wtorek, 23 stycznia 2018

ZŁOTY CIELEC

„A gdy lud widział, że Mojżesz opóźniał swój powrót z góry, zebrał się przed Aronem i powiedział do niego: „Uczyń nam boga, który by szedł przed nami, bo nie wiemy, co się stało z Mojżeszem, tym mężem, który nas wyprowadził z ziemi egipskiej”. Aron powiedział im: „Pozdejmujcie złote kolczyki, które są w uszach waszych żon, waszych synów i córek, i przynieście je do mnie”. I zdjął cały lud złote kolczyki, które miał w uszach, i zaniósł je do Arona. A wziąwszy je z ich rąk, nakazał im przetopić i uczynić z tego posąg cielca odlany z metalu. I powiedział: „Izraelu, oto bóg twój, który cię wyprowadził z ziemi egipskiej”. A widząc to, Aron kazał postawić ołtarz przed nim i powiedział: „Jutro będzie uroczystość ku czci Pana”. Wstawszy wcześnie rano, dokonali całopalenia i złożyli ofiary biesiadne. I usiadł lud, aby jeść i pić, i wstali, żeby się bawić.”
(Wj 32,1-7)
Być może… zbyt szerokie mam źrenice, dopatrujące się rzeczy, których istnienie nic w życie człowieka nie wnosi, niczemu nie zagraża, nie ma żadnego znaczenia. Być może… zdolność postrzegania moich oczu jest niczym lupa powiększająca banały do rozmiarów przerażających i zatrważających. Być może… mam naturę zbyt troskliwą i wręcz przesadnie nadopiekuńczą.
Przeraża mnie to, co się dzieje – to, co zdaje się burzą pustynną, zacierającą wyrazistość obrazu Boga, nauki Chrystusa.
Ludzie smagani biczem codziennego trudu, ciężarem obowiązków balansujących na granicy cudu pogodzenia życia rodzinnego z zawodowym, polityki wprowadzającej chaos i zatracającej wartości sprzedawane za dukaty gumowej tolerancji, odzierającej człowieka z godności i degradującej go do poziomu znajdującego się pod śladami zwierząt, zaszczuwani medialnym bełkotem i medialną propagandą oraz wiadomościami pełnymi dominującego zła w ogóle nie szukają pocieszenia w Bogu. Na słowa Jezusa, który troskliwie wzywa wszystkich utrudzonych i obciążonych, by przyszli do Niego, gdyż pragnie ich pokrzepić (Mt 11,28), są głusi i obojętni. U podnóża góry, jakim jest doczesne życie, samodzielnie i egocentrycznie szukają własnej metody na szczęście. Odrzucają Boga poprzez brak cierpliwości i pokory. Spragnieni wygody i komfortu ziemskiego bytowania w ogóle nie zwracają uwagi na kruchość dobry jaką jest przemijająca bezpowrotnie doczesność, a zawzięcie i uparcie dążą do zaspokojenia odczuwanych potrzeb. Tworzą więc własny kodeks „moralny”, którego fundamentem jest zgubna, bo gumowa tolerancja ludzkiej natury z uwzględnieniem jej piękna i obrzydliwości. Stawiają człowieka w centralnym miejscu jako najważniejszego i najpotężniejszego, uzasadniając prawo do wspomnianego podium bezgranicznym miłosierdziem Boga, nie osądzającemu sprawiedliwie a wybaczającemu wszystkim wszystko. Doszukują się w innych religiach rzeczy, które niczym złote kolczyki w uszach żon, synów i córek przetapiane są na wzór podobieństwa, odzwierciedlającego w złotym blasku cielca z metalu oblicze Ojca Niebieskiego, będącego w rzeczywistości odrysowaniem ludzkich wyobrażeń i pragnień…
A, przecież Jeden jest Bóg, Stworzyciel nieba i ziemi, wszystkich rzeczy widzialnych i niewidzialnych, ostrzegający stanowczo i bezkompromisowo: „Nie będziesz miał bogów cudzych przede mną”!. Tylko Jeden jest Jezus Chrystus, który się począł z Ducha Świętego i narodził się z Maryi Panny, zaznaczający, iż „jeśli kto chce pójść za Nim, niech się zaprze samego siebie, niech weźmie swój krzyż i niech Go naśladuje” (Mt 16,24).
Ludzie jednak u podnóża góry, jakim jest życie doczesne, wybierają komfort i wygodę codzienności. Odrzucają krzyż. Gardzą wezwaniem Zbawiciela. Robią odlew złotego cielca osobistych poglądów, interpretacji, teorii. I chociaż Chrystus nawołuje i wyjaśnia, pouczając, że „szeroka jest brama i przestronna droga, która prowadzi do zguby, a ciasna jest brama i wąska droga, która prowadzi do życia” (Mt 7,13-14), nie słuchają… Wstają wcześnie rano, dokonują całopalenia, składają ofiary biesiadne, jedzą i piją, bawią się, korzystają z uciech doczesności i nie dopuszczają do siebie jakichkolwiek sytuacji związanych z bólem czy cierpieniem, bo gdy niepożądany stan zakłóca lekkość wygodnego życia, modlą się i żądają, by ciężar krzyża spoczął na barkach Tego, który na nim już zginął za nasze grzechy.
Niewielu pragnie naśladować Chrystusa. Niewielu godzi się na cierpienie. Niewielu cierpliwie i pokornie wypełnia wolę Boga. Tak potężne zaś masy ludzi pragną dziś w dziecięcych podskokach radości podążać za Jezusem, naśladując Go jedynie „w uzdrawianiu chorych, wskrzeszaniu umarłych, oczyszczaniu trędowatych czy wypędzaniu złych duchów” (Mt 10,8), zapominając o nakazie Chrystusa, który prosi, by „darmo dawali, bo darmo otrzymali” (Mt 10,8), i ignorując ostrzeżenie Syna Bożego, kategorycznie zaznaczającego, iż „nie każdy, kto Mu mówi: „Panie, Panie!” wejdzie do królestwa niebieskiego, lecz (tylko) ten, kto spełnia wolę Jego Ojca” (Mt 7,21). Dziś bardzo popularne stają się fora czy warsztaty charyzmatyczne, ludzkie pouczenia i wskazówki, na których większość buduje w sobie przekonanie, że dary uzdrawiania, wskrzeszania, oczyszczania czy wypędzania złych duchów w imię Jezusa Chrystusa jest prezentem w pięknie opakowanym pudełeczku Bożej życzliwości, przewiązanym kolorową wstążką, że wcale nie trzeba naśladować Zbawiciela poprzez dźwiganie własnego krzyża, bo przecież wystarczy się odpowiednio z wiarą (?) pomodlić, by kielich cierpienia został przez Boga zabrany, usunięty z codziennego życia. 
Tak często słyszę z ust gorliwych osób oskarżenia, lekko i łatwo oceniające sytuację człowieka zmagającego się z trudnościami czy niepowodzeniami. „Cierpisz?!, bo się źle modlisz.” – huczy echem swoboda osądu wypełniającego gromem „mądrości” główną nawę Kościoła. Tak wielu prześciga się w modlitwie, szukając mistrza najlepszej metody, słowa, gestu czy zaangażowania ciała,… ale czy duszy?! Tak wielu pragnie posiadać bogate wachlarze wszystkich darów Ducha Świętego, zapominając często o tym, że to On Sam rozdaje według własnego uznania i potrzeb a nie według ludzkich oczekiwań czy życzeń. Tak wielu nakłania innych do modlitwy językami, nie zwracając uwagi na Boże pouczenie, płynące z treści „Hymnu o miłości” jakby właśnie ta forma modlitwy była najlepsza i najważniejsza, ignorując jednocześnie wyjaśnienia św. Pawła, który w „Pierwszymi liście do Koryntian” wyraźnie i mocno nadmienia, że „dar języków jest znakiem nie dla wierzących, lecz dla pogan” (1 Kor 14,22) i że „jeśli więc ktoś korzysta z daru języków, niech się modli, aby potrafił to wytłumaczyć (1 Kor 14,13), a gdyby nie było tłumacza, powinien zamilknąć na zgromadzeniu (1 Kor 14,28).
Gdzie się podziała pokora, cierpliwość, wiara, miłość i nadzieja, ostrożność, o której tak pięknie i mądrze pisze św. Jan od Krzyża?
Dziś rozmywa się granica pomiędzy dobrem a złem. Grzech wydaje się pobłażliwiej interpretowany i traktowany. Echo dudni optymistycznymi hasłami miłosierdzia, powtarzanymi do znudzenia i siejącymi zarazę przekonania, że Bóg wybacza lekkomyślnie i dobrodusznie wszystko, cokolwiek człowiek uczyni – zarazę zaprzeczającą prawdzie wiary, według której Pan jest „Sędzią Sprawiedliwym, gdyż za dobre wynagradza a za złe karze”. Dziś jest pełno fałszywych proroków w owczej skórze. Dzisiejsze pokolenie „podobne jest do przebywających na rynku dzieci, które przymawiają swym rówieśnikom: „Przygrywaliśmy wam, a nie tańczyliście; biadaliśmy, a wyście nie zawodzili”, (a którzy, gdy) przyszedł Jan: nie jadł ani nie pił, mówią: „Zły duch go opętał”, (a którzy gdy) przyszedł Syn Człowieczy: je i pije, a oni mówią: „Oto żarłok i pijak, przyjaciel grzeszników i celników”, (i którzy zapominają, że) jednak mądrość usprawiedliwiona jest przez swe czyny” (Mt 11,16-19).
Nie bądźmy „ludem o twardym karku” (Wj 32,9).
Niecierpliwość i ludzka zachłanność tworzy złotego cielca, sprzeniewierzając się Bogu, dlatego dziś istnieje (w moim skromnym odczuciu) tak potężna potrzeba czerpania owej „mądrości usprawiedliwianej przez swe czyny” z Pisma Świętego, co pomoże człowiekowi zachować ostrożność i czujność, być pokornym i cierpliwym, a jednocześnie ułatwi wypełnianie woli Boga Ojca Wszechmogącego.

„Czuwajmy, bo nie znamy dnia ani godziny” (Mt 25,13). Czuwajmy, by Pan nie powiedział, patrząc w nasze źrenice: „Nigdy was nie znałem. Odejdźcie ode Mnie wy, którzy dopuszczaliście się nieprawości!” (Mt 7,23).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz