lepszym.
JEZUS to MY.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz