„Tak mówi Pan:
Nawróćcie się do Mnie całym swym sercem, przez post i płacz, i
lament. Rozdzierajcie jednak serca wasze, a nie szaty! Nawróćcie się do Pana,
Boga waszego! On bowiem jest litościwy, miłosierny, nieskory do gniewu i bogaty
w łaskę, a lituje się nad niedolą. Kto wie? Może znów się zlituje i pozostawi
po sobie błogosławieństwo plonów na ofiarę pokarmową i płynna dla Pana, Boga
waszego. Na Syjonie dmijcie w róg, zarządźcie święty post, zarządźcie uroczyste
zgromadzenie. Zbierzcie lud, zwołajcie świętą społeczność, zgromadźcie starców,
zbierzcie dzieci i niemowlęta! Niech wyjdzie oblubieniec ze swej komnaty, a
oblubienica ze swego pokoju! Między przedsionkiem a ołtarzem niechaj płaczą
kapłani, słudzy Pańscy! Niech mówią: „Zlituj się, Panie, nad ludem Twoim, nie
daj dziedzictwa swego na pohańbienie, aby poganie nie zapanowali nad nami.
Czemuż mówić mają między narodami: Gdzież jest ich Bóg?”
A Pan zapłonął zazdrosną miłością ku swojej ziemi i zmiłował się
nad swoim ludem.”
(Jl 2, 12-18)
W obliczu ostatnich wydarzeń, w wyniku których coraz bardziej nie
radzimy sobie z okrucieństwem i bezwzględnością otaczającej nas rzeczywistości,
wyżej przytoczone słowa brzmią niczym rozkaz przywódcy wyliczający to, co
winniśmy wykonać, ale również gwarantujący upragnione zwycięstwo a tym samym
ostateczne zażegnanie wszelkich tragedii, nieszczęść, kłopotów, zmartwień i
cierpień. Czytając fragment „Księgi Joela” będący lekturą nabożeństwa
świętego, odprawianego w Środę Popielcową, miałam wrażenie – nieodparte, bardzo
realistyczne wrażenie, że znajduję się w przestrzeni mrocznych chmur, powietrza
skażonego odorem rozkładających ciał poległych w wojnie ludzi, zatrutego
zapachem prochu i smaru, kurzu i potu. Miałam także wrażeniem że stoję na
bezpłodnej, pooranej bruzdami błota ziemi pokrytej pancerzem zgliszczy i
zastygającej, powoli gasnącej krwi. Przeszywało mnie również wrażenie, że
wspomniane słowa Pisma Świętego unoszą się nade mną mocnym, dobitnym, odważnym
głosem, wobec którego echo stawało się bezradne i bezsilne, pozbawione mocy i
potęgi akustycznej, wobec którego świat zdawał się padać na kolana skulony
pobożnie w pokorze. Wydawało mi się, że nie czytam, a jedynie powtarzam
poszczególne słowa wypowiadane pewnie i stanowczo przez wspomniany głos,
zagłuszający osaczający mnie lament przerażonych i szukających pocieszenia
ludzi. Brzmiało to tak jakby ktoś stanął na wzniesieniu, u podnóża którego konał
przeszyty strachem i cierpieniem świat, jakby wydał rozkaz: „Na Syjonie dmijcie w róg, zarządźcie święty
post, zarządźcie uroczyste zgromadzenie. Zbierzcie lud, zwołajcie świętą
społeczność, zgromadźcie starców, zbierzcie dzieci i niemowlęta! Niech wyjdzie
oblubieniec ze swej komnaty, a oblubienica ze swego pokoju! Między
przedsionkiem a ołtarzem niechaj płaczą kapłani, słudzy Pańscy! Niech mówią:
„Zlituj się, Panie, nad ludem Twoim, nie daj dziedzictwa swego na pohańbienie,
aby poganie nie zapanowali nad nami. Czemuż mówić mają między narodami: Gdzież
jest ich Bóg?” i jakby tym władczym nakazem nie obiecał, ale zagwarantował
zwycięstwo i wybawienie od zła.
Kiedy uniosłam oczy, zobaczyłam zaledwie
kilkanaście osób w kościele… i jeszcze większa gorycz ścisnęła mnie za gardło.
Owszem. Pomagamy, angażujemy się,
dzielimy się czym możemy, wspieramy i ratujemy – i to jest bardzo ważne.
Zapominamy jednak, że bez Boga nie uda nam się pokonać zła, które może tlić się
pod ściółką pozornego spokoju, a które po latach może wybuchnąć ze wzmożoną
siłą niszczycielskiego ognia nienawiści oraz agresji. Skupiamy się na
rozdzieraniu szat. Organizujemy się przede wszystkim wokół przyziemnych rzeczy
i spraw. Zapominamy o ludzkiej, wrodzonej!, bezradności i bezsilności wobec
potęgi cierpień, które mogą na nas spaść lawiną kataklizmów oraz wojny,
jakbyśmy nie dostrzegali objawień realizujących się z dnia na dzień na naszych
oczach i w naszej obecności, jakbyśmy byli pewni spokojnego jutra, porannej
kawy i powitania wschodzącego słońca, zasiadającego z nami do stołu w rodzinnej
atmosferze pierwszego posiłku.
Iluż zaś, oprócz szat, rozdziera również
serca?
Żal patrzeć na puste kościoły, obserwować ludzi starających się
polegać tylko na sobie oraz innych.
Doświadczamy tragedii covidu i wojny. Paraliżuje nas strach.
Obserwujemy bohaterską walkę ukraińskich żołnierzy. Podziwiamy ich i drżymy, a
nie zauważamy, że na ustach walczących mężczyzn czy samego prezydenta
suwerennego państwa zaatakowanego przez Rosję – Wołodymyra Zełenskiego pojawia
się bardzo często oraz dumnie Słowo królujące nad słowami: Bóg. Pomagamy z
wielkim oddaniem, zaangażowaniem, odwagą i poświęceniem, co czyni mnie
szczęśliwą i wzruszoną. Musimy jednak wzbogacić „rozdzieranie szat
rozdzieraniem serc” – musimy nie tylko modlić się w poczuciu służbowego
wypełnienia obowiązku lub przyzwyczajenia, ale przede wszystkim w relacjach z
Panem Bogiem budowanych na życiu zgodnym z Ewangelią – z Pismem Świętym – z
wolą Ojca. To CZAS mobilizacji dusz. To CZAS, w którym jesteśmy wezwani na
Syjon, by „zadąć w róg, zarządzić
święty post, zarządzić uroczyste zgromadzenie, zebrać lud, zwołać świętą
społeczność, zgromadzić starców, zebrać dzieci i niemowlęta!, by wyszedł
oblubieniec ze swej komnaty, a oblubienica ze swego pokoju!”. To CZAS, w którym
Kościół winien paść przed Bogiem na kolanach błagając o odpuszczenie grzechów i
o zwycięstwo nad złem, w którym nawy pełne ludzi winny grzmieć potęgą głosów
śpiewających „Te Deum laudamus”, w którym „między przedsionkiem a ołtarzem winni
płakać kapłani, słudzy Pańscy!, i mówić: „Zlituj się, Panie, nad ludem Twoim,
nie daj dziedzictwa swego na pohańbienie, aby poganie nie zapanowali nad nami.
Czemuż mówić mają między narodami: Gdzież jest ich Bóg?”…
Tymczasem… tak nas niewielu, tak bardzo i bezmyślnie ignorujemy to,
że tylko „Pan może zapłonąć zazdrosną
miłością ku swojej ziemi i zmiłować się nad swoim ludem”.
W przerażający sposób żeśmy się pogubili
i rozproszyli… W przerażający sposób…
Może CZAS to zmienić?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz