czwartek, 3 marca 2022

UPOMNIENIE

„Tak mówi Pan:

Nawróćcie się do Mnie całym swym sercem, przez post i płacz, i lament. Rozdzierajcie jednak serca wasze, a nie szaty! Nawróćcie się do Pana, Boga waszego! On bowiem jest litościwy, miłosierny, nieskory do gniewu i bogaty w łaskę, a lituje się nad niedolą. Kto wie? Może znów się zlituje i pozostawi po sobie błogosławieństwo plonów na ofiarę pokarmową i płynna dla Pana, Boga waszego. Na Syjonie dmijcie w róg, zarządźcie święty post, zarządźcie uroczyste zgromadzenie. Zbierzcie lud, zwołajcie świętą społeczność, zgromadźcie starców, zbierzcie dzieci i niemowlęta! Niech wyjdzie oblubieniec ze swej komnaty, a oblubienica ze swego pokoju! Między przedsionkiem a ołtarzem niechaj płaczą kapłani, słudzy Pańscy! Niech mówią: „Zlituj się, Panie, nad ludem Twoim, nie daj dziedzictwa swego na pohańbienie, aby poganie nie zapanowali nad nami. Czemuż mówić mają między narodami: Gdzież jest ich Bóg?”

A Pan zapłonął zazdrosną miłością ku swojej ziemi i zmiłował się nad swoim ludem.”

(Jl 2, 12-18)

W obliczu ostatnich wydarzeń, w wyniku których coraz bardziej nie radzimy sobie z okrucieństwem i bezwzględnością otaczającej nas rzeczywistości, wyżej przytoczone słowa brzmią niczym rozkaz przywódcy wyliczający to, co winniśmy wykonać, ale również gwarantujący upragnione zwycięstwo a tym samym ostateczne zażegnanie wszelkich tragedii, nieszczęść, kłopotów, zmartwień i cierpień. Czytając fragment „Księgi Joela” będący lekturą nabożeństwa świętego, odprawianego w Środę Popielcową, miałam wrażenie – nieodparte, bardzo realistyczne wrażenie, że znajduję się w przestrzeni mrocznych chmur, powietrza skażonego odorem rozkładających ciał poległych w wojnie ludzi, zatrutego zapachem prochu i smaru, kurzu i potu. Miałam także wrażeniem że stoję na bezpłodnej, pooranej bruzdami błota ziemi pokrytej pancerzem zgliszczy i zastygającej, powoli gasnącej krwi. Przeszywało mnie również wrażenie, że wspomniane słowa Pisma Świętego unoszą się nade mną mocnym, dobitnym, odważnym głosem, wobec którego echo stawało się bezradne i bezsilne, pozbawione mocy i potęgi akustycznej, wobec którego świat zdawał się padać na kolana skulony pobożnie w pokorze. Wydawało mi się, że nie czytam, a jedynie powtarzam poszczególne słowa wypowiadane pewnie i stanowczo przez wspomniany głos, zagłuszający osaczający mnie lament przerażonych i szukających pocieszenia ludzi. Brzmiało to tak jakby ktoś stanął na wzniesieniu, u podnóża którego konał przeszyty strachem i cierpieniem świat, jakby wydał rozkaz: „Na Syjonie dmijcie w róg, zarządźcie święty post, zarządźcie uroczyste zgromadzenie. Zbierzcie lud, zwołajcie świętą społeczność, zgromadźcie starców, zbierzcie dzieci i niemowlęta! Niech wyjdzie oblubieniec ze swej komnaty, a oblubienica ze swego pokoju! Między przedsionkiem a ołtarzem niechaj płaczą kapłani, słudzy Pańscy! Niech mówią: „Zlituj się, Panie, nad ludem Twoim, nie daj dziedzictwa swego na pohańbienie, aby poganie nie zapanowali nad nami. Czemuż mówić mają między narodami: Gdzież jest ich Bóg?” i jakby tym władczym nakazem nie obiecał, ale zagwarantował zwycięstwo i wybawienie od zła.

Kiedy uniosłam oczy, zobaczyłam zaledwie kilkanaście osób w kościele… i jeszcze większa gorycz ścisnęła mnie za gardło.

Owszem. Pomagamy, angażujemy się, dzielimy się czym możemy, wspieramy i ratujemy – i to jest bardzo ważne. Zapominamy jednak, że bez Boga nie uda nam się pokonać zła, które może tlić się pod ściółką pozornego spokoju, a które po latach może wybuchnąć ze wzmożoną siłą niszczycielskiego ognia nienawiści oraz agresji. Skupiamy się na rozdzieraniu szat. Organizujemy się przede wszystkim wokół przyziemnych rzeczy i spraw. Zapominamy o ludzkiej, wrodzonej!, bezradności i bezsilności wobec potęgi cierpień, które mogą na nas spaść lawiną kataklizmów oraz wojny, jakbyśmy nie dostrzegali objawień realizujących się z dnia na dzień na naszych oczach i w naszej obecności, jakbyśmy byli pewni spokojnego jutra, porannej kawy i powitania wschodzącego słońca, zasiadającego z nami do stołu w rodzinnej atmosferze pierwszego posiłku.

Iluż zaś, oprócz szat, rozdziera również serca?

Żal patrzeć na puste kościoły, obserwować ludzi starających się polegać tylko na sobie oraz innych.

Doświadczamy tragedii covidu i wojny. Paraliżuje nas strach. Obserwujemy bohaterską walkę ukraińskich żołnierzy. Podziwiamy ich i drżymy, a nie zauważamy, że na ustach walczących mężczyzn czy samego prezydenta suwerennego państwa zaatakowanego przez Rosję – Wołodymyra Zełenskiego pojawia się bardzo często oraz dumnie Słowo królujące nad słowami: Bóg. Pomagamy z wielkim oddaniem, zaangażowaniem, odwagą i poświęceniem, co czyni mnie szczęśliwą i wzruszoną. Musimy jednak wzbogacić „rozdzieranie szat rozdzieraniem serc” – musimy nie tylko modlić się w poczuciu służbowego wypełnienia obowiązku lub przyzwyczajenia, ale przede wszystkim w relacjach z Panem Bogiem budowanych na życiu zgodnym z Ewangelią – z Pismem Świętym – z wolą Ojca. To CZAS mobilizacji dusz. To CZAS, w którym jesteśmy wezwani na Syjon, by „zadąć w róg, zarządzić święty post, zarządzić uroczyste zgromadzenie, zebrać lud, zwołać świętą społeczność, zgromadzić starców, zebrać dzieci i niemowlęta!, by wyszedł oblubieniec ze swej komnaty, a oblubienica ze swego pokoju!”. To CZAS, w którym Kościół winien paść przed Bogiem na kolanach błagając o odpuszczenie grzechów i o zwycięstwo nad złem, w którym nawy pełne ludzi winny grzmieć potęgą głosów śpiewających „Te Deum laudamus”, w którym „między przedsionkiem a ołtarzem winni płakać kapłani, słudzy Pańscy!, i mówić: „Zlituj się, Panie, nad ludem Twoim, nie daj dziedzictwa swego na pohańbienie, aby poganie nie zapanowali nad nami. Czemuż mówić mają między narodami: Gdzież jest ich Bóg?”…

Tymczasem… tak nas niewielu, tak bardzo i bezmyślnie ignorujemy to, że tylko „Pan może zapłonąć zazdrosną miłością ku swojej ziemi i zmiłować się nad swoim ludem”.

W przerażający sposób żeśmy się pogubili i rozproszyli… W przerażający sposób…

Może CZAS to zmienić?




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz