środa, 28 września 2022

STRAŻNICY

Jeśli powiem bezbożnemu: „Z pewnością umrzesz”, a ty go nie upomnisz, aby go odwieść od bezbożnej drogi i ocalić mu życie, to bezbożny ów umrze z powodu swojego grzechu, natomiast Ja ciebie uczynię odpowiedzialnym za jego krew. Ale jeślibyś upomniał bezbożnego, a on by nie odwrócił się od swojej bezbożności i od swojej bezbożnej drogi, to chociaż on umrze z powodu swojego grzechu, ty jednak ocalisz samego siebie. Gdyby zaś sprawiedliwy odstąpił od swojej prawości i dopuścił się grzechu i gdybym zesłał na niego jakieś doświadczenie, to on umrze, bo go nie upomniałeś z powodu jego grzechu; sprawiedliwości, którą czynił, nie będzie mu się pamiętać, ciebie jednak uczynię odpowiedzialnym za jego krew. Jeśli jednak upomnisz sprawiedliwego, by sprawiedliwy nie grzeszył, i jeśli nie popełni grzechu, to z pewnością pozostanie przy życiu, ponieważ przyjął upomnienie, ty zaś ocalisz samego siebie.”

(Ez 3, 18-21)

Pan Bóg, zwracając się do Ezechiela słowami: „Synu człowieczy, ustanowiłem cię stróżem nad pokoleniami izraelskimi” i dodając „gdy usłyszysz słowo z ust moich, upomnisz ich w moim imieniu” (Ez 3,17), stawia przed nami (przed każdym z nas z osobna) osobiste wymagania i tym samym powołuje nas (każdego z nas) do wypełnienia jego woli, jaką jest troska o człowieka - bliźniego, a dokładnie o jego życie wieczne. W owych wypowiedzianych przez Stwórcę słowach nie ma pobłażliwości. Bóg wyraźnie przedstawia nam (każdemu z osobna) własne żądanie wobec chrześcijanina a tym samym ukazuje cel powołania wierzących jako ludzi obarczonych obowiązkiem dbania o dusze – o życie wieczne osób, które każdy z nas spotyka w codziennej drodze przyziemnej wędrówki. Ów obowiązek spoczywający na naszych barkach jest zadaniem, jakie winniśmy wypełnić i jakiego w żaden, w absolutnie żaden!, sposób nie wolno nam zaniedbać. Bóg bowiem wyraźnie ostrzega każdego z osobna słowami zapisanymi w Księdze Ezechiela i zaadresowanymi do człowieka obdarzonego łaską wiary, przed konsekwencjami niewypełnienia posługi, którą jest pełnienie straży nad prawością i sprawiedliwością oraz czystością dusz bliźnich towarzyszących nam w doczesnej pielgrzymce do Królestwa Niebieskiego. Jeśli więc zaniedbamy powierzone nam do wykonania zadanie, bierzemy grzech nieupomnianych winowajców na siebie i w związku z tym to my!, nikt inny, poniesiemy konsekwencje owych grzechów, mimo że nie były one konsekwencją naszych myśli, wypowiedzi, decyzji i wyborów oraz czynów. W obliczu wyszczególnionego i dokładnie wyjaśnionego w Księdze Ezechiela warunku, który chrześcijanin winien spełnić, stajemy się odpowiedzialni za człowieka towarzyszącego nam w drodze codziennych perypetii. Nie mamy więc prawa odstąpić od zadania, jakim zostaliśmy obarczeni i do jakiego wypełnienia zostaliśmy powołani. Nie mamy prawa zaniedbywać czy ignorować występków bliźnich. Mamy zaś obowiązek upomnieć każdego, kto (według niepokoju naszego sumienia) dopuszcza się grzechu, gdyż owe upomnienie wynika z intencji dbania o życie wieczne osób, z którymi przyszło nam iść drogą codziennego zmagania się z doczesnością. Wspomniany obowiązek wynika bowiem z funkcji, do jakiej zostaliśmy powołani przez Samego Boga – z funkcji bycia strażnikiem pokoleń – naszych pokoleń.

Tymczasem…

Nieustępliwie i zawzięcie szukamy uzasadnienia usprawiedliwiającego nasze zaniedbywanie wyżej wymienionego obowiązku. Zasłaniamy się kulturą i wynikającą ze społecznie przyjętych zasad, kształtujących charakter relacji międzyludzkich, delikatnością, byleby tylko uniknąć konfrontacji z grzesznikiem. Powołujemy się na tolerancję, która z dnia na dzień coraz wyraźniej zatraca swe granice, promując i wprowadzając w rzeczywistość całkowitą swobodę działania jako efektu instynktownego impulsu kosztem przyzwoitości oraz moralności, byleby tylko nie zmierzyć się z ciężarem win bliźniego. Nadużywamy haseł zaczerpywanych z definicji humanizmu, byleby tylko usprawiedliwić własną obojętność wobec winowajców. Kierujemy się pobłażliwością, byleby uwolnić się od obowiązku dbania o życie wieczne współtowarzyszących nam ludzi. Nierzadko wykorzystujemy fałszywą skruchę własnego sumienia, aby umniejszyć osobistą godność do pełnienia powierzonej nam posługi wobec przede wszystkim Boga, a przez Niego i wobec człowieka.

Czyż w rozmowach o występkach konkretnej osoby, nie słyszymy z dumnym przekonaniem wypowiadanych słów: „A kimże ja jestem, aby innym zwracać uwagę, skoro sama (sam) nie jestem lepsza (lepszy)?!”? Czyż owe usprawiedliwienie nie jest formą odtwarzanego mycia rąk przez Piłata?

W obliczu takich argumentów aż chciałoby się odpowiedzieć następującym kontrargumentem: tym się absolutnie nie przejmuj, bo to osądzi Bóg powołujący cię (mimo twych wad i słabości) do bycia strażnikiem pokoleń, ale jeśli czujesz, że siostra lub brat w Chrystusie Panu grzeszą – czynią źle, narażając się na śmierć duszy, a wraz z nią również śmierć ciała, i potępienie, upomnij ją lub jego, gdyż takie (nie tylko prawo, lecz) zobowiązanie masz wobec Stwórcy, a przez Ojca Niebieskiego i wobec człowieka, zważywszy, że niewypełnienie owego zobowiązania staje się ciężkim grzechem dla ciebie jako tego, który winę bliźniego za wszelkie przewinienia i występki bierze na siebie postawą ignorancji oraz pobłażliwości albo obojętności i błędnie rozumianej dziś tolerancji czy nadużywanego humanizmu jako wody obmywającej nam dłonie Piłata.

Poza tym należy zwrócić szczególną uwagę na istotną sprzeczność rażącej wówczas postawy nas jako wzbraniających się od upominania, a ochoczo rozprawiających o nich w towarzystwie, do jakiego ów winowajca nie miał zaszczytu czy przyjemności dołączyć – czy to nie obala prawości wypowiadanych z dumnym przekonaniem słów samorozgrzeszenia przytoczonego wyżej? Skoro bowiem z tytułu naszej grzesznej natury nie chcemy przyjąć prawa pouczania błądzących, to dlaczego mamy śmiałość o ich błędach rozmawiać poza obecnością tych, których nie pouczamy z powodu braku odwagi? A może uznajemy, że można nam obmawiać bliźnich bez ich upominania w sytuacjach, w jakich winniśmy to zrobić, właśnie z tytułu naszej grzesznej natury, będącej zaczynem (między innymi) wdawania się w plotki?

Zdecydujmy się wreszcie po jakiej stronie pragniemy się szczerze opowiedzieć, by zachować godność czystego sumienia.

Wielu z nas ucieka od bycia strażnikiem pokoleń, obalając obowiązek wypływający z Bożego nakazu pouczania winowajców powoływaniem się na Słowa Ewangelii według świętego Mateusza, co w efekcie jest kontynuacją wyżej przytoczonego usprawiedliwienia dotyczącego argumentu naszej grzesznej natury jako niegodziwości odbierającej nam prawo do upominania innych. Bardzo często zderzam się bowiem z uzasadnieniem chętnie, ale (w moim odczuciu) bezmyślnie recytowanych wersów, zaznaczających, byśmy nie sądzili i byśmy przez to sami nie byli sądzeni, byśmy nie odmierzali taką miarą, jaką nam będą mierzyć (Mt 7, 1-2). Wielu z nas triumfalnie przytacza słowa: „Czemu to widzisz drzazgę w oku swego brata, a belki we własnym oku nie dostrzegasz?” (Mt 7,3), chowając się za tą Bożą uwagą i tym samym powielając wszystkim dobrze znane usprawiedliwienie: „A kimże ja jestem, by innych pouczać?”, a jednocześnie i zupełnie nieświadomie (?!) sprzeniewierzając się woli Ojca Wszechmogącego, który właśnie owego upominania bliźnich w imię ratowania ich duszy od nas oczekuje, a nawet żąda.

Po pierwsze trzeba zwrócić zasadniczą uwagę na fakt, że Słowa z Księgi Ezechiela i Słowa z Ewangelii według świętego Mateusza absolutnie się nie wykluczają, a jedynie uzupełniają. W Księdze Ezechiela Bóg bowiem stawia człowiekowi zadanie, któremu ten winien jest sprostać – ma upominać błądzących, by ci zawrócili z drogi bezbożności i bezprawia na drogę wiary, nadziei i miłości, sprawiedliwości i pobożności. W związku z tym ma równocześnie prawo… oceniać myśli, słowa, czyny i starania bliźniego, by w wyniku owej oceny móc zdecydować, czy postępowanie siostry lub brata w Chrystusie Panu zasługuje na brak akceptacji i pouczenie, czy też nie. W Ewangelii według świętego Mateusza z kolei Bóg ostrzega człowieka, by ten nie osądzał, a więc nie wydawał na winowajcę wyroku, gdyż tego rodzaju prawo jest jedynie przywilejem Samego Stwórcy. Zatem Słowa z Księgi Ezechiela opisują nasz obowiązek jako chrześcijanina. Słowa zaś z Ewangelii świętego Mateusza wyznaczają granicę, której nie wolno nam – grzesznikom przekroczyć, czujnie mając na uwadze różnicę dzielącą ocenę od osądu i tym samym nie przekraczając wyznaczonych nam kompetencji.

Po drugie należy przyjąć za oczywistość sposobność sytuacji, w której my sami możemy zostać pouczeni. Słowa zaczerpnięte z Księgi Ezechiela nakazują nam upominać winowajców, ale Słowa Ewangelii według świętego Mateusza wyraźnie zaznaczają, iż jako grzesznicy też możemy zostać upomniani. Prawo pouczenia błądzących, by ci zwrócili z drogi bezbożności na drogę wiary, nadziei i miłości, aby ocalić życie, nie zwalnia nas z obowiązku pracy nad sobą, z walki z własnymi słabościami, wadami, uzależnieniami, skłonnościami czy poranieniami, co potwierdza werset nakazujący nam, byśmy najpierw wyrzucili belkę ze swego oka, aby przejrzeć i tym samym aby usunąć drzazgę z oka naszego bliźniego (Mt 7,5).

Tymczasem wielu z nas ani nie chce wyrzec się złych przyzwyczajeń czy naleciałości mimo świadomości tego, że winniśmy sobie zrobić rachunek sumienia i odbyć pokutę w celu pojednania się z Bogiem oraz niezbaczania z drogi prawości, by uniknąć śmierci i potępienia, ani niewielu ma (nawet) ochotę upominać tych, którzy błądzą, zmierzając ku zatraceniu i zgubie. Nieliczni też z pokorą potrafią przyjąć pouczenie i radę W akcie bycia upomnianymi rzucają się na osobę ich upominającą krytyką za brak tolerancji, wyrozumiałości, humanizmu… i im większą belkę mają w swoim oku, tym potężniejszą agresją wybuchają wobec ludzi ich pouczających.

Warto może skupić się na roli, jaką przyszło nam spełnić w dobie doczesności, aby móc być wyrwanym ze szpon śmierci. Warto więc zagłębić się w rozważanie owych dwóch wyżej przytoczonych fragmentów Pisma Świętego, by godnie oraz owocnie wypełnić wolę Boga Ojca Wszechmogącego, pamiętając, iż ocena to nie osąd, a także pamiętając, iż nie upominając błądzących w sytuacji ich zagubienia oraz rażącego grzechu, bierzemy winę ignorowanych przez nas winowajców za wszelkie przewinienia na siebie i tym samym narażamy się na wiekuiste potępienie oraz na utratę życia wiecznego, którego w żaden sposób nie zastąpi nam ani bycie wzorowo tolerancyjnym czy funkcjonującym według teoretycznych zasad humanizmu ani bycie liberalnym czy pobłażliwym, ponieważ to wszystko jest jedynie marnością nad marnościami – czymś niestałym i kruchym, a tym samym nie wartym naszego zaangażowania.

Oczywiście niechętni podporządkowania się woli Stwórcy, mogą próbować wybrnąć z narzuconego na nich obowiązku powoływaniem się na wypowiedź, w której Pan zaznacza, że obowiązek upominania innych ciąży na nas tylko wtedy, „gdy usłyszymy słowo z ust Jego” (Ez 3,17), a tym samym tłumaczeniem się, iż takowego słowa w ogóle nie słyszą, bowiem nie posiadają łaski rozmawiania z Królem Nieba i Ziemi, ale w obliczu tak niedorzecznych argumentów nie mogę pozwolić sobie na pominięcie niezwykle słusznej i istotnej uwagi, a mianowicie:

- lekturą Pisma Świętego nieustannie słyszymy słowo z ust Boga Ojca Wszechmogącego i dzięki temu wiemy, co jest dobre, a co złe, co należy wybrać, a co odrzucić, i w jaki sposób trzeba żyć.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz