„Jezus
udał się ze swoimi uczniami do wiosek pod Cezareą Filipową. W drodze pytał
uczniów: „Za kogo uważają mnie ludzie?”. Oni Mu odpowiadali: „Za Jana
Chrzciciela, inni za Eliasza, jeszcze inni za jednego z proroków.”. On ich
zapytał: „A wy za kogo Mnie uważacie?”. Odpowiedział Mu Piotr: „Ty jesteś
Mesjasz.”. Wtedy surowo im przykazał, żeby nikomu o Nim nie mówili. I zaczął
ich pouczać, że Syn Człowieczy wiele musi wycierpieć, że będzie odrzucony przez
starszych, arcykapłanów i uczonych w Piśmie, że zostanie zabity, ale po trzech
dniach zmartwychwstanie. A mówił zupełnie otwarcie te słowa. Wtedy Piotr wziął
Go na bok i zaczął Go upominać. Lecz On obrócił się i patrząc na swych uczniów,
zgromił Piotra słowami: „Zejdź Mi z oczu, szatanie, bo nie myślisz po Bożemu,
lecz po ludzku.”.”
(Mk 8,27-33)
Ach, to nasze myślenie,…
ta nasza „niezawodna” i pełna zaangażowania zdolność do analizowania faktów, do
wyciągania wniosków, do planowania strategii w celu uniknięcia nieszczęścia w
momencie przyziemnej wędrówki szlakami codzienności, ta nasza nieomylność (?!)
i mądrość (?!), ta nasza pewność siebie, która niejednokrotnie potrafi
skrzywdzić posiadane oczekiwania…
Jesteśmy niebezpiecznie
mocno zakorzenieni we współczesnym świecie i równie niebezpiecznie uzależnieni
od otaczającej nas rzeczywistości, dlatego koncentrujemy się za bardzo na tym,
co tu i teraz, dlatego wszelkimi możliwymi sposobami staramy się zapewnić sobie
i bliskim bezpieczeństwo oraz wygodę w miejscu narażonym na zniszczenie,
dlatego wszelkimi metodami próbujemy oszukać czas, by wyeliminować przemijanie,
pozbyć się starości a zatrzymać młodość, dlatego (nierzadko!) bezwzględnie
walczymy o to, co nam się bezsprzecznie i bezdyskusyjnie należy (?!), dlatego
dajemy się bez reszty pochłonąć samorealizacji, jakbyśmy posiadali cechy
wszechmocy niczym Bóg, dlatego niestrudzenie i uparcie modlimy się (jeśli już)
przede wszystkim we własnych intencjach, prosząc i niemal żebrząc Ojca
Niebieskiego o dar spełnienia naszych marzeń, pragnień, celów i zamiarów, a tym
samym i nade wszystko o zaspokojenie naszej woli. Słowem: zachowujemy się tak,
jakby kompletnie i absolutnie NIC!, poza namacalną i okalającą nas realnością,
nie istniało. Z tego też powodu zachłannie, łapczywie, egoistycznie i
egocentrycznie pochłaniamy wszystkich oraz wszystko, ktokolwiek i cokolwiek
wykorzystując na chwałę osobistego autorytetu i przyziemnego luksusu, doczesnej
wygody i szczęścia, bogactwa i majętności. W amoku owego zaślepienia nie
jesteśmy nawet w stanie realnie i obiektywnie spojrzeć w przyszłość, w której
może zdarzyć się zaskakujący zwrot akcji, a mianowicie: samotność, choroba,
starość, niepełnosprawność fizyczna czy umysłowa, a tym samym niezdolność do
czerpania przyjemności i radości z dorobku całego naszego życia, które tak
naprawdę zmarnowaliśmy na budowanie twierdzy, będącej jedynie z przepychem
wzniesionym więzieniem naszego wrażliwego i przygnębionego usposobienia.
Myślimy jak święty
Piotr – Co zrobić, aby uniknąć ludzi, sytuacji, okoliczności, zdarzeń i stanów
niepożądanych, bo wiążących się z cierpieniem i w konsekwencji z
nieszczęściem?, dlatego w celu ominięcia wszelkich niemiłych człowiekowi
zjawisk kierujemy się tęsknotą za życiem w RAJU, zapominając o tym, że nasze
doczesne bytowanie tu i teraz w przyziemnej sieci czasoprzestrzennych
uwarunkowań, rzadko kiedy sprzyjających naszym oczekiwaniom, jest jedynie drogą
do owego upragnionego miejsca. Ze względu bowiem na fakt, iż pochodzimy od
Boga, iż jesteśmy Jego dziećmi – Jego częścią, mamy w sobie niemal genetycznie
uwarunkowane, wrodzone i wynikające z natury właśnie naszego pochodzenia
nieodparte, silniejsze od świadomości i woli pragnienie powrotu do Królestwa
Niebieskiego, w którym nasze drzewo genealogiczne ma zapuszczone korzenie. Z
tytułu owego pragnienia powrotu do rodzinnego Domu próbujemy wszelkimi siłami,
staraniami, sposobami i metodami oraz poświęceniem stworzyć sobie właśnie tu i
teraz, na ziemi, Eden. Wspomniane pragnienie życia w Raju jest tak potężne, że
aż zaślepiające i okaleczające nasze zdolności oceny realnej sytuacji, a
mianowicie tego, iż we współczesnych warunkach doczesnego świata nigdy i
przenigdy nie będziemy w stanie osiągnąć instynktownie wyczuwanego celu, iż w
uwarunkowaniach przemijającej codzienności możemy jedynie konstruować i
nieustannie odbudowywać w każdej minucie, w każdej godzinie przemijającej
marności nad marnościami mizerną imitację tego, za czym tak bardzo tęsknimy. W
amoku owego pragnienia bycia z Bogiem i w Bogu w scenerii Królestwa
Niebieskiego dajemy się zaślepić błyskotkom doczesności. Zatracamy się w
egocentryzmie i egoizmie, w pysze i w poświęceniu siebie jako całopalenia
składanego w ofierze na chwałę sukcesu, w którym usilnie upatrujemy się sensu
naszego życia na ziemi, odliczanego i skrupulatnie skracanego ostrymi nożycami
wskazówek zegara, nie okazującego nam absolutnie żadnego współczucia i litości
– i to jest nasz błąd! Powinniśmy
się bowiem zatrzymać,… chociażby na chwilę… i zastanowić nad tym, czym naprawdę jest nasze bycie tu i teraz?!,
a wówczas!, odwołując się do wspomnienia początków ludzkiej egzystencji,
zrozumiemy, że życie we współczesnym świecie jest karą Bożą za grzech, jakiego
dopuścili się nasi pierworodni rodzice: Adam i Ewa, że nasze istnienie w
przyziemnych zakamarkach labiryntu codziennych spraw i obowiązków czy relacji
jest po prostu nie czym innym, jak formą pokuty, jak etapem, który musimy
przejść, by móc zostać uwolnionym od siły grawitacji i by móc zostać
przeniesionym do Raju, jak egzaminem duchowej dojrzałości, bez zdania którego
nie będzie nam wolno pójść dalej. Sensem naszego bytowania tu i teraz nie jest
owo bytowanie samo w sobie, więc nie musimy o nie dbać w przesadnie histeryczny
sposób, pochłaniający nasze dusze i ciała, serca oraz umysły płomieniami
współczesnych uwarunkowań i żądań, roszczeń i wymogów. Sensem ludzkiej
egzystencji w dobie codzienności jest ŻYCIE WIECZNE!, dla którego zostaliśmy
stworzeni i do którego powołuje nas Bóg.
Gdybyśmy byli świadomi
owej PRAWDY, pozbylibyśmy się ułomności charakteryzującej naszą zdolność
myślenia. Gdybyśmy zachowali w sobie tę bezcenną, szczerą, bo niczym
niezakłamaną i nieprzebarwioną wiedzę o sensie bycia tu i teraz, nie
przywiązywalibyśmy się niewolniczo do dbałości o to wszystko, co nas otacza i
co przemija razem z nami. Gdybyśmy wpatrywali się w ŻYCIE WIECZNE jako cel
naszej przyziemnej wędrówki marnego nad marnościami istnienia, bardziej
dbalibyśmy o to, co nas czeka, niż o to, co nam obecnie towarzyszy…
Wówczas posiadalibyśmy
zdolność myślenia po Bożemu, a nie po ludzku. Wówczas zrozumielibyśmy, że to,
co dziś wydaje nam się okropne, potworne, niesprawiedliwe i bolesne, może
okazać się dla nas konieczne i potrzebne do zbawienia.
Jesteśmy przecież w
drodze do Królestwa Niebieskiego. Doczesne życie jest czasoprzestrzenią, której
szlaki trzeba przejść, by dotrzeć wreszcie do celu. Idziemy przed siebie,
kierując się busolą wrodzonego pragnienia powrotu do Domu. Niekiedy trafiamy w
miejsca jeszcze nieodkryte przez ludzkie oko i jeszcze nieprzetarte ludzką
stopą, więc musimy się przedrzeć przez zwoje konarów, sploty gałęzi,
zakleszczenia cierni, by móc kontynuować naszą podróż do Raju. Niekiedy też
trafiamy na bagno, przez które trzeba się przeprawić, by móc powrócić do Domu.
Niekiedy będziemy przyjemnie dryfować po spokojem wypolerowanej tafli morza,
ale i nierzadko będziemy zmuszeni zmierzyć się z niebezpiecznym żywiołem
wzbudzonych sztormem fal spragnionych naszej krwi…
To wszystko, wbrew
pozorom, czyni nas lepszymi, silniejszymi, piękniejszymi, bo odporniejszymi na
nieszczęścia oraz niepowodzenia i wrażliwszymi na człowieka, na świat i na
siebie samych, bo wolnymi od przyziemnych macek pragnień nie do zaspokojenia,
gdyż pobudzanych nieposkromionym i dzikim apetytem na więcej i więcej, bo
niezależnymi od czasu i nieuzależnionymi od ludzi.
Świadomość prawdziwego sensu naszego bycia tui
teraz, którym jest życie wieczne,
pomoże nam zrozumieć, iż to, co wydaje nam się obecnie tragedią i
nieszczęściem, w wymiarze rzeczywistości owego sensu jest jedynie drogowskazem,
umożliwiającym nam pozostanie na prawidłowej drodze naszej codziennej wędrówki,
kończącej się w progu naszego celu – w progu Królestwa Niebieskiego. Zachowanie
w sobie owej świadomości i celebrowanie jej w każdej sekundzie doczesnej
egzystencji, obudzi w nas stan wolności i radości, zdolności cieszenia się
wszystkim, czegokolwiek doświadczamy i doświadczymy, czegokolwiek doznajemy i
doznamy. Owa świadomość pomoże nam bowiem zrozumieć, że stan codzienności, w
którym obecnie się znajdujemy i który odczytujemy w kontekście nieszczęścia, w
faktycznym wymiarze swego zastosowania może być jednak czymś bezcennym i
niebywale wartościowym, bo uświęcającym nasze dusze oraz ciała, i tak
chociażby:
- obojętność twego
dziecka wobec Boga może być przyzwoleniem Ojca na duchowe dojrzewanie prawdy w
sercu błądzącej pociechy, więc nie rozpaczaj w poczuciu niemocy i beznadziei, a
módl się by twój syn czy twoja córka okazali się marnotrawnymi i by powrócili w
ramiona Ojca Niebieskiego ze szczerym ogniem wiary i miłości,
- cierpienie w bólu i w
chorobie może być formą kruszącą w tobie pychę i samouwielbienie, a więc metodą
na ocalenie ciebie od grzechu ciężkiego, więc nie doszukuj się przyczyn „kary”,
a dziękuj Panu za możliwość doskonalenia swego ducha przez ciało i proś o
wytrwałość oraz łaskę zdrowia
- niepowodzenie zaś
może być kołem ratunkowym, dzięki któremu nie utoniesz w lubieżnej otchłani
potępienia kuszącej cię przynętą sukcesu, kariery, nałogów, zabaw i rozwiązłości,
więc nie obwiniaj się i nie poddawaj, a zadbaj o umocnienie wiary, nadziei i
miłości, zawierzając się szczerze Bogu i proś o możliwość robienia tego, co
kochasz, ale z Nim i w Nim, bo wówczas mądrze będziesz umiał korzystać z
przywileju pomyślności,
- niezdany egzamin
szkolny nie jest odzwierciedleniem twojej głupoty, a może być jedynie
wskazówką, że wybrałeś kierunek niezgodny z twoim rzeczywistym powołaniem, tj.
funkcją społeczną, do której stworzył cię Bóg, więc zamiast rozpaczać, zastanów
się, co tak naprawdę sprawia ci przyjemność i co daje ci satysfakcję, a dzięki
temu odkryjesz, co powinieneś w doczesnym życiu robić,
- śmierć nie musi być
tragedią, jeśli spojrzysz na nią jak na telefon od najbliższej osoby, która od
ciebie odeszła i która właśnie informuje cię, że właśnie bezpiecznie dotarła do
Domu i że wszystko jest w porządku, więc zamiast zatracać się w wyniszczającej
cię żałobie, tęsknij za bliskim twemu sercu zmarłym, ale w modlitwie o jego
pokój i Boże Miłosierdzie.
Musimy pamiętać, że to,
co tu i teraz, jest tylko chwilową marnością nad marnościami, przeprawą przez
dzikie połacie dżungli lub tajgi, że to wszystko kiedyś minie bezpowrotnie i z
powodu owej kruchości nie należy się do tego wszystkiego, co wokół,
przywiązywać. Musimy pamiętać, że Bóg jest Panem wieczności, a zły księciem
doczesności. Nie pozwólmy więc, by głos panującego na ziemi był dla nas
ważniejszym bodźcem do działania niż głos Stwórcy wszelkiego stworzenia i
Życia.
Co by było, gdyby
święty Piotr zdołał przekonać Jezusa do ucieczki od przeznaczenia, gdyby
Chrystus nie przyjął cierpienia, odrzucenia przez starszych, arcykapłanów i
uczonych w Piśmie, męczeńskiej śmierci na Krzyżu?...
Potępienie, konanie w
piekielnych płomieniach potwornego bólu, którego żadne słowa nie są w stanie
opisać a ludzka wyobraźnia zobaczyć i którego nic nie będzie w stanie ukoić,
ani zakończyć.
Postarajmy się więc nie
myśleć jak święty Piotr – po ludzku. W każdej chwili swego doczesnego bytowania
zastanawiajmy się niestrudzenie: Za kogo uważamy Jezusa?... W każdej chwili
swego życia wpatrujmy się w siebie, dokonując wyboru przynależności poprzez
odpowiedź na pytanie: czy jestem starcem, arcykapłanem, uczonym w Piśmie,
uczniem, czy może jednak apostołem, widzącym w Chrystusie Mesjasza? W każdej
chwili swej codzienności wierzmy w Boga i Jego Ojcowską pełną Miłości troskę,
nie tracąc nadziei, że wszystko, czego doświadczamy, służy czemuś znacznie
lepszemu, bo ponadczasowemu i świętemu, a dla nas zbawiennemu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz