wtorek, 5 lutego 2019

CHRYSTE! - KIM JESTEŚ?...


„Chrześcijaństwo nie jest zespołem prawd, w które należy wierzyć, prawami, które należy przestrzegać lub zakazami. Chrześcijaństwo postrzegane w ten sposób jest odpychające. Chrześcijaństwo to osoba, która bardzo mnie umiłowała, która pragnie i prosi o moją miłość. Chrześcijaństwo to Chrystus.”
św. Oskar Arnulfo Romero

Wybacz mi Panie,
ale przytoczona wypowiedź św. Oskara Romero brzmi dla mnie dwuznacznie i wydaje się być splotem pewnej, wyraźnej! sprzeczności, wynikającej z indywidualnej interpretacji zapisanych słów, które można odnieść do Pisma Świętego a jednocześnie do wymogów współczesnego nam świata czy oczekiwań człowieka, definiującego obecnie moralność w sposób elastyczny, bo dopasowany do potrzeb i poglądu jednostki. Dziś rozmywa się granica oddzielająca prawnym zapisem Dekalogu dobro od zła. Dziś „nic, co ludzkie nie jest obce”, a nawet staje się modne, priorytetowe, istotne i kształtujące etykę (?!) według norm politycznej poprawności, tolerancji, akceptacji, uległości i bierności, potrzeb i oczekiwań. Dziś człowiek spycha Boga z piedestału Jego Majestatu, zajmując miejsce Stworzyciela Nieba i Ziemi, wszystkich rzeczy widzialnych i niewidzialnych, jakby był zdecydowanie ważniejszy i bezkonkurencyjny, uzurpując sobie całkowite prawo do zajęcia centralnego i pierwszego miejsca w świecie, w życiu codziennym, jakby był wyznacznikiem wszystkiego, co słuszne i dobre, poprawne i bezbłędne.
Wspomniany święty, męczennik Kościoła katolickiego oraz obrońca praw człowieka – Oskar Romero, zaznacza, iż „chrześcijaństwo nie jest zespołem prawd, w które należy wierzyć”.
Nie rozumiem.
Chrześcijaństwo jest bowiem dla mnie osobiście (!) wiarą w Boga, a Bóg jest Prawdą Absolutną, której Obecność udokumentowana jest poprzez zapis Pisma Świętego, jako Słowa Bożego, które to „stało się ciałem”, stało się rzeczywistością, a Pismo Święte z kolei jest dla mnie historią narodu wybranego – Izraela (Stary Testament) oraz historią Jezusa Chrystusa (Nowy Testament), świadectwem Stwórcy i Jego wszelkiego stworzenia, będącego dziełem Pana, pochodzącym od Ojca Niebieskiego, a historia jest tym, co realnie i niepodważalnie miało miejsce, co się zadziało, zaistniało, zaznaczyło śladem czasoprzestrzeni na szerokościach i długościach geograficznych mapy dziejów ludzkości – to zespół prawd, więc… Skoro „chrześcijaństwo nie jest owym zespołem prawd, w które należy wierzyć”, to…
Kimże jesteś Chryste i kim my jesteśmy, skoro Ty to chrześcijaństwo a chrześcijaństwo to Ty?!,
to…
Czy lektura Pisma Świętego jest czymś nieistotnym i niekoniecznym oraz nieobowiązkowym?!,
to…
Czyż nie stajemy się wówczas – w obliczu przytoczonej wypowiedzi – drzewem pozbawionym korzeni?!...
Kolejnym zagadnieniem, budzącym we mnie burzę niespokojnych emocji i refleksji, jest stwierdzenie, że „chrześcijaństwo nie jest (…) prawami, które należy przestrzegać lub zakazami”.
Po cóż więc Bóg zawraca nam głowę ustanowionym przez Siebie Kodeksem?! Jaką zatem wartość ma Dekalog?! Czyż nie jest to zapis praw i zakazów, przekazanych na górze Synaj (Horeb) Mojżeszowi w formie dwóch kamiennych tablic?! Czyż odrzuceniem i nieprzestrzeganiem owych praw i zakazów – dziesięciorga przykazań – nie odrzucamy przymierza z Bogiem?! Czyż nie okazujemy wówczas! pychy i krnąbrności charakterów, egoizmu i samouwielbienia, pogardy i lekceważenia wobec Ojca Niebieskiego, który „tak umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego dał, aby każdy, kto w Niego wierzy, nie zginął, ale miał życie wieczne” (J 3,16)?! Czyż nie nadużywamy wówczas! Bożej życzliwości, przychylności, miłości i dobroci?! Czyż nie stajemy się wówczas! dyktatorami, samodzielnie wyznaczającymi granice pomiędzy tym, co w naszym, czysto ludzkim odczuciu jest dobre a co złe?!...
Nie rozumiem.
Oskar Romero wyraźnie zaznacza, że „chrześcijaństwo to Chrystus”.
Jeżeli tak rzeczywiście jest, to z jakiego powodu, dlaczego?!, wspomniany święty i męczennik Kościoła katolickiego, podważa Autorytet jakim jest Jezus?...
Nie rozumiem.
Skoro!, „chrześcijaństwo to Chrystus”, a Jezus to Bóg, a Bóg to Prawda, odciśnięta Słowem w Piśmie Świętym i będąca zapisem splotu wydarzeń – faktów, a co za tym idzie, będąca zespołem prawd objawionych w Starym oraz Nowym Testamencie, a Bóg to również Jego prawa i zakazy, odzwierciedlające Jego oczekiwania i stanowiące zaczyn Jego woli wobec nas – dzieci Ojca Niebieskiego, to dlaczego?! nie wiąże wspomniany święty i męczennik Kościoła katolickiego z owym zespołem prawd obowiązku wiary w ich faktyczny stan czy z owymi prawami lub zakazami konieczności ich przestrzegania?
Nie rozumiem.
Czyż Pan Jezus nie powiedział, że „Jego matką i Jego braćmi są ci, którzy słuchają słowa Bożego i wypełniają je” (Łk 8, 21)?!...
Jeśli przytoczone wyjaśnienie pokrewieństwa duchowego rzeczywiście wypłynęło z ust Chrystusa, to czy chrześcijanie nie powinni słuchać Słowa Bożego poprzez lekturę Pisma Świętego, a tym samym poprzez wiarę w zespół prawd w owym Piśmie objawionych i czy nie powinni wypełniać poznawanych Słów – woli Ojca poprzez przestrzeganie ustalonych przez Niego praw i zakazów, poprzez dostosowywanie się do Jego nauczania i wskazówek, informujących nas – dzieci Króla, co możemy a czego nie wolno nam czynić?!
Jedno stwierdzenie zaprzecza drugiemu. Nie widzę w wypowiedzi Oskara Romero logiki i spójności. Przykro mi, ale nie rozumiem przytoczonego zagadnienia.
Jeżeli „chrześcijaństwo to Chrystus”, ale „nie zespół prawd, w które powinniśmy wierzyć, i nie prawa lub zakazy, których winniśmy przestrzegać”, to…
Kim jest Jezus?!, jeśli nie Bogiem, jeśli nie Prawdą, jeśli nie Prawem i Porządkiem, Mądrością i Dobrem?... Kim my jesteśmy – chrześcijanie?!...
W obliczu mojej osobistej analizy i mojego osobistego rozumowania powyższej wypowiedzi Oskara Romero, śmiem wnioskować, że Pismo Święte jako zespół prawd nie jest lekturą obowiązkową i potrzebną, w którą trzeba wierzyć, że Dekalog nie jest formą nazewnictwa grzechu i Kodeksem praw oraz zakazów, których należy przestrzegać, a co za tym idzie! i sakrament pokuty nie jest niczym znaczącym oraz istotnym w życiu każdego chrześcijanina (?!). Najważniejsze bowiem – według przekonania wspomnianego świętego i męczennika Kościoła katolickiego – jest to, by być wrażliwym (nie na Boga?!) a na „osobę, która mnie umiłowała, która pragnie i prosi o moją miłość”. Podążając zatem sformułowanym w ten sposób torem poszczególnych wyznaczników chrześcijaństwa, można mniemać, odrzucając przykazanie miłości, nakazujące nam „miłować bliźniego swego jak siebie samego” (o czym często się zapomina), iż prawdziwym chrześcijaninem jest ten, kto potrafi stać się niewolnikiem miłości osoby nas miłującej, kto jest w stanie zrezygnować z szacunku do siebie samego, bo przecież „chrześcijaństwo nie jest prawami, które należy przestrzegać lub zakazami”, kto jest również w stanie być nawet(?)! przedmiotem owej miłości bez względu na jej charakter, gdyż to akurat nie zostało sprecyzowane, a jak wiadomo – ludzkie serce nie jest nieomylne, a przez to bywa nierzadko zaborcze, bezwzględne, zachłanne, głupie, egoistyczne i potwornie wymagające.
Kim zatem powinnam być?
Jeżeli chrześcijanin nie ma obowiązku wierzyć w zespół prawd, nie ma także obowiązku przestrzegać praw i zakazów, a przez to nie ma obowiązku poznawać Boga, co jest możliwe poprzez lekturę Pisma Świętego – poprzez poznawanie właśnie owego zespołu prawd, jak również nie ma obowiązku spełniania Jego woli poprzez słuchanie i wypełnianie Słowa Bożego a jednocześnie poprzez przestrzeganie właśnie owych praw Ojca Niebieskiego lub zakazów, to w jaki sposób można być chrześcijaninem, nie naśladując Chrystusa?!...
Nie rozumiem.
W moim skromnym odczuciu nie ma innej drogi do szczęścia i zbawienia jak Jezus. W moim skromnym odczuciu odrzucenie zespołu prawd jest niczym odwrócenie się człowieka od Boga a nieprzestrzeganie praw lub zakazów przez Niego ustalonych i wprowadzonych w doczesne życie każdego chrześcijanina jest niczym brak szacunku wobec Ojca Niebieskiego, akt ignorancji i bezczelności, egoizmu i pychy, ludzkiej dyktatury i samowolki. Owe odrzucenie zespołu prawd i nieprzestrzeganie praw lub zakazów jest jednoznaczne z nieprzyjęciem daru mądrości i daru rozeznania, a zastąpienie obowiązku wiary w zespół prawd i obowiązku wypełniania przykazań całkowitym zwróceniem swej uwagi oraz skoncentrowaniem swego działania na „osobę bardzo nas miłującą, pragnącą i proszącą o naszą miłość” jest równoznaczne z możliwością narażenia się na zagrożenie bycia potępionym poprzez przyjęcie postawy niewolnika serca (często kapryśnego i nierozsądnego) poprzez przeobrażenie się w przedmiot miłości, która w konsekwencji może okazać się toksyczna i rodząca więcej zła niż dobra.
Nie przyjmuję zaprezentowanej przez świętego i męczennika Kościoła katolickiego – Oskara Romero teorii chrześcijaństwa. Razi mnie bowiem sprzeczność przytoczonej wypowiedzi. Odczytuję w zacytowanych słowach sens, który rani moje sumienie i moje rozumienie chrześcijaństwa. Jedynym wyznacznikiem, który jestem w stanie zaakceptować jest identyfikacja osoby „bardzo mnie miłującej, pragnącej i proszącej o moją miłość” jako Jezusa. Jedyne bowiem w czym jestem skłonna się zgodzić z Oskarem Romero to fakt, iż „chrześcijaństwo to Chrystus”. Mam jednak świadomość, iż chcąc być prawdziwą, niezakłamaną i szczerą chrześcijanką – wierną Ojcu córką Boga, muszę naśladować Jezusa, muszę się od Niego Jego uczyć, a więc muszę poznawać nieustannie i niestrudzenie zespół prawd, czytając Pismo Święte, i wierzyć w zespół prawd, ufając Słowu, jak również muszę przestrzegać praw lub zakazów Ojca Niebieskiego, które odkrywam poprzez słuchanie Słowa Bożego i których przestrzegam, spełniając wolę mego Pana i Stworzyciela.
Bóg jest Centrum mego życia a nie człowiek. Jedynie przez Chrystusa mogę posiąść zdolność „miłowania bliźniego jak siebie samą” jestem w stanie. Chrześcijaństwo to nie jakaś tam „osoba bardzo mnie miłująca, pragnąca i prosząca o moją miłość”. Chrześcijaństwo to Chrystus. Chrześcijaństwo to zespół prawd – Pismo Święte, w którym poznaję Jezusa – Boga, odkrywam Jego Mądrość i Miłość, Miłosierdzie i Sprawiedliwość, Dobroć i Jego Wolę, w którym poznając Ojca odkrywam lepszą siebie jako Jego pociechę i radość. Chrześcijaństwo to „prawa, których winna jestem przestrzegać lub zakazy”, gdyż poprzez codzienne życie podporządkowane nauczaniu i ostrzeżeniom Chrystusa mogę okazać szacunek memu Panu, poprzez posłuszeństwo mogę odwzajemnić uczucie niepowtarzalnej miłości, jaką obdarzył i jaką otacza mnie Bóg – to akt zawartego z Nim przymierza.
Nie chcę innej drogi. Nie chcę stawiać na pierwszym, centralnym miejscu mego doczesnego życia człowieka. To miejsce jest już zajęte przez Boga. Nie chcę być niewolnicą „osoby bardzo mnie miłującej, pragnącej i proszącej o moją miłość”. Nie chcę być przedmiotem w międzyludzkich relacjach. Pragnę być służebnicą i niewolnicą Boga, gdyż tylko On może nauczyć mnie jak kochać prawdziwie, szczerze, mądrze i owocnie, by uszlachetniać i uświęcać miłowaną przeze mnie osobę, a jednocześnie by samą siebie uszlachetniać i uświęcać. Nie zawsze bowiem poświęcając się bliźniemu, budujemy dobro. Nie zawsze wypełniamy wówczas wolę Ojca i nie zawsze swym całkowitym zaangażowaniem w człowieka i oddaniem człowiekowi świadczymy o Jego Sprawiedliwości oraz Miłosierdziu. Nie zawsze też potrafimy żyć na Jego chwałę i cześć, a przecież to właśnie winno być celem doczesnej wędrówki każdego chrześcijanina (?!). Niekiedy wydaje nam się, że bezkompromisowym, całkowitym oddaniem się „osobie bardzo nas miłującej, pragnącej i proszącej o naszą miłość”, wypełniamy wolę Ojca Niebieskiego. Czasami jednak wspomniane oddanie staje się toksycznym podporządkowaniem i zaspokajaniem potrzeb jednostki czy jej oczekiwań, a nie! wypełnianiem woli Boga. Niekiedy więcej potrafimy zniszczyć, służąc złemu niż Chrystusowi, dlatego tak ważne w życiu chrześcijanina są (w moim przekonaniu) zespoły prawd – lektura Pisma Świętego i prawa lub zakazy, uczące nas kunsztu tworzenia dobra na chwałę i cześć Pana naszego Ojca Wszechmogącego.
„Chrześcijaństwo to Chrystus”, ale Chrystus (dla mnie) to Prawda, Prawo, Mądrość, Miłość i Sprawiedliwość.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz