poniedziałek, 15 stycznia 2018

BÓJ SIĘ BOGA!

„Bój się Boga!” – zwykło się mówić głosem, siejącym przerażenie i trwogę. Każdy zły czyn obklejany był (i niekiedy jeszcze jest) owym ostrzeżeniem. Bogiem zwykło się straszyć jakby był katem, potworem, kimś przerażającym i niepożądanym, kimś, kogo się szanuje tylko i wyłącznie z powodu odczuwanego lęku a nie z tytułu miłości, rozpalanej w sercu ogniem bezwarunkowego uczucia.
„Bój się Boga! Bój się Boga!” – jękiem panicznego strachu nawołuje wielopokoleniowe echo, obijające się o ciemnicę codziennego życia, którego korytarzami błądzą po omacku sparaliżowani trwogą ludzie, szczuci owym niezrozumiałym nakazem. Ojcem Niebieskim zwykło się zastraszać ludzi jak kiedyś dzieci Baba Jagą.
„Bój się Boga!” – drży w przestrzeni groźba przerażających, mrocznych konsekwencji, jakie można grzechem w sposób świadomy lub nieświadomy ściągnąć na siebie oraz przyszłe pokolenia, groźba odzierająca człowieka z poczucia własnej wartości i skazująca go na sidła kompleksów oraz lęków, zabijających duszę w sposób powolny a skuteczny. Wyżej przywołane hasło brzmi jak wezwanie do ucieczki, jak nakaz odejścia od Stwórcy.
Z kim lub z czym bowiem może kojarzyć się Bóg, którego trzeba się bać?...
Nie potrafię się bać Boga. Nie umiem. Nie można przecież bać się kochającego Ojca, który zapewnia człowiekowi szczęście i który sprawia, że czuje się on bezpiecznym i silnym, potrzebnym i wartościowym w towarzystwie Stwórcy. Trzeba się starać być lepszym niż się było wczoraj. Należy starać się żyć zgodnie z wolą Boga. Można walczyć z osobistymi słabościami, ale nie można nieustannie żyć w strachu przed Ojcem Niebieskim i przed karą, którą może nam Stwórca wymierzyć i która wyobrażeniem swych rozmiarów wywołuje strach, jak i paraliżuje przerażeniem okradając ze zdolności godnego funkcjonowania.




Wydaje mi się, że przywołane ostrzeżenie, siejące trwogę, bierze się ze źle zrozumianego, albo zinterpretowanego siódmego Daru Ducha Świętego – Daru Bojaźni Bożej. Prawdopodobnie kiedyś puścił ktoś wodze ludzkiej wyobraźni, nadbudowując wartość wspomnianego daru i wywołując panikę. Strach, dzięki owej powierzchowności, zaczął się rozprzestrzeniać wezwaniem do lęku. Dar Bojaźni Bożej nie jest koniecznością i obowiązkiem pielęgnowania w sercu strachu przed Ojcem Niebieskim. Nie jest wezwaniem do codziennego życia w trwodze. Dar Bojaźni Bożej jest – jak to pięknie i obrazowo wytłumaczył o. Remigiusz Recław, którego słowa pozwolę sobie teraz przytoczyć na zakończenie – świadomością, iż „Bóg tak bardzo boi się o mnie, że przyjął ciało, zmarł, zmartwychwstał i posłał swojego Ducha”, jest świadomością, która rozpala w sercu człowieka wdzięczność i szacunek a tym samym pragnienie bycia lepszym, by z każdym dniem podobać się Ojcu Niebieskiemu coraz bardziej i to nie z powodu lęku a z tytułu odwzajemnianej miłości.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz