„Chrześcijaństwo
nie jest zespołem prawd, w które należy wierzyć, prawami, które należy
przestrzegać lub zakazami. Chrześcijaństwo postrzegane w ten sposób jest
odpychające. Chrześcijaństwo to osoba, która bardzo mnie umiłowała, która
pragnie i prosi o moją miłość. Chrześcijaństwo to Chrystus.”
św. Oskar Arnulfo Romero
Wybacz mi Panie,
ale przytoczona
wypowiedź św. Oskara Romero brzmi dla mnie dwuznacznie i wydaje się być splotem
pewnej, wyraźnej! sprzeczności, wynikającej z indywidualnej interpretacji
zapisanych słów, które można odnieść do Pisma Świętego a jednocześnie do
wymogów współczesnego nam świata czy oczekiwań człowieka, definiującego obecnie
moralność w sposób elastyczny, bo dopasowany do potrzeb i poglądu jednostki.
Dziś rozmywa się granica oddzielająca prawnym zapisem Dekalogu dobro od zła.
Dziś „nic, co ludzkie nie jest obce”, a nawet staje się modne, priorytetowe, istotne
i kształtujące etykę (?!) według norm politycznej poprawności, tolerancji,
akceptacji, uległości i bierności, potrzeb i oczekiwań. Dziś człowiek spycha
Boga z piedestału Jego Majestatu, zajmując miejsce Stworzyciela Nieba i Ziemi,
wszystkich rzeczy widzialnych i niewidzialnych, jakby był zdecydowanie
ważniejszy i bezkonkurencyjny, uzurpując sobie całkowite prawo do zajęcia
centralnego i pierwszego miejsca w świecie, w życiu codziennym, jakby był
wyznacznikiem wszystkiego, co słuszne i dobre, poprawne i bezbłędne.
Wspomniany święty,
męczennik Kościoła katolickiego oraz obrońca praw człowieka – Oskar Romero,
zaznacza, iż „chrześcijaństwo nie jest zespołem prawd, w które należy wierzyć”.
Nie rozumiem.
Chrześcijaństwo jest
bowiem dla mnie osobiście (!) wiarą w Boga, a Bóg jest Prawdą Absolutną, której
Obecność udokumentowana jest poprzez zapis Pisma Świętego, jako Słowa Bożego,
które to „stało się ciałem”, stało się rzeczywistością, a Pismo Święte z kolei
jest dla mnie historią narodu wybranego – Izraela (Stary Testament) oraz
historią Jezusa Chrystusa (Nowy Testament), świadectwem Stwórcy i Jego
wszelkiego stworzenia, będącego dziełem Pana, pochodzącym od Ojca Niebieskiego,
a historia jest tym, co realnie i niepodważalnie miało miejsce, co się
zadziało, zaistniało, zaznaczyło śladem czasoprzestrzeni na szerokościach i
długościach geograficznych mapy dziejów ludzkości – to zespół prawd, więc…
Skoro „chrześcijaństwo nie jest owym zespołem prawd, w które należy wierzyć”,
to…
Kimże jesteś Chryste i
kim my jesteśmy, skoro Ty to chrześcijaństwo a chrześcijaństwo to Ty?!,
to…
Czy lektura Pisma
Świętego jest czymś nieistotnym i niekoniecznym oraz nieobowiązkowym?!,
to…
Czyż nie stajemy się
wówczas – w obliczu przytoczonej wypowiedzi – drzewem pozbawionym korzeni?!...
Kolejnym zagadnieniem,
budzącym we mnie burzę niespokojnych emocji i refleksji, jest stwierdzenie, że
„chrześcijaństwo nie jest (…) prawami, które należy przestrzegać lub zakazami”.
Po cóż więc Bóg zawraca
nam głowę ustanowionym przez Siebie Kodeksem?! Jaką zatem wartość ma Dekalog?!
Czyż nie jest to zapis praw i zakazów, przekazanych na górze Synaj (Horeb)
Mojżeszowi w formie dwóch kamiennych tablic?! Czyż odrzuceniem i
nieprzestrzeganiem owych praw i zakazów – dziesięciorga przykazań – nie
odrzucamy przymierza z Bogiem?! Czyż nie okazujemy wówczas! pychy i krnąbrności
charakterów, egoizmu i samouwielbienia, pogardy i lekceważenia wobec Ojca
Niebieskiego, który „tak umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego dał, aby
każdy, kto w Niego wierzy, nie zginął, ale miał życie wieczne” (J 3,16)?! Czyż
nie nadużywamy wówczas! Bożej życzliwości, przychylności, miłości i dobroci?!
Czyż nie stajemy się wówczas! dyktatorami, samodzielnie wyznaczającymi granice
pomiędzy tym, co w naszym, czysto ludzkim odczuciu jest dobre a co złe?!...
Nie rozumiem.
Oskar Romero wyraźnie
zaznacza, że „chrześcijaństwo to Chrystus”.
Jeżeli tak rzeczywiście
jest, to z jakiego powodu, dlaczego?!, wspomniany święty i męczennik Kościoła
katolickiego, podważa Autorytet jakim jest Jezus?...
Nie rozumiem.
Skoro!,
„chrześcijaństwo to Chrystus”, a Jezus to Bóg, a Bóg to Prawda, odciśnięta
Słowem w Piśmie Świętym i będąca zapisem splotu wydarzeń – faktów, a co za tym
idzie, będąca zespołem prawd objawionych w Starym oraz Nowym Testamencie, a Bóg
to również Jego prawa i zakazy, odzwierciedlające Jego oczekiwania i stanowiące
zaczyn Jego woli wobec nas – dzieci Ojca Niebieskiego, to dlaczego?! nie wiąże wspomniany święty i męczennik Kościoła
katolickiego z owym zespołem prawd obowiązku wiary w ich faktyczny stan czy z
owymi prawami lub zakazami konieczności ich przestrzegania?
Nie rozumiem.
Czyż Pan Jezus nie
powiedział, że „Jego matką i Jego braćmi są ci, którzy słuchają słowa Bożego i
wypełniają je” (Łk 8, 21)?!...
Jeśli przytoczone
wyjaśnienie pokrewieństwa duchowego rzeczywiście wypłynęło z ust Chrystusa, to
czy chrześcijanie nie powinni słuchać Słowa Bożego poprzez lekturę Pisma
Świętego, a tym samym poprzez wiarę w zespół prawd w owym Piśmie objawionych i
czy nie powinni wypełniać poznawanych Słów – woli Ojca poprzez przestrzeganie
ustalonych przez Niego praw i zakazów, poprzez dostosowywanie się do Jego
nauczania i wskazówek, informujących nas – dzieci Króla, co możemy a czego nie
wolno nam czynić?!
Jedno stwierdzenie
zaprzecza drugiemu. Nie widzę w wypowiedzi Oskara Romero logiki i spójności.
Przykro mi, ale nie rozumiem przytoczonego zagadnienia.
Jeżeli „chrześcijaństwo
to Chrystus”, ale „nie zespół prawd, w które powinniśmy wierzyć, i nie prawa
lub zakazy, których winniśmy przestrzegać”, to…
Kim jest Jezus?!, jeśli
nie Bogiem, jeśli nie Prawdą, jeśli nie Prawem i Porządkiem, Mądrością i
Dobrem?... Kim my jesteśmy – chrześcijanie?!...
W obliczu mojej
osobistej analizy i mojego osobistego rozumowania powyższej wypowiedzi Oskara
Romero, śmiem wnioskować, że Pismo Święte jako zespół prawd nie jest lekturą
obowiązkową i potrzebną, w którą trzeba wierzyć, że Dekalog nie jest formą
nazewnictwa grzechu i Kodeksem praw oraz zakazów, których należy przestrzegać,
a co za tym idzie! i sakrament pokuty nie jest niczym znaczącym oraz istotnym w
życiu każdego chrześcijanina (?!). Najważniejsze bowiem – według przekonania
wspomnianego świętego i męczennika Kościoła katolickiego – jest to, by być
wrażliwym (nie na Boga?!) a na „osobę, która mnie umiłowała, która pragnie i
prosi o moją miłość”. Podążając zatem sformułowanym w ten sposób torem
poszczególnych wyznaczników chrześcijaństwa, można mniemać, odrzucając
przykazanie miłości, nakazujące nam „miłować bliźniego swego jak siebie samego” (o czym często się
zapomina), iż prawdziwym chrześcijaninem jest ten, kto potrafi stać się
niewolnikiem miłości osoby nas miłującej, kto jest w stanie zrezygnować z
szacunku do siebie samego, bo przecież „chrześcijaństwo nie jest prawami, które
należy przestrzegać lub zakazami”, kto jest również w stanie być nawet(?)!
przedmiotem owej miłości bez względu na jej charakter, gdyż to akurat nie
zostało sprecyzowane, a jak wiadomo – ludzkie serce nie jest nieomylne, a przez
to bywa nierzadko zaborcze, bezwzględne, zachłanne, głupie, egoistyczne i
potwornie wymagające.
Kim zatem powinnam być?
Jeżeli chrześcijanin
nie ma obowiązku wierzyć w zespół prawd, nie ma także obowiązku przestrzegać
praw i zakazów, a przez to nie ma obowiązku poznawać Boga, co jest możliwe
poprzez lekturę Pisma Świętego – poprzez poznawanie właśnie owego zespołu
prawd, jak również nie ma obowiązku spełniania Jego woli poprzez słuchanie i
wypełnianie Słowa Bożego a jednocześnie poprzez przestrzeganie właśnie owych praw
Ojca Niebieskiego lub zakazów, to w jaki sposób można być chrześcijaninem, nie
naśladując Chrystusa?!...
Nie rozumiem.
W moim skromnym
odczuciu nie ma innej drogi do szczęścia i zbawienia jak Jezus. W moim skromnym
odczuciu odrzucenie zespołu prawd jest niczym odwrócenie się człowieka od Boga
a nieprzestrzeganie praw lub zakazów przez Niego ustalonych i wprowadzonych w
doczesne życie każdego chrześcijanina jest niczym brak szacunku wobec Ojca
Niebieskiego, akt ignorancji i bezczelności, egoizmu i pychy, ludzkiej
dyktatury i samowolki. Owe odrzucenie zespołu prawd i nieprzestrzeganie praw
lub zakazów jest jednoznaczne z nieprzyjęciem daru mądrości i daru rozeznania,
a zastąpienie obowiązku wiary w zespół prawd i obowiązku wypełniania przykazań całkowitym
zwróceniem swej uwagi oraz skoncentrowaniem swego działania na „osobę bardzo nas
miłującą, pragnącą i proszącą o naszą miłość” jest równoznaczne z możliwością
narażenia się na zagrożenie bycia potępionym poprzez przyjęcie postawy
niewolnika serca (często kapryśnego i nierozsądnego) poprzez przeobrażenie się
w przedmiot miłości, która w konsekwencji może okazać się toksyczna i rodząca
więcej zła niż dobra.
Nie przyjmuję
zaprezentowanej przez świętego i męczennika Kościoła katolickiego – Oskara
Romero teorii chrześcijaństwa. Razi mnie bowiem sprzeczność przytoczonej
wypowiedzi. Odczytuję w zacytowanych słowach sens, który rani moje sumienie i
moje rozumienie chrześcijaństwa. Jedynym wyznacznikiem, który jestem w stanie
zaakceptować jest identyfikacja osoby „bardzo mnie miłującej, pragnącej i
proszącej o moją miłość” jako Jezusa. Jedyne bowiem w czym jestem skłonna się
zgodzić z Oskarem Romero to fakt, iż „chrześcijaństwo to Chrystus”. Mam jednak
świadomość, iż chcąc być prawdziwą, niezakłamaną i szczerą chrześcijanką –
wierną Ojcu córką Boga, muszę naśladować Jezusa, muszę się od Niego Jego uczyć,
a więc muszę poznawać nieustannie i niestrudzenie zespół prawd, czytając Pismo Święte, i wierzyć w zespół prawd, ufając Słowu, jak również muszę przestrzegać praw lub
zakazów Ojca Niebieskiego, które odkrywam poprzez słuchanie Słowa Bożego i
których przestrzegam, spełniając wolę mego Pana i Stworzyciela.
Bóg jest Centrum mego
życia a nie człowiek. Jedynie przez Chrystusa mogę posiąść zdolność „miłowania
bliźniego jak siebie samą” jestem w stanie. Chrześcijaństwo to nie jakaś tam „osoba
bardzo mnie miłująca, pragnąca i prosząca o moją miłość”. Chrześcijaństwo to
Chrystus. Chrześcijaństwo to zespół prawd – Pismo Święte, w którym poznaję
Jezusa – Boga, odkrywam Jego Mądrość i Miłość, Miłosierdzie i Sprawiedliwość,
Dobroć i Jego Wolę, w którym poznając Ojca odkrywam lepszą siebie jako Jego
pociechę i radość. Chrześcijaństwo to „prawa, których winna jestem przestrzegać
lub zakazy”, gdyż poprzez codzienne życie podporządkowane nauczaniu i
ostrzeżeniom Chrystusa mogę okazać szacunek memu Panu, poprzez posłuszeństwo
mogę odwzajemnić uczucie niepowtarzalnej miłości, jaką obdarzył i jaką otacza
mnie Bóg – to akt zawartego z Nim przymierza.
Nie chcę innej drogi.
Nie chcę stawiać na pierwszym, centralnym miejscu mego doczesnego życia
człowieka. To miejsce jest już zajęte przez Boga. Nie chcę być niewolnicą
„osoby bardzo mnie miłującej, pragnącej i proszącej o moją miłość”. Nie chcę
być przedmiotem w międzyludzkich relacjach. Pragnę być służebnicą i niewolnicą
Boga, gdyż tylko On może nauczyć mnie jak kochać prawdziwie, szczerze, mądrze i
owocnie, by uszlachetniać i uświęcać miłowaną przeze mnie osobę, a jednocześnie
by samą siebie uszlachetniać i uświęcać. Nie zawsze bowiem poświęcając się
bliźniemu, budujemy dobro. Nie zawsze wypełniamy wówczas wolę Ojca i nie zawsze
swym całkowitym zaangażowaniem w człowieka i oddaniem człowiekowi świadczymy o
Jego Sprawiedliwości oraz Miłosierdziu. Nie zawsze też potrafimy żyć na Jego
chwałę i cześć, a przecież to właśnie winno być celem doczesnej wędrówki
każdego chrześcijanina (?!). Niekiedy wydaje nam się, że bezkompromisowym, całkowitym
oddaniem się „osobie bardzo nas miłującej, pragnącej i proszącej o naszą miłość”,
wypełniamy wolę Ojca Niebieskiego. Czasami jednak wspomniane oddanie staje się toksycznym
podporządkowaniem i zaspokajaniem potrzeb jednostki czy jej oczekiwań, a nie! wypełnianiem
woli Boga. Niekiedy więcej potrafimy zniszczyć, służąc złemu niż Chrystusowi, dlatego
tak ważne w życiu chrześcijanina są (w moim przekonaniu) zespoły prawd – lektura
Pisma Świętego i prawa lub zakazy, uczące nas kunsztu tworzenia dobra na chwałę
i cześć Pana naszego Ojca Wszechmogącego.
„Chrześcijaństwo to Chrystus”,
ale Chrystus (dla mnie) to Prawda, Prawo, Mądrość, Miłość i Sprawiedliwość.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz