Ludzie posiadają niebywałą skłonność oskarżania i
obwiniania Pana Boga za wszystko, co na świecie złe, okrutne, niszczycielskie i
potwornie bolesne. Owa przypadłość stanowi zalążek obumierania wiary w
istnienie Stwórcy, bo przecież jak On może patrzeć spokojnie na te wszystkie
nieszczęścia i tragedie, jak może pozwalać na to, by człowiek cierpiał?! Gdzie
był w dobie obozów koncentracyjnych i szerzącej się na potęgę śmierci?! Gdzie
się zawieruszył w czasie różnych epidemii, śmierci głodowej, biedy czy plugawo
rozrastającej się prostytucji oraz pedofilii? Gdzie?!...
Przysłuchuję się temu milcząco i uważnie, a kiedy
nadarza się okazja, pytam: A jaki powinien być Bóg? W odpowiedzi otrzymuję
nieskazitelnie szlachetny obraz Ojca doskonałego, bo nie posiadającego żadnej,
absolutnie żadnej cechy negatywnej. Staję wówczas przed portretem Opiekuna bez
skazy, bez wady, bo przecież gdyby tak naprawdę istniał powinien być Tatusiem
bezgranicznie kochającym, wszechmogącym, troszczącym się czule o własne dzieci,
szanującym pociechy i dbającym o ich szczęśliwą przyszłość. Gdyby tak naprawdę
istniał…
Następnie stawiam kolejne pytanie: A, jakim ty
jesteś rodzicem?...
Tak bardzo człowiek boi siebie porównać do Boga,
zrobić bilans duchowej charakterystyki, podobieństw i przeciwności. Wydaje mi
się, że absolutnie niepotrzebnie. W końcu zostaliśmy stworzeni na Jego
podobieństwo, na Jego obraz. Nie wydaje mi się, by śmiałością porównania siebie
(jako matki czy ojca) do Boga bylibyśmy w stanie Go obrazić. Czy my – dzieci
nie czerpiemy przykładów z własnych rodziców?... Czy ich nie naśladujemy?...
Czy nie wzorujemy się na własnych rodzicach, ucząc się roli matki lub ojca?...
Doskonale potrafimy scharakteryzować Boga. Wiemy
jakim powinien być Ojcem. Dlaczego więc tak mało się staramy być do Niego
podobnymi dziećmi? Dlaczego wymagamy od Boga, a tak niewiele wymagamy od siebie
samych? Czy twoje dziecko ma prawo żądać od ciebie, nie dając nic w zamian? Czy
powinno ono żyć przyjemnie bez jakiejkolwiek odpowiedzialności za własne
decyzje lub czyny? Czy ty musisz wobec własnej pociechy wszystko? Czy masz
obowiązek być niewolnikiem własnego dziecka?
Bóg jest Ojcem a nie dyktatorem.
On kocha ciebie bezgranicznie, bo nigdy się na
ciebie nie gniewa i ciebie nie odrzuca mimo, że tak często bywa raniony,
poniżany, obrażany i nieszanowany lub niedoceniany. Bóg miłuje bezwarunkowo.
Kocha nas takimi, jakimi jesteśmy. Bóg troszczy się o ciebie czule. Mówi do
ciebie Pismem Świętym, jak Tatuś do dziecka, pouczając, prosząc, nakazując,
radząc, wskazując, zabraniając i wyjaśniając, a tym samym chroniąc przed
wszystkim, co bolesne, tragiczne w skutkach, zgubne i przeklęte.
Co ma począć, kiedy mimo wszystko w ogóle Go nie
słuchasz?
Ale on jest wszechmogący, – często zderzam się z tym
zarzutem – więc może zrobić wszystko!
Czy nawet wbrew twojej woli?... Czy powinien
wymuszać od ciebie gwałtem i siłą to, czego sam nie chcesz zrobić, i czy nie
byłaby to forma przemocy oraz agresji?...
Bóg jest Ojcem a nie dyktatorem.
On ciebie kocha ponad wszystko i traktuje jako istotę
wyjątkową, niepowtarzalną. Nie jesteś dla Niego przedmiotem. Jesteś kimś
niezwykle ważnym. Zajmujesz w Jego sercu wyjątkowe miejsce, dlatego nigdy nie
będziesz zmuszany do robienia czegoś, czego nie chcesz i czego nie czujesz.
Czy ty nosisz swoje dziecko na rękach bez względu na
wiek pociechy, wagę ciała czy okoliczności codziennego życia?... Czy pierwszy,
niezdarnie stawiany krok nie wzruszył ciebie i nie uszczęśliwił?... Czy
samodzielne jedzenie zmiksowanej zupki przez twoje dziecko nie było powodem do
radości?...
Każdy mały czyn przyswajanej przez pociechę samodzielności
cieszy kochającego rodzica. Każde, nawet banalne osiągnięcie dziecka bywa
uwieczniane i zachowywane w bezcennej szkatule wspomnień.
Czyż tak nie jest?...
Znajoma straciła tragicznie dziecko. Kilkuletni
chłopiec wyszedł na podwórko pobawić się z kolegami. Nie wrócił do domu. Utopił
się w rzece. Kochająca matka pouczała syna przed jego wyjściem z domu, co
można, a czego nie powinien robić. Prosiła i radziła w obawie o bezpieczeństwo
dziecka. Nie mogła jednak pomóc własnemu synkowi, ponieważ ten postąpił
zupełnie inaczej niż ona tego oczekiwała. Niepokornie odrzucił wszystkie porady
i ostrzeżenia. Poszedł w majowy dzień nad rzekę i… nie wrócił. Zrozpaczona
matka oskarżała Boga.
Gdzie był?! Jak mógł spokojnie patrzeć na tonące,
bezbronne dziecko?!
Ale czy Bóg nie poucza i nie nakazuje, żądając byśmy
szanowali ojca i matkę, czy nie przemawiał ustami tej zrozpaczonej kobiety do
niepokornego, nieposłusznego chłopca zanim ten wyszedł z domu na podwórko, by
pobawić się z kolegami?...
W odpowiedzi na rozgoryczenie cierpiącej matki,
obwiniającej Ojca Niebieskiego za zaistniałą tragedię, pojawiły się oskarżenia,
którymi została obrzucona przez społeczeństwo, została obsypana tymi samymi
pytaniami, jakie ona w przypływie potwornej goryczy adresowała do Stwórcy pełna
gniewu i niewyrozumiałości.
Gdzie była matka? Jak mogła zostawić dziecko bez
opieki? Dlaczego pozwoliła synowi pójść samemu nad rzekę?
Naturalnie strumień przytoczonych dociekliwości i
zagadnień był niedorzecznością oraz niesprawiedliwą oceną sytuacji. Matka
absolutnie zakazała dziecku kąpieli w rzece. Wyraźnie i stanowczo pouczyła syna
o zagrożeniach oraz niebezpieczeństwach. Poradziła, jak ma się zachować.
Nadmieniła, co mu wolno, a czego nie powinien robić. Chłopiec jej po prostu nie
posłuchał. Postąpił zupełnie odwrotnie.
Nie mogłam go przecież zamknąć w domu i trzymać w
czterech ścianach całe życie – tłumaczyła się przygnieciona cierpieniem i
rozpaczą – Nie mogłam go przecież więzić.
Bóg też nie może i nie chce nas zniewalać i więzić w
zamknięciu własnej woli. Kocha nas i bezgranicznie, bezwarunkowo miłuje.
Pragnie naszego szczęścia. Poucza nas i radzi, by uchronić przed
niebezpieczeństwem, by wyeliminować wszelkie zagrożenia w codziennym życiu.
Rozmawia z nami nieustannie poprzez Pismo Święte i sumienie. Obserwuje nas i
wychowuje. Cieszy się naszymi małymi i dużymi sukcesami. Raduje się, gdy
stawiamy pierwsze kroki. Stoi wówczas naprzeciwko z szeroko rozłożonymi
ramionami, czekając z Ojcowską miłością i szczęściem aż do Niego podejdziemy.
Śmieje się serdecznie i wyciera chusteczką nasze buzie, kiedy niezdarnie
wciskamy w usta łyżeczkę zmiksowanej zupy. Bije brawo, gdy udaje nam się złapać
małymi dłońmi rzucaną przez Niego piłeczkę. Całuje obdrapania na kolanach,
opatruje stłuczenia i rany. Przytula, czyta bajki przed snem i czuwa, by
koszmary nie zakłócały nocnego spokoju… A, kiedy idziemy na pierwszą randkę,
stoi przy oknie, odprowadza nas wzrokiem i bezsennie czeka na nasz powrót do domu.
Czy nie widzisz w Nim siebie?...
Zatem, jeśli kiedykolwiek pojawi się w twojej głowie
jakiekolwiek oskarżenie obwiniające Boga za tragedie i nieszczęścia doczesnego
świata, zastanów się nad tym jakim dzieckiem jest człowiek – pokornym czy nieposłusznym?
Przecież wszystkie cierpienia, o które się ocieramy lub których doświadczamy,
bywają konsekwencją ludzkich czynów i decyzji a nie owocem Bożej woli. Przecież
ty, jako kochający rodzic, nie dążysz świadomie do unieszczęśliwienia i
okaleczenia własnego dziecka.
Wojny, głód, przemoc (czy to seksualna, psychiczna
czy fizyczna) – to efekt ludzkiego egoizmu i obojętności wobec człowieka jako
podmiotu, a anomalia pogodowe i choroby – to wpływ intelektualnych zdolności na
naturę, którą najchętniej byśmy sobie przyporządkowali i rzucili pod nogi jak
wiernego, posłusznego niewolnika.
Patrzmy na Boga własnymi oczami, a Jego oczami
starajmy się patrzeć na siebie i innych, pamiętając, że On Istnieje i jest
Wszechmocny oraz Wszechobecny, ale jest On przede wszystkim kochającym Ojcem a
nie! dyktatorem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz