„Mojżesz
rzekł Bogu: „Oto pójdę do Izraelitów i powiem im: Bóg ojców naszych posłał mię
do was. Lecz gdy oni mnie zapytają, jakie jest Jego imię, to cóż im mam
powiedzieć?” Odpowiedział Bóg Mojżeszowi: „JESTEM, KTÓRY JESTEM.” I dodał: „Tak
powiesz synom Izraela: JESTEM posłał mnie do was.”.”
(Wj
3,13-14)
Przytoczona wypowiedź Boga Abrahama, Boga
Izaaka i Boga Jakuba, Boga naszego, adresowana ustami Najwyższego do Mojżesza,
rozpaliła mnie radością, zachwytem, podziwem i wzruszeniem oraz miłością…
Nawet nie potrafię wyrazić słowami stanu, w
którym znalazłam się mimowolnie i natychmiast, w ułamku sekundy po uchwyceniu
Imienia Ojca Przedwiecznego. Mogę jedynie w ułomny, bo ludzki sposób użyć
mizernego określenia, nie oddającego w pełni istoty owego stanu: zadrżałam
niczym świat w posadach.
Znam wielu ludzi, którzy własne zaniedbanie
ducha i ciała usprawiedliwiają swym nieustannym poszukiwaniem Boga, odrzucając
wszystkich, spotykanych na swej drodze codziennego życia, i wszystko,
proponowane im przez (nawet!) Tego poszukiwanego w niekończącej się podróży na
oślep i w nieznanym, zupełnie obcym i przypadkowo obieranym kierunku doczesnej
wędrówki podejmowanej każdego, budzącego się po nocy ranka. Często, zwłaszcza w
aktach potwornej tragedii zbiorowej czy indywidualnej, słyszę zarzuty i
oskarżenia biczujące ciszę dociekliwym pytaniem: „I gdzież jest Bóg?!”. Często
też spotykam się (również wśród wiernych) z pragnieniem ludzkich serc poznania
Ojca Przedwiecznego jako Osoby poprzez poznanie Jej Osobowości. Nie wystarcza
nam Słowo Pisma Świętego. Pragniemy żywego, namacalnego Boga, który stanąłby z
nami twarzą w twarz, pokazując Siebie jako Człowieka o takich, a nie innych
talentach oraz zaletach, o takim a nie innym kolorze włosów czy oczu, jako
Mężczyznę lub Kobietę, jako Kogoś konkretnego i rzeczywistego. Czujemy się bowiem
zagubieni. Lektura Pisma Świętego pobudza naszą wyobraźnię, ale nie zaspokaja
naszego wyżej wspomnianego pragnienia poznania Boga twarzą w twarz. Nierzadko słyszymy
od uczonych teologów, kapłanów, że nie jest to możliwe ze względu na Majestat
Pana, na Jego Wszechmoc i Potęgę, a tymczasem Sam Stwórca zniża się pokornie i
objawia się nam w Jezusie Chrystusie, natomiast na co dzień staje przed nami
twarzą w twarz, choć my tego nie widzimy i nie doceniamy, mimo że wystarczy
podnieść wzrok, spojrzeć przed siebie, powtarzając głośno i wyraźnie Jego Imię:
„JESTEM, KTÓRY JESTEM”.
Doświadczyłam tego i doświadczam każdego dnia,
w każdej minucie własnego codziennego życia, w każdej myśli, w mowie, w czynie,
w staraniu, w sukcesie czy w porażce, w szczęściu i w cierpieniu, w trosce i w
radości, we wszystkich i we wszystkim, smakując w zmysłowy i żywy sposób
wszechobecności mego Pana oraz dobroci Jego Ojcowskiego Serca – Miłości. Owe
obcowanie z moim Stwórcą angażujące mnie całą duszą oraz ciałem w bycie w Nim i
z Nim czyni mnie szczęśliwą mimo wielu niedoskonałości, jak również
niedociągnięć, mimo przeciętności i tego, co ludzie uznają za nędzne i
bezwartościowe albo banalne. Każdego bowiem dnia, w każdej chwili żyję
poznawaniem „JESTEM, KTÓRY JESTEM”.
Na stronie internetowej:
przewodnik-katolicki.pl znalazłam często powtarzane w Kościele stwierdzenie, że
Ojciec Przedwieczny „jest z całą pewnością Bogiem tajemniczym i niedającym się
zredukować do składnika naszej rzeczywistości…”
„Tajemniczy i niedający się zredukować do
składnika naszej rzeczywistości…”
Nie przemawiają do mnie owe przytoczone
określenia. Nie odbieram bowiem Boga jako tajemniczego, ponieważ jestem
przekonana, że Ojciec Przedwieczny Sam staje przed nami twarzą w twarz w każdej
sekundzie naszego doczesnego życia, pragnąc nam się objawić i przedstawić.
Uważam jednak, iż Jego Potęga i Wyjątkowość są tak przeogromne, że potrzeba nam
całego życia, którego i tak nie starcza, by ową Potęgę i Wyjątkowość poznać.
Tajemniczość zaś kojarzy mi się z czymś niemożliwym dla człowieka, z czymś kompletnie
nieosiągalnym i znajdującym się ponad ludzkimi zdolnościami poszukiwania,
analizowania, dostrzegania i interpretowania oraz przyswajania czy
rozpoznawania. My jednak na co dzień poznajemy Boga, kontemplujemy Jego Osobę,
odkrywamy Jego Osobowość. Mówiąc: „ja jestem”, już przywołujemy naszego Pana,
wypowiadaniem pierwszej części Jego dwuczłonowego Imienia, rozeznając w ten
sposób fakt, iż mamy w sobie podobieństwo do Stwórcy, iż jesteśmy częścią
naszego Ojca. Różnica jednak polega na tym, iż On nazywa się JESTEM, KTÓRY
JESTEM, a ty nazywasz się: „ja jestem… (i tu podajesz swoje imię, dopełniając
nazwą człowieka własną osobowość), a ja nazywam się: „ja jestem Izabela
Małgorzata”, przy czym „Izabela” jako hiszpańska wersja „Jezabel” w języku
hebrajskim („eliszebeth”) oznacza „Bóg mą przysięgą”, a „Małgorzata”, ze
względu na swoje greckie pochodzenie semantyczne, oznacza „perła”.
Wyszczególnione rozbicie dwuczłonowego Imienia Ojca Przedwiecznego, uzupełnione
naszym imieniem otrzymanym od rodziców jest idealnym zobrazowaniem nas jako Bożego
stworzenia. Każdy z nas jest zatem istotą stworzoną na podobieństwo naszego
Stwórcy. Zatem nasze „ja jestem” świadczy o płaszczyźnie, w której działa w nas
Duch Święty, co potwierdza wrażliwość ludzkiego sumienia i umiejętność
tworzenia oraz odkrywania, a w podawanym przez nas naszym imieniu zaznacza się
już aktywność naszej woli, jaką zostaliśmy obdarowani. W związku z tym jesteśmy
istotą połączoną. Stanowimy osobę, w której działa i przez którą działa Bóg
oraz w której działa i przez którą działa jej wola – ona sama. Od nas więc
zależy jak będzie wyglądał i funkcjonował świat. Od nas zależy specyfika
podejmowanego działania i wartość oraz znaczenie efektów naszej aktywności, bo
od nas zależy – ze względu na posiadaną i podarowaną nam wolną wolę – czy
będziemy podatni na sugestie Ducha Świętego i na ile będziemy otwarci na pokorę
oraz posłuszeństwo wobec Ojca Przedwiecznego. Zatem nie Bóg jest odpowiedzialny
za wszelkie nieszczęścia i tragedie trawiące świat chorobą nowotworową egoizmu
i egocentryzmu, pychy i agresji czy nieposkromionej ambicji, a my sami,
ponieważ to my decydujemy, co zrobić w danym momencie lub z czego zrezygnować
albo co wybrać. Podarowana nam i posiadana przez nas wolna wola jest wspomnianą
samodzielnością oraz niezależnością. Bóg natomiast działaniem Ducha Świętego
sugeruje nam pewne rozwiązania określonych sytuacji, będących zaczynem pewnych
wydarzeń. Czy skorzystamy z owych podpowiedzi i czy uchronimy świat przed
chorobą nowotworową naszego egoizmu i pychy?... – zależy od naszej woli.
Zgodnie z semantycznym znaczeniem wyrazu
„imię”, zdefiniowanym przez Słownik Języka Polskiego PWN, każdy z nas jest kimś
wyjątkowym. Imię bowiem nadaje znaczenie i określa wartość człowieka. Charakteryzuje
jego osobowość. Imię stanowiło własność prywatną, majątek. Określało i określa
jednostkę w całej jej okazałości. Dzięki temu poprzez imię, nadane nam w
sakramencie chrztu czy nawet w akcie urzędowego rejestru ludności, poznajemy
samych siebie i tych, których spotykamy w codziennym życiu. W imieniu określane
jest ludzkie przeznaczenie, portretowana osobowość. Każde bowiem imię
zakorzenione jest znaczeniowo w rzeczywistości, której jesteśmy częścią, z
którą jesteśmy w pewien sposób utożsamiani, bo przez nią kształtowani, ale
również! – bo przez nas tworzoną.
Podobnie jest z Bogiem. Król Nieba i Ziemi jest
przecież Stwórcą wszystkich oraz wszystkiego, dlatego trudno zgodzić mi się z
wyżej przytoczonym stwierdzeniem, iż Ojca Przedwiecznego „nie da się zredukować
do składnika naszej rzeczywistości”. Obserwując otaczający nas świat, którego
jesteśmy częścią składową, odkrywamy JESTEM, KTÓRY JESTEM. Bóg przedstawia nam
się poprzez Swoje dzieło. Wszelkie stworzenie, wszelki byt jest milimetrem
lustra, w którego całości mamy możliwość zobaczyć Oblicze Ojca Przedwiecznego.
Owe obcowanie z naturą staje się więc formą ludzkich zdolności poznawczych oraz
rozpoznawczych, mimowolnie i samoistnie redukujących Istotę Boga do składnika
naszej rzeczywistości, czego (uważam) nie powinniśmy się obawiać ani wstydzić.
Doznania zmysłowe, wzbudzane doświadczaniem świata, stają się dotykiem,
wzrokiem, zapachem i smakiem, którymi charakteryzujemy Ojca Przedwiecznego,
portretujemy Jego Osobowość. W naturze dostrzegamy Boga jako Osobę o
artystycznym usposobieniu, uzdolnioną i zdolną, wrażliwą, perfekcyjną i
precyzyjną, skrupulatną, zaskakująco pomysłową, zachwycająco piękną.
Podziwiając drzewa, kwiaty, zwierzęta, symbiozę… po prostu wszystko, cokolwiek
znajduje się wokół nas, adorujemy Samego Boga, widzimy Go, słyszymy, smakujemy,
czujemy – delektujemy się Nim i karmimy się Nim, czego potwierdzeniem jest
chociażby powietrze, którym oddychamy i bez którego nie bylibyśmy w stanie żyć
czy woda lub warzywa i owoce oraz zioła – cała nasza biologiczna zależność od
przyrody. Owa redukcja Boga do składnika naszej rzeczywistości jest formą
ludzkich ograniczeń – nie mamy po prostu innej (żadnej!) metody ani
sposobności, aby stanąć ze Stwórcą twarzą w twarz na Jego poziomie. Człowiek
nie jest istotą wszechmocną, więc działa jedynie na płaszczyźnie swoich nie za
bogatych umiejętności poszukiwania i poznawania. W związku z tym jesteśmy w
stanie poznać swego Pana jedynie poprzez odsłonę tego, co Sam Król Nieba i
Ziemi przed nami odkrywa, a czym jest otaczająca nas rzeczywistość właśnie.
Redukcją Boga do składnika owej rzeczywistości widzimy Jego Osobowość. To zaś,
że Stwórca to nie tylko Swoim dziełem, ale i Architektem, i Budowniczym
jednocześnie wynika z faktu Początku wszystkiego, co jest bytem, a co nie jest
odgadnione i co człowiek nieustannie oraz niestrudzenie próbuje odnaleźć,
określić, nazwać i zrozumieć. Z tego też powodu ludzie niewierzący doszukują
się sensownego wyjaśnienia w ewolucji, definiowanej teorią Karola Darwina, czy
połączeniem atomów, co z kolei budzi kolejne pytania, pozbawione odpowiedzi a
domagające się wyjaśnienia, a mianowicie zagadnienia wyjaśniające powód, z
tytułu którego małpy rodzą się bliźniaczo podobne do swych rodziców, nie zaś
lepsze, ładniejsze i mądrzejsze, oraz wyjaśniające skąd biorą się atomy, gazy,
tkanki itp. Brak zaspokojenia ciekawości i towarzyszącej jej niewiedzy jest (w
moim przekonaniu) potwierdzeniem na Istnienie JESTEM, KTÓRY JESTEM. Natura –
świat – rzeczywistość zatem przedstawia nam Boga w kontekście Jego uzdolnień i
zalet artystycznych, Jego potęgi i wszechmocy, ale i swym niedopowiedzeniem
oraz charakterystyką upomina się o uwagę człowieka, uświadamiając mu jego
pochodzenie oraz zależność od Tego, który go stworzył.
JESTEM, KTÓRY JESTEM to Ten, będący zawsze, wszędzie,
we wszystkich i we wszystkim, w każdej sytuacji. Ktokolwiek będący i cokolwiek będące
bytem jest namiastką swego Stwórcy. Każda sekunda życia, miejsce, sytuacja, wydarzenie,
myśl, pomysł, czyn czy słowo są tym, w czym Bóg JEST obecny. Nawet w naszych codziennych
przykrościach i tragediach Pan nam towarzyszy, i pomaga nam przejść przez burzę
niepowodzeń, czyniąc nas odporniejszymi, silniejszymi i bardziej szlachetnymi, choć
początkowo nie zdajemy sobie z tego sprawy, nierzadko oskarżając go za wynik naszych
decyzji i wyborów lub owoc naszych grzechów – za zbyt swobodne korzystanie z przywilejów
posiadanej i podarowanej nam wolnej woli, co udowodnił nam Swą Ojcowską Miłością
i troską,, „dając nam Syna Swego Jednorodzonego, aby każdy, kto w Niego wierzy,
nie zginął, ale miał życie wieczne” (J 3,16) i przez Imię Jezus Chrystus zapewniając,
iż JESTEM, KTÓRY ZBAWIA.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz